Krzysztof Boruń - Zagubiona Przyszłość

Здесь есть возможность читать онлайн «Krzysztof Boruń - Zagubiona Przyszłość» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Издательство: ISKRY, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Zagubiona Przyszłość: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zagubiona Przyszłość»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Zagubiona przyszłość — CM-2 czyli almeralitowy satelita Celestia wyruszyła w końcu XX wieku z Układu Słonecznego w kierunku Alfa Centauri. Od wielu pokoleń (jest rok 2407) w beznadziejnej podróży unosi na swych pokładach około pięciu tysięcy ludzi. Niewielkie społeczeństwo jest silnie podzielone na kasty niewolników, robotników, techników, naukowców, rządzących. Wybucha konflikt, zakończony szczęśliwie dzięki interwencji ludzi z innego statku kosmicznego — Astrobolidu. Dzięki temu uda się powrócić na Ziemię.

Zagubiona Przyszłość — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zagubiona Przyszłość», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Krzysztof Boruń

Andrzej Trepka

Zagubiona Przyszłość

Część l — Celestia

Umowa

Przytłumiony dźwięk dzwonka wdarł się niemiłym zgrzytem w ciszę gabinetu. Wielki, cętkowany dog, drzemiący u nóg prezydenta, podniósł łeb patrząc w twarz swego pana, jak gdyby zdziwiony, iż ten nie rusza się z miejsca.

Prezydent Edgar Summerson wstał niechętnie z głębokiego fotela i podszedł do telefonu.

— Halo! — rzucił szorstko w słuchawkę.

Naraz oczy jego zmieniły wyraz. Na twarzy odmalował się niepokój.

— No, tak… Rozumiem… Ale czy pańskie obliczenia, profesorze, są ścisłe? To sprawa wielkiej wagi. I dlatego, jak już mówiłem wczoraj wieczorem, chcę znać dokładny termin. No oczywiście, jeśli zajdą nieprzewidziane zmiany, to nie będę miał pretensji, lecz musi mi pan natychmiast o wszystkim sygnalizować… A więc za cztery dni wejdą w naszą strefę dezintegracji?… Pod kątem 28 stopni?… Tak… To zrozumiałe. Co?… Proszę nie przerywać ani na chwilę obserwacji. Ścisła dyskrecja obowiązuje w dalszym ciągu… Tak! Nie cofam swego słowa. Niech się pan o to nie martwi. Zadzwonię jeszcze do pana wieczorem.

Odłożył słuchawkę i począł wolno przechadzać się po miękkim dywanie zaścielającym gabinet. Cętkowany dog leniwie podniósł się z ziemi i wodził ślepiami za swym panem.

Prezydent podszedł do biurka. Przez chwilę bębnił palcami po gładkiej płycie, po czym zdecydowanym ruchem nacisnął guzik. Na maleńkim ekranie ukazała się twarz sekretarza Williamsa.

— Niech pan zawiadomi konstruktora Kruka, aby w ciągu piętnastu minut zjawił się u mnie.

Półmrok. Odurzająca woń kwiatów, tytoniu i oparów alkoholu wypełnia wnętrze sali. Wsiąka w dywany i draperie. Unosi się wśród tapczanów i foteli otaczających pierścieniem jasny dysk płyty przeznaczonej dla tańczących.

Bijące z dołu światło nie rozprasza mroku, który zda się osiadać ciemnym pyłem na twarzach kobiet i mężczyzn drzemiących w fotelach lub rozłożonych leniwie na miękkich poduszkach tapczanów. Czasem ktoś z nich rzuci tępe spojrzenie na snujące się pośrodku sali pary. Z rzadka strzęp głośniejszej rozmowy wyrwie się ponad nużący zgiełk perkusji.

Świetlisty krąg mieni się coraz to innymi barwami tęczy w takt głuchych uderzeń bębna. Raz po raz spośród kakofonii dźwięków podnosi się i raptownie gaśnie ostry, świszczący jęk jakiegoś instrumentu, podobny do głosu syreny alarmowej. Jakby zbudzeni tym dźwiękiem z uśpienia, tancerze wykonują szereg gwałtownych podrygów, aby za chwilę pogrążyć się znów w leniwym, jednostajnym ruchu.

Kotara zasłaniająca wejście do sali gry rozsunęła się bezszelestnie. W progu stanęło dwóch mężczyzn. Starszy z nich zamrugał nerwowo wyłupiastymi oczami i wskazując na salę zwrócił się do towarzyszącego mu młodego człowieka:

— Więc twierdzi pan, konstruktorze, że nie uda się panu obniżyć podłogi i zainstalować urządzeń wytwarzających sztuczną rosę bez zamknięcia sali na dwa tygodnie? To niedobrze. To bardzo niedobrze — pokręcił niechętnie głową osadzoną na grubej szyi, zniekształconej zaburzeniami tarczycy.

Młodszy mężczyzna rozłożył bezradnie ręce.

— Nie widzę innego wyjścia — odparł.

Ruch ten kontrastował jaskrawo z jego wysoką, barczystą postacią, z patrzącymi bystro ciemnymi oczami.

— Zastanowię się — rzekł z wahaniem starszy mężczyzna. — Może przystosujemy do tańca na ten okres inną salę. Niech pan jutro zadzwoni do mnie.

