— I po co? Po co? — rzuciłam pytanie. — Po co tyle zachodu? Jeśli chcieliby nas uratować przed śmiercią z pragnienia, czyż nie prościej byłoby umieścić zbiornik z wodą na naszej drodze? Jeśli oczywiście nie chcą się z nami spotkać.
Szu wstał i chwiejąc się trochę wszedł po stopniach na szczyt „falochronu”.
— A jednak w ciągu tych sześciu czy ośmiu minut znikło pragnienie, wróciły siły… Czuję się co prawda nieco osłabiony, lecz jeszcze pół godziny temu nie mogłem nie tylko chodzić, ale i siedzieć…
Minęły dwie godziny. Zaczęło już świtać, a w dalszym ciągu nie dokuczało nam pragnienie. Przeciwnie, z każdą minutą czuliśmy się lepiej. Jak gdyby nowe siły wstępowały w nasze wyczerpane organizmy.
Około południa ruszyliśmy wzdłuż „falochronu” ku dziwacznej wieży, na której szczycie widoczna była wielka kula podobna do zwiniętego jeża. Czy była to jakaś swoista radiowa latarnia morska czy też wieża miała inne przeznaczenie — nie wiadomo. Dość, że w pobliżu wieży, a zwłaszcza przy zbliżaniu się do kuli najeżonej kolcami, następowały silne zakłócenia na falach krótkich i ultrakrótkich. Szu i Ast na nowo rozpoczęli eksperymenty mające na celu zwrócenie na nas uwagi gospodarzy planety. Były one jednak nadal zupełnie bezowocne.
Tak minął dzień, noc i nadszedł nowy dzień. Znów zaczęliśmy odczuwać głód i pragnienie. Ale nie było to palące uczucie wywołane utratą wody przez organizm, lecz normalna, codzienna potrzeba uzupełnienia jej zasobów. Niezmiernie interesujący był również fakt, że procesy wydalania przebiegały w naszych organizmach niemal normalnie, jakby po rzeczywistym zaspokojeniu pragnienia. Przeprowadzona przez Szu analiza moczu wykazała co prawda ślady zaburzeń w krążeniu wody w organizmie, ale były to następstwa wywołane ubytkiem wody w tkankach. Objawy te wyraźnie zanikały, jak gdyby organizm wracał do równowagi. Skąd wzięła się woda, która uzupełniła niedobór? Gubiliśmy się w domysłach.
Ast i Szu zajęli się ponownie próbami oczyszczenia wody morskiej. Ja obserwowałem otaczający teren. Wokół nas panował jednak spokój. Jedynie przed samym zmrokiem zauważyłam przelatujący z dużą prędkością w odległości dwóch kilometrów jakiś lśniący przedmiot, podobny kształtem do płaskiej szpuli.
Mimo wielokrotnych, coraz to innych eksperymentów, prowadzonych nieprzerwanie przez całą noc i następny dzień błyskański, nie udało się nam zdobyć wody zdatnej do picia. Czy mogliśmy liczyć na jeszcze jedną regenerację? Tak bowiem poczęliśmy nazywać tajemniczy proces odrodzenia się zasobów wodnych i odżywczych w naszych organizmach. Czy powtórzą się krzepiące sny?
Postanowiliśmy czuwać na zmianę, ale sen zmógł dyżurującą Ast. Spaliśmy długo. Jak wskazywały zegarki — przeszło jedenaście godzin. Było to zrozumiałe wobec męczą-cych przeżyć ubiegłych dni. W ostatnim okresie sypialiśmy niewiele i nieregularnie.
Po przebudzeniu stanęliśmy wszyscy troje wobec zagadki, której rozwiązać nie tylko nie byliśmy w stanie, ale która, jak wówczas sądziliśmy, nie mogła mieć żadnego Io-gicznego rozwiązania. Oto w czasie owych jedenastu godzin każdy z nas przeżył niemal identyczne powtórzenie ostatniego „krzepiącego snu”. Ast śniła się kąpiel w strumieniu na Ziemi, a mnie i Szu kąpiel pod kloszemw owym tajemniczym laboratorium.
Znów czułam, że stoję pod chłodnym strumieniem życiodajnego płynu, znów rozkoszowałam się jego smakiem, pijąc do woli. Jednocześnie pamiętałam doskonale ostatni sen i wszystko, o czym rozmawialiśmy poprzedniego dnia.
Zaspokoiwszy więc pierwsze pragnienie wysunęłam głowę spod strumienia płynu i spojrzałam w głąb sali. Istotnie, w odległości około trzydziestu metrów zobaczyłam kilka przezroczystych kloszy. W pierwszym, najbliżej stojącym, dostrzegłam nagie ciało człowieka. Poruszał się dłuższą chwilę pod płynącą z góry kaskadą wody i naraz przywarł twarzą do szyby. Poznałam — był to Szu.
