Głos z sali:
– Czy doktor Peer zatem sądzi, że neuromonady pochodzą z poprzedniego cyklu wszechświata?
(Doktor Peer to ta fenoindianka, skonstatował Hunt).
Peer wzruszyła ramionami. Nie wie. Ale istnieje możliwość ciągłości. Należy zatem bardzo dokładnie przyjrzeć się mechanizmowi interakcji myślni i materii, to kamyczek do ogródka neurofizjologów i tych, co tu się tak śmiali, bo jeśli fenomen faktycznie zachodzi na poziomie kwantowej grawitacji…
– To co?
– To w ówczesnej strukturze myślni doszukiwać się możemy wzorca, który odkształcił w pierwszych ułamkach sekund formę wszechświata i ustanowił parametry.
– Świadomie? Nieświadomie? Znów wzruszenie ramion.
– Być może neuromonady chciały po prostu mieć pewność, że w nowym kosmosie nie zabraknie im pożywienia.
Z sali:
– Bajki! Bajki! Nowe równanie antropiczne!
Z sali:
– A kto ustanowił parametry pierwszego wszechświata, tego, z którego emisji psychomemicznych ukonstytuowała się myślnia?
Z sali:
– Przynajmniej ostatecznie kładzie to kopniętą wersję Wheelera, bo jednak był jakiś zewnętrzny obserwator.
– Co to za wersja Wheelera? – spytał cicho Hunt opierającego się o framugę drzwi fenonordyka w mundurze EDC. Identyfikator głosił: MAJOR T. FUZZ.
– Wariacja na temat zasady antropicznej – wyjaśnił major, nie odwracając nawet głowy, wyraźnie myśląc o czymś innym. – Wszechświat partycypacyjny Wheelera. O ile kolejne mutacje na ewolucyjnej drodze do postaci obdarzonego świadomością psychozoika również uznamy za zdarzenia kwantowe, oczywistym jest, że aż do momentu pojawienia się owej świadomości istniały one, te warianty specjacyjne, jako superpozycje stanów prawdopodobnych. – Na takie dictum Hunt wytrzeszczył oczy, ale major Fuzz mówił dalej. – Redukcja następuje w chwili obserwacji. Istnienie człowieka uprawomocnia się przez wsteczny wybór stosownej ścieżki mutacji, a to takiej, która umożliwiłaby powstanie świadomości i tąże redukcję. Paradoks kauzalny. To wytrąca sens z pytania o zbiegi okoliczności, ponieważ Homo sapiens staje tutaj w roli pierwotnej przyczyny, chociaż późniejszej w strumieniu czasu. No, ale myślnia to falsyfikuje. Hunt nic z tego nie pojął.
Major musiał zobaczyć to w jego oczach. Zerknąwszy raz jeszcze na doktor Peer (sprzeczała się właśnie z jakimś mundurowym z pierwszego rzędu), westchnął i pociągnął Nicholasa do foyer. Przystanęli tuż za drzwiami. Fuzz rozglądnął się i wyszarpnął serwetkę z zestawu kawowego na pobliskim stoliku.
– Fizyka kwantowa, podstawy – mruknął, rysując na serwetce wykres nie wiedzieć kiedy i skąd wyciągniętym wiecznopisem. Wykres składał się z dwóch prostopadłych kresek i krzywej dzwonowej. – W pionie prawdopodobieństwo, od zera do jedności. Na osi poziomej poszczególne stany układu. O kocie Schrodingera słyszał pan?
– Aż tak zapóźniony nie jestem.
– Okay. W takim razie wie pan, że do momentu obserwacji układ znajduje się nie w jednym, konkretnym stanie, lecz w złożeniu, superpozycji wszystkich stanów prawdopodobnych. Kot żyje i kot jest martwy. Moneta spadła orłem do góry i moneta spadła reszką do góry, fifty-fifty. Ale zacznijmy nieco komplikować przykłady, weźmy rzut kilkoma kostkami sześciennymi. Sumę wyrzuconych oczek opisuje taka właśnie funkcja falowa, krzywa Gaussowska jest naturalna dla rozkładów stochastycznych. Jedynka na osi prawdopodobieństwa jest gdzieś tutaj, ekstremum funkcji tu. Kości leżą pod kubkiem, nie widzimy. Unosimy kubek, następuje obserwacja, funkcja kollapsuje, redukuje się do jednego stanu, którego prawdopodobieństwo skacze do jedności. Dajmy na to, tego. – I major skreślił szybko słupek mniej więcej w dwóch trzecich szerokości dzwonu, wyższy odeń parokrotnie. – Widzi pan? Wszystkie inne stany spadają do zera, wypłaszczają na osi, a ten jeden, zaobserwowany…
– Rozumiem, rozumiem.