Od kręgu tańczących par oderwała się młoda, przesadnie wymalowana kobieta i chwiejnym krokiem podeszła do konstruktora.

— Ber! Skąd się tu wziąłeś? — zwróciła się do niego poufale i miękkim ruchem ramion usiłowała objąć go za szyję. — Ber! Chodź potańczyć ze mną. Chodź!

Przez twarz konstruktora przebiegł cień niechęci. Odsunął delikatnie ramiona dziewczyny i odrzekł stanowczym tonem:

— Daj spokój, Betty. Jestem tu służbowo.

Wyraz zawodu odbił się w dużych, zaczerwienionych oczach dziewczyny.

— A przyjdziesz? — nie ustępowała. — Prawda, że przyjdziesz?

— Po co? Przecież wiesz, że nie lubię takiej zabawy.

— Ale napijesz się. Ze mną. Koniecznie…

— Wiesz, że nie piję.

— Ale tak… trochę. Ze mną — szeptała przymilnie, przysuwając twarz do jego policzka.

— Daj spokój, Betty — powtórzył konstruktor już nieco szorstko.

— Ale z ciebie uparciuch. Brzydal jesteś! — zawołała dziewczyna.

— Wiesz sama, że tu nie bywam.

W oczach dziewczyny zapaliły się złe błyski.

Wiem, wiem! Gdyby tu była Stella — zasyczała ze złością — tobyś…

— Nie opowiadaj głupstw — przerwał konstruktor, wyraźnie już wytrącony z równowagi.

Na ustach starszego mężczyzny, obserwującego scenę spod wpółprzymkniętych powiek, pojawił się ironiczny uśmiech.

— Co ja słyszę? Panie Kruk? Więc to prawda, że pan i Stella Summerson… Urwał w połowie zdania. Konstruktor chciał gwałtownie zaprzeczyć, lecz oto kotara rozsunęła się i w progu stanął boy.

— Panie konstruktorze! — zawołał pochylając się w ukłonie. Telefon do pana. Dzwoni sekretarz jego ekscelencji prezydenta Summersona.

Bernard Kruk w milczeniu wpatrywał się w zaciśnięte usta prezydenta. Nieco zdziwione spojrzenie konstruktora jakby mówiło: „No cóż, nie wezwał mnie przecież tak nagle po to, by słowem nie przemówić”.

Prezydent patrzył przez dłuższą chwilę na konstruktora, po czym zatopił wzrok w przeciwległej ścianie.

— Co słychać u pana? Ma pan dużo pracy?

— Owszem, nie mogę narzekać na brak zajęcia, zwłaszcza w tym miesiącu.

— Hm… Prezydent starał się pokryć niezadowolenie uśmiechem, który wypadł sztucznie.

— Bo chcę panu pomóc. Na nadmiar doliodów pan pewnie nie choruje? Mógłbym mieć dla pana zajęcie. Zupełnie dodatkowe, poza zwykłymi obowiązkami. Płatne, naturalnie, według umowy.

— Słucham, ekscelencjo.

— Chodzi mi o sprawę w gruncie rzeczy błahą. Z góry pana proszę nie brać jej zbyt do serca. To znaczy, nie wyobrażać sobie niczego ponad to, co powiem. Orientuje się pan w budowie miotaczy badonowych?

— Dość dobrze.

— Od tej chwili rozmowa nasza pozostanie tajemnicą. Tajemnicą moją i pana. Kruk skinął głową patrząc z zaciekawieniem na prezydenta.

— Trzeba będzie ciągnął wolno prezydent dokonać przebudowy miotaczy w ten sposób, aby strefę dezintegracji można było dowolnie kurczyć i rozszerzać. Jak pan ocenia realną możliwość wykonania tego zadania?

Strefą dezintegracji nazywano w Celestii przestrzeń ochronną otaczającą tę sztuczną wysepkę kosmiczną. Każde ciało o średnicy większej od 5 mm i grożące zderzeniem z Celestią było niszczone w tej strefie działaniem miotaczy wyrzucających ładunki cząstek, zwanych badonem.

Konstruktor zastanowił się chwilę, chcąc dać prezydentowi jak najkonkretniejszą odpowiedź.

— Rozszerzenie strefy dezintegracji — odrzekł wreszcie — jest zadaniem wymagającym znalezienia zupełnie nowych rozwiązań konstrukcyjnych. Właściwie musiałbym zbudować nowe miotacze. A poza tym nasz miotacz badonowy w czasie pracy wykorzystuje maksymalną energię, a nawet działa szkodliwie na akumulatory. W chwili wystrzelenia ładunku badonowego przygasa światło w całej Celestii, ponieważ musimy na ten czas skierować główny zasób energii do miotacza, aby w ciągu 0,0008 sekundy wytworzyć około 0,05 grama badonu i nadać jego cząstkom prędkość 60000 km/sek. Rozszerzenie strefy byłoby możliwe tylko w wyniku zwiększenia mocy głównego reaktora atomowego. A na to trzeba by wybudować nowy reaktor.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Zagubiona Przyszłość»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zagubiona Przyszłość» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Zagubiona Przyszłość»

Обсуждение, отзывы о книге «Zagubiona Przyszłość» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x