• Пожаловаться

Stanisław Lem: Eden

Здесь есть возможность читать онлайн «Stanisław Lem: Eden» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию). В некоторых случаях присутствует краткое содержание. категория: Фантастика и фэнтези / на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале. Библиотека «Либ Кат» — LibCat.ru создана для любителей полистать хорошую книжку и предлагает широкий выбор жанров:

любовные романы фантастика и фэнтези приключения детективы и триллеры эротика документальные научные юмористические анекдоты о бизнесе проза детские сказки о религиии новинки православные старинные про компьютеры программирование на английском домоводство поэзия

Выбрав категорию по душе Вы сможете найти действительно стоящие книги и насладиться погружением в мир воображения, прочувствовать переживания героев или узнать для себя что-то новое, совершить внутреннее открытие. Подробная информация для ознакомления по текущему запросу представлена ниже:

Stanisław Lem Eden

Eden: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Eden»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

W obliczeniach był błąd. Nie przeszli nad atmosferą ale zderzyli się z nią

Stanisław Lem: другие книги автора


Кто написал Eden? Узнайте фамилию, как зовут автора книги и список всех его произведений по сериям.

Eden — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Eden», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема

Шрифт:

Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Ależ to rośliny! - zawołał Doktor. Podchodził z wolna coraz bliżej do wysokiego, szarozielonkawego „pająka”.

W samej rzeczy „nogi” okazały się rodzajem grubych łodyg, których zgrubiałe i pokryte włosami kolanka łatwo można było wziąć za stawy członkonoga. Łodygi te, wychodząc z mszystego gruntu, w liczbie sześciu, siedmiu albo ośmiu, schodziły się w górze łukowato, w szyszkowatym, grubym, przypominającym spłaszczony odwłok „ciele”, otoczonym błyskającymi w słońcu pasemkami pajęczyn. Roślinne „pająki” rosły dość blisko siebie, ale można było między nimi przejść, gdzieniegdzie łodygi wypuszczały jaśniejsze, o barwie ziemskich prawie liści odnogi i wypustki, zakończone stulonymi pączkami. Doktor znowu po swojemu rzucił najpierw kamykiem w zawieszone kilka metrów nad ziemią „odwłoki”, a gdy nic się nie stało, zbadał łodygę, na koniec naciął ją nożem - z wnętrza wypływał drobnymi kroplami jasnożółty, wodnisty sok, który natychmiast poczynał pienić się i zmieniał barwę na pomarańczową i rudą, aż po kilku chwilach krzepł w przypominający żywicę zgęstek o intensywnej, aromatycznej woni, która najpierw wszystkim się spodobała, ale rychło znaleźli w niej coś odrażającego.

W głębi osobliwego zagajnika było nieco chłodniej niż na równinie.

Tylko pękate „odwłoki” roślin dawały nieco cienia - było go zresztą coraz więcej, im dalej zapuszczali się w ten ostęp, starając się, w miarę możliwości, nie dotykać łodyg, a zwłaszcza białawych wypustek, którymi kończyły się ich najmłodsze odnogi, budziły bowiem niewytłumaczony wstręt.

Grunt był gąbczasty, miękki, wydzielał wilgotny opar, w którym trudno było oddychać, po twarzach, po rękach przesuwały się cienie „odwłoków”, to wyższych, to niższych, wielkich i mniejszych, jedne były smukłe i kolce ich miały mocno pomarańczową barwę, inne zeschłe, zwiędłe, strupieszałe, zwisały z nich długie, wiotkie pasemka pajęczyn. Kiedy nadchodził wiatr, cały gąszcz wydawał głuchy, nieprzyjemny szelest, nie ów miękki szum ziemskiego lasu, ale jak gdyby przesypywania tysięcy i tysięcy szorstkich papierków. Chwilami poszczególne rośliny zamykały im drogę, splecione odnogami, i musieli szukać dopiero przejścia. W taki sposób posuwali się wolniej niż po równinie. Po pewnym czasie przestali zerkać w górę, ku kolczastym „odwłokom”, i doszukiwać się w nich podobieństwa do gniazd, szyszek czy kokonów.

Naraz Doktor, idący jako pierwszy, tuż przed twarzą dostrzegł gruby, czarny, zwisający pionowo włos - jak gdyby lśniącą tęgą nić albo i lakierowany drucik - już chciał odgarnąć go ręką w bok, ale ponieważ nic podobnego dotychczas nie napotkali, odruchowo podniósł oczy i zastygł na miejscu.

Coś bladoperłowego, bulwiasto przewieszonego przez schodzące się razem łodygi tuż u samej podstawy jednego z „kokonów”, patrzało na niego nieruchomo - wzrok ten poczuł pierwej, nim jeszcze zorientował się, gdzie są oczy tego bezkształtnego stworu, nie mógł doszukać się ani jego głowy, ani odnóży - widział tylko workowato wypuczoną, jakby wypchaną od środka baniastymi torbielami skórę, lśniącą słabo, z ciemnego i wydłużonego lejka wysuwał się zwisający na dwa metry w dół, gruby, czarny włos.

– Co tam? - spytał Inżynier, który właśnie podszedł do niego. Doktor nie odpowiedział, tamten poszedł oczami w górę i także znieruchomiał.

– Czym on patrzy? - odruchowo spytał Inżynier i cofnął się o krok - takim wstrętem napełniło go to stworzenie, które jak gdyby wpijało się w niego zachłannym, nadzwyczaj skupionym spojrzeniem -chociaż nie widział ani się nie domyślał nawet jego oczu.

