Robert Jordan - Wielkie Polowanie

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Jordan - Wielkie Polowanie» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Wielkie Polowanie: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wielkie Polowanie»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Wielkie Polowanie — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wielkie Polowanie», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Daj mi to, Rand — powiedział uroczystym tonem. — Skoro im to potrzebne... Daj mi to.

Rand pośpiesznie pomógł mu przymocować sztandar do drzewca. Gdy Perrin ponownie dosiadł konia, ze sztandarem w ręku, podmuch powietrza rozwiał białą płachtę, sprawiając, że widniejący na niej wąż zdawał się poruszać, żyć. Mgły ten wiatr nie tknął, tylko sam sztandar.

— Zostań tutaj — powiedział Rand Hurinowi. — Kiedy to się skończy... Tu będziesz bezpieczny.

Hurin chwycił za swój krótki miecz, jakby rzeczywiście mógł z niego zrobić jakiś użytek.

— Dopraszam się twego wybaczenia, lordzie Rand, ale wolę nie. Nie rozumiem dziesiątej części tego, com tu słyszał... ani tego, co widzę — wymamrotał, po chwili jednak jego głos wrócił do sił — ale dotarłem tak daleko i chyba chcę do końca przebyć tę drogę.

Artur Hawkwing poklepał węszyciela po ramieniu.

— Niekiedy Koło powiększa nasze szeregi, przyjacielu. Może któregoś dnia staniesz się jednym z nas.

Hurin wyprostował się, jakby ofiarowano mu koronę. Hawkwing skłonił się ceremonialnie ze swego siodła w stronę Randa.

— Za twoim pozwoleniem... lordzie Rand. Trębaczu, czy zagrasz nam na Rogu? Stosowna to rzecz, by Róg śpiewał nam do bitwy. Człowieku ze sztandarem, czy zechcesz ruszać?

Mat raz jeszcze zadął w Róg, przeciągle i głośno — opary mgły rozdzwoniły się tym dźwiękiem — a Perrin pognał konia przed siebie. Rand dobył miecza ze znakiem czapli i ruszył między nimi.

Nie widział nic prócz gęstych kłębów bieli, ale w niewytłumaczony sposób widział też to, co przedtem. Falme, na ulicach którego ktoś korzystał z Mocy, port, seanchańską armię, umierających Synów Światłości, wszystko to pod sobą, wszystko to zawisłe w górze, wszystko dokładnie takie, jak przedtem. Wydawało się, że żaden czas nie upłynął od chwili, w której Mat zadął w Róg, jakby czas zatrzymał się, gdy bohaterowie odpowiadali na wezwanie Rogu, a teraz wznowił swe odliczanie.

Dzikie dźwięki, dobywane przez Mata, rozbrzmiewały echem po mgle, przy akompaniamencie stukotu kopyt rozpędzonych koni. Rand pędził prosto przez mgłę, nie wiedząc, dokąd właściwie zmierza. Chmury gęstniały, kryjąc ostatnie szeregi bohaterów galopujących obok niego, coraz bardziej zaciemniając wizję, aż wreszcie widział wyraźnie tylko Mata, Perrina i Hurina. Hurma, skulonego w siodle, szeroko rozwierającego oczy, popędzającego konia. Mata na przemian dmącego w Róg i zanoszącego się śmiechem. Perrina, z rozjarzonymi, żółtymi oczyma, z powiewającym za nim sztandarem Smoka. Po chwili oni też zniknęli i dalej Rand galopował, zdawało się, samotnie.

W pewien sposób widział ich wszystkich, ale był to ten sam sposób, w jaki widział Falme i Seanchan. Nie był w stanie orzec ani gdzie są oni, ani on sam. Ścisnął mocniej rękojeść miecza, przezierając wzrokiem mgłę. Szarżował samotnie przez opary i z jakiegoś powodu wiedział, że tak to dokładnie miało być.

Nagle z mgły wyrósł przed nim Ba’alzamon. Rozpostarł szeroko ramiona.

Rudy stanął dęba, wyrzucając go z siodła. Spadał, kurczowo uczepiony miecza. Lądowanie nie było twarde. W rzeczy samej, pomyślał z pewnym zdziwieniem, przypominało lądowanie na... na niczym. W jednej chwili żeglował przez mgłę, w następnej po prostu przestał.

Gdy podniósł się na nogi, jego koń gdzieś zniknął, ale Ba’alzamon ciągle tam był, kroczył w jego stronę z długą, sczerniałą od ognia laską w dłoniach. Byli sami, tylko oni i ta mgła. Za Ba’alzamonem pojawił się cień. Mgła nie była ciemna, ta czerń ją wyparła.

Rand zauważył też inne rzeczy. Artur Hawkwing i inni bohaterowie potykali się z Seanchanami w gęstej mgle. Perrin, ze sztandarem w dłoni, wymachiwał toporem po to raczej, by odstraszyć tych, którzy usiłowali go dosięgnąć, niż zrobić im coś złego. Mat nadal wygrywał szalone nuty na Rogu Valere. Hurin zsiadł z konia, walczył, jak umiał, swym krótkim mieczem i łamaczem mieczy. Mogło się niby wydawać, że Seanchanie powinni ich pokonać jednym zrywem, a to właśnie odziani w ciemne zbroje żołnierze cofali się.

