Jacek Dukaj - Czarne Oceany

Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Dukaj - Czarne Oceany» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Czarne Oceany: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czarne Oceany»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Choć autor CZARNYCH OCEANÓW ożywia klasyczne wątki literatury science fiction, jego powieść sporo zawdzięcza nośnej problematyce i stylistyce prozy cyberpunkowej, a więc pisarstwa zrodzonego tak z fascynacji najnowszą technologią, jak i lęków doby informatycznej. Już teraz żyjemy w świecie rządzonym przez superkomputery. Co się stanie, kiedy te popadną w obłęd? – pyta w swej powieści Jacek Dukaj.
W CZARNYCH OCEANACH najbardziej wybredny czytelnik fantastyki znajdzie to, czego zwykł szukać i czego nie może zabraknąć w książkach tego rodzaju: spiski i wojny, eksperymenty naukowe, nad którymi uczeni stracili kontrolę, a także niekończące się spekulacje na temat możliwości i kondycji ludzkiego rozumu. W wartką i efektowną fabułę Dukaj umiejętnie włączył treści dyskursywne mieszczące się w polu takich dziedzin, jak polityka, ekonomia i psychologia. CZARNE OCEANY bez wątpienia należą do erudycyjnego nurtu polskiej SF i nawiązują do najlepszych tradycji tego gatunku, z twórczością Stanisława Lema na czele.

Czarne Oceany — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czarne Oceany», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Grzyb sobie nie poradzi! Co pan robi! Sirl – Ślepia mu gorzały czerwono, z nozdrzy buchała gorąca, siarczana para. – Musi pan zawrócić! Ukryć się! Oni wszystko nagrywają! Sirl Jesteśmy pod siecią!

Nicholas wbiegł do windy. Poczuł jak ktoś mu podcina wiązadła kolanowe. Wjechawszy na poziom deptaku dostał się w dziecięcą depresję, mało nie zaszlochał na głos. Powlókł się do kiosku z kciukiem w ustach.

Przeszedł tędy Tłum, to było widać na pierwszy rzut oka. Tuzin trupów, w tym trzy pod samym kioskiem Ślady zębów na ladzie. Fekalia pod ścianą. Krew. Smród wielkiej ludzkiej masy, w powietrzu i w myślni.

Trzy pod kioskiem to były dwie kobiety i dziecko. Podszedł do tej opartej w półsiedzącej pozycji o bankomat. Czarne włosy, taka blada – ale MUI Necropolis zapewne dodał tu swoje trzy grosze. Golf rozdarty wzdłuż ukośnego ściegu kul, od mostka po pachwinę. Czarne smugi na twarzy. Starł je lewą dłonią. Skóra bardzo gorąca, bardzo miękka.

Marina otworzyła oczy.

– Gdzie…?

– Odciąga ich. Muszę cię stąd zabrać. Jak nogi? Zdaje się, że znowu straciła przytomność, bo źrenice uciekły jej pod powieki, stuknęła głową o futerał bankomatowego czytnika cashchipów; nie odpowiedziała.

– Diabeł, diagnoza! – krzyknął Hunt w OVR. Menadżer z miejsca odpalił medyczne programy eksperckie, Lucyfer ostentacyjnie pochylił się nad Vassone.

– Około stu ośmiu Fahrenheita. Duża utrata krwi. Prawdopodobnie rozległe obrażenia wewnętrzne, w niewiadomym stopniu naprawione nanomatycznie. To musiała być kuracja inwazyjna, Cień prawdopodobnie postawił wszystko na jedną kartę, ona ma teraz w sobie potężną dawkę gęstego nano. Jedno z dwojga: wyzdrowieje zupełnie albo umrze, i to szybko. Puls.

Hunt ujął jej nadgarstek w lewą dłoń. Diabeł/medanalizer mierzył.

– Dwieście osiemdziesiąt. Zgroza, sir. Źrenice. Hunt odchylił powieki.

– Lekki wstrząs mózgu. Proszę powąchać oddech. Hunt powąchał.

– Tu dobrze.

– Rokowania?

