Jacek Dukaj - W Kraju Niewiernych
Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Dukaj - W Kraju Niewiernych» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:W Kraju Niewiernych
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
W Kraju Niewiernych: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «W Kraju Niewiernych»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
W Kraju Niewiernych — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «W Kraju Niewiernych», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Myślałem, że rano komary nie gryzą. – Pobożne życzenia.
– Śmierć komarom.
– Śmierć!
Płask.
Szli przez jedną z kamienistych równin Andaluzji, słońce malowało długie i głębokie ich cienie. Na Ziemi Stalina zieleniłyby się tutaj owe słynne hiszpańskie winnice – to jednak nie była Ziemia Stalina i nawet nie wiedzieli, czy ewentualni tuziemcy nazywają te tereny Andaluzją.
Ubiory, które mieli na sobie, chroniły od zimna i upału, licznych rodzajów promieniowania – mogły służyć setkom przeróżnych celów, tak zostały zaprojektowane; ich celem podstawowym jednakże było umożliwienie Zwiadowcom przystosowania się do jakiejkolwiek mody – czy jej braku – panującej na penetrowanej Ziemi. Z ich części można było uzyskać ponad trzysta kombinacji. Tymczasem jednak ta ich funkcja nie miała zastosowania: Crueth pokrył grupę ruchomym holografikiem. Nie zrobiłby tego, gdyby istniało uzasadnione przypuszczenie, że cywilizacja, jaką mają szpiegować, może się na tym poznać – wówczas bowiem istotnie za nikogo innego prócz szpiegów nie mogliby ich wziąć.
– Na godzinie piątej, sto metrów nad ziemią, sześć kilometrów – zameldował nagle sierżant Ho, ponuroślepny paker o lekko orientalnych rysach, wyższy i od Cruetha.
– Nie wiem, co to jest, sir – mówił, wytężając swój sztucznie sokoli wzrok. – Nie widzę skrzydeł. Nie widzę śmigieł. Nie widzę dysz ani smugi odrzutu. Nie widzę ciepła żadnego systemu napędowego. Prędkość stała, w granicach półtora Macha. Minie nas w odległości czterech i dwie trzecie kilometra. Dokładne dane rzucam panu na Indeks.
Indeksem nazywali niematerialny trójwymiarowy ekran „unoszący" się przed ich oczyma, a istniejący tylko w ich umysłach, działający zaś na zasadzie analogicznej do zasady działania popularnych zegarków widmowych, również nieistniejących, zaledwie „symulowanych", a w dowolnej postaci widzianych przez użytkownika, gdy tylko przymknął on lewe czy prawe oko.
Crueth dał znak, by grupa nie zatrzymywała się ani nie zmieniała tempa.
– Nie rejestruję działania żadnych aktywnych systemów celowniczych – kontynuował Ho. – Albo nas nie zauważył, albo ignoruje, albo pozostaje przy systemach biernych.
Obiekt po chwili zniknął za horyzontem.
– Co to było, Crueth? – spytał Lopez.
– Słyszał pan – odmruknął major. – Linia była otwarta.
– Jakim cudem to leciało?
Crueth wzruszył ramionami – postrzegli ten gest jako nagłe wydęcie się jego płaszcza: utrzymywano szyk z dnia wczorajszego i major wyprzedzał Lopeza i Celińskiego o jakieś pięć metrów.
– Antygrawitacja? – rzucił Crueth. – Telekineza? Celiński zaniepokoił się.
– Antygrawitacj a, myśli pan? Cholera… moment. Mam już symulacje. – Przez nie w pełni ludzki mózg mknęły mu ciągi pojęć i obrazów generowanych przez analityczne oprogramowanie wszczepki Zwrotnicowego, a niewyrażalnych poza językową przestrzenią jej sztucznych myśli. – Znajomość antygrawitacji implikuje parę innych rzeczy. Rzucam wam na Indeksy; widzicie: nie jest to wesołe. Proponowałbym zdjąć to holo: osiemdziesiąt siedem procent, że znają i to.
– Zdejmujemy – zgodził się Crueth i wyłączył system mimetyczny.
– A może to w ogóle nie są ludzie? – mruknął Calver. – Co, panie majorze?
– Tylko tego nam brakowało – wymamrotał Lopez. -Nie ludzie, to kto? Mrówki? Jakich rozmiarów było to latające pudło?
– Stodoły.
– Więc raczej nie mrówki – zauważył z przekąsem Celiński.
– Chyba że dwumetrowe – zaśmiał się bezdźwięcznie Calver.
– Upiorny żart – parsknął ubawiony Janusz. Lopez, zdziwiony, zerknął nań; Celiński się uśmiechał, by nie pozwolić wypełznąć na twarz innemu grymasowi.
– Głupoty gadacie – warknął Crueth. – Wykresu ewolucyjnego nie widzieliście? Nie ma odchyłów. Szli. Wspiąwszy się na kolejny pagórek, Crueth zwolnił.
– Uwaga! – „krzyknął" przez gadałkę. – Człowiek. Mężczyzna. Lat piętnaście-osiemnaście. Leży na plecach, ręce pod głową. Prawdopodobnie śpi. Czterdzieści dwa metry, prosto naprzód. Lopez. Ty.
Praduiga zaczął wspinać się na pagórek.
– W co on jest ubrany? – dopytywał się Celiński. Lopez był już na szczycie i sam go poinformował:
– Tunikowate szarobiałe giezło. – Po czym jął się w szybkim tempie przebierać, usiłując upodobnić swój ubiór do ubioru młodzieńca.
– Obstawić to – rozkazał tymczasem major.
Lopez powoli zszedł z pagórka i podszedł do leżącego. Gdy tylko się zatrzymał, chłopak otworzył oczy.
Klasycznym sposobem postępowania w tej sytuacji, polecanym przez wszystkie podręczniki Zwiadowców, było wyczekiwanie z uśmiechem na twarzy, aż tuziemiec odezwie się pierwszy – wówczas można było bez kłopotów przejść na język, którym ten się posługiwał, nie zdradzając się z własną niewiedzą w tym zakresie. Wszyscy Zwiadowcy, agenci, każdy, kogo w fazie zwiadu przerzucano na obcą Ziemię, wcześniej poddawany był procesowi hipnotycznej nauki ponad tysiąca podstawowych języków, dialektów i narzeczy, jakimi mogli się posługiwać jej mieszkańcy. To oczywiście nie załatwiało sprawy, nieraz bowiem, na światach odchylonych dawno temu, stykano się z językami na Ziemi Stalina po prostu nie istniejącymi, oryginalnymi, lub też drastycznie odbiegającymi od stalinowej ich wersji – lecz były to przypadki stosunkowo rzadkie.
Lopez milczał.
Chłopak milczał.
Ukryci poza zasięgiem ich wzroku żołnierze i Celiński wsłuchiwali się w tę ciszę.
– A jak on skoczy mu do gardła? – niepokoił się Janusz.
– To jest ryzyko – przyznał major. Chłopak spytał o coś.
– Klasyczny aramejski – zidentyfikował język Ho. -Pyta, czy Lopez czegoś nie chce – dodał, zupełnie niepotrzebnie zresztą, bo wszyscy w aramejskim byli podobnie biegli.
Praduiga zwilżył językiem wargi. Od ładnych parunastu godzin mówił jedynie za pośrednictwem gadałki, ani słowa tak naprawdę nie wypowiedział – i teraz na moment opanował go irracjonalny strach, iż nie będzie zdolny normalnie przemówić, że gadałka odjęła mu zdolność mowy.
Była to jednak zaledwie chwila.
– Witaj – powiedział.
Młodzieniec wstał i lekko się ukłonił.
– Witaj – odparł. Dało się w jego głosie wyczuć lekkie zdziwienie.
Lopez potrząsnął opuszczoną dłonią dla odpędzenia pomniejszych demonów strachu. Zaczyna się. Zagadka w zagadce w zagadce. To również był narkotyk, nałóg.
Postąpił zgodnie z zaleceniami podręczników, a także zgodnie z własnym doświadczeniem: od razu dał się poznać jako swego rodzaju dziwak, obcy – nie odpowiadając na powitalne, w gruncie rzeczy, jak mniemał, retoryczne pytanie młodzieńca, lecz tak poważnie go witając. Lepiej było od początku zadeklarować się jako cudzoziemiec, niż chcąc uchodzić za swojego, narazić się później na przeróżnego rodzaju podejrzenia. Lepiej nawet za wariata robić -wariatowi wszystko wolno.
Praduiga nie był Zwiadowcą i wyprawa do obcego świata w tak wczesnym etapie jego podboju i dla niego stanowiła nowość, zwykle sporządzał swe ekspertyzy – na ten czy inny temat – kiedy dana Ziemia znajdowała się już pod skrytym bądź jawnym panowaniem jego mocodawcy; był stremowany.
– Widzisz… jestem wędrowcem. Nie bardzo wiem, gdzie się znalazłem. To znaczy… co to za miejsce.
Śmiertelne zdumienie wykrzywiło twarz chłopaka. Lopez zdenerwował się. Nie oceniłby swego zachowania jako aż tak dziwnego.
– Jesteś obcy – stwierdził chłopak w dziwnym niemieckim.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «W Kraju Niewiernych»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «W Kraju Niewiernych» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «W Kraju Niewiernych» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.