Nagle prezydent wzdrygnął się. Nie, tak nie można postępować! To z pozoru wygląda bardzo prosto, ale co by było, gdyby jakiś krótkowzroczny kombinator w rodzaju Mellona zechciał nawiązać z nimi kontakt radiowy? Albo… Nieugięci… — poruszył się niespokojnie. — Tak, szkoda. Ten projekt jest stanowczo zbyt ryzykowny.
Stało się jednak to, czego prezydent zupełnie nie przewidział w swych rachubach. Plan uchwycenia całego życia Celestii w stalowe karby terroru policyjnego zupełnie nieoczekiwanie spalił na panewce już w pierwszym momencie realizacji. Gdy zgodnie z rozkazem Summersona policja wkroczyła do dzielnicy niewolników, aby zamknąć przejścia i izolować ją całkowicie od reszty małego świata, napotkała zorganizowany opór. Uzbrojeni w metalowe pręty, łomy i butelki napełnione żrącym płynem, Murzyni zwartą masą zagrodzili drogę policji, domagając się opuszczenia przez nią dzielnicy. Policjanci byli tak zaskoczeni groźną postawą tłumu, że pośpiesznie wycofali się. Również i Godston stracił w pierwszej chwili orientację i nakazawszy tylko rozstawienie posterunków na 3 poziomie znów pobiegł do prezydenta.
Summerson na wiadomość o buncie niewolników wpadł we wściekłość. Obrzucając obelgami siostrzeńca rozkazał zwiększyć dwukrotnie liczebność grupy przewidzianej do obsady dzielnicy murzyńskiej i przeprowadzić pacyfikację przy użyciu broni.
Było już jednak za późno na opanowanie dzielnicy błyskawicznym uderzeniem. Murzyni, widocznie spodziewając się ataku, zabarykadowali tymczasem przejścia i po pierwszych strzałach policji posypał się na nią istny grad różnego rodzaju przedmiotów. Policjanci otworzyli ogień z elektrytów, gdy naraz począł działać z ukrycia reflektor Green-Bolta.
Reflektor Green-Bolta w rękach Murzynów! Było to tak niesłychane, że policję ogarnęła panika. Cofnęli się w popłochu wynosząc jako jedyną zdobycz liczne guzy, rany i oparzenia. Zmasakrowali w tym odwrocie cztery bezbronne niewolnice pilnujące kóz na 3 poziomie.
W tej sytuacji prezydent postanowił użyć radykalnego środka: kazał więc obrzucić barykady ampułkami z gazem używanym do tępienia królików. Jednocześnie Godston otrzymał rozkaz wykonania drugiej części akcji: obsadzenia przejść w uboższych dzielnicach.
Wieść o walce toczonej na dolnych poziomach obiegła już całą Celestię i spotęgowała nastroje buntu. Wystarczyła iskra w postaci pojawienia się patroli policji i drobnego zajścia przed stacją windy centralnej, a wzburzenie ogarnęło wszystkie dzielnice „szarych”. Wybuch rozruchów na 27 i 73 poziomie przekreślił plany prezydenta.
Meldunki Godstona stawały się coraz bardziej przykre dla Summersona. Było już oczywiste, że kadry policji są zbyt szczupłe, aby zdławić rozruchy na kilku poziomach Celestii jednocześnie, zwłaszcza że uzbrojone grupy Agro, choć na razie zachowujące bierna postawę, wyraźnie sympatyzują z buntownikami.
Nic widząc żadnego sposobu, który ujarzmiłby rozkołysane fale bumu, prezydent postanowił przede wszystkim bronić siebie. W tym celu polecił Godstonów i zgromadzić znaczną cześć policji na 17, 18, 19, 20 i 21 poziomie. Nakazano również policji, by nie przepuszczała żadnych grup, choćby tylko paroosobowych, i strzelała w razie odmowy natychmiastowego cofnięcia się poza obręb tych pięciu strzeżonych poziomów.
Skupienie przez prezydenta policji wokół własne; siedziby oznaczało oczywiście tylko chwilową rezygnacje z zamiaru stłumienia rozruchów. Chodziło o zyskanie na czasie dla zakończenia sprawy w tej chwili najważniejszej, jaka była likwidacja rakiet. Dopiero gdy niebezpieczeństwo udzielenia buntownikom pomocy z zewnątrz będzie usunięte — prezydent mógłby rozpocząć pacyfikacje przy użyciu wszelkich możliwych środków.
