Кшиштоф Борунь - Kosmicni bracia

Здесь есть возможность читать онлайн «Кшиштоф Борунь - Kosmicni bracia» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1987, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Kosmicni bracia: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Kosmicni bracia»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Космическая экспедиция землян, установив контакт с цивилизацией Урпиан, возвращается в Солнечную систему. Тем временем на Землю обрушивается вторжение кремниеорганичных существ…
Заключительный роман "Космической трилогии".

Kosmicni bracia — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Kosmicni bracia», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Co prawda można było zawrócić i po przebyciu dziewięciuset kilometrów natrafić na ląd, ale przekreśliłoby to możliwość odnalezienia gospodarzy planety. Mimo więc ryzyka przymusowego lądowania na morzu postanowiliśmy lecieć tam, dokąd wzywał nas sygnał.

Byliśmy już bardzo wyczerpani i pragnienie dokuczało nam ogromnie. Wypatrywaliśmy więc lądu jak wybawienia. Niepokoiła nas sprawa regeneracji wody. Nie mieliśmy żadnego dotąd dowodu, że przebiegać będzie ona tak samo na innych obszarach planety jak w owej zatoce. O powrocie przecież nie było już mowy. Nie wiedzieliśmy zresztą, czym się kierują gospodarze planety, wabiąc nas sygnałami radiolatarni. A jeśli są to istotnie „błędne ogniki”? Może jesteśmy igraszką w rękach istot, których mentalność i etyka nie ma nic wspólnego z mentalnością i etyką ludzką? Przecież dotąd nie potrafiliśmy sobie nawet wyobrazić, jak wyglądają mieszkańcy tej planety!

Takie myśli trapiły nas w czasie długiego lotu nad morzem. Zdawaliśmy sobie w pełni sprawę, że, niestety, obawy nasze są uzasadnione. Dopiero gdy w piątej godzinie powietrznej podróży ujrzeliśmy tak długo wyczekiwany ląd, humory nasze nieco się poprawiły.

Szu zdecydowany był lecieć dalej, jednak sprzeciwiłyśmy się temu kategorycznie. Zwłaszcza Ast była już u kresu sił.

Przeszliśmy do lądowania, gdy nagle nastąpiło znów coś tak dziwnego, że ogarnęła mnie wątpliwość, czy wszystko, co nas otacza, nie jest tylko bardzo realistycznym majakiem sennym.

Opadaliśmy wolno ku niedużej kotlinie otoczonej od południa szeregiem kulistych i stożkowatych budowli, gdy naraz przez ciało moje przebiegł gwałtowny dreszcz. Wydało mi się, że coś mnie podrywa szybko w górę, i w tej samej chwili ze zdziwieniem zauważyłem, że zarówno pragnienie i głód, jak senność i zmęczenie znikły bez śladu.

Silnik odrzutowy pracował równo, bez najmniejszych wahań czy zmian. Ciało moje opadało jak poprzednio. Uczucie zmian przyśpieszenia było więc z pewnością złudzeniem.

Te same wrażenia i to w tej samej chwili odczuli jednak również Ast i Szu. Jak to się stało, że tak nagle wróciły nam siły? W jaki sposób nastąpiła regeneracja zapasów wody i energii w naszych organizmach? Czy możliwe, aby proces ten dokonał się w ciągu sekundy, a może nawet w jej ułamku? Niestety — żadne z nas nie spojrzało przedtem na zegarek.

Niezależnie jednak od bezskutecznych prób wytłumaczenia zjawiska, fakt faktem, że nie potrzebowaliśmy lądować ani odpoczywać. Mogliśmy lecieć dalej tam, dokąd wzywały nas sygnały.

Stawka była w tej chwili zbyt poważna, abyśmy mogli pozwolić sobie na zwłokę. Jednocześnie trapiła nas obawa, że sygnał może się powtórzyć, że są to rzeczywiście „błędne ogniki” prowadzące donikąd. Jak dotąd swą powietrzną drogą zakreślaliśmy wyraźnie wielokąt. Jeśli się on zamknie? Jeśli będzie to dosłownie błędne koło?

Teraz lecieliśmy nisko, aby utrzymać najlepszą widoczność. Trzeba było pilnować, by nie zabrakło nam energii nad morzem. Na szczęście nic nie wróżyło, by ląd znów się skończył. Kanałów już nie spotykaliśmy, za to coraz wyraźniej widać było, że teren, nad którym lecimy, jest gigantycznym placem budowy. Pracowały tu potężne zespoły maszyn, wznoszące z mineralnego podłoża planety ogromne tumany pyłu, przybierającego chwilami fantastyczne kształty żywych istot. Miejscami wystawały z gruntu lśniące, to znów pokryte czernią czasze, stożki i graniastosłupy lub długie, niskie budowle o płaskich dachach, przeważnie najeżonych kolcami.

Raz po raz przelatywaliśmy ponad splotami jakichś przewodów czy anten. Spotykaliśmy również ogromne kopce drobnego piasku o różnych barwach i własnościach magnetycznych (o czym informowały nas przyrządy w skafandrach). Nie zwracaliśmy jednak na to wszystko większej uwagi, dążąc nieustannie naprzód, na wschód. Byle dalej, byle dalej!

