Stanisław Lem - Eden

Здесь есть возможность читать онлайн «Stanisław Lem - Eden» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Eden: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Eden»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

W obliczeniach był błąd. Nie przeszli nad atmosferą ale zderzyli się z nią

Eden — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Eden», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Antymaterią? - spytał Koordynator w ciszy.

– Tak.

– Nie mogłeś użyć małego miotacza?

– Mogłem, ale nie użyłem.

– Byliśmy wszyscy… - Doktor szukał przez chwilę słowa - wzburzeni. Widzieliśmy padających. Te dubelty nie były nagie. Miały na sobie jakieś łachmany, zdawało mi się, że porozdzierane jakby w walce, ale tego nie jestem pewien. Na naszych oczach zginęły wszystkie albo prawie wszystkie. Przedtem - samiśmy się omal nie potruli. Tak to było. Potem Henryk usiłował odnaleźć dalszy ciąg przewodu, jeżeli dobrze pamiętam. Tak?

Inżynier skinął głową.

– W ten sposób zjechaliśmy w dół, do zagajnika, zobaczyliśmy tych srebrnych. Nosili rodzaj masek. Przypuszczam, że filtrowały powietrze. Ostrzelali nas, nie wiem czym - straciliśmy reflektor. Równocześnie ten wielki bąk ruszył. Chciał nas zaatakować z boku. W każdym razie wyjechał z krzaków. Wtedy - Henryk - dał serię.

– Po zagajniku?

– Tak.

– Po tych - srebrnych?

– Tak.

– I po bąku?

– Nie. On najechał na nas i roztrzaskał się o Obrońcę. Powstał naturalnie pożar - zarośla wyschły od termicznego udaru w momencie eksplozji, więc paliły się jak papier.

– Próbowali kontratakować?

– Nie.

– Gonili was?

– Nie wiem. Raczej nie. Wirujące tarcze mogłyby nas chyba doścignąć.

– W tym terenie - nie. Tam jest mnóstwo wądołów, parowy, wąwozy, coś jak ziemska jura, wapienne skałki, progi, osypiska - wyjaśnił Inżynier.

– Aha. I potem jechaliście prosto tutaj?

– Prawie prosto, z tym że mieliśmy wschodnie odchylenie.

Przez kilka sekund siedzieli w ciszy. Koordynator podniósł głowę.

– Zabiliście - wielu?

Doktor spojrzał na Inżyniera, a widząc, że ten nie zbiera się do odpowiedzi, rzekł:

– Było ciemno. Oni - kryli się w gąszczu. Wydaje mi się - widziałem co najmniej dwadzieścia srebrnych odblasków naraz. Ale głębiej, to znaczy w dalszych zaroślach, jeszcze coś prześwitywało. Mogło ich być więcej.

– Ci, którzy strzelali do was, to były na pewno dubelty? Nikt inny?

Doktor zawahał się.

– Mówiłem, że na małych torsach mieli rodzaj - pokryw, hełmów. Ale sądząc z kształtów, wielkości, sposobu poruszania się, to były dubelty.

– Czym was ostrzelali?

Doktor milczał.

– Pociski prawdopodobnie niemetaliczne - powiedział Inżynier. - Oceniam naturalnie tylko na wyczucie. Miejsc trafienia nie badałem, nawet nie oglądałem. Mała siła przebijająca - takie było moje wrażenie.

– Tak, niewielka - zgodził się z nimi Fizyk. - Reflektory - obejrzałem je przelotnie - są raczej wgniecione aniżeli przestrzelone.

– Jeden rozbił się w zderzeniu z bąkiem - wyjaśnił Chemik.

– A teraz o posągach - jak wyglądały? - spytał Koordynator.

Doktor usiłował opisać je, jak umiał. Kiedy przyszła kolej na białe figury, urwał i po chwili dodał z bladym uśmiechem:

– Tu znowu, niestety, można mówić tylko na migi…

– Czworo oczu? Bardzo wydatne czoła? - powtarzał powoli Koordynator.

– Tak.

– To były rzeźby? Kamień? Metal? Odlewy?

– Nie mogę powiedzieć. Odlewy na pewno nie - wielkość była nadnaturalna, jeżeli o to chodzi. A także pewna - deformacja, zmiana proporcji. Jakby… - zawahał się.

– Co?

– Uwznioślenie - powiedział z zakłopotaniem Doktor. - Ale to tylko impresja. Zresztą oglądaliśmy je krótko, a potem tyle się stało… I naturalnie znowu jest pole do robienia łatwych analogii. Cmentarz. Nieszczęśni prześladowani. Policyjna obława. Motopompa z gazem trującym. Policja w maskach gazowych. Umyślnie używam takich określeń, bo w samej rzeczy mogło się wydawać, że tak było - ale tego nie wiemy. Jedni z mieszkańców planety zabili na naszych oczach innych. To jest fakt - chyba bezsporny. Ale kto kogo - czy to były istoty dokładnie takie same, czy jakieś inne, różniące się między sobą…

– A jeżeli się różniły, to już wszystko jasne? - spytał Cybernetyk.