– Bardzo mi przykro, sir – nadął się diabeł/medanalizer- ale całość posiadanego przeze mnie materiału porównywawczego dotyczącego kuracji nanomatycznych stanowi zapis reakcji pana własnego organizmu na stymulanty regeneracyjne, jakie Vittorio podał panu dla szybszego zagojenia tamtych czterech ran postrzałowych. Z których wszakże żadna nie była śmiertelną. Tu sytuacja jest zupełnie inna: pani Vassone zapewne znajdowała się w stanie śmierci klinicznej, kiedy Cień transfuzował jej swoje nano komórkowe. Powiedziałbym, że należy się spodziewać czegoś w rodzaju wstrząsu hemolitycznego.

– Mogę ją przenieść?

– A ma pan wyjście?

– Ty lepiej nie bądź taki cwany.

– Przepraszam, sir. Przede wszystkim powinien pan wyjść spod sieci.

Gdzie Julius? – przemknęło Huntowi. Uciekł? Czy też leży tu gdzieś, zabity, nierozpoznawalny w formie bezdusznej?

Zarzuciwszy sobie na bark lekką torbę Vassone, samą Marinę objął pod ramionami i pod kolanami, podźwignął. Jezu, nie uniosę.

– Baryshnikov, motoryka – sapnął. Edytor wybalansował mu ciało.

Byle teraz nie wleźć w jakieś organiczne zawirowanie myślni…

– Tędy – wskazywał Lucyfer.

Marina, martwy ciężar, w dotyku gorąca niczym nasłoneczniony otoczak, leciała Nicholasowi przez ręce, zwłaszcza że prawa dłoń nie na wiele mu się przydawała. Bezwładnie odchylona głowa kobiety kołysała się na boki.

– Blokuj! – syknął przez zagryzione zęby, bo mięśnie mu coraz głośniej protestowały: Nicholas był człowiekiem fizycznie słabym, a w każdym razie o kondycji nie przekraczającej średniej, zawsze bardziej go obchodziły wygląd i wrażenie niż faktyczna siła. Nie dojdę, powtarzał teraz w myślach, nie dojdę, nie dojdę, nie dojdę. I krok za krokiem, w rytm czarnej mantry. A przecież nawet nie wiedział, dokąd właściwie miałby dojść. Diabeł prowadził w dół, na ulicę, i do wnętrza budynku, i na podwórze, i do sutereny, do piwnic, i na jeszcze inną ulicę… Towarzyszyła im wytrwale Bergrnanowska Śmierć, długimi, białymi palcami ścierała pot z twarzy Mariny, drzewce kosy postukiwało o brudne betony. Mijali odgryzające sobie palce zwierznice, zamieszkane i nie zamieszkane dżungle myślni. Diabeł ponaglał. Hunt w ogóle już nie czuł swojego ciała. Od wielkiego wysiłku biła mu z ran po palcach jasna krew. Potykał się mimo Baryshnikova. Ale musiał iść dalej. (Nie dojdę, nie dojdę nie dojdę). – Bierz – szepnął, gdy poczuł, że zaraz straci przytomność. Diabeł wziął.

15. Underground

– Gdzie?

– W metrze, sir.

Usłyszał własne pytanie (jaki dziwny głos) i natychmiast przeskoczyła iskra skojarzenia z pierwszym -jedynym – pytaniem Mariny, samą Mariną.

– Ona?

– Żyje. W każdym razie oddycha.

– Ja nic nie widzę.

– Tu jest ciemno, sir.

Hunt usiadł. Zakręciło mu się w głowie. Ile krwi straciłem? Sięgnął ku okaleczonej dłoni. Kawał miecha, prawie nic nie czuł, menadżer dał twardą blokadę. Odnotował jednak wilgoć na palcach lewej dłoni. Sprawdził opaskę uciskową, dociągnął. Jedno z dwojga: albo się wy-krwawię, albo zgangrenuję martwicową tkankę. Do szpitala! Zadzwonić po medykatora! Oczywiście nie mógł.

– Podciągnij trochę kontrast.

Mały sześcian w betonie. Z jednej strony otwarty na wielką ciemność, z góry – na wąski szyb półcienia.Stara wnęka studzienki technicznej? Najprawdopodobniej W takim razie tam, w tej ciemności, powinien znajdować się tunel metra. Nieczynnego, rzecz jasna (publiczny środek transportu: setka osób stłoczonych w wagonie -najprostszy przepis na Tłum).

