Marcin Wolski - Piąty odcień zieleni

Здесь есть возможность читать онлайн «Marcin Wolski - Piąty odcień zieleni» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Piąty odcień zieleni: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Piąty odcień zieleni»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Piaty odcień zieleni to sensacyjna opowieść o losach naszego świata, który na skutek przedziwnego zbiegu okoliczności i sprzecznych działań dostaje się w ręce radykalnej frakcji ruchu Zielonych. Przedstawia ją przypadkowy świadek i mimowolny trybik machiny zdarzeń, nasz rodak, który wpada w sam, srodek zapierajacej dech rozgrywki, toczącej się na wszystkich kontynentach, na wodzie, pod wodą i… w kosmosie.

Piąty odcień zieleni — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Piąty odcień zieleni», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать
Marcin Wolski Piąty odcień zieleni Dla Wiki 4 marca Głupie dzieciaki - фото 1

Marcin Wolski

Piąty odcień zieleni

Dla Wiki

4 marca

– Głupie dzieciaki! – Marcel Bonnard opuścił żaluzję i odwrócił się do siedzących współpracowników.

– Na co jeszcze czekamy? – wicekomisarz Gelder nie taił podenerwowania. – Moi ludzie są przygotowani od godziny.

Komisarz Bonnard milcząco wskazał cywila zapadniętego w fotel obok pulpitu operacyjnego. Cywil, mężczyzna o zmiętoszonej twarzy, zarówno strukturą jak i karnacją przypominającą wyciśniętą, zleżałą cytrynę, nie rzucał się w oczy. Piękny Gelder, w nowiutkiej bluzie polowej i ze starannie ułożonymi włosami, dotychczas właściwie go nie zauważał, nie został mu też przedstawiony. Widać jednak był to ktoś ważny, ktoś, bez którego decyzji uruchomienie rezerwy specjalnej nie wchodziło w grę.

– Mamy czas – odezwał się cywil, mówił lekko sepleniąc, a wąskie wargi za każdym słowem odsłaniały żółte, nierówne zęby. – Za dużo telewizji, żebyśmy mogli zacząć nie sprowokowani. Brakuje nam tylko konfliktu z opinią publiczną.

– A jeśli rozejdą się – w głosie Geldera pojawił się element żalu jak u dziecka, które nie może wypróbować najnowszych zabawek.

– Nie rozejdą się, niech pan będzie spokojny – do rozmowy włączył się Levecque i wstał.

Profesor Levecque był jak zawsze gładko wygolony, elegancki, o tułowiu nieprawdopodobnie krótkim w porównaniu z arystokratyczną czaszką. Na tych, którzy widzieli eksperta po raz pierwszy, nieodparcie sprawiał wrażenie przypadkowej kombinacji dwóch różnych ludzi. Zresztą owa nieproporcjonalność anatomiczna szła w parze z dychotomią jego charakteru. Wyrafinowany intelektualista, był równocześnie człowiekiem małym, zawistnym, chciwym zaszczytów i pieniędzy. Potrafił też być okrutny, choć ostrożny.

– To tylko czoło fali – powiedział – garstka desperatów, groźna dopiero wtedy, gdy utożsami się z nimi szary człowiek z ulicy.

– Ale to przecież niemożliwe – odezwała się mała pani Loosinhorn z zarządu miasta – któż zdrowy na umyśle chciałby utożsamiać się z tymi wariatami. Już sam ich wygląd…

– Zgoda – uśmiechnął się Levecque, a właściwie pogardliwie wykrzywił mięsiste usta. – Dzisiaj są obcy, ale jutro? Proszę spojrzeć na gapiów, te luźne grupy zdezorientowanych, zaciekawionych. Na razie to pojedynczy ludzie, zawsze jednak pod wpływem emocji gotowi zebrać się w groźny tłum lub wejść w skład określonych grup nacisku. “Synowie Arkadii", dziś raczej groteskowi, jutro mogą stać się przyczółkami. Tym bardziej że wielu podświadomie przyznaje im rację. Mieliśmy ostatnio dość nieszczęśliwy ciąg wydarzeń. Awaria elektrowni atomowej pod Kassel, skażenie chemiczne po eksplozjach w Manchesterze, pierwsze strefy śmierci ekologicznej na wschód od Rudaw.

– Ale mamy też sukcesy – nie wytrzymała pani Loosinhorn. – W Tamizie są pstrągi, a w górnej Sekwanie obserwowano nawet raki. Oficjalne partie zielonych od paru lat zasiadają w parlamentach…

– Wielu uważa, że to zbyt mało. Bilans trzech lat rządów Partii Ekologicznej w Danii zakończył się kompromitacją.

Komisarz Bonnard przysłuchuje się rozmowie, chociaż nie bierze w niej udziału. Stary, choć krzepko trzymający się funkcjonariusz, w ogóle nie lubi dyskusji, nie znosi też całej generacji tych inteligencików, którzy wpychają się na wszystkie możliwe szczeble ze swoimi “naukowymi metodami" i bezdusznym pragmatyzmem.

