Jacek Dukaj - W Kraju Niewiernych
Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Dukaj - W Kraju Niewiernych» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:W Kraju Niewiernych
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
W Kraju Niewiernych: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «W Kraju Niewiernych»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
W Kraju Niewiernych — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «W Kraju Niewiernych», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Jakiś domorosły poliglota – zauważył z przekąsem Celiński.
Niemiecki. O co tu chodzi? Praduidze przemknęło, czy aby jego ubiór nie jest przypadkiem właściwy dla tutejszych Niemców. A może jakaś wycieczka z Niemiec plącze się po okolicy i młodzieniec wziął go za zagubionego jej członka?
Na wszelki wypadek odpowiedział również po niemiecku:
– Tak, jestem obcy.
Chłopak milczał, gapiąc się w bezruchu na Lopeza.
– Mógłbyś mnie poinformować, gdzie się znajduję? -spytał Praduiga, nadal trzymając się niemieckiego.
Twarz chłopaka wykrzywiło przerażenie.
– Ty nie jesteś – rzekł w narzeczu Indian Navaho; czwartego jego słowa Lopez właściwie nie zrozumiał. Było to jedno z owych dziwacznych, wieloznaczeniowych słów, w jakie obfitują stare języki społeczeństw przesiąkniętych magią i mistycyzmem, żyjących w czystej, naturalnej przyjaźni i nienawiści do swych bogów. Nikt, kto nie urodził się Navaho, nie pojmie w pełni tego narzecza. Co więc oznaczało słowo wypowiedziane przez młodzieńca? Pewien rodzaj skończoności, całości; także świętość i przeznaczenie; także wyższość, boskość; także dobro.
Ledwo zamknąwszy usta – chłopak zniknął.
Major z żołnierzami, a za nimi Celiński, wypadli zza pagórka – obserwowali oni to zdarzenie oczyma Lopeza, słuchali za pośrednictwem jego uszu i podobnie zaszokowało ich zniknięcie tubylca.
– Co to było? – zachłysnął się Celiński, rozglądając się wokół, jakby przekonany, iż chłopak wcale nie rozpłynął się w powietrzu, lecz tylko kryje się gdzieś – gdzie?
– Czy ja dobrze zrozumiałem? – pytał major. – Miał ci za złe, że nie jesteś świętym?
Ho z Calverem, przełączywszy się na zamkniętą linię, dyskutowali nad techniką dematerializacji nastolatka – jednocześnie lustrując swymi nieludzkimi ślepiami okolicę.
– Może to od początku był hologram?
– Widziałeś na Indeksie: major miał go na wszystkich systemach.
– Może jakaś nowa generacja hologramów… – rzucił Calver bez specjalnego przekonania.
– Prędzej teleportacja.
– I co jeszcze? Nie było ruchu powietrza. To już prędzej strzał Katapulty o zmiennokształtnym polu przerzutowym.
Lopez siedział na kamieniu i nie odzywał się.
Celiński kręcił z niedowierzaniem głową.
– Naszła mnie taka myśl – mruknął po chwili. – A jeśli oni używają danego języka tak jak my akcentu albo intonacji głosu? To znaczy… każdy język ma własną charakterystykę, jeden jest twardy, drugi subtelny… Może znają – niekoniecznie przez hipnozę – wszystkie języki i używają ich kombinacji dowolnie, w zależności od tego, co i jak chcą przekazać.
– Taa, rozumiem – przytaknął Crueth. – Chociaż przy zastosowaniu takiej interlingwistycznej technologii na skalę ogólnoświatową bardziej prawdopodobnym zdaje mi się wykształcenie jakiegoś amalgamatycznego, wspólnego metajęzyka. Ale nie jestem w tym specjalistą. Nieważne, to sprawa poboczna. Mnie niepokoi jego zniknięcie. Zastanawiam się, czy w tych okolicznościach…
Celiński spojrzał pytająco na Praduigę. Praduiga wzruszył ramionami.
Major machnął ręką, zblokował gadałkę i rozpoczął składanie raportu, który zostanie zapisany w jednym z dwóch naprzemiennie pojawiających się w tym świecie rejestratorów. Gdy skończył, szczeknął: „Amen" i milisekundowy, nasycony informacją impuls pomknął ku odległemu o kilkanaście kilometrów laskowi oraz ukrytemu w nim polu przerzutów.
– Nic – zameldował Calver. – Nikogo tu nie ma. Crueth czekał.
– Idziemy – zdecydował wreszcie Lopez.
Po pół godzinie wyszli na płaską, porośniętą wysoką trawą równinę, z rozrzuconymi tu i ówdzie skupiskami niskopiennych drzew. W oddali majaczyła cienka, ciemna kreska, która mogła być drogą.
– Droga – potwierdził major. – Nie mogę zidentyfikować typu nawierzchni.
– Ktoś tam jest – dodał sierżant Ho. – Stoi na niej. Krzaki go zasłaniają, mam go na podczerwieni. Mężczyzna, średniego wzrostu. Nie porusza się. Co on tam robi?
– Odlewa się w te krzaki – mruknął Celiński, spoglądając w niebo, kryształowo błękitne błękitem ognistego lodu.
Przyspieszyli; sierżanci wysunęli się nieco naprzód. Ho i Calver byli rodowitymi Stalińczykami: choć dyskrecja i słowo Carterczyków stały się wręcz przysłowiowe, to na tak wczesnym etapie inwazji nie korzystano z najemników, podobnie jak i z obcoziemnych ekspertów. Ho i Calver, z racji częstego operowania na obcych Ziemiach w początkowym stadium ich podboju, musieli przejść także pełne przeszkolenie Zwiadowców – w istocie byli Zwiadowcami; na Ziemi Ziem to przecież wyłącznie Korpus zajmował się zwiadem.
Drugi napotkany tubylec okazał się trzydziestokilkuletnim mężczyzną o ogniście rudych włosach, odzianym w szerokie spodnie i przedziwną bufiastą koszulę; po jego odzieniu, podobnie jak po ubiorze chłopca, nie sposób było wnioskować o ich pochodzeniu i użytej do ich wytworzenia technologii, jeśli w ogóle jakiejkolwiek użyto.
Mężczyzna czekał na nich.
– Witajcie – rzekł, kłaniając się lekko Lopezowi, choć towarzysze Stalińczyka byli dla niego niewidoczni i nie miał prawa ich wcześniej dostrzec.
Praduiga wszedł wolno na szosę. Tak w pierwszej chwili o niej pomyślał: szosa. Lecz szosa się pod nim ugięła, zapadł się w nią po kostki – i zrewidował swój pogląd: deptak do spacerów na bosaka.
– Wyjdźcie – rozkazał przez gadałkę.
– To nie jest dobry pomysł – oponował Crueth.
– Nie możecie się dalej kryć. Wyjdźcie. Wyszli. Rudowłosy nie okazał zdziwienia.
– Skąd wiedziałeś, że przyjdziemy? – spytał Lopez, wciąż po aramejsku, ze swobodą sugerującą, iż zna się z rudym od lat – bo i tak zachowywał się rudy. Bardzo nienaturalnie to wyglądało w oczach Praduigi.
– Tak miało się stać – odparł tubylec w tutejszej łacinie.
– Powiedział ci ktoś?
– Nie.
– Otrzymałeś od kogoś wiadomość?
– Tak było mi przeznaczone. – Łacina. – To światło. -Staroegipski. Światło oznaczało tu również coś boskiego.
– Nie rozumiem cię, człowieku – rzucił Lopez po angielsku.
– Bardzo mi przykro. – Starogrecki. Rudy aż skręcił się ze zmartwienia.
Praduiga przyglądał mu się podejrzliwie.
– Jak się nazywasz? – spytał Celiński, również po angielsku.
– Różnie.
– A na przykład? Jak my cię mamy nazywać?
– Ohlen – rzucił mężczyzna z wahaniem.
– Dlaczego używasz tylu języków? – spytał Lopez, akceptując pomysł Celińskiego, by ograniczyć się do angielskiego, skoro dla Ohlena nie ma to znaczenia, a oni w angielskim czują się najpewniej.
– Wy też.
– Skąd je wszystkie znasz? – nie ustępował Praduiga.
– Znam.
– Kto cię ich nauczył?
– Nikt. Mam je – odpowiedział rudy, tym razem w którymś z afrykańskich narzeczy, a Lopezowi już nie chciało się dochodzić, co oznacza stwierdzenie, iż on te języki m a. Przesłuchiwali tego Ohlena niby podejrzanego w sprawie o morderstwo; co dziwniejsze, sam Ohlen zdawał się nie mieć nic przeciwko temu. Realność całej tej sytuacji bladła i bladła. Może będziemy zmuszeni go zabić, przemknęło Lopezowi.
– Gdzie my się właściwie znajdujemy? W jakim państwie?
– Państwie?
– Nie istnieje u was podział na państwa? – spytał Praduiga, całkowicie już rezygnując z udawania cudzoziemca.
– Od ponad dwóch tysięcy lat – odparł Ohlen, ani trochę nie zdziwiony.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «W Kraju Niewiernych»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «W Kraju Niewiernych» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «W Kraju Niewiernych» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.