Żołnierze wybiegli z tunelu. Trzech; potem jeszcze dwóch. Biegli tak blisko siebie – zapewne zostali już zkaestepowani. Lekki rynsztunek bojowy; ale broń odwieszona.
Ledwo się pokazali, z boiska podniosło się Zwierzę. Dopiero w ruchu okazało swą prawdziwą naturę – w ruchu bowiem było jednością, jednym umysłem, rozpisanym na czterdzieści siedem organicznych terminali: tylko w działaniu intencja. Zaskoczony Hunt rozglądał się dokoła, niewiele zresztą widząc, bo teraz jego byli AGENCI co do jednego stali. Nicholas wykreślił więc figurę powietrza i wzbił się na sześć-siedem metrów. Stąd postrzegał już Zwierzę jako Zwierzę: nadorganizm, w miarę przemieszczania się piątki żołnierzy obracający za nimi swą uwagę. Żadnych opóźnień, żadnych spięć na łączach, synchronizacja podinstynktowna.
– Widzisz teraz? – spytała Kleist, dołączywszy do niego na wysokościach. – To są wszystko małpy, rzecz jasna; takich brałeś. Zero wyższych funkcji umysłowych. Gdy straciłeś z nimi łączność, skończył się nadzór programu. Pozostały tylko ich trupodzierżcze wszczepki i szum na neuronach. Stąd wyewoluowało coś takiego. Nie rozdzielamy ich, ponieważ teraz, w grupie, wykazują przynajmniej jakąś świadomość, intynkt samozachowawczy, inteligencję; jako grupa właśnie. Podczas gdy w pojedynkę są po prostu małpami.
– Nie rozumiem. Skoro już wykształcił się w ich wszczepkach jakiś program menadżerski…
– Ależ w tym właśnie rzecz, że nic takiego nie nastąpiło! Przekopiowaliśmy przecież zawartość wszczepek tych ciężko rannych, których musieliśmy umieścić w szpitalach, i tam nie było niczego takiego. Równowaga istnieje tylko w sieci, homeostaza tylko w systemie – no bo nie w samotnym jego elemencie.
– Daliście im kaestep?
– Tak. Ale to nie ma znaczenia: świadomość tego bytu konstytuuje się na poziomie Trupodzierżcy, nie myślni.
– Przepłukaliście ich Tuluzą 12?
– Po co? Żeby na powrót zmałpieli?
– No to co z nimi zrobicie?
– Nie razie nie wiadomo. Trzymamy ich tutaj, bo to duża, zamknięta przestrzeń i ma ścisłe pokrycie A-V. Trzeba będzie skontaktować się z ich jurydykatorami… Właściwie to nie nasz problem.
– Co, może mój?
– Nie ty ich zezwierznicowałeś.
Więc kto? Jak zwykle: nikt. Grudzień. A kto wypuścił Grudzień?
Ale znowu: który Grudzień? Ten pierwszy, wąsko sprofilowany na Azjatów? Czy ten ostatni, otwarty na genom wszystkich Homo sapiens? Nie docieczesz. Jest tylko trend; są tylko ofiary.
Poderwał się z koi, przebiegł od ściany do ściany i z powrotem. Diabeł obserwował ze zrozumieniem.
– Jak? – warknął Hunt.
– Liczą, panie.
Jeszcze się kontroofensywa USA nie zbilansowała, jeszcze (to znaczy – kiedy właściwie?) Bronstein przebierał w swej futurpamięci. Dobrze przynajmniej, że zamarzła pierwsza część scenariusza – bo już siebie nie widzę na poduszkach Faradayowskiego gabinetu Skrytojebcy, nie odbieram psychomemów tamtego otoczenia: nargili w ustach hackera, trawy ogrodu pod stopkami dzieci, wiatru we włosach jego żony… Lecz zarazem oznaczałoby to urealnienie wszystkich innych zdarzeń sprzężonych z tą ścieżką, choć pozornie niezależnych. Nie zredukowałbym się więc do stanu przedupiornego, nie odzyskał ręki, nie zostałyby zapomniane pociski rozrywające ciało Mariny i bionano w jej komórkach, nie cofnąłby się plan Chiguezy… Amen.
Kopnął krzesło.
– Co z tobą znowu? – fuknęła Imelda.
Postawił je (zamiast poczekać, aż MUI wyzeruje scenografię), usiadł, odetchnął; ale uspokojenie nie nadchodziło.
– Który to bóg? – mruknął. – Piąty chyba.
– Mhm?
Zemsta. Ślepy gniew. Przemożne pragnienie wyrównania rachunków niesprawiedliwości.
– Spotkałem kiedyś u was w skyhouse'ie takiego wysokiego fenometysa, półtora roku temu, co to było, jakiś koktajl, pamiętasz może; ktoś mi szepnął, że to jednych z prawdziwych właścicieli Intela/Motoroli.
– Van Dernomme. Tak. Raz chyba nawet był na spotkaniu komitetu wyborczego Gaspara.
– Sponsorował go? Wzruszyła ramionami.
– Znajdź mi z łaski swojej jego numer – poprosił. -Dał wam chyba wysoki priorytet.
Wyślepiła się ekskluzywnie, przez chwilę stała w bezruchu. Potem sięgnęła lewą ręką, złapała spadającą gwiazdę i rzuciła nią w Nicholasa. Przyjął na ciało.