– Dlaczego właściwie “Cytryna" wziął ze sobą tego bubka, któż stworzył tak dziwaczną grupę operacyjną i o co właściwie toczy się gra? – niespokojne myśli kłębią się pod czaszką komisarza. – Oficjalnie Levecque występuje w roli samodzielnego eksperta rządowego, specjalisty od “nowych ruchów" i ich międzynarodowych powiązań. Kim jest naprawdę? Do tej pory Marcel spotkał się z profesorem kilkakrotnie, zawsze wynikały z tego kłopoty, przed rokiem w Wiedniu Steiner omal nie zginął…

– Dlaczego musimy skończyć z pobłażaniem wobec “Synów Arkadii"? – kontynuuje Levecque. – Mamy powody do podejrzewania ich o rozległe powiązania z ugrupowaniami terrorystycznymi. A program, czytali państwo manifest: Piąty odcień zieleni? Pozwólcie, że zacytuję: “Trzeba użyć radykalnych środków, aby zawrócić bieg dziejów".

– To akurat utopia, rojenie pętaków o potędze – zauważa Gelder.

– Ostatnie sto lat pokazało nam, że nie ma takiej utopii, która nie pociągnęłaby za sobą dość wyznawców zdolnych do eksperymentów na kontynentalną Skalę. Musimy być ostrożniejsi. Kiedyś grupkę fanatyków z monachijskiej piwiarni mógł zlikwidować jeden patrol, później trzeba było wojny światowej. Tolerancja, bojaźliwość wobec końskiej kuracji na wczesnym etapie choroby, kosztuje potem zbyt wiele lekarza i pacjenta.

– Ależ ten człowiek lubi brylować – myśli komisarz, Levecque tymczasem reguluje monitor sprzężony z zainstalowaną w oknie kamerą. Jedno przybliżenie, drugie, ustalenie kadru. Oto i cały, skąpany w ciepłym przedwiosennym słońcu, plac.

Plac i rosnący stos. Wokół niego uwija się około setki ludzi w bieli. Są to młodzi chłopcy i dziewczęta, w chodakach, przepasani powrozami. W rozcięciach szat widać mocne ramiona i krągłe piersi. Niektóre z dziewcząt noszą wianki. Kilkanaście osób gra hałaśliwie. Drągal o długich włosach przeplatanych siwizną trzyma przy ustach podręczny megafon – wykrzykuje coś, może śpiewa…

Bonnard przekręca jakąś gałkę. Pokój Centrum zalewa muzyka i mocny, czysty, choć trochę gardłowy, głos współczesnego Savonaroli.

… Zaprawdę mówię wam śmierć chodzi wokół nas śmierć atomowa śmierć plastikowa samochodowa elektronowa śmierć!

Zaprawdę mówię wam porzućcie maszyny które uczyniły was niewolnikami rzeczy opuśćcie miasta cmentarze waszych snów spalcie tworzywa sztuczność która nas oplata zniszczcie komputery…

Stos rośnie. Tłum znosi telewizory i roboty domowe, przytoczono parę samochodowych wraków, chlusta benzyna z kanistrów. Kamera kierowana przez Levecque'a wędruje po placu. Na chodnikach gęstnieje tłum bardziej zaciekawiony niż przerażony. Tu i ówdzie widać rozbawione twarze. Kierunkowe mikrofony agentów rozstawionych w ciżbie wyłapują szepty i słowa przechodniów – “trick reklamowy",,,to lepsze niż wyprzedaż bubli", “wszystko jest ubezpieczone". Nieliczni mundurowi policjanci gapią się dość bezradnie. Prorok odrzuca megafon na sam szczyt stosu i bierze z rąk dziewczyny o aparycji praprawnuczki Isadory Duncan, mała wygląda najwyżej na piętnaście lat, pochodnię. Przypala. Muzyka przechodzi w nerwowe tremolo. Rzucona pochodnia leci jak kometa. Stos z cudami dwudziestego wieku staje w płomieniach. Synowie i córki Arkadii krzyczą, wyrzucając w górę ramiona, a potem rozbiegają się. Pękają witryny okolicznych sklepów. Zaparkowane samochody popychane przez dziesiątki rąk suną w stronę stosu. Profesor Levecque czuje biust małej pani Loosinhorn wbijający mu się w plecy.

– Okropne, okropne – trzeszczy mu przy uchu.

– To chyba wystarczy, szefie – Gelder spogląda na komisarza. Na pulpicie zapala się pomarańczowe światełko. Człowiek-Cytryna unosi słuchawkę i po paru sekundach odkłada ją bez słowa, potem odwraca się do Bonnarda.

– W porządku, ruszajcie.

Sytuacja na placyku zmienia się. Z bocznych uliczek wypadają postacie przypominające średniowiecznych wojowników. Tyle że ich tarcze wykonano z tworzyw sztucznych. Tnąc pałkami w prawo i lewo posuwają się w stronę fontanny, przy której przed chwilą znajdowała się zaimprowizowana trybuna proroka.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Piąty odcień zieleni»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Piąty odcień zieleni» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Piąty odcień zieleni»

Обсуждение, отзывы о книге «Piąty odcień zieleni» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x