Uczył się „mantrować" na beztreściwych słowach, zapadać w trans medytacyjny, otwierać swój umysł, wypuszczać w myślnię protuberancje psychomemiczne. Popodłączał się własnoręcznie do całej zainstalowanej tu aparatury. Trafił przy tym na kilka starych skrzepów myślni z utrwalonymi w formie psychomemów wibracjami pamięci -jak tamci przylepiali sobie czujniki, przypinali iniektory, wbijali igły: Numer 4, Numer 3, Numer 2. Na psychomemy Numeru l nie natrafił ani razu, zapewne przydzielono mu inny lab. Albo po prostu wymiotły je i rozproszyły psychomemy późniejsze.
Podłączywszy się, trenował w sprzężeniu z kompem, który wykreślał na ekranie nad nim linie szybkości pulsu, ciśnienia krwi, fal mózgowych. Oficer dyżurny – ktoś nowy, nie znał Czarny tego głosu – odpowiednio zachęcał go do ćwiczeń bądź polecał chwilę odpoczynku. Lecz w istocie żaden odpoczynek nie był tu możliwy. Nawet nieprzytomny, wzbudzałby w myślni fale na kilometry naokoło. Co innego to było, jeśli nie wyrok w zawieszeniu?
Gdy wyciszał się, otwierał mentalnie – niemal fizycznie czuł, niemal widział zieleń przenikającą osmotycznie w fotosferę gwiazdy jego umysłu. Model zwyciężył.
Bombardowało go promieniowanie reliktowe myślni -stare, pojedyncze, zdegenerowane psychomemy: drgnięcie mięśni karku tyranozaura, krew ofiary w paszczy tygrysa szablastozębnego, kość wzniesiona do ciosu w mej włochatej pięści, widok krajobrazu sprzed ery człowieka, ciężkie myśli wielorybów, prawie nieprzystawalne do ludzkich analogi impulsów nerwowych organizmów prymitywnych.
Obmywały go wysokie fale białego szumu – chaotyczny potop psychomemów z gejzeru dzisiejszej biosfery Ziemi, ze szczególnym uwzględnieniem ludzkości: gnije zakuty w kajdany w chińskim więzieniu, dotyka jego skóry ciepło słońca na piasku plaży Lazurowego Wybrzeża, przynosi zimną ulgę ssanie mechanicznej dojarki na jego wymionach, dziesiąty ból krzyża, gdy zginam się, by wsunąć w błoto sadzonkę ryżu.
A sam także promieniował sobą na wszystkie strony, krzycząc, wabiąc, płonąc. Supernowa. Przyjdźcie, przyjdźcie, przyjdźcie. Nie przychodźcie, nie przychodźcie.
I czy to, co docierało do niego co jakiś czas, te dzikie, absurdalne połączenia psychomemów – gryźć czas, anabullga trosa, cap za żółto, skaczemy w otchłanie ciężaru,
lód
trawie mych oczu, podzielić się, podzielić na minus
dwa- czy to były właśnie te pierwsze dotknięcia macek
neuuromonad…?
W Nowym Jorku Hunt wrócił już z lunchu w „Santuccio". Nawet podczas jedzenia planował kolejne posunięcia w dialogach z Numerem 5. Facet był wymagającym graczem. Lecz stał na z góry straconej pozycji. Miał rację, miał całkowitą rację: stanowił żywą przynętę i był przeznaczony na straty. Ale i Hunt mówił prawdę: nie dysponowali kolejnym telepatą i Czarny był dla nich bardzo cenny. Lecz na czym polega ta drogocenność, skoro w myśl obowiązującej w Programie Kontakt doktryny zużywamy ich niczym jednorazowe flary sygnalizacyjne?
Nicholas nie zwierzał się z tego nikomu (zwierzać się! – aż taki głupi to on nie był), ale nie żywił wielkich nadziei na powodzenie projektu. Nawet istnienie owych neuromonad – zdefiniowanych właśnie jako monady „inteligentne" i „samoświadome" – wydawało mu się niezwykle mało prawdopodobne. Hunt nie posiadał tej łatwości wiary w abstrakcyjne modele i umiejętności dowolnego obracania nimi w głowie, którą Vassone tak dobrze rozwinęła. Dla Hunta elektron stanowił piłeczkę pingpongową wirującą dookoła siebie i jądra atomu. Z takim podejściem – z tak ukształtowanym umysłem – wypadał w rozmowach z naukowcami na nieuleczalnie chorego na astygmatyzm wyobraźni: pewnych rzeczy po prostu nie dostrzegał. Zdawał sobie jednak sprawę z tej ułomności i nie sądził podług siebie. Być może był to błąd – bo inni wszak również mogli znać jego ograniczenia i wykorzystać ślepca do własnych celów: nikt nie kłamie lepiej od przekonanych o prawdziwości wypowiadanych łgarstw…
Bez odczekania wszedł do gabinetu Mariny – pomieszczenia Centrali nie posiadały wymaganych przez Nową Etykietę indywidualnych blokad zamków drzwiowych.
Vassone malowała sobie właśnie usta. Zdziwił się: nawet do „De Aunche" przyszła prawie bez makijażu, czemu maluje się teraz? Na dodatek uśmiechnęła się do niego znad lusterka zupełnie nie po swojemu – niemal ciepło.
