O piątej nad ranem Chemik, Koordynator i Inżynier poszli spać, na posterunku, po zamknięciu klapy ciężarowej, stanął w tunelu Czarny, a pozostali trzej ludzie poszli z dubeltem do biblioteki.
– Czekajcie - powiedział Fizyk, kiedy przechodzili obok laboratorium - pokażemy mu jeszcze tablicę Mendelejewa. Tam są schematyczne rysunki atomów.
Weszli do środka. Fizyk zaczął kopać się w stosie papierów pod szafkami, kiedy coś zatykotało.
Fizyk wyrzucał z kąta szeleszczące zwoje i nic nie usłyszał, ale Doktor nadstawił ucha.
– Co to jest? - powiedział. Fizyk wyprostował się i także usłyszał tykot. Powiódł po nich oczami, w których było przerażenie.
– To ten geiger, tam… stójcie! Jakiś przeciek…
Przyskoczył do licznika. Dubelt stał dotąd nieruchomo i wodził wzrokiem po aparatach. Zbliżył się teraz do stołu, licznik zagrzechotał długimi seriami, jak dobosz bijący przeciągły werbel.
– To on! - krzyknął Fizyk, porwał oburącz metalowy cylinder i skierował go na olbrzyma. Licznik zawarczał.
– Radioaktywny? On? Co to znaczy? - pytał oszołomiony Cybernetyk.
Doktor pobladł. Przystąpił do stołu, popatrzył na dygocący wskaźnik - wyjął z rąk Fizyka metalowy cylinder i zaczął wodzić nim w powietrzu wokół dubelta. Bębnienie słabło tym wyraźniej, im wyżej unosił jego wylot. Kiedy go opuścił do grubszych, niezgrabnych nóg przybysza, membrana warknęła. Na tarczy aparatu zajarzył się czerwony ogienek.
– Skażenie radioaktywne… - wyrzucił Fizyk. Dubelt wodził oczami od jednego do drugiego, zdziwiony, ale najwidoczniej nie zaniepokojony niezrozumiałą dla niego operacją.
– On się tu dostał przez otwór, który wypalił Obrońca - powiedział cicho Doktor. - Tam jest plama radioaktywna… Przeszedł tamtędy…
– Nie zbliżaj się do niego! - wybuchnął Fizyk. - On wypromieniowuje co najmniej milirentgen na sekundę! Czekaj - będziemy musieli go jakoś - jeżeli owiniemy go folią ceramitową, będzie można zaryzykować…
– Ależ, człowieku, tu nie chodzi o nas! - podniesionym głosem powiedział Doktor. - Chodzi o niego! Jak długo mógł przebywać na plamie? Ile dostał rentgenów?
– N… nie wiem. Skąd mogą wiedzieć… - Fizyk patrzał wciąż na terkoczący licznik. - Musisz coś zrobić! Kąpiel w octanie, abrazja naskórka - on, patrzcie, on nic nie rozumie!
Doktor wybiegł bez słowa z laboratorium. Po chwili wrócił z kasetą pierwszej pomocy przeciwpromienistej. Dubelt początkowo chciał się jakby opierać niepojętym zabiegom, ale potem dał z sobą wszystko robić.
– Włóż rękawice! - krzyknął Fizyk na Doktora, który gołymi rękami dotykał skóry leżącego.
– Zbudzić tamtych? - spytał niepewnie Cybernetyk.
Stał pod ścianą z opuszczonymi rękami. Doktor naciągał ciężkie rękawice.
– Po co? - powiedział. Pochylił się nisko. - Na razie nic… rumień wystąpi za jakieś dziesięć - dwanaście godzin, o ile…
– Gdybyśmy mogli się z nim porozumieć - mruknął Fizyk.
– Transfuzja, ale jak? Skąd? - Doktor patrzał przed siebie, nic nie widząc. - Ten drugi! - zawołał nagle. Zawahał się. - Nie - dodał ciszej - nie mogę - trzeba by pierwej zbadać krew obu na aglutynację - mogą mieć różne grupy…
– Słuchaj - Fizyk odciągnął go na bok - to niedobra sprawa. Obawiam się, no, rozumiesz? Musiał przejść po plamie, jak tylko temperatura opadła - na obwodzie mikroanihilacyjnej reakcji powstaje zawsze sporo radioizotopów. Rubid, stront, ypr i cała reszta. Ziemie rzadkie. On na razie nic jeszcze nie czuje, najwcześniej jutro - tak myślę. Czy on ma białe ciałka we krwi?
– Tak, ale wyglądają zupełnie inaczej niż ludzkie.
– Wszystkie obficie rozmnażające się komórki są rażone zawsze tak samo, bez względu na gatunek. On - powinien mieć trochę większą odporność niż człowiek, ale…
– Skąd wiesz?
– Bo normalna radioaktywność gruntu jest tutaj prawie dwa razy wyższa niż na Ziemi, więc w pewnej mierze może są do niej przystosowani. Twoje antybiotyki będą oczywiście na nic?
– Na nic. Oczywiście, że na nic - tu muszą być jakieś całkiem inne bakterie…
– Tak myślałem. Wiesz co? Powinniśmy przede wszystkim porozumieć się z nim w najszerszym zakresie. Reakcja nastąpi najwcześniej za kilka godzin…
– A! - Doktor spojrzał na niego szybko i spuścił oczy. Stali o pięć kroków od wpół leżącego dubelta, który nie spuszczał z nich bladoniebieskiego spojrzenia.
– Żeby wyciągnąć z niego jak najwięcej, zanim - zginie?
– Nie myślałem tego w ten sposób - powiedział Fizyk. Zmuszał się do spokoju. - Przypuszczam, że będzie się zachowywał podobnie jak człowiek. Sprawność psychiczną zachowa przez kilka godzin, potem przyjdzie apatia - przecież wiesz - będąc na jego miejscu, każdy z nas myślałby przede wszystkim o wypełnieniu zadania!
Doktor wzruszył ramionami, popatrzał na niego spode łba i nagle uśmiechnął się.
– Każdy z nas, mówisz? Tak, może, wiedząc, co się stało. Ale on został porażony przez nas! Z naszej winy.
– Więc co z tego? Chodzi ci o jakąś ekspiację? Nie bądź śmieszny!!
Czerwone plamy wystąpiły na twarz Fizyka.
– Nie - powiedział Doktor. - Nie zgadzam się. Rozumiesz? To - wskazał na leżącego - jest chory, a to - stuknął się palcem w pierś - lekarz. A poza lekarzem nikt nie ma tu teraz nic do roboty.
– Tak uważasz? - głucho powiedział Fizyk. - Ale - to nasza jedyna szansa. Nie zrobimy mu przecież nic złego. To nie nasza wina, że…
– Nieprawda! Został rażony, bo szedł śladem Obrońcy! A teraz dosyć. Muszę mu wziąć krew.
Podszedł do dubelta ze strzykawką. Stał nad nim przez chwilę, jakby się wahał, potem wrócił do stołu po drugą strzykawkę. Na obie nasadził igły wyjęte z gamma-sterylizatora.
– Pomóż mi - zwrócił się do Cybernetyka. Zbliżył się do dubelta. Na jego oczach obnażył ramię, Cybernetyk wprowadził mu igłę do żyły, wciągnął trochę krwi Doktora, odstąpił w tył, wtedy Doktor wziął drugą i dotykając nią skóry leżącego, wyszukał naczynie, spojrzał mu w oczy, a potem wbił igłę. Cybernetyk stał nad nimi. Dubelt nie drgnął nawet. Jego jasnorubinowa krew wypełniła szklany cylinder. Doktor wyjął zręcznie igłę, przycisnął krwawiącą rankę kawałkiem waty i wyszedł z trzymaną wysoko strzykawką.
Tamci wymienili spojrzenia. Cybernetyk trzymał jeszcze w ręku strzykawkę z krwią Doktora. Położył ją na stole.
– I co teraz? - spytał Cybernetyk.
– On mógłby nam wszystko powiedzieć! Fizyk był jak w gorączce.
– A ten - ten!
Naraz popatrzał Cybernetykowi w oczy.
– Może ich zbudzić?… - powtórzył Cybernetyk.
– To nic nie da. Doktor powie im to samo, co mnie. Jest tylko jedna możliwość - on… musi sam zadecydować. Gdyby on tak chciał, Doktor nie będzie mógł mu się przeciwstawić.
– On? - Cybernetyk patrzał na niego zdumiony. - No dobrze… ale jakże on zadecyduje? Przecież nic nie wie - a my nie możemy mu powiedzieć!
– Owszem, możemy - powiedział chłodno Fizyk. Patrzał teraz wciąż na szklany cylinder z krwią, leżącą obok sterylizatora. - Mamy z piętnaście minut czasu, póki Doktor nie policzy jego krwinek. Dawaj tu tę tablicę!
– Ależ to nie ma żadnego…
– Dawaj tablicę! - krzyknął Fizyk i zaczął zbierać cały stos kawałków kredy.
Cybernetyk zdjął tablicę ze ściany, razem ustawili ją naprzeciw dubelta.
– Mało kredy! Przynieś z biblioteki kolorową!
Gdy Cybernetyk wyszedł, Fizyk porwał pierwszy kawałek kredy i zaczął szybko rysować wielką półkulę, w której znajdowała się rakieta. Czując na sobie bladoniebieski, nieruchomy wzrok, rysował coraz szybciej. Gdy kończył, odwracał się do dubelta, patrzał mu mocno w oczy, palcem uderzał w tablicę, ścierał ją gąbką i rysował dalej.
Читать дальше