Dzięki groźnej postawie policji w pobliżu siedziby Summersona i członków rządu panował na razie całkowity spokój. Prezydent miał wiec te pociechę, że otrzymywane wiadomości mógł traktować jako sygnały odbierane z pewnego oddalenia, jako coś, od czego oddzielony by! kordonem policjantów nie dopuszczających do zbytniego zbliżenia się gwałtownej burzy. Nie dochodziły też bezpośrednio do jego uszu żadne odgłosy krzyków ani strzałów.
Za to meldunki dyrektora policji stawały się pełne grozy. Najgorzej działo się na pierwszych poziomach: cała dzielnica niewolników wrzała otwartym buntem. Godston błagał o zwolnienie przynajmniej 30 policjantów z ochrony uprzywilejowanych poziomów, tłumacząc się tym, że siły strzegące drugiego i trzeciego poziomu są słabe i czarni gotowi przedrzeć się w głąb Celestii, co byłoby nieobliczalne w skutkach. Summerson z pasją zarządził wzmocnienie ochrony wokół swojej siedziby i położył słuchawkę.
Zmniejszenie sil policyjnych sprawiło, że niebawem, wśród krwawych starć. Murzyni wyparli policjantów z trzeciego i czwartego poziomu. Przekreślało to możliwość skutecznego użycia gazu, ponieważ istniało niebezpieczeństwo wytrucia trzód należących do Locha, prezydent zaś nie chciał zrobić sobie z niego śmiertelnego wroga ani płacić odszkodowania za straty. Rozkazał wiec nie szturmować ponownie dzielnicy niewolników, a tylko obsadzić uzbrojonymi w elektryty i Green-Bolty patrolami wszystkie wejścia wiodące do niej. W ten sposób chciał całkowicie odizolować te dzielnicę od reszty świata, uniemożliwiając jakakolwiek łączność.
Pozwoliło mu to na przerzucenie znacznej części policji do innych punktów, zwłaszcza do dzielnicy przemysłowej Sialu.
Prawie wszystkie bowiem zakłady wytwórcze były nieczynne, „szarzy” zaś łączyli się w coraz większe gromady, ignorując powtarzane raz po raz przez głośniki żądanie policji, aby się rozeszli. Policjanci, po pobiciu kilku z nich przez tłum, coraz rządzie! ingerowali bezpośrednio, ograniczając się do zbrojnego pogotowia, tym bardzie] że groźby użycia broni potęgowały jeszcze w rżenie tłumu, a ponure okrzyki „krew za krew ” nie wróżyły policjantom niczego dobrego. Wrzenie przeniosło MC również do dzielnicy handlowej i urzędniczej. Tu rej wodziła młodzież zaopatrzona nie wiadomo przez kogo w broń.
Na biurku prezydenta zaterkotał telefon. Kaź i drugi…
— Halo!.. Tak, to ja. Lunow zameldował, że rakieta przekroczyła przed chwila granicę strefy dezintegracji i znajduje się w odległości około 5900 km od Celestii, wolno przybliżając się do niej. Astronom twierdził, że przypuszczalnie za 16 godzin rakieta minie Celestię w odległości około 500 km.
Summerson zażądał dokładnych danych kątowych. Otrzymawszy je, pośpiesznie połączył się ze stacją rakiet, gdzie zainstalowano urządzenia sterujące miotaczem.
— Proszę konstruktora rządowego. Jak to — nie ma?… Co? To ty nie wiesz, że Kruk popełnił samobójstwo, a jego następcą jest Jim Bradley?… No, ale szybko! — Panie Bradley! Chodzi mi o wypróbowanie celności miotacza. Niech pan zapisuje. Deklinacja — plus 66 stopni i 2 minuty. Rektascensja — 2 godziny i 37,3 minuty. Tam odnajdzie pan pewne ciało, które znajduje się w obrębie strefy dezintegracji nr 2 i nie leci wprost na Celestię… Co? Toż mówię panu, że się tam znajduje. Proszę natychmiast odszukać to ciało, nastawić miotacz i przygotować go do strzału. Czekam przy aparacie, więc niech pan się śpieszy.
Niebawem Bradley odezwał się w słuchawce:
— Gotowe.
— Ma pan to ciało na ekranie?
— Tak. Celownik nastawiony, wszystko przygotowane. Summerson uśmiechnął się do siebie. Rozparł się jak najwygodniej w fotelu, zaczerpnął głęboki oddech i powiedział wolno:
— Proszę strzelać. Czekam na wyniki. Daremnie jednakże prezydent wpatrywał się uporczywie w blade światło matowej lampy, aby nie przeoczyć charakterystycznego mrugnięcia.
Читать дальше