• Пожаловаться

Stanisław Lem: Eden

Здесь есть возможность читать онлайн «Stanisław Lem: Eden» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию). В некоторых случаях присутствует краткое содержание. категория: Фантастика и фэнтези / на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале. Библиотека «Либ Кат» — LibCat.ru создана для любителей полистать хорошую книжку и предлагает широкий выбор жанров:

любовные романы фантастика и фэнтези приключения детективы и триллеры эротика документальные научные юмористические анекдоты о бизнесе проза детские сказки о религиии новинки православные старинные про компьютеры программирование на английском домоводство поэзия

Выбрав категорию по душе Вы сможете найти действительно стоящие книги и насладиться погружением в мир воображения, прочувствовать переживания героев или узнать для себя что-то новое, совершить внутреннее открытие. Подробная информация для ознакомления по текущему запросу представлена ниже:

Stanisław Lem Eden

Eden: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Eden»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

W obliczeniach był błąd. Nie przeszli nad atmosferą ale zderzyli się z nią

Stanisław Lem: другие книги автора


Кто написал Eden? Узнайте фамилию, как зовут автора книги и список всех его произведений по сериям.

Eden — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Eden», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема

Шрифт:

Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Koordynator uśmiechnął się. Na zapadniętych policzkach miał szare smugi.

– Butle z tlenem są całe. Gorzej z oczyszczaniem. Tylko jeden samoczynny filtr pracuje normalnie - awaryjny, chemiczny, bo wszystkie elektryczne naturalnie wysiadły. Za jakieś sześć, siedem dni zaczęlibyśmy się dusić.

– Wiedziałeś o tym…? - powoli spytał Cybernetyk.

Koordynator nic nie powiedział.

– Co będziemy robili? - spytał Fizyk. Myli naczynia w kuble wody. Doktor wycierał je jednym ze swoich ręczników.

– Tu jest tlen - powiedział Doktor, rzucając z brzękiem aluminiowy talerz na stos innych - to znaczy, że tu jest życie. Co o tym wiesz?

– Tyle co nic. To sonda kosmiczna pobrała próbkę atmosfery i stąd cała nasza wiedza.

– Jak to? Nie lądowała nawet?

– Nie.

– To rzeczywiście sporo wiadomości - powiedział Cybernetyk. Usiłował umyć twarz spirytusem, który lał z małej buteleczki na kawałek waty. Mieli bardzo mało wody zdatnej do użytku i nie myli się już drugą dobę. Fizyk przyglądał się własnemu odbiciu w świetle lampy, używając jako lusterka wypolerowanej powierzchni klimatyzatora.

– To bardzo dużo - odparł spokojnie Koordynator. - Gdyby skład powietrza był inny - gdyby nie było w nim tlenu, zabiłbym was.

– Co? - Cybernetyk omal nie upuścił flaszki.

– I siebie też, naturalnie. Nie mielibyśmy ani jednej szansy na miliard. Teraz mamy ją. Umilkli.

– Czy obecność tlenu zakłada istnienie roślin i zwierząt? - spytał Inżynier.

– Niekoniecznie - odparł Chemik. - Na planetach alfy Małego Psa jest tlen, a nie ma ani roślin, ani zwierząt.

– A co jest?

– Swiatłowce.

– Lumenoidy? Te bakterie?

– To nie są bakterie.

– Mniejsza o to - rzucił Doktor. Schował naczynia i zamykał puszki z żywnością. - Naprawdę mamy teraz inne kłopoty. Obrońcy nie da się uruchomić, co?

– Obrońcy nawet nie widziałem - przyznał się Cybernetyk. - Nie można się do niego dostać. Wszystkie automaty wyrwały się ze stojaków, wygląda tam tak, że trzeba by dwutonowego dźwigu, żeby rozplatać całe żelastwo. Leży na samym spodzie.

– Ale jakąś broń musimy przecież mieć! - podniósł głos Cybernetyk.

– Są elektrożektory.

– Ciekawym, czym je naładujesz.

– Prądu w sterowni nie ma? Był przecież!

– Nie ma, widocznie było zwarcie w akumulatorni.

– Dlaczego elektrożektory nie są naładowane?

– Instrukcja zabrania przewożenia naładowanych - mruknął niechętnie Inżynier.

– Niech diabli porwą in…

– Przestań!

Na głos Koordynatora Cybernetyk odwrócił się, wzruszając ramionami. Doktor wyszedł. Inżynier przyniósł ze swojej kajuty lekki nylonowy plecak, wkładał do jego kieszeni płaskie puszki z żelaznymi racjami żywności, kiedy pojawił się Doktor - trzymał w ręku krótki, oksydowany cylinder zakończony kurkiem.

– Co to jest? - zainteresował się Inżynier.

– Broń.

– Jaka znów broń?

– Gaz nasenny. Inżynier roześmiał się.

– Skąd możesz wiedzieć, czy to, co żyje na tej planecie, da się uśpić twoim gazem? A przede wszystkim, jak chcesz się tym bronić w razie ataku - dając kroplową narkozę?

– W razie wielkiego niebezpieczeństwa będziesz mógł dać narkozę przynajmniej sobie - powiedział Chemik. Wszyscy się roześmieli, Doktor śmiał się najgłośniej.

– Każde stworzenie oddychające tlenem da się tym uśpić - powiedział - a co do obrony - patrz!

Nacisnął rewolwerowy spust u nasady cylindra. Cienka jak igła strużka natychmiast parującej cieczy strzeliła w mroczną głąb korytarza.