Marina leżała obok, jak ją zostawiło wymykające się z uścisku wszczepki osłabione ciało Nicholasa. Widział tylko zarys sylwetki. Poszukał zdrową ręką odkrytego fragmentu jej skóry. Wciąż gorączka. Tak wysoka temperatura utrzymująca się przez tak długi czas – mózg może tego nie wytrzymać. Ale któż przewidzi, co zrobi nano?

Czas – która godzina?

– Zegar.

Jedenasta szesnaście. Tam na górze już dzień.

Wstał i zemdliło go. Fizjologia jednak ma własne prawa. Opierając się o ścianę, podreptał do wyjścia do tunelu i opróżnił pęcherz w ciemność metra. Gdzieś w głębi, po lewej, majaczyło jedno słabe światło. Poza tym wyglądało, jakby w międzyczasie nastąpiła awaria sieci elektrycznej Nowego Jorku. Cóż, bardzo możliwe: nie ma takiego systemu, którego nie byłby w stanie rozłożyć czynnik ludzki.

Wrócił do Mariny. Wymacał torbę, otworzył.

– Dotyk – mruknął Hunt.

Przesuwał lewą dłonią po skłębionym bagażu.

– Kosmetyczka – mówił diabeł – ledpad, nie wiem, książka, pistolet, nie wiem, część ubrania, nie wiem, nie wiem…

Nicholas wyjął i rozwinął ledpad do maksimum. Usztywnił ekran i wybrał najjaskrawszy wygaszacz. W studzience wybuchnęły cienie, na tych dwóch metrach kwadratowych przed Huntem zrobiło się prawie jasno.

Ustawił ledpad pod ścianą i wysypał na beton zawartość torby. Od razu rzucił mu się w oczy Trupodzierżca Vittoria i klinger zabitego zamachowca. Klingera wsunął do lewej kieszeni płaszcza. Zaraz jednak wyjął go z powrotem, by skontrolować magazynek: pełny.

W skórzanym futerale na elektroniczną biżuterię jurydykatorową Hunt znalazł telefon. Był zdezaktywowany, choć działał (Nicholas szybko sprawdził), lecz pozostawał dla Hunta całkowicie bezużyteczny: jedno połączenie i byłby namierzony.

W poręcznym czarnym kolektorku ozdobionym srebrnymi inicjałami „MSV", znajdowało się kilka zdjęć Jasona Vassone (w większości jako cztero-pięciolatka), imponująca – nawet Nicholasowi – kolekcja wizytówek, dwa samoprzylepne paski kalkulacyjne, guma dyktafoniczna oraz notes sensoryczny Seiko. Próbował wejść do niego, lecz notes najwyraźniej rozpoznawał linie papilarne właściciela. Przytknąć palec Mariny, przemknęło Huntowi. Zerknął na nią, całą czarno-białą w lampionowym świetle ledekranu, trupio monochromatyczną, i czemuś zaniechał. Włożył resztę bagażu z powrotem do torby i z wysiłkiem podsunął ją pod głowę Mariny. Nieprzytomny człowiek zawsze jest dziwnie ciężki. Hunt przyłożył ucho do piersi Mariny. Młum-młum-młum-młum-młum-młum-młumłum. Wali jak szalone. Żyje, w każdym razie oddycha, jak powiedział diabeł. Chociaż gdy Nicholas się wyprostował, nie był w stanie dostrzec tego oddechu. A przyglądał się przez dłuższą chwilę. Po tragicznym wypadku swego przyrodniego brata (miał wtedy siedem lat) zaczął nawiedzać Nicholasa strach przed śmiercią najbliższych (chociaż jeszcze nie jego samego). Dane mu było ujrzeć swego brata martwego – i zaakceptował mocą swej dziecięcej wyobraźni istnienie tworów takich jak „martwi ludzie". Strach nawiedzał go zwłaszcza nocami, bo sen najbardziej podobny do śmierci: bezruch, bezdźwięk. Może faktycznie nie żyją, umarli tak po cichu, dyskretnie? Przemykał się nocami do sypialni Imeldy i matki, stawał przy ich łóżkach, patrzył, nasłuchiwał. Dostrzeżony rytm oddechu w końcu uspokojał go. Aż któryś partner matki obudził się, ujrzał go w półmroku tak stojącego w napiętym milczeniu – i przeżył mały zawał. Nicholas wylądował w zamkniętej szkole pod Atlantą.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Czarne Oceany»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czarne Oceany» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Czarne Oceany»

Обсуждение, отзывы о книге «Czarne Oceany» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x