Rand ruszył na spotkanie z Ba’alzamonem. Niechętnie przywołał pustkę, sięgnął do Prawdziwego Źródła, napełnił się Jedyną Mocą. Nie było innego sposobu. Może nie miał żadnej szansy w starciu z Czarnym, ale jeśli już była, to opierała się na Mocy. Przesiąknęła wszystkie jego członki, wydawała się zalewać całe otoczenie, ubranie, miecz. Miał wrażenie, że powinien płonąć niczym słońce. To przeszywało go radosnym dreszczem, od tego zbierało mu się na wymioty.

— Zejdź mi z drogi — powiedział zgrzytliwym głosem. — Nie jestem tu z twojego powodu!

— Dziewczyna? — Ba’alzamon ryknął śmiechem, a z jego ust buchnął płomień. Rany po oparzeniach na twarzy wygoiły się, zostało tylko kilka, blednących już, różowych blizn. Przypominał przystojnego mężczyznę w średnim wieku. Gdyby nie te usta i oczy. — Która, Lewsie Therinie? Tym razem nikt ci nie pomoże. Będziesz mój albo zginiesz. W każdym przypadku i tak jesteś mój.

— Kłamca! — warknął Rand. Zaatakował Ba’alzamona, lecz laska ze zwęglonego drewna odepchnęła jego ostrze i skąpała je w deszczu iskier. — Ojciec kłamstw!

— Głupiec! Czyżby ci inni głupcy, których wezwałeś, nie powiedzieli ci, kim jesteś? — Ognie w twarzy Ba’alzamona huczały śmiechem.

Poczuł lodowaty chłód, mimo że unosił się we wnętrzu skorupy pustki.

„Czy mogli kłamać? Nie chcę być Smokiem Odrodzonym.”

Ścisnął mocniej miecz. „Rozdzieranie jedwabiu”, ale Ba’alzamon udaremniał każde pchnięcie — iskry sypały się jak spod młota uderzającego o kowadło.

— Mam sprawę do załatwienia w Falme i nic tobie do niej. Jak zawsze nic — powiedział Rand.

„Muszę skierować jego uwagę na siebie, dopóki oni nie uwolnią Egwene”.

Widział, w tamten dziwaczny sposób, bitwę szalejącą wśród spowitych we mgłę podwórców dla wozów i wybiegów dla koni.

— Ty żałosny nędzarzu. Zadąłeś w Róg Valere. Jesteś z nim teraz związany. Myślisz, że te robaki z Białej Wieży kiedykolwiek teraz cię puszczą? Nałożą na twój kark łańcuchy tak grube, że nigdy ich nie przetniesz.

Rand był tak zdziwiony, że to zdziwienie czuł nawet przez pustkę.

„On nic nie wie. On nie wie!”

Był przekonany, że to się ujawniło na jego twarzy. Żeby to ukryć, natarł na Ba’alzamona. „Koliber całuje różę”. „Księżyc na wodzie”. „Jaskółka w locie”. Między mieczem a laską zajaśniał łuk błyskawicy. Srebrzysty deszcz iskier lunął na mgłę. A Ba’alzamon cofnął się, z oczyma rozjarzonymi jak dwa wściekłe paleniska.

Ze skraju świadomości Rand widział, że walczący rozpaczliwie Seanchanie cofają się w głąb ulic Falme. Damane rozpruwały ziemię Jedyną Mocą, lecz nie mogły tym zaszkodzić Arturowi Hawkwingowi ani innym bohaterom wezwanym przez Róg.

— Na zawsze zostaniesz ślimakiem ukrytym pod kamieniem? — warknął Ba’alzamon. Otaczająca go ciemność kłębiła się i wirowała. — Zabijasz się, gdy tak tu stoimy. Moc pieni się w tobie. Spala cię. Zabija! Tylko ja na całym świecie mogę cię nauczyć, jak kontrolować jej przepływ. Służ mi, to będziesz żył. Służ mi, bo inaczej zginiesz!

— Nigdy!

„Muszę go wystarczająco długo zatrzymywać. Spiesz się, Hawkwing. Spiesz się!”

Raz jeszcze rzucił się na Ba’alzamona. „Gołąb zrywa się do lotu”. „Spadający liść”.

Tym razem to on musiał się cofnąć. Widział niewyraźnie Seanchanów, którzy zapędzeni przedtem między stajnie, torowali sobie teraz drogę powrotną. Zdwoił wysiłki. „Zimorodek łowi płoć”. Seanchanie ustępowali przed szarżą, w pierwszym szeregu kroczyli ramię w ramię Artur Hawkwing i Perrin. „Wiązanie słomy”. Ba’alzamon powitał jego cios fontanną purpurowych świetlików i musiał uskoczyć w tył, by laska nie rozłupała mu głowy, podmuch ciosu zwichrzył włosy. Seanchanie popędzili naprzód. „Krzesanie iskier”. Iskry spadły niczym grad, Ba’alzamon uskoczył przed jego uderzeniem, na brukowanych ulicach Seanchanie znowu ustępowali pola.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wielkie Polowanie»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wielkie Polowanie» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Wielkie Polowanie»

Обсуждение, отзывы о книге «Wielkie Polowanie» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x