Notabene na takim właśnie podstawowym kursie usłyszał Nicholas ową anegdotę o memetyce – że niby jedynym, a samozwrotnym dowodem na prawdziwość teorii memetycznych jest wyindukowanie przez ich propagatorów powszechnego przekonania, iż są to teorie naukowe.
– Owszem, byłem i nie musi mi pani tego tłumaczyć.
– No więc proszę uznać psychomemy po prostu za analogi wirusów memetycznych na poziomie myślni. -Potrząsnęła pudełeczkiem, zajrzała: puste. Odłożyła na biurko. – Wszakże to „po prostu" jest tu bardzo mylące. Różnica jest fundamentalna. Otóż psychomemy istnieją także poza mózgiem – umysłem – człowieka. Wynika to bezpośrednio z definicji telepatii. Nastąpiło zatem złamanie owej formuły Kartezjusza, którego już pan tu przywoływał. Myśl istnieje niezależnie od myślącego. Myśl może „myśleć się", nawet gdy nie ma nikogo, kto by ją myślał. „Myślę, choć mnie nie ma".
– Tak, ale świadomość…
– Powoli, powoli. Na razie mamy w modelu miliardy psychomemów egzystujących w oceanie myślni w oderwaniu od mózgów biologicznych. Jeśli traktujemy psychomemy jako odbicie fizycznych procesów zachodzących w mózgach, musimy i do nich zastosować teorię doboru naturalnego. Stąd wyłania się idea paralemej ewolucji na płaszczyźnie myślni, gdzie psychomemy stanowią podstawę swoistego kodu dziedziczności. Ewolucji diametralnie różnej od tych wewnątrzkulturowych i wewnątrzumysłowych umownych procesów postulowanych przez klasyczną me-metykę i wykorzystywanych w kampaniach reklamowych przez jej inżynierów.
Dla zilustrowania potrząsnęła poziomo prawą dłonią z odgiętym kciukiem: ostatni popularny memogest Coca-Coli. Huntowi wydał się jakoś nieprzyzwoity w jej wykonaniu, był wycelowany głównie w nierzeźbioną młodzież out of NEti.
– Pierwotnie mielibyśmy sytuację podobną do praoceanicznej zupy nieorganicznych związków z Ziemi sprzed miliardów lat – podjęła. – Psychomemy posiadają jednak pewną przewagę nad DNA. Po pierwsze, tempo ich mutacji i zmian pokoleniowych jest co najmniej o kilka rzędów wielkości większe od biologicznych, co łatwo sam pan może sprawdzić krótką introspekcją. Po drugie zaś, już na starcie psychomemy miały znaczne fory w samoorganiza-cyjnym wyścigu, ponieważ mózgi od razu wydalały je w postaci silnie powiązanych, skomplikowanych struktur – telepata odbiera wszak całe obrazy, ciągi myślowe, konstrukty wrażeń i uczuć, nie zaś chaotyczną nawałnicę drobnych impulsów nakorowych.
– Już chyba widzę, do czego pani zmierza… Powinien pan. – Błysnęła krótkim, wąskim uśmiechem, potem zaraz odwróciła wzrok. – Tam, w myślni, istnieje życie, istnieje świadomość. Musimy przynajmniej spróbować się porozumieć.
– …z tego względu rozróżniamy wśród monad trzy podstawowe kategorie. Przez analogię do organizmów biologicznych nazywamy je: monadami roślinnymi, monadami zwierzęcymi oraz neuromonadami. Neuromonady są właśnie tym, z czym usiłujemy się skontaktować: to homeostatyczne, długotrwałe zaburzenia myślni o takim stopniu komplikacji i samoorganizacji, iż posiadają świadomość swego istnienia w ortodoksyjnym rozumieniu tego słowa. Bo wszak także o zwierzęcej monadzie rzec można, iż myśli, skoro myśli są jej „kośćmi", „krwią" i „mięśniami". Monady: roślinną i zwierzęcą definiujemy przez opozycję do neuromonady – jako te, które świadomości nie posiadają, przy czym roślinne są monadami stacjonarnymi. Proszę nie ulegać pochopnym skojarzeniom co do owych nazw: w żadnym razie nie chodzi tu o to, skąd pochodzą psychomemy danej monady, to znaczy: od człowieka czy od zwierzęcia. Zazwyczaj jest to bowiem dosyć dokładnie przemieszane, jedynie w większych metropoliach natrafić można na monady pod tym względem „czyste". Na terenach wiejskich natomiast, w dziczy bezludnej…
Czarny słuchał i patrzył. Wraz z miękkim, kobiecym głosem, odbijającym się od ścian habitatu, atakowały go z nadłóżkowego ekranu obrazy, zazwyczaj komputerowe symulacje, w schematyczny sposób starające się przedstawić omawiane procesy. Psychomemy były tu zielonkawymi amebami pływającymi w przezroczystym różu myślni, łączącymi się w większe skupiska, mnożącymi się przez interferencję i walczącymi o „pokarm" złożony z pojedynczych seledynowych drobin, owego planktonu myślni. Mózgi ludzi i zwierząt ukazano w postaci małych słońc, emitujących nieustannie promieniowanie psychomemiczne. Barwa owych gwiazd zmieniała się w zależności od fazy aktywności posiadacza odwzorowywanego mózgu i wykonywanych przezeń czynności – na przykład podczas głębokiej medytacji, połączonej z powtarzaniem mantry! „światło" umysłu stawało się w wysokim stopniu monochromatyczne. Z kolei monady jawiły siew symulacji jako jasnozielone – aż po żółć i pomarańcz – chmury, powodujące w swym bezpośrednim otoczeniu fraktalowe odkształcenia delikatnego różu myślni.