Diabeł automatycznie otworzył połączenie. Odezwał się program sekretaryjny van Dernomme'a. Gaworzyli z Lucyferem przez chwilę, bez rezultatu – najwyraźniej van Dernomme miał aktualnie co innego na głowie. Może monadę, pomyślał sarkastycznie Hunt. Zadał diabłu parametry dialogu i ustawił pętlę ponawiającą – w końcu van Dernomme odbierze.
Tymczasem wgrał siedemnasty save MindMastera. Zamknął oczy. Matryce estepiczne – Schatzu – Schatzu-prorok w „Santuccio" obejmujący gestem nocny Nowy Jork -komputer psychomemiczny – odbicia… Miał już na końcu języka, na wyciągnięcie myśli, na jedno skojarzenie. Sen wynalazcy efesu! Tak! Tak!
Przycisnął skroń do zimnego żelaza. Van Dernomme się przyda, skądś trzeba przecież wziąć kredyt – ale teraz pojawia się nowa możliwość: projekt samodzielny, długoterminowy.
Mały dyskomfort psychofizjologiczny, gdy menadżer nie nadążał z maskowaniem drgań błędnika: to „Curtwaiterem" zaczęło mocniej kołysać. Nicholas powtórzył runy Ariela, złożył skrzydła i wzbił się na kilometr, dziesięć, sto, tysiąc, trzydzieści pięć tysięcy wzwyż. Z geostacjonarnej przyjrzał się kształtom chmur, układom frontów atmosferycznych, wskazywanym przez diabła projekcjom prądów. – Idzie na nas sztorm, panie. – Hunt przytaknął machinalnie. Widok budził w nim płytkie skojarzenia. Wysoka grzęda, tak. Lepiej się wkłuję i zasnę. Wiedźma, Alabaster…
Ponownie wstał z koi, rozprostował nogi. Diabeł polerował ścianę. – Już, panie – rzekł obróciwszy się. – Są pierwsze aproksymacje. – No to pokaż, pokaż.
Oczywiście to, co pokazał, to były wizualizacje entych analiz owych obliczeń, na dodatek uproszczone – Lucyfer do tej pory dobrze poznał pułap infoekonomicznej wiedzy Nicholasa. Toteż każdy wykres dokładnie Huntowi opowiadał, poczynając od pojęć pierwotnych. Przedziały nadal się zawężały. W czasie, gdy diabeł mówił, przewidywania się aktualizowały; wytłoczone ze ściany krzywe drgały lekko, coraz wolniej, coraz słabiej, konające żmije. Bo przecież to nie faktyczne notowania giełdowe Nicholas tu oglądał, nie końcowe bilansy – lecz rozciągnięte wzdłuż osi czasu ekstrapolacje trendów, których pierwsze kroki EDC-owi kuzyni Kubusia Puchatka zdołali nareszcie rozpoznać w gotującym się wciąż chaosie IEW i ułożyć w logiczne ciągi; a te pierwsze kroki to mogły być jakieś centowe transakcje na prowincjonalnych węzłach brokerskich. Różnowartościowe złożenia trendów projektowały możliwe przyszłe stany rynku. Ekstremum funkcji prawdopodobieństwa przesuwało się przez tę n-wymiarową macierz w miarę, jak nadchodzące z całego świata kolejne dane obcinały „fałszywe" owoce algorytmów genowych. Tak więc coraz to inny zbiór stanów jutrzejszej gospodarki okazywał się najbardziej prawdopodobnym; lecz różnice między następnymi aktualizacjami predykcji malały i obraz zamarzał. Wypreparowane z owego zbioru przedziały wskaźników ekonomicznych USA diabeł rzeźbił w chropowatym metalu grodzi „Curtwaitera".
– Bronstein, ty sukinsynu – szepnął z podziwem Hunt.
Bronstein znowu nie odpowiedział; a może już po prostu tego momentu nie dopamiętał.
Hunt był pełen podziwu dla dzikusa-samobójcy, bo wszystko wskazywało, że kontrofensywa istotnie się powiodła; Ameryka wypełzła – to znaczy: wypełznie – z za-paści nagłych Wojen Monadalnych po ścieżce szczęśliwych zbiegów okoliczności. Modlitwa, w sekrecie rozpuszczona przez agentów Korpusu na całą Ziemię, na wszystkich posiadaczy legalnych i pirackich klonów Tuluzy 10, przemyślnie sprofilowana przez sztab Kleist ku największej szkodzie nowych mocarstw IEW i największym zyskom Stanów – przyniosła/przyniesie im zwycięstwo. Na dodatek startująca równolegle z ognisk w Ameryce epidemia kaestepu dawała USA kilkudziesięciogodzinne fory przed resztą świata, wciąż ciężko przymuloną przez myślnię. Krzywa przewidywanego czasu użyteczności Modlitwy załamywała się po tygodniu: po tym czasie rzecz wyjdzie już na jaw i pałeczkę przejmie Tuluza 12. Ale też do tego momentu wszyscy prywatni inwestorzy i bandyci giełdowi świata – ci, którzy nie zezwierznicowali – kierując się przeczuciami, lękami nocnymi, szybkimi skojarzeniami, nieświadomie budując swoimi transakcjami pozornie neutralne trendy – zmiażdżą Transwaal, Hongkongijską i Izrael.
Читать дальше