Кшиштоф Борунь - Kosmicni bracia
Здесь есть возможность читать онлайн «Кшиштоф Борунь - Kosmicni bracia» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1987, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Kosmicni bracia
- Автор:
- Издательство:Iskry
- Жанр:
- Год:1987
- Город:Warszawa
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Kosmicni bracia: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Kosmicni bracia»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Заключительный роман "Космической трилогии".
Kosmicni bracia — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Kosmicni bracia», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Jara i Zoe było kilkakrotne okrążenie planety, przy szczególnym skoncentrowaniu obserwacji na obiektach przemysłowo-mieszkalnych, zaznaczonych uprzednio na mapach.
Niestety, tak jak i my nigdzie nie spotkali mieszkańców planety mimo niewątpliwych oznak planowego ich działania. Podobnie jak my widzieli pojazdy mknące tuż nad powierzchnią „autostrad”. Gonili bez skutku latające stożki i szpule jak również obdarzone jakby zdolnością samodzielnego ruchu obłoki pyłów o niezwykłych, zmieniających się kształtach. Wszystko na próżno.
Jaro postanowił wreszcie lecieć w ślad za jednym z pojazdów „szosowych”. Dotarli, tak jak i my, do budowli o przezroczystych ścianach, przez które, przeniknęła jedna, druga, wreszcie trzecia „gąsienica”. Na nieszczęście hale przetwórcze były tym razem ukryte głębiej i Jaro dostrzegł niebezpieczeństwo dopiero wówczas, gdy przedarł się za czwartym pojazdem w głąb budowli.
Było już jednak za późno. Kosmolot podobnie jak „gąsienice” został natychmiast pochwycony w kleszcze jakiegoś potężnego pola i zanim Jaro zdążył włączyć silniki, statek znalazł się w zasięgu wysokiej temperatury. W ciągu kilku minut aparatura chłodząca na skutek przeciążenia uległa zablokowaniu. Ściany kosmolotu poczęły się topić i trzeszczeć w spojeniach.
Wydawało się, że nie ma ratunku, że to już koniec. A jednak nastąpiło coś, czego nie można wytłumaczyć inaczej, jak ingerencją gospodarzy planety. Kosmolot rozpadł się na części, a ludzie i pies zostali wyrzuceni w górę, tracąc przytomność. Na szczęście wszyscy, nie wyłączając Ro, byli w skafandrach z aparatami plecowymi nałożonymi z polecenia Jara.
Gdy się ocknęli, leżeli za „miastem”, jedno na drugim, u podstawy dwustumetrowego słupa, na którym wspierała się jakaś arteria komunikacyjna. Mieli co prawda aparaty plecowe i byli w skafandrach, ale bez środków odżywczych, zapasów wody, a nawet najprostszych narzędzi do analiz. Jedynie Jaro miał pistolet laserowy noszony stale u pasa skafandra, ale na cóż mógł się mu przydać w tym dziwnym świecie?
Dalsze losy Zoe, Deana i Jara niewiele różniły się od naszych. Pragnienie, głód, niezwykła regeneracja, wielogodzinne loty, wreszcie pogoń za sygnałami radiolatarni.
Regeneracja sił, a przede wszystkim wody w organizmie, dokonywała się przeważnie w porze wieczornej lub nocnej. Nie towarzyszyły jej jednak sny. Jedynie Zoe drugiej nocy po katastrofie kosmolotu przeżyła coś, co nosiło, podobnie jak w naszym przypadku, znamiona realnego przeżycia.
Czuła, że po ciele jej pełzają jakieś długie, cienkie wężowe macki, czepiające się przyssawkami skóry. Ogarnął ją strach i obrzydzenie. W dotyku macek było coś potwornego i przerażającego. Jednocześnie począł zalewać ją gęsty, ciepławy płyn, sięgając poziomem aż do piersi, a przez ciało przebiegał jakby prąd elektryczny.
Wszystkie te wrażenia chwilami ustępowały, to znów nabierały siły. Potem ogarnęło ją ogromne zmęczenie i bezwład. Więcej nie pamiętała.
Przebudzenie nastąpiło nagle. Leżała tak jak zasnęła — w skafandrze, z kamerą aparatu wideodotykowego na czole. U nóg jej drzemał Ro.
Opowiedziała swój sen przyjaciołom, ale biegnące szybko wydarzenia odsunęły go na dalszy plan. Czy miał on jakiś związek z tym, co nastąpiło później?
Od pierwszej ingerencji Niewidzialnych po katastrofie RER Zoe była główną inicjatorką prób nawiązania łączności z gospodarzami planety. Nie jej winą było, że nie dały one rezultatu. Ona też jedna nie utraciła do końca wiary, że „błędne ogniki” sygnałów radiolatarni prowadzą do jakiegoś żywego celu.
Coraz więcej było dowodów, że świat, który nas otacza, jest światem automatów. Kto kieruje tymi automatami i czy w ogóle ktoś kieruje nimi? To było pytanie zasadnicze. Przecież nikt nie wierzył, iż rzeczywiście znajdujemy się pod opieką niewidzialnych istot.