Najpierw zabrakło paliwa Ast. Od źródła sygnałów dzieliło nas jeszcze osiemdziesiąt kilometrów, a trzeba było zachować niewielką rezerwę energii dla pokonywania ewentualnych przeszkód terenowych. Ast pozostało jej zaledwie na parę kilkunastometrowych skoków.

Wzięliśmy ją pod ramiona i lecieliśmy tak dalej. Wkrótce jednak trzeba było wstrzymać pracę aparatu Szu. Na szczęście ja dysponowałam jeszcze pewnym zapasem paliwa, nie wystarczyłby on jednak na dotarcie do celu przy dodatkowym obciążeniu.

Wylądowaliśmy na terenie pokrytym gęsto przez jakieś maszyny. Do źródła sygnałów pozostało zaledwie sześć kilometrów. Dotychczas sygnały gasły, gdy zbliżaliśmy się na odległość mniejszą od ośmiu kilometrów. Wzbudziło to w nas nowe nadzieje. Na wschód od miejsca lądowania piętrzyły się jakieś budowle o płaskich, lecz najeżonych cienkimi prętami dachach. Tam powinna znajdować się radiolatarnia. O tym jednak, aby dotrzeć piechotą do ”miasta”, nie było mowy, gdyż opasywały je głębokie rowy i siatki, rozpięte na biegnących kilometrami słupach.

Przeszkody te pokonywaliśmy teraz wolno, starając się jak najoszczędniej gospodarować resztkami paliwa.

Po sześciu godzinach takiej wędrówki i skoków dotarliśmy do szerokiej arterii komunikacyjnej, która doprowadziła już nas bez przeszkód do „miasta”. Tylko w moim aparacie plecowym pozostało trochę paliwa.

W „mieście” panowała cisza. Ani na „szosie”, ani na krętych „uliczkach” nie spotkaliśmy żadnego pojazdu. Wszystko pogrążone było jakby w uśpieniu.

Sygnały radiolatarni odbieraliśmy w dalszym ciągu. Widocznie jednak natrafiły na przeszkody i odbijały się wielokrotnie od ścian budowli, gdyż wskazania kierunkowe autonawigatora ulegały ciągłym zmianom, a różnice w ocenie odległości sięgały kilkudziesięciu kilometrów. To ostatnie zjawisko było prawdopodobnie związane z jakimiś odbiciami jonosferycznymi przy całkowitym zaniknięciu fali przyziemnej.

Krążyliśmy tak wśród murów „miasta” przez wiele godzin. Minęła noc błyskańska, dzień i znów nadeszła noc. Byliśmy bardzo zmęczeni. Odwykliśmy od tak długich wędrówek, zwłaszcza że ciążenie było tu większe niż na Ziemi i w Astrobolidzie. Zaczynało również dokuczać nam pragnienie.

W tych warunkach nie pozostało nic innego jak zatrzymać się na krótki odpoczynek. Postanowiliśmy, że rankiem, gdy poprawi się widoczność, wzniosę się na większą wysokość i może w ten sposób potrafię określić dokładnie położenie źródła sygnałów.

Owej nocy, po raz pierwszy od wielu dni, śnił mi się Dean. Początek snu wiązał się ściśle z tym, czym zajęty był mój umysł przed zaśnięciem.

Śniło mi się, że lecę w górze ponad „miastem”. Autonawigator wskazuje mi dokładnie miejsce, gdzie powinna znajdować się radiolatarnia. Miejsce to jest tak blisko, że na polecenie Szu nie wracam do towarzyszy, lecz opuszczam się wprost w tamtym kierunku. Pod sobą widzę „ulice” i najeżone kolcami dachy budowli. Ląduję na niedużym placyku. Wokół wysokie mury. W dwóch przeciwległych stronach placu dostrzegam jakby wyloty wąskich „uliczek”. Placyk jest pusty. Tylko na środku błyszczy małe pudełeczko z cienkim, wystającym w górę prętem. To radiolatarnia. Podchodzę do przyrządu, gdy naraz słyszę jakieś głosy. Poznaję głos Deana i Zoe. W tej chwili z „uliczki” wychodzi Zoe, kierując obiektyw aparatu wideodotykowego na wszystkie strony. Za nią ukazują się Jaro i Dean.

W tym momencie Szu potrząsnął mnie za ramię. Obudziłam się i byłam na niego wściekła. Tak pragnęłam zobaczyć Deana…

Toliman B wzeszedł wysoko i trzeba było się śpieszyć.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Kosmicni bracia»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Kosmicni bracia» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Кшиштоф Борунь
libcat.ru: книга без обложки
Кшиштоф Борунь
libcat.ru: книга без обложки
Кшиштоф Борунь
libcat.ru: книга без обложки
Кшиштоф Борунь
libcat.ru: книга без обложки
Кшиштоф Борунь
libcat.ru: книга без обложки
Кшиштоф Борунь
libcat.ru: книга без обложки
Кшиштоф Борунь
Кшиштоф Борунь - Proxima
Кшиштоф Борунь
Кшиштоф Борунь - Поріг безсмертя
Кшиштоф Борунь
Krzysztof Boruń - Kosmicni bracia
Krzysztof Boruń
Кшиштоф Борунь - Восьме коло пекла
Кшиштоф Борунь
Отзывы о книге «Kosmicni bracia»

Обсуждение, отзывы о книге «Kosmicni bracia» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x