– Oh! Ależ to paskudztwo! - syknął z tyłu Chemik. Wszyscy stali teraz za Inżynierem i Doktorem, który najpierw wycofał się spod nawisającego z wysoka stworu - inni rozstąpili się na boki, o ile pozwalały na to prężne łodygi - wydobył z kieszeni kombinezonu oksydowany cylinder, powolnie odmierzonym ruchem wycelował go w jaśniejsze od roślinnego otoczenia bąblowate ciało i nacisnął spust.

Stało się wówczas - w ułamku sekundy - bardzo wiele naraz.

Zobaczyli najpierw błysk, tak mocny, że stracili całkowicie wzrok, z wyjątkiem Doktora, który akurat w tym momencie mrugnął - a błysk nie trwał właśnie dłużej niż przez mgnienie, kiedy miał zamknięte powieki. Cieniutka strużka wciąż jeszcze tryskała w górę, kiedy łodygi ugięły się, zachrzęściły, owionął je kłąb czarnej pary i jednocześnie twór zleciał na dół z ciężkim, mokrym pacnięciem. Może przez sekundę leżał bezwładnie, jak pełen gruzłów, szarocielisty balon, z którego ucieka powietrze - tylko czarny włos wił się i tańczył nad nim jak szalony, rozcinając błyskawicowymi drgawkami powietrze - potem włos znikł i po gąbczastym mchu u ich stóp zaczęły na wszystkie strony rozpełzać się ślimakowatymi ruchami nieforemne, bąblowate człony stworzenia - i zanim którykolwiek z ludzi zdążył się odezwać czy poruszyć - ucieczka, a raczej rozpierzchanie skończyło się - ostatnie cząstki tworu, małe jak gąsienice, wdłubywały się pracowicie w głąb podłoża, u stóp łodyg, i mieli przed sobą puste miejsce. Tylko w nozdrza zapiekł ich jeszcze nieznośny, słodkawy odór.

– To była jakaś kolonia?… - niepewnie powiedział Chemik. Podniósł rękę do oczu, tarł je, inni mrużyli powieki, w olśnionych oczach krążyły im jeszcze czarne plamy.

– E pluribus unum - odparł Doktor - albo raczej e uno plures - nie wiem, czy to dobra łacina, ale to chyba właśnie taki mnogi stwór, który rozdziela się w potrzebie…

– Okropnie cuchnie - powiedział Fizyk - chodźmy stąd.

– Chodźmy - zgodził się Doktor. Kiedy byli już kilkanaście metrów od tego miejsca, dodał nieoczekiwanie:

– Ciekawe, co by się stało, gdybym tak dotknął tego włosa…

– Zaspokojenie tej ciekawości mogłoby drogo kosztować - rzucił Chemik.

– A może wcale nie. Wiesz przecież, jak często całkiem niewinne stworzenia ewolucja przyobleka w groźne z pozoru kształty.

– Oh, dajcież spokój tej dyskusji - tam z boku robi się jakby jaśniej - zawołał Cybernetyk. - Po diabła w ogóle wleźliśmy w ten pająkowaty las!

Usłyszeli szmer strumienia i zatrzymali się. Poszli dalej, stawał się raz głośniejszy, raz słabł, to znowu znikał całkiem, ale nie udało im się go odkryć. Zarośla rzedniały, teren wyraźnie miękł, szło się nieprzyjemnie, jakby po kożuchu mokradła, czasem coś popiskiwało pod stopą jak nasiąkła wodą trawa, ale nigdzie nie było ani śladu wody.

Naraz znaleźli się na brzegu kolistego zagłębienia o średnicy kilkudziesięciu metrów. Kilka ośmionogich roślin wznosiło się w jego wnętrzu, stały z dala od siebie i wydawały się bardzo stare - łodygi rozeszły się, jak gdyby niezdolne podtrzymać centralnego zgrubienia, i przypominały wielkie, zeschłe pająki w większym jeszcze stopniu niż którekolwiek z napotkanych dotychczas. Dno zapadliska pokrywały miejscami rdzawe, zębate kawały porowatej masy, częściowo wbite w grunt, częściowo oplecione wypustkami roślin. Inżynier natychmiast zesunął się po stromym, choć niewysokim stoku w dół - dziwna rzecz, ale dopiero kiedy znalazł się tam, patrzącym z góry zagłębienie wydało się kraterem - miejscem jakiejś katastrofy.

– Jak od bomby - powiedział Fizyk. Stał na szczycie wału i patrzał, jak Inżynier dochodzi do wielkich szczątków u podnóża najwyższego „pająka” i usiłuje poruszyć je z miejsca.

– Żelazo?! - zawołał Koordynator.

– Nie! - odkrzyknął Inżynier. Znikł między stromymi złomami czegoś, co przypominało rozpękłą pobocznicę stożka.

Читать дальше
Тёмная тема

Шрифт:

Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Eden»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Eden» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё не прочитанные произведения.


Stanisław Lem: Planeta Eden
Planeta Eden
Stanisław Lem
Helen Douglas: After Eden
After Eden
Helen Douglas
Keary Taylor: Eden
Eden
Keary Taylor
Spider Robinson: Orphans of Eden
Orphans of Eden
Spider Robinson
Georgia Carre: Eden
Eden
Georgia Carre
Chris Beckett: Dark Eden
Dark Eden
Chris Beckett
Отзывы о книге «Eden»

Обсуждение, отзывы о книге «Eden» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.