Wszyscy patrzyli na mnie w osłupieniu. Dobra, to, co kazałem im zrobić, było dość dziwaczne, to prawda, ale przecież...
Jolu wstał.
– Tak to się właśnie zaczyna. W ten sposób dowiemy się, po czyjej stronie stoicie. Może nie macie ochoty wychodzić na ulice i dać się wsadzić za przekonania, ale jeśli macie jakieś przekonania, pokażcie to. Stworzymy Sieć Zaufania, dzięki której dowiemy się, kto jest z nami, a kto nie. Musimy to zrobić, jeśli chcemy odzyskać nasz kraj. Musimy zrobić coś takiego.
Ktoś z widowni – to była Ange – podniósł rękę, w której tkwiła butelka piwa.
– Możecie mnie nazwać głupią, ale ja nic z tego nie rozumiem. Dlaczego chcecie, żebyśmy to zrobili?
Obaj z Jolu spojrzeliśmy po sobie. Kiedy to organizowaliśmy, wszystko wydawało się takie oczywiste.
– Xnet to nie tylko sieć, w której możesz za darmo grać. To ostatnia sieć w USA, w której można swobodnie się komunikować. To ostatnie miejsce, gdzie podczas rozmowy nie szpieguje was DBW. Ale żeby to działało, musimy być pewni, że osoba, z którą się komunikujemy, nie jest wtyczką. To znaczy musimy wiedzieć, że osoby, do których wysyłamy wiadomości, są rzeczywiście tymi, za których się podają. Dlatego się tutaj znaleźliście. Jesteście tutaj, bo wam ufamy.
Naprawdę wam ufamy. Mamy do was bezgraniczne zaufanie.
Kilka osób jęknęło. Zabrzmiało to melodramatycznie i głupio.
Wstałem.
– Gdy wybuchły bomby... – powiedziałem i poczułem bolesny skurcz w klatce piersiowej. – Gdy wybuchły bomby, czworo z nas złapano na Market Street. Z jakiegoś powodu DBW uznał, że jesteśmy podejrzani. Założyli nam worki na głowy, wsadzili na statek i przesłuchiwali przez wiele dni. Upokorzyli nas. Bawili się z naszymi umysłami. Potem nas wypuścili. Wszystkich oprócz jednej osoby. Mojego najlepszego przyjaciela. Był z nami, kiedy nas złapali. Był ranny i potrzebował opieki medycznej. Nigdy go już nie zobaczyliśmy. Mówią, że nigdy go nie widzieli. Mówią, że jeśli o tym komuś powiemy, zaaresztują nas i sprawią, że znikniemy. Na zawsze.
Cały się trząsłem. Co za wstyd. Cholerny wstyd. Jolu kierował na mnie światło.
– O Jezu – powiedziałem. – Jesteście pierwszymi ludźmi, którym o tym mówię. Jeśli to się rozniesie, możecie być pewni, że dowiedzą się, od kogo to wyszło. Możecie być pewni, że zapukają do moich drzwi.
Wziąłem parę głębszych oddechów.
– Dlatego dobrowolnie dołączyłem do Xnetu. Dlatego od tej pory moje życie to walka z DBW. Z każdym oddechem. Każdego dnia. Dopóki znowu nie będziemy wolni. Każdy z was może mnie teraz wsadzić do więzienia, jeśli tylko zechce.
Ange znowu podniosła rękę.
– Nie sypniemy cię – powiedziała. – Nie ma mowy. Znam tu wszystkich dość dobrze i mogę ci to obiecać. Nie wiem, jak można się dowiedzieć, komu warto zaufać, ale wiem, komu n i e ufać: starszym. Rodzicom. Dorosłym. Dla nich każdy szpiegowany człowiek to przestępca. Dla nich każdy człowiek, którego złapano i wysłano do tajnego więzienia, to jakiś czarny, jakiś młody, jakiś obcokrajowiec. Zapominają, co to znaczy być w naszym wieku. Być przez cały czas obiektem podejrzeń! Ile razy po wejściu do autobusu poczuliście, że wszyscy gapią się na was jak na zasmarkanego gnojka czy zasranego gówniarza? Co gorsza, coraz młodsi ludzie zamieniają się w dorosłych. Kiedyś mówiło się: „Nigdy nie ufajcie nikomu po trzydziestce”. A ja wam mówię: „Nie ufajcie żadnemu sukinsynowi po dwudziestcepiątce!”.
To rozbawiło wszystkich, ją też. Była ładna, na swój sposób, miała podłużną twarz i długą szczękę.