Sekwencje następowały po sobie w rytm nie zwalniającego ani na moment komentarza.
„Opętanie" przez „ducha": monada zachodzi na słońce, wpycha weń macki, słońce zmienia kolor, zmienia widmo emisyjne, monada puchnie.
„Nawiedzone" miejsce: przestrzeń wypełniona jednostajną zielenią przerażenia.
Empatia: miejscowe zazielenienie powierzchni gwiazdy umysłu.
Telepatia: gwiazda zielona jak niedojrzałe jabłko.
Modele modeli modeli, myślał zdegustowany Czarny. Co za mądrość dietetyczna, dwie kalorie prawdy na kilogram słów.
– …że dotychczasowe próby nie dały rezultatu. Przestrzeń kosmiczna wydaje się do tego celu idealna z uwagi na brak jakichkolwiek zanieczyszczeń myślni. Rychło się pan przekona, jak bardzo w tych warunkach wzrosła „czułość" pańskiego mózgu. To tak samo, jak ze wzrokiem, gdy zniknie powietrze, które rozprasza emisję i przesłania obiekt kondensowanymi zawiesinami. Zasadniczo interesują nas neuromonady. Niewątpliwie jednak będzie pan miał również styczność z monadami animalnymi, proszę im wszakże nie poświęcać wiele uwagi, nad ich wykorzystaniem pracujemy na Ziemi z pomocą osób o mniejszych, nie tak rzadkich uzdolnieniach. Trwają zresztą również prace nad ścisłym, bezpiecznym wyodrębnieniem całości genów odpowiedzialnych za telepatię i zaprojektowaniem…
U Hunta w mieszkaniu. Światła zapalone. Pracują wszystkie kamery i mikrofony sieci ubezpieczenia. Pornografia to kąt widzenia.
– Patrz mi w oczy – prosił. – Patrz mi w oczy. Nie. Albo powieki zaciśnięte, albo wzrok odwrócony, gdzieś do góry, na sufit, na ścianę. Nawet gdy wcześniej wygłaszali formułki przyzwolenia NEti, spoglądała w bok, skupiona nie na słowach i nie na nim, lecz odpinanych równocześnie kolczykach.
Oboje, rzecz jasna, byli sterylni; i taki też był ich seks. Nawet jeśli radość i przyjemność – to ukryte, stonowane, trzymane na wodzy. Bardzo mało słów. Czasami monosylabiczne popędzenia lub prośby o zwolnienie. Gdy ssał jej piersi czy gryzł srom, mruczała nisko, nie otwierając ust, z głębi gardła, w rytmie oddechu. W pocałunkach byli bardzo ostrożni: zetknięcie języków intymniejsze niż członek w pochwie. Długo nie mogła dojść, powstrzymywał się, mając w pamięci, że to ich pierwszy raz, i kiedy w końcu dyskretnie zaszczytowała, był nazbyt zmęczony na cokolwiek więcej. Uśmiechnął się do niej, by dać znać, że nie ma złe. Choć przecież miał.
Wstała i, nie oglądając się, wyszła na balkon. Szła powoli, niepewnie. Oparłszy się wyprostowanymi rękoma o balustradę, pochylona, oddychała głęboko, głośno łykając hausty nocnego powietrza. Pot ściekał po jej plecach wzdłuż kręgosłupa.
Hunt podszedł do stolika i podniósł do ucha swój kolczyk, by sprawdzić, czy nikt nie telefonował; ale nie. Wypił szklankę soku i również wyszedł na balkon.
Читать дальше