Gdy po spotkaniu z nami Zoe dowiedziała się o niezwykłych snach towarzyszących początkowo regeneracji, uznała to za jeszcze jeden dowód, iż ukrywające się przed nami istoty działają środkami fizycznymi. Czy można było jednak uważać to przypuszczenie za prawdopodobne, jeśli regeneracja dokonywała się w niezmiernie krótkim czasie? Ja sama zaobserwowałam, że najdłuższy okres nie przekracza piętnastu minut, a najkrótszy pięćdziesięciu sekund.
Zupełnie już nie potrafiliśmy wytłumaczyć, dlaczego mnie i Zoe śniły się zdarzenia, które miały dopiero nastąpić? I to śniły się ze wszystkimi szczegółami. To nie mógł być przypadek.
Spędziliśmy całe popołudnie i noc na placu w pobliżu radiolatarni, odtworzonej przez tajemniczych gospodarzy planety. Czas nam się nie dłużył. Wiele mieliśmy sobie do opowiedzenia! Rano, gdy tylko zaczęło świtać, przystąpiliśmy do systematycznego badania okolicznego terenu. Zapasem materii odrzutowej, i to bardzo niewielkim, dysponowała tylko Zoe. Niestety, dla niewidomej samotny lot był zbyt ryzykowny, a wymiana aparatów płu-cowych wymagałaby zdjęcia skafandrów. Szliśmy więc wszyscy piechotą, klucząc w la-biryncie „uliczek”.
Dopiero po sześciu godzinach wyszliśmy poza zewnętrzny pas budynków na teren budowy. Dalsze posuwanie się było tu utrudnione. Pierścień rowów, wypełnionych jakąś czarną tłustą cieczą przypominającą smołę, zamykał teren. Między rowami wznosiły się w regularnych odstępach wysokie kopce różnokolorowych „piasków” — prawdopodobnie surowców, z których powstawały mury owego „miasta”.
Ruszyliśmy wzdłuż pierwszego napotkanego rowu i po przebyciu sześciu kilometrów dotarliśmy do wysokiej, dziwacznej wieży przypominającej kształtem puchar na cienkiej nóżce. Na szczycie owej wieży, jakby we wnętrzu pucharu, umieszczona była wielka kula najeżona kolcami. Rów sięgał fundamentów owej wieży.
— A gdyby tak dostać się do wnętrza? — powiedział Szu, gdyśmy stanęli przed budowlą. — Może udałoby się zakłócić działanie jakichś urządzeń w taki sposób, aby dać Niewidzialnym do zrozumienia, że chcemy nawiązać z nimi kontakt. Co o tym myślisz, Jaro?
— Myślę, że masz rację. Nie ma co dłużej bawić się w chowanego. Wątpię jednak, aby udało nam się dostać do wnętrza wieży. Trudno też mówić o programowym zakłócaniu pracy aparatury, gdy nie znamy jej przeznaczenia ani zasad funkcjonowania. Można tylko działać na ślepo licząc, że stopniowo czegoś się dowiemy. Niestety, na szybką reakcję można liczyć tylko wówczas, gdy nie będzie to głaskanie, lecz kąsanie. Mamy pistolet laserowy…
— Jeszcze tego nam brakuje! — przerwała mu z oburzeniem Zoe. — Chcecie spowodować jakieś trwałe uszkodzenia?! Przecież oni to potraktują jako wrogi akt. Jestem zdecydowanie przeciwna tego rodzaju wyczynom.
— Trzeba jednak znaleźć jakiś sposób wyjścia z impasu — odparł Szu jak zwykle spokojnym i rzeczowym tonem. — Coś, co skłoni ich do ujawnienia, kim są i jakie mają wobec nas zamiary.
— Nie możemy być tylko obiektem manipulacji — podjął Jaro. Bierność nie prowadzi do niczego. Musimy śmiało eksperymentować. Tylko obserwując reakcje na nasze bodźce dowiemy się czegoś o siłach kierujących tym światem. A że nie stać nas na mozolne gromadzenie faktów i czasu mamy bardzo mało, muszą to być bodźce dostatecznie silne, zmuszające do szybkiej i czytelnej reakcji.
— Ale nie aż tak drastycznymi środkami — nie ustępowała Zoe.
— Może mamy rysować na piasku serduszka? — zakpił niezbyt taktownie Dean. Wyglądało na to, że dyskusja przeradza się w jałowy spór.
— Wszyscy macie po trosze rację. Sprawa jest zbyt ważna, aby podejmować pochopne decyzje. Proponuję, abyśmy wrócili do niej jutro — wyszłam z kompromisowym wnioskiem. — Jesteśmy już zmęczeni. Trzeba wypocząć. Zaraz zacznie się ściemniać.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Kosmicni bracia»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Kosmicni bracia» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Kosmicni bracia» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.