Szu również mnie widział. Po chwili zaczął mi dawać jakieś znaki. Podnosił ręce w górę, to znów spuszczał rytmicznie wzdłuż ciała. Liczyłam te ruchy. Była Io sygnalizacja systemem Kodra.
— Daisy, czy rozumiesz mnie? — odczytałam po chwili i natychmiast odpowiedziałam sygnałami.
— Tak. Czy to nie jest sen?
— Nie wiem. Zrobimy próbę. Zapamiętaj słowo: Atra maro. Powtórz.
— Atra maro.
— Podaj mi również jakieś słowo.
— Stella.
— Ste…
Tu sen się urwał. Przebudziłam się nagle w momencie, gdy Szu powtórzył ruchami pierwsze trzy litery imienia mej dawnej przyjaciółki.
Gdy otworzyłam oczy, spostrzegłam, że nade mną stoi właśnie Szu. Nie spał już od godziny. Obok mnie siedziała na stopniu Ast.
I oto Szu opowiedział mi to, co przeżyłam. Jak gdyby naprawdę był ze mną tam, w tej dziwnej sali. Odtworzyliśmy słowo po słowie cały dialog w ten sposób, by sprawdzić, czy każde z nas pamięta, co mówiła druga osoba. Nie natrafiliśmy na żadną lukę czy przeinaczenie. Wszystko się zgadzało.
— Czy wydałem ci jakieś polecenie? — pytał Szu.
— Tak. Kazałeś mi zapamiętać dwa słowa.
— Jak one brzmiały?
— Atra maro. Co to właściwie oznacza? — zapytałam coraz bardziej zaskoczona.
— Nie wiem. Może nic nie oznacza. Nadałem celowo wyrazy bez znaczenia. Takie, jakie wpadły mi do głowy. Co kazałem ci dalej robić?
— Powtórzyć. Potem ja nadałam wyraz, który ty miałeś zapamiętać.
— Stella — powiedział Szu pośpiesznie.
— Tak. Miałeś również go powtórzyć, lecz nie zdążyłeś. Przebudziłam się po nadaniu…
— Trzeciej litery. Ja również w tym momencie się przebudziłem.
— Nic z tego nie rozumiem — odezwała się Ast. — Przecież obudziłeś się o godzinę wcześniej niż ona. Jak to możliwe?
— Nie wiem. Jedynym wytłumaczeniem byłoby to, iż przeżywaliśmy to rzeczywiście. — Szu myślał w tej chwili tylko o realności i zbieżności snów.
— A różnica w czasie przebudzenia? Szu zastanawiał się.
— Można wytłumaczyć ją w ten sposób — podjęłam myśl, która mi się w tym momencie nasunęła — że senny majak uległ przerwaniu, choć spaliśmy dalej, on krócej, ja dłużej. W ten sposób…
— Ściślej mówiąc, to nie sen — nie pozwolił mi dokończyć. — Utraciliśmy oboje pamięć w jednym momencie.
— Pamięć albo przytomność — dodałam.
— Dlaczego jednak śni mi się Kornwalia? — nie ustępowała Ast. — Przecież chyba nie twierdzisz, że rzeczywiście w tych paru minutach czy godzinach powędrowałam na Ziemię? Światło biegnie stąd 4,3 roku — zaśmiała się. Widać jednak było, że jest nie mniej od nas przejęta.
— Pragnienie i głód ustąpiły także i u ciebie, Ast — zauważył Szu. — Nie czujesz również senności?
— Czuję się świetnie, jak po prawdziwej kąpieli!
— Nic z tego nie rozumiem.
Dyskusje nasze były siłą rzeczy jałowe. Postanowiliśmy w końcu przed następnym zaśnięciem umieścić wokół nas i na naszych skafandrach szereg znaków, które pozwoliłyby zorientować się, czy istotnie przez cały czas snu przebywamy w tym samym miejscu.
Nie doszło jednak do przeprowadzenia eksperymentu. Dyskutowaliśmy właśnie nad najlepszymi sposobami przeprowadzenia doświadczenia, gdy Ast, która ostatnio stale obserwowała niebo, znów coś spostrzegła.
Spojrzeliśmy we wskazanym przez nią kierunku. Zbliżał się ku nam okrągły przedmiot o błyszczącej, jakby wypolerowanej powierzchni. Okrążył zatokę na dużej wysokości i począł opadać w dół, zataczając coraz mniejsze koła. Po chwili był już nad nami, na wysokości około dwustu metrów.
Читать дальше