– No… w braku czegoś lepszego… - powiedział bez przekonania Inżynier.

– Idziemy? - spytał Doktor, wpuszczając cylinder do kieszeni kombinezonu.

– Idziemy.

Słońce stało wysoko, było małe, dalsze, ale i gorętsze od ziemskiego. Nie to jednak uderzyło wszystkich: nie było zupełnie okrągłe. Patrzyli na nie przez szpary w palcach, przez ciemnoczerwony, na pół przezroczysty papier, stanowiący opakowanie indywidualnych pakietów przeciwpromiennych.

– Rozpłaszczone wskutek szybkości obrotu dookoła osi, co? - powiedział Chemik do Koordynatora.

– Tak. Znacznie lepiej było to widać w czasie lotu. Nie pamiętasz?

– Może - wtedy - jak by powiedzieć - nic mnie to nie obchodziło…

Odwracając się od słońca, wszyscy spojrzeli na rakietę. Walcowaty, biały kadłub wystrzelał skosem z niskiego pagórka, w który się zaryła. Przypominał wyrzutnię jakiegoś gigantycznego działa. Powłoka, mleczna w cieniu, srebrzysta pod słońce, wydawała się nietknięta. Inżynier podszedł do miejsca, w którym kadłub zagłębiał się w ziemi, przestąpił wywinięty, zbrylony brzeg wyniesienia, które jakby kołnierzem otaczało wbity w zbocze korpus, przeciągnął ręką po płycie pancerza..

– Nie najgorszy materiał ten ceramit - powiedział nie odwracając się.

– Gdybym tak mógł zajrzeć do dysz… - bezsilnie spojrzał w górę, w stronę wylotów, zawisłych ponad poziomem równiny.

– Jeszcze je sobie obejrzymy - powiedział Fizyk. - Teraz pójdziemy chyba - taki mały zwiad, co?

Koordynator wszedł na szczyt wzniesienia. Podążyli za nim. Zalana słońcem równina biegła we wszystkie strony jednakowo, gładka, płowa, daleko wznosiły się smukłe, dostrzeżone poprzedniego dnia sylwetki, ale w mocnym świetle widać było, że nie są to drzewa. Niebo, nad głowami niebieskie jak na Ziemi, u horyzontów nabierało wyraźnie zielonkawego odcienia. Nikłe pierzaste obłoczki sunęły prawie niedostrzegalnie na północ. Koordynator sprawdzał strony świata na małym kompasie, który miał umocowany do przegubu. Doktor pochylił się nisko, kopał nogą grunt.

– Dlaczego tu nic nie rośnie? - powiedział ze zdziwieniem w głosie.

To uderzyło wszystkich. Rzeczywiście - równina była naga, jak daleko sięgał wzrok.

– Zdaje się, że to jest okolica ulegająca stepowieniu - powiedział niepewnie Chemik. - Tam dalej - widzicie te plamy? - jest coraz bardziej żółto - tam, na zachodzie. Przypuszczam, że tam jest pustynia - z której wiatr nawiewa tu piasek. Bo ten pagórek jest gliniasty.

– No, o tym przekonaliśmy się dokładnie - powiedział Doktor.

– Musimy sobie ułożyć choćby najbardziej ogólny plan ekspedycji - odezwał się Koordynator. - Zapasy, które wzięliśmy, wystarczą nam na dwa dni.

– Nie bardzo - wody mamy mało - wtrącił Cybernetyk.

– Wody musimy oszczędzać, dopóki nie znajdziemy jej tu - jeśli jest tlen, znajdzie się i woda. Myślę, że poczniemy sobie tak - od bazy podejmiemy szereg prostolinijnych wypadów, posuwając się zawsze tak daleko, by móc bezpiecznie i bez nadmiernego pośpiechu wrócić.

– Maksimum trzydzieści kilometrów w jedną stronę - zauważył Fizyk.

– Zgoda. Chodzi tylko o rodzaj wstępnego zwiadu.

– Czekajcie - powiedział Inżynier, który stał dotąd kilka kroków dalej, jakby zagłębiony w niewesołych myślach - czy nie wydaje się wam, że postępujemy trochę jak wariaci? Spotkała nas katastrofa na nieznanej planecie.

Udało się nam wydostać ze statku. Zamiast zabrać się do tego, co najważniejsze, zamiast wszystkie siły włożyć w remont, w uruchomienie tego, co się da, w wydobycie rakiety i tak dalej - wybieramy się na jakieś wycieczki, bez broni, bez jakichkolwiek środków obronnych, pojęcia nie mając, co może nas tu spotkać.

Koordynator słuchał go w milczeniu. Wodził oczami od jednego do drugiego ze stojących wokół. Wszyscy byli zarośnięci, trzydniowy zarost nadał im mocno już zdziczały wygląd. Słowa Inżyniera zrobiły widoczne wrażenie, nikt się jednak nie odezwał, jak gdyby czekali na to, co on powie.

Читать дальше
Тёмная тема

Шрифт:

Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Eden»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Eden» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё не прочитанные произведения.


Stanisław Lem: Planeta Eden
Planeta Eden
Stanisław Lem
Helen Douglas: After Eden
After Eden
Helen Douglas
Keary Taylor: Eden
Eden
Keary Taylor
Spider Robinson: Orphans of Eden
Orphans of Eden
Spider Robinson
Georgia Carre: Eden
Eden
Georgia Carre
Chris Beckett: Dark Eden
Dark Eden
Chris Beckett
Отзывы о книге «Eden»

Обсуждение, отзывы о книге «Eden» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.