– Przesłuchała pani moją ostatnią z nim rozmowę? -spytał usiadłszy.
– Yhmy. – I co?
– Co: i co?
– Przecież to prawda – mruknął – oni są kamikaze. Vassone schowała kosmetyczkę.
– Pan nie wierzy w sukces Programu, panie Hunt -stwierdziła.
Nicholas sklął się w duchu. Tak to się właśnie kończy. No bo od czego są psychoanalitycy? Od czego teleconfessions? Dał plamę, nie da się ukryć.
Bezczelnie spojrzał jej w oczy.
– Monady roślinne i zwierzęce – okay, mam dowody, pośrednie, ale mam. Ale – neuromonady? To tylko elegancka ekstrapolacja. A nawet gdyby prawda – to jak odróżnić? Po czym?
– Po organizacji myśli. Monady pierwszej i drugiej kategorii nie myślą. Ulegamy tu złudzeniu spowodowanemu tym, iż ich „ciało" zbudowane jest z psychomemów. Podobnie – jeśli nie przeciążam tym porównaniem pańskiego aparatu imaginacyjnego – byty „myślące białkami" mogłyby brać całą florę i faunę Ziemi, ich biologię, za przejaw zaawansowanego życia psychicznego. Tak samo monady. Inteligencji i świadomości szukać trzeba u nich poziom wyżej.
Hunt zreflektował się i opuścił wzrok z twarzy na piersi, dłonie, nogi Vassone. Znowu przelotne zdziwienie: była w brązowym monosari i wełnianej kamizelce – nie jej barwy, nie jej styl, przez te pół roku ani razu nie widział jej podobnie ubranej.
– No dobrze – mruknął, szukając po kieszeniach beznikotynowców – ale co to jest, ten „poziom wyżej"?
Marina odchyliła się w tył w swym fotelu, spojrzała przymrużonymi oczyma na sufit.
– To też będą jedynie przybliżenia, modele, ekstrapolacj.- Na tym etapie nic więcej nie mogę panu zaproponować. Poziom wyżej… myśli jako forma organizacji psychomemów. Bo nie psychomemy jako takie: nie myśli pan przecież wszystkimi komórkami swego organizmu. W tym sensie nie przypuszczam, by neuromonady były w ogóle świadome treściowej zawartości psychomemów – to dla nich martwa materia.
– Zaraz-zaraz! Jak zatem możemy zwrócić na siebie ich uwagę? Co nam da wyłapanie przez telepatów fragmentów ich skrzepów myślni, ich ciał: kompleksów psychomemów – co? Nic!
– Wie pan – rzekła wolno Vassone z osobliwym uśmiechem – są na to sposoby. Cios młotem kowalskim i wulkan pod stopami każdy zauważy.
– Drukowanymi, proszę – warknął Hunt.
– Uśmiercenie w identyczny, bardzo bolesny sposób dużej liczby ludzi bądź zwierząt o dobrze rozwiniętym systemie nerwowym…
Nicholas mimo woli spojrzał jej w oczy.
– Czy my tu mówimy o zbiorowych, rytualnych mordach?
Vassone skinęła głową.
– Są precedensy w historii. Sądzi pan, że skąd się wzięła tradycja hekatomb dla obłaskawienia bogów?
– Bogów? Bogów? Czy nie zataczamy tym samym… Moment… Pani mi wtedy powiedziała: „Oni znajdą mi Boga". Co to wszystko…
– A wracając do „poziomu wyżej" – weszła mu w słowo Marina – rzec mogę następująco: istnieją pewne uprawnione przypuszczenia. Weźmy kwestię samej inteligencji. W standardowych sprawdzianach IQ stosuje się dla wyznaczenia umysłowych możliwości badanego testy na analogie, równoczesne operacje n-elementowe: A ma się do B tak, jak C do D, E lub F. Za maksimum dla Homo sapiens jako gatunku uznaje się około tuzina elementów, z uwagi na odchylenia w przypadku szczególnie ekscentrycznie rzeźbionych. Chodzi tu o liczbę tak zwanych „porcji informacji", którymi może pan jednocześnie obracać. W czasach telefonów klawiaturowych stosowano różne metody dzielenia długich numerów telefonicznych dla umożliwienia utrzymania ich w „polu operacyjnym" umysłu. Łatwiej zapamiętać „siedemnaście dwanaście trzysta dwa" niż Jeden siedem jeden dwa trzy zero dwa"; wiem, bo sama wciąż uczę się numerów na pamięć, już kilka razy okazało się to bardzo przydatne, panu też radzę. Zdolność do pracy na takich wieloelementowych zbiorach nazywamy właśnie inteligencją. Neuromonady natomiast -nie sądzę, by istniała dla nich jakakolwiek górna granica liczby owych elementów. To w ogóle nie jest inteligencja do pomieszczenia w naszych skalach, równie dobrze może pan ważyć głazy wagą aptekarską. Z tym aspektem wiąże się także umiejętność myślenia „nadmetaforami", to znaczy metaforami zbudowanymi z metafor, albowiem…
Читать дальше