– Teoretycznie funkcją falową można opisać układ o dowolnej złożoności, składający się z dowolnie wielkiej liczby obiektów kwantowych. Ziemię. Galaktykę. Wszechświat. Dopóki nie zaobserwowany, prezentuje się właśnie tak. Do redukcji funkcji potrzebny jest obserwator.
I Wheeler w tę właśnie stronę to pociągnął. Bo wyobraźmy sobie: Big Bang, ekspansja, formowanie galaktyk -wciąż nie ma nikogo, kto by dokonał obserwacji, żaden stan kosmosu nie został przesądzony, żaden konkretny rozkład materii, żadne proporcje cząstek, może także żadne konkretne stałe fizyczne. Cały zbiór możliwych pakietów parametrów wszechświata masz tu na krzywej; przesuń się kawałek po osi w lewo czy w prawo i dostajesz inny wszechświat. Pytanie: do którego wszechświata funkcja się ostatecznie zredukuje?
– No przecież się jednak jakoś zredukowała! – zaśmiał się niepewnie Hunt.
– Tak, ale dlaczego nie akurat do takiego stanu, w którym zaistnienie człowieka byłoby niemożliwe? To jest pytanie leżące u podstaw Zasady Antropicznej. Zdziwienie nieprawdopodobieństwem naszego istnienia. Odpowiedź Wheelera jest następująca: istniejemy, ponieważ możemy obserwować. Mamy moc załamywania funkcji falowych. Gdyby nie my, wszechświat nie zaktualizowałby się w ogóle. Aktualizacja wymaga obserwatora, więc wybór zawęził się do stanów owocujących tymi obserwatorami: psycho-zoikami, istotami inteligentnymi i samoświadomymi.
Nicholas przygładził wąsy.
– Mhmmm, czuję, że gdzieś tu tkwi jakiś haczyk. Panie majorze… jakże można dokonywać obserwacji układu z jego wnętrza?
Major uśmiechnął się do Hunta, złożył serwetkę, schował wiecznopis.
– Gdy mówimy o wszechświecie – rzekł – czyli układzie z definicji obejmującym wszystko, nie ma czegoś takiego, jak „obserwacja z zewnątrz".
– Skąd więc pewność, że redukcja w ogóle się dokonała?
Major rozłożył ramiona – Nicholas nie był pewien intencji gestu: czy Fuzz okazywał tak swą bezradność, czy też wskazywał w odpowiedzi na świat wokół.
Hunt przeszedł do kolejnej sali. Tu, zgodnie z uprzednio sprawdzonym telefonicznie harmonogramem, miał niebawem wystąpić ów PerMueller. Dzisiejszy dzień grupa przeznaczyła na omówienie potencjalnie użytecznych teorii pobocznych i właśnie produkowali się ludzie Hacjendy. Doktor Jugrin rozwiewał czyjeś wątpliwości na temat faktycznej skuteczności efesu. Na ścianie białe myszki wyjadały z podajników syntetyczne pożywienie.
– Efes (FS – futuroskop) w wersji aktualnej – utrzymywał Jugrin – sięga nominalnie na trzysta dwanaście sekund. Moc ustala się w sposób analogiczny do testów estepu, lecz zamiast identycznych labiryntów, mamy trzy równo rozmieszczone podajniki sprzężone z generatorami liczb pseudolosowych. O czasie trnd maszyna decyduje, w którym rogu pojawi się pożywienie. Kamera rejestruje wszystkie poruszenia myszy. Uśrednione wyprzedzenia, z jakimi wygłodzone zwierzęta zaczajają się przed właściwym podajnikiem, wyznaczają moc wersji. W kolejnych próbach zwiększa się liczba podajników i oddala się je od siebie. Czas prereakcji (trnd – tn) nie waha się dla poszczególnych eksperymentów o więcej niż kilka sekund: myszy są genetycznie zestandaryzowane. Jednak po przejściu do testów na materiale genetycznie nietożsamym różnica zasięgów efektywnych przekracza pięćset procent! Ta sama wersja efesu, która w pierwszych próbach daje horyzont pięciominutowy, niektórym efeserom pozwala na predykcje blisko półgodzinne. Sugeruje to istnienie determinowanych genetycznie cech lub zespołów cech szczególnie sprzyjających futuroskopowi. Dotąd nie potrafimy ich wyizolować. Ową właściwość organizmu, ówm czynnik modyfikujący przyjęło się od mojego nazwiska -wyznał z niepewnym uśmiechem doktor – nazywać jugrinem. – Gwizdy i chichoty. – Najwyższy zarejestrowany dotąd u Homo sapiens jugrin wynosi 4.78. Nie zanotowano jugrina zerowego.
Читать дальше