– A swoją drogą – mruknął Andrzej, nie przerywając pisania – dlaczego?
– Wiesz – Robert tarł przez chwilę czoło. – Gdzieś z półtora roku temu było głośno o takim jednym, który dostał się do węzła wieży kontrolnej na lotnisku i doprowadził do katastrofy, musiałeś słyszeć, “New Scientist” poświęcił wtedy im cały numer. Generalnie, to jest takie swego rodzaju podziemie, raczej o politycznym charakterze…
– Coś jak subkultura VR?
– Nie, subkultura jest niegroźna. Ot, bawiące się kajtki, używające standardowych gogli i rękawic do virtual reality o tyle zręczniej od zgredów, że potrafią opanować najprostsze funkcje połączenia bezpośredniego. Większość z nich wyrośnie na szanowanych, dobrze zarabiających SysOpów albo kataryniarzy poważnych firm. Niektórzy pewnie na cyferów. Chodzi o to, że sieci przesyłu danych miały stanowić podstawę nowej, poziomej, a nie pionowej organizacji społeczeństwa, poszerzenie agory, rozumiesz, chodzi o greckie forum. O – trafił wreszcie w pamięci na właściwe słowo – demokratyczne społeczeństwo posthierarchiczne, tak to nazywano. No więc, że niby sieci miały być tym fundamentem nowego, wspaniałego świata, a zostały opanowane przez polityków, wojskowych i krwiożerczy międzynarodowy kapitał, w związku z czym oni starają się je zanarchizować. Nic nowego, wyjąwszy używanie wirusów i bomb logicznych zamiast machin piekielnych.
– Bomb logicznych?
– Taki rodzaj programu, mnoży się i mnoży, aż zablokuje całą pamięć operacyjną. Parę lat temu jednemu cyferowi udało się tym sposobem zawiesić na cztery godziny sieć policyjną w Hamburgu.
– Taa… – mruknął Andrzej, zapisując na wszelki wypadek: “Sieć policyjna, zawieszenie, Hamburg”. – Tylko że z naszą sprawą to to chyba nie ma nic wspólnego.
– Mówiłem – skinął głową Robert.
*
Charles Frangois Dumoriez, sekretarz warszawskiego przedstawicielstwa Komisji Wspólnot Europejskich, czuł się jak gdyby rozmawiał z istotami z innego świata. Naturalnie niczym tego nie dawał po sobie poznać.
– Zachód chce wam pomóc, panowie – oznajmił swoim gościom. – Oczywiście, nie jestem upoważniony, aby takie zapewnienie złożyć wam oficjalnie. Możecie mi jednak wierzyć, że całkowite pozostawienie Polski w rosyjskiej strefie wpływów nie leży w naszym interesie. Musicie tylko zrozumieć, że w tej chwili nie możemy wejść w dyplomatyczny konflikt z Rosją. Musicie najpierw dokonać czegoś, co przekona opinię publiczną naszych krajów o determinacji Polaków w staraniach o integrację ze strukturami zachodnioeuropejskimi. Nie możemy wam pomóc, dopóki wy nie pomożecie sobie samym. Musicie podjąć jakieś radykalne, spektakularne działanie.
Sześciu przywódców Zjednoczonego Obozu Katolicko-Patriotycznego przyjęło te słowa poważnym kiwaniem głowami.
W dniu podpisania Gwarancji Społecznych, związanej z nim wizyty w Polsce sir Camemberta i wydawanego przezeń koktajlu siedziba przedstawicielstwa wypełniona była po brzegi zamętem, w którym goście Dumorieza mieli szansę nie rzucić się w oczy. Przyjmował ich w niewielkim gabinecie, przylegającym do głównego hallu. Gabinet służył zazwyczaj do spotkań nieformalnych, mimo tego jednak – lub może właśnie dlatego – pod ciężkimi, płóciennymi tapetami oplatały go sieci antypodsłuchowego tempestu, a umieszczone we framugach drzwi detektory sygnalizowały dyskretnie, jeśli przy którymś z wchodzących wykryły zamknięty obwód elektryczny.
Dumoriez nazwał to w sporządzonej dla swoich zwierzchników notatce “rozmową sondażową”. Zawiadomił przywódców ZOKP przez posła Suchorzewskiego, iż chciałby jeszcze przed rozmową z sir Camembertem poznać ich opinię co do konsekwencji aktu Gwarancji Społecznych dla polskiej sceny politycznej oraz przewidywanych przez nich scenariuszy wydarzeń. Przywódcy Obozu dalecy byli w tej kwestii od zgody. Jak zresztą w większości pozostałych.
– Myślę, że pan się z nami zgodzi – odezwał się wreszcie głębokim, poważnym głosem jeden z prezesów klubu parlamentarnego ZOKP, o wyglądzie siwiejącego borsuka – że dzisiejszy dzień przybliża chwilę patriotycznego zrywu.
– Rozumiem panów punkt widzenia – zgodził się dyplomatycznie Dumoriez. – Ale zapowiadacie ten zryw już od dość dawna. Wciąż powtarzacie, że Polska powstanie. Ale wciąż pozostajecie w opozycji, bez wpływu na władzę.
– Niech pan nie zapomina – wtrącił się drugi z prezesów, w średnim wieku, o twarzy, która po prostu skazała go na karierę polityczną działacza chłopskiego – że ZOKP kontroluje większość samorządów w kraju. Na prowincji liberałowie i socjaldemokraci praktycznie się nie liczą.
– Wiem o tym. To jest podstawa dla jakiejś działalności. I tego panowie, po was oczekujemy. Pozwólcie zapytać: czy akt Gwarancji to dla was początek, czy koniec?
– Początek, zdecydowanie początek – oznajmili niemal chórem.
– Polacy przekonali się, że mogą wygrać z tą lewicowo-liberalną mafią – powrócił do głosu Siwy Borsuk. – I to nie pójdzie na marne, niech mi pan wierzy, panie Dumoriez! Jeszcze dzisiaj, będzie pan mógł zobaczyć, zakłócimy nieco tę cukierkową uroczystość, wyreżyserowaną w Pałacu.
– Ale przecież – zauważył Dumoriez – w tej chwili polski pracownik zyskał zdobycze socjalne przekraczające nawet to, co przