Marcin Wolski - Piąty odcień zieleni

Здесь есть возможность читать онлайн «Marcin Wolski - Piąty odcień zieleni» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Piąty odcień zieleni: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Piąty odcień zieleni»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Piaty odcień zieleni to sensacyjna opowieść o losach naszego świata, który na skutek przedziwnego zbiegu okoliczności i sprzecznych działań dostaje się w ręce radykalnej frakcji ruchu Zielonych. Przedstawia ją przypadkowy świadek i mimowolny trybik machiny zdarzeń, nasz rodak, który wpada w sam, srodek zapierajacej dech rozgrywki, toczącej się na wszystkich kontynentach, na wodzie, pod wodą i… w kosmosie.

Piąty odcień zieleni — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Piąty odcień zieleni», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– To miłe – uśmiechnął się Ziegler.

– Wiążą się z tym pewne niedogodności, przeprowadzka, praca w obiekcie tajnym, ale mam nadzieję, że zarówno sprzęt, jak i towarzystwo, które pan tam zastanie, będzie co najmniej satysfakcjonujące. I niech pan nie myśli, że zwracamy się z taką propozycją do każdego.

– Dziękuję – jeszcze raz uśmiechnął się Roy. – Rozumiem jednak,

że nie dostanę dużo czasu do namysłu.

– Nie – odpowiedział krótko Maarens. Jego milczący towarzysz nie przestawał bawić się szklanką. – Tu może pan zapoznać się z warunkami finansowymi. Na drugim druku ma pan niezbędne ograniczenia. Trzy lata izolacji od rodziny… Ale, zdaje się, że nie jest pan zbyt rodzinnym człowiekiem, profesorze Ziegler.

Naukowiec zajął się lekturą.

– Chciałbym tylko zapytać…

– Pan wybaczy. Czekamy jedynie na odpowiedź: tak lub nie.

– A gdybym powiedział nie?

– Żaden problem. Pozostaje wszystko po staremu. Nie było naszej rozmowy.

Milczący towarzysz wstał i przesuwał palcem po kolorowych grzbietach książek i naukowych periodyków. Zieglerowi przyszło do głowy, że drugi przybysz włącza się do rozmowy, gdy pada słowo nie. Zresztą nie miał zamiaru wymawiać tego słowa.

– Propozycja jest interesująca – powiedział. Maarens uśmiechnął się całą twarzą z wyjątkiem oczu.

– A zatem tak?…

Musieli przelecieć dobry kawał kontynentu, ponieważ jednak kabina pasażerska śmigłowca pozbawiona była okien, Ziegler nie miał możliwości sprawdzenia, w jakim kierunku się udają. I gdy wehikuł osiadł wreszcie na twardym gruncie, mogli znajdować się równie dobrze pod Durbanem, na pograniczu Namibii czy w okolicach Kimberley… Właz otworzył się automatycznie i równie samoczynnie rozciągnęły się składane schodki. Naukowiec przygotowany był, że wyląduje na lotnisku lub, w najgorszym wypadku, na skrawku oszańcowanego stepu. Zaskoczenie. Znajdował się na niewielkim placyku przypominającym dziedziniec renesansowych pałaców. Może zresztą był to pałac. Dookoła ciągnęły się trzy piętra podcieni skąpanych w tropikalnej roślinności. Opodal biła fontanna, w głębi na tarasie rozstawione leżaki i parasole wskazywały raczej na luksusowy ośrodek wypoczynkowy niż na tajną bazę. Poza Zieglerem odwłok śmigłowca wypluł jeszcze dwa kontenerowe sześciany, które przechwycił gładko automatyczny wózek i odjechał z bagażem w stronę niskich, żelaznych drzwi. Przez cały czas pilot nawet nie wyjrzał przez hermetycznie zamknięte okienko. Rozległ się mocny gwizd, silnik wzmógł obroty, i żelazna ważka wystartowała w drogę powrotną.

Wcześniej z obramowania fontanny podniosło się dwóch mężczyzn, wydelegowanych najwyraźniej na powitanie nowego. Starszy, o dobrotliwym wyglądzie prowincjonalnego medyka, lub, mówiąc mniej dostojnie, dobrze wypasionego tucznika, wyciągnął do przybysza krótką, wypielęgnowaną łapkę.

– Witamy w Ogrodzie Nauk, profesorze Ziegler.

Drugi był szczuplejszy i młodszy, a lisia, wąska twarz, której czujny wyraz podkreślały trójkątne, gęste brwi, od razu wydała się Zieglerowi znajoma. Któż zresztą nie poznałby Silvestriego – “człowieka, który okantował Amerykę", jak okrzyknęły go dzienniki i serwisy telewizyjne w czasie popisowego procesu.

– Rada Trzech poleciła nam pomóc szanownemu koledze w adaptacji -ciągnął grubasek. Nazywam się Landley, Edward Aberdeen Landley – przedstawieniu towarzyszyło silne potrząsanie ręką – doktora Silvestriego nie muszę chyba panu przedstawiać. Jak udała się podróż?

– A to była jakaś podróż, nie zauważyłem – zażartował Ziegler. Naukowcy roześmiali się.

– Może na początek coś orzeźwiającego – w ręku Landleya pojawiła się puszka wybornego transyalskiego piwa.

– Nie używam – pokręcił głową były alkoholik – zastanawiam się tylko, co się stało z moim bagażem?

– Zapewne czeka już w pokoju, dokładnie przejrzany i przekartkowany – poinformował Silvestri. – Może właśnie zaczniemy od zaprowadzenia do apartamentu. Zobaczy kolega, jak tu u nas ładnie.

– A gdzie ja właściwie jestem? – Roy wyartykułował zdanie, które chodziło mu od dłuższej chwili po głowie. – Możecie mi to panowie zdradzić?

Uśmiech znikł z twarzy witających, a Silvestri powiedział poważnie.

– Nie.

– Jak to?

– Sami chcielibyśmy wiedzieć.

Jeśli istniał kiedykolwiek na świecie raj, to wspólnota, w której wylądował Ziegler miała być jego najdoskonalszym naśladownictwem. Organizatorzy uczynili wszystko, co ich zdaniem, miało przyczynić się do komfortu i dobrego samopoczucia badaczy. Pracownicy służb tajnych Republiki wiedzieli, o dziwo lepiej niż kto inny, że wydajność produkcyjna twórców tylko w części zależy od środków technicznych i gaży. Że istnieje coś takiego, jak klimat międzyludzki, atmosfera, bodźce psychiczne – a te zapewnić może jedynie rywalizacja i koleżeństwo oraz umiejętne przeplatanie czasu pracy z relaksem.

A jeszcze dochodziła do tego konieczność takiego wymoszczenia klatki, aby klatka wydawała się rozkosznym azylem. Stworzone więc zostało idealne miejsce dla myśli i rekreacji, surrealistyczna krzyżówka Akademii Platońskiej i wesołego miasteczka, parnasu i lupanaru. Rychło Ziegler miał się przekonać, jak mylące było pierwsze wrażenie. Tonący w zieleni dziedziniec i okalające go na podobieństwo starego klasztoru krużganki stanowiły jedynie naskórek Centrum. Wewnątrz zabudowań, w korytarzach i wielopiętrowych podziemnych labiryntach, kryły się doskonale wyposażone laboratoria, biblioteki mikrozapisów, stale uzupełniane, nie ustępujące zbiorom Biblioteki Kongresu czy Uniwersytetu Łomonosowa… O kuchni można by pisać tygodniami i zrodziłoby się drugie dzieło miary “Filozofii smaku", a archiwum wideo zawierało wszystko co wyprodukowano od Meliesa po Formana, z obficie zaopatrzonym dziełem porno włącznie.

Wszystko to dopiero czekało na Zieglera, który nawet miał zakosztować uroków egzystencji Marco Polo w gościnie u Alicji w krainie czarów.

Ze stylowej loggi weszli do windy, sześciennego pudła zdolnego przemieszczać się tak w pionie jak w poziomie. Silvestri wybrał numer osiemdziesiąt jeden, który, jak poinformował, miał być osobistym symbolem Roya.

– Aż tylu nas tu jest? – zdziwił się przybysz.

Landley najwyraźniej nie dosłyszał pytania, ponieważ w ogóle nie odpowiedział, natomiast Silvestri mruknął po dłuższej pauzie:

– Naukowców jest około pięćdziesiątki. Osiemdziesięciu przewinęło się w sumie przez parę lat. Oczywiście personelu pomocniczego jest dwa razy więcej.

– Aha, a ta trzydziestka skończyła kontrakt i powróciła do domu?

– Jesteśmy na miejscu – Landley przepuścił przodem Zieglera.

Apartament składający się z czterech mniejszych pomieszczeń i obszernego liyingu ze szklanymi drzwiami wychodzącymi na krużganek, sprawiał sympatyczne wrażenie. Do sypialni przylegał pokój kąpielowy z paroosobową wanną i kabiną prysznicową; gabinetowi towarzyszyła służbówka, czy jak kto woli, pokój asystenta-ordynansa.

Na progu przywitał Roya młody, śniady mężczyzna w białym dresie, który ukłonił się przybyłym z wyszukaną, wschodnią elegancją.

– Jestem Daud Dass i z przyjemnością będę spełniał wszystkie pańskie polecenia, sir.

– Did jest doskonałym fachowcem od aparatury laboratoryjnej, a poza tym to prawdziwa złota rączka, jest pan szczęściarzem, Roy – powiedział Landley.

W wazonach stały świeże kwiaty, na półkach tłoczyły się książki, wśród których dominowały ulubione tytuły Zieglera. Przez moment zdawało mu się, że widzi własną półkę z pokoiku w Princeton. Ktoś, kto przygotowywał tę kwaterę, musiał naprawdę wszystko wiedzieć o lokatorze.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Piąty odcień zieleni»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Piąty odcień zieleni» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Piąty odcień zieleni»

Обсуждение, отзывы о книге «Piąty odcień zieleni» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x