– Wcale nie żartuję, wiecie? To znaczy pomyślcie o tym. Kto wybrał tych osłów? Kto pozwolił im opanować miasto? Kto głosował za tym, żeby w naszych klasach umieścić kamery i ciągle nas śledzić za pomocą tych odrażających programów szpiegujących zamontowanych w naszych biletach i samochodach? Z pewnością nie szesnastolatek. Możemy być głupi, możemy być młodzi, ale na pewno nie jesteśmy mętami.
– Chcę to mieć na koszulce – powiedziałem.
– To by było dobre – odparła.
Uśmiechnęliśmy się do siebie.
– Gdzie mogę dostać swoje klucze? – zapytała, wyjmując telefon.
– Zrobimy to tam, w ustronnym miejscu obok jaskiń. Zaprowadzę cię i wszystko ustawię, potem zrobisz swoje i zaniesiesz komputer do swoich przyjaciół, żeby zrobili zdjęcia publicznego klucza i mogli go przepisać po powrocie do domu.
Podniosłem głos:
– A! Jeszcze jedno! Jezu, nie mogę uwierzyć, że o tym zapomniałem. Gdy już wpiszecie klucze, wykasujcie te zdjęcia! Ostatnia rzecz, jakiej chcemy, to Flickr pełen zdjęć, na których wspólnie konspirujemy.
Rozległ się przyjacielski nerwowy chichot, Jolu zgasił światło i nagle zrobiło się ciemno, tak że przestałem cokolwiek widzieć. Stopniowo moje oczy przyzwyczaiły się do mroku i ruszyliśmy w kierunku jaskini. Ktoś za mną szedł. Ange. Odwróciłem się do niej i uśmiechnęliśmy się do siebie, jej zęby błyszczały w ciemności.
– Dzięki – powiedziałem. – Byłaś świetna.
– To z tym workiem na głowie i cała reszta to prawda?
– Jasne – odparłem. – To się stało. Nigdy o tym nikomu nie mówiłem, ale to się wydarzyło.
Przerwałem na chwilę, żeby się nad tym zastanowić.
– Wiesz, przez cały ten czas, który upłynął od tamtej pory, przez to, że nikomu o tym nie mówiłem, zaczęło mi się wydawać, że to był tylko zły sen. Ale to się działo naprawdę.
Zatrzymałem się i zacząłem się wspinać do jaskini.
– Cieszę się, że w końcu to powiedziałem. Inaczej zacząłbym wątpić we własną poczytalność.
Ustawiłem laptop na suchym fragmencie skały, odpaliłem go z DVD, a ona się wszystkiemu przyglądała.
– Załaduję go dla każdego od nowa. To standardowa wersja ParanoidLinuksa, chociaż myślę, że będziesz musiała uwierzyć mi na słowo.
– Cholera – powiedziała. – Tu chodzi o zaufanie?
– Tak – przytaknąłem. – O zaufanie.
Gdy włączyła generator klucza, cofnąłem się trochę, nasłuchując, jak pisze i porusza myszką, by wprowadzić losowo wybrane znaki. Wsłuchiwałem się w odgłos fal rozbijających się o skały, w odgłosy imprezy, na której lało się piwo.
Wyszła z jaskini z laptopem w dłoniach. Widniał na nim wypisany wielkimi, błyszczącymi literami jej klucz publiczny, jej „odcisk palca” i adres mailowy. Przysunęła ekran do twarzy i zaczekała, aż wyciągnę komórkę.
– Uśmiech – powiedziałem. Strzeliłem jej fotkę i wrzuciłem telefon z powrotem do kieszeni.
Wróciła do znajomych i wszyscy zrobili jej zdjęcie z ekranem. Panował imprezowy nastrój. Nastrój zabawy. Miała naprawdę dużo charyzmy – miałem ochotę się śmiać, nie z niej, ale razem z nią. Ale czad, to było zajebiste! Wypowiadaliśmy tajną wojnę tajnej policji. Co my sobie, do cholery, myśleliśmy?
I tak się to kręciło przez następną godzinę lub dwie. Wszyscy robili zdjęcia i generowali klucze. Musiałem się z każdym spotkać. Wielu z tych ludzi znałem – niektórych sam zaprosiłem – inni byli przyjaciółmi moich kumpli lub kumpli moich kumpli. Wszyscy powinniśmy być kolegami. Zanim noc dobiegła końca, staliśmy się nimi.
Gdy już wszyscy skończyli, Jolu poszedł zrobić swój klucz, a potem odwrócił się, uśmiechając się do mnie z zażenowaniem. Nie byłem już na niego zły. Robił to, co musiał. Wiedziałem, że bez względu na to, co mówił, zawsze będę mógł na niego liczyć. Razem przeszliśmy przez więzienie DBW. Van też. A takie rzeczy wiążą ludzi na całe życie bez względu na wszystko.
Читать дальше