— Jeszcze będzie pracował cztery minuty. Jeśli doliczyć około trzech minut lotu światła, przestaną świecić za siedem minut.
Krawczyk znów począł powiększać obraz”. Rzekoma gwiazda rozrosła się do kilkucentymetrowej kuli świecącej niebieskawym blaskiem. Biegnąca ku Astrobolidowi blada smuga odrzuconej przez silnik materii widoczna była jako pochylony ukośnie stożek o szerokiej, roztapiającej się w ciemnościach kosmosu podstawie.
— Jeszcze osiemdziesiąt sekund — padły w ciszę słowa Sokolskiego. Dean objął mocniej ramionami Daisy.
I oto tarcza Celestii przybladła nagle, poczerwieniała i… zgasła. Tylko rozrzucone bezładnie po ekranie punkciki gwiazd świeciły równo i jasno jak przedtem.
Łzy zaszkliły się w oczach Daisy, wiedziała, że Celestia, choć niewidoczna, dąży dalej tą samą drogą ku Słońcu i że tylko jej potężny silnik przerwał pracę, a jednak nie potrafiła opanować uczucia żalu. I jakby dla przekonania samej siebie, iż Celestia istnieje w dalszym ciągu, zwróciła się do siedzącej obok w fotelu Rity:
— Kiedy połączymy się z nimi?
— Zaraz po starcie. Przypuszczam, że najdalej za pół godziny.
— Już ruszamy — dorzucił Wiktor podnosząc się z miejsca. — Idę do centrali nawigacyjnej. Tymczasem Krawczyk znów położył dłoń na małej płytce pokrytej szachownicą guzików, uruchamiając automatyczne urządzenie służące do odszukiwania ciał niebieskich.
Obraz na ekranie na chwilę się zmienił. Gwiazdy gdzieś znikły, a zamiast nich czerń przestrzeni kosmicznej przecinały roje krótkotrwałych błysków biegnących w jednym kierunku. To pantoskop zmieniał pozycje.
Po kilku sekundach ruch ustał i znów zapaliły się dziesiątki gwiazd i dalekich mgławic. Wśród nich zjawiły się dwa ciała większe od innych. W centralnym punkcie ekranu widniał duży, o dwunastocentymetrowej średnicy, niebieskawy sierp, a w odległości 2,5 metra od niego drugi, czterokrotnie mniejszy, o bladawożółtym świetle.
— Ziemia — przebiegł przez salę szmer głosów.
— Ten mniejszy to Księżyc? — zapytała szeptem Daisy.
— Tak. Są jeszcze 142 sztuczne księżyce, ale ich nie widać, bo przecież to drobiazg w porównaniu z naturalnym.
— A więc Celestii też nie będzie można zobaczyć, gdy zbliży się do Ziemi?
— Nie — odrzekł Dean jakby z żalem. Krawczyk znów nacisnął szereg guzików. Jeszcze raz przecięły ekran smugi uciekających gwiazd. Po chwili w miejscu, gdzie jeszcze niedawno widniał sierp Ziemi, świeciła czerwonawym blaskiem maleńka tarcza jakiejś gwiazdy. W odległości półtora metra od tej gwiazdy widoczna była w fazie kwadry planeta.
Głośny sygnał automatycznego pilota przerwał ciszę. Na ścianie ukazała się twarz Sokolskiego.
— Gotowe! — zameldował krótko. Kora Heto wstała z fotela. Wszystkie oczy zwróciły się na przewodniczącą rady
Astrobolidu.
— Drodzy moi! Pierwszy etap naszej podróży zakończył się. Te półtora roku, które poświęciliśmy dla pięciu tysięcy mieszkańców Celestii, nie zostało zmarnowane. Pomogliśmy tym ludziom odnaleźć to, co jest najdroższe każdemu człowiekowi: wolność i wiarę w przyszłość. Nie to jest najważniejsze, że Celestia powraca, ale iż zamieszkujący ją ludzie wiedzą, że nie są osamotnieni we wszechświecie, że stanowią nierozdzielną cząstkę wielkiej rodziny, której kolebką jest Ziemia. I my również wiemy, że choć będzie rósł ogrom pustki dzielący nas od Ziemi, ona właśnie stanowi o treści naszego życia. Jesteśmy dumni, że właśnie nam zleciła zadanie poznania dalekich globów, może podania braterskiej dłoni jakimś innym, nie znanym nam dotąd istotom, które podobnie czują i myślą jak my… Przed nami Proxima Centauri — drugi etap naszej podróży.
Kora umilkła, wskazując na ekran.
— Proxima Centauri — powtórzył Andrzej w zamyśleniu. — Co znajdziemy na tych dalekich światach?
DALSZYM LOSOM MIĘDZYGWIEZDNEJ WYPRAWY ASTROBOLIDU POŚWIĘCONA JEST POWIEŚĆ K. BORUNIA I A. TREPKI „PROXIMA”