– Nie. Ale - myślałem też o takiej ewentualności. Przyznaję, z naszego punktu widzenia jest makabryczna. Jak wiadomo, człowiek potępia najsurowiej kanibalizm. Jednakże zjeść pieczeń małpią nie jest już na ogół, w oczach naszych moralistów, niczym strasznym. A co, jeżeli ewolucja biologiczna przebiegała tu tak, że zewnętrzne różnice pomiędzy istotami o inteligencji takiej jak ludzka a istotami, które pozostały na zwierzęcym szczeblu rozwoju, są daleko mniejsze aniżeli między człowiekiem i człekokształtną małpą? Mogliśmy - w takim wypadku - być świadkami - dajmy na to - polowania.

– A ten rów pod miastem? - rzucił Inżynier. - To też - myśliwskie trofea, tak? Podziwiam twoje adwokackie wybiegi, Doktorze!

– Jak długo nie mamy pewności…

– Mamy jeszcze film - przerwał mu Chemik. - Nie wiem, dlaczego - ale dotąd rzeczywiście nie udało się nam zobaczyć normalnego, zwykłego życia na tej planecie. Te zdjęcia to właśnie przeciętna, coś najbardziej codziennego, takie przynajmniej odniosłem wrażenie…

– Jak to, nie widzieliście nic? - zdziwił się Fizyk.

– Nie, zanadtośmy się spieszyli, żeby wykorzystać ostatnie światło. Odległość była znaczna, ponad osiemset metrów, nawet większa, ale mamy dwie szpule filmu, zdjęć zrobionych teleobiektywem. Która godzina? Nie ma jeszcze dwunastej! Możemy je zaraz wywołać.

– Daj Czarnemu - powiedział Koordynator. - Albo ten drugi automat - Doktorze, Inżynierze, widzę, że to was wzięło, prawda, żeśmy przeklęcie ugrzęźli w tym wszystkim, ale…

– Czy kontakty wysokich cywilizacji muszą się kończyć w taki sposób? - powiedział Doktor. - Bardzo bym chciał usłyszeć odpowiedź na to pytanie…

Koordynator potrząsnął głową, wstał i zdjął flaszkę ze stolika.

– Schowamy ją - powiedział - na inną okazję…

Kiedy inżynier i Fizyk wyszli obejrzeć Obrońcę, a Chemik postanowił, na wszelki wypadek, dopilnować wywołania filmu, Koordynator wziął Doktora pod ramię i podchodząc z nim do przechylonych półek bibliotecznych, powiedział, zniżając głos:

– Słuchaj, czy jest możliwe, że to wyście spowodowali, nieoczekiwanym zjawieniem, tę paniczną ucieczkę - i że to tylko was, nie uciekających, usiłowano atakować?

Doktor popatrzał na niego rozszerzonymi oczami.

– Wiesz, to mi w ogóle nie przyszło na myśl - przyznał. Milczał przez chwilę, zamyślony.

– Nie wiem - odezwał się na koniec. - Raczej nie… chyba że to był atak nieudany, który od razu obrócił się przeciw - niektórym z nich. Oczywiście - dodał prostując się - można to wszystko wyłożyć zupełnie inaczej. Tak, teraz widzę to wyraźnie. Powiedzmy: wjechaliśmy na jakiś teren strzeżony. Ci, co uciekali, to była, dajmy na to, grupa pielgrzymów, pątników, bo ja wiem. Straż, pilnująca tego miejsca, podprowadziła broń - ten przewód - pomiędzy posągami, w chwili kiedy Obrońca stanął. Tak, ale pierwsza fala gazu najwyraźniej objęła tamtych, a nie nas… Dobrze, załóżmy, że to był, z ich punktu widzenia, nieszczęśliwy przypadek. Wtedy - tak. Mogło tak być.

– Więc nie możesz tego wykluczyć?

– Nie, nie mogę. I wiesz, im dłużej nad tym myślę, tym bardziej wydaje mi się takie wyłożenie równouprawnione z naszym pierwszym. Mogli przecież zaciągnąć rozmaite straże w okolicy, kiedy wiadomość o nas rozeszła się. Kiedy byliśmy w tej dolinie, jeszcze nic nie wiedzieli - i dlatego nie napotkaliśmy tam uzbrojonych… Tego samego wieczoru pojawiły się przecież wirujące tarcze po raz pierwszy przy rakiecie.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Eden»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Eden» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Stanisław Lem - Podróż jedenasta
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Podróż ósma
Stanisław Lem
Stanislaw Lem - Eden
Stanislaw Lem
Stanisław Lem - Ananke
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Patrol
Stanisław Lem
libcat.ru: книга без обложки
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Fiasko
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Planeta Eden
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Příběhy pilota Pirxe
Stanisław Lem
Отзывы о книге «Eden»

Обсуждение, отзывы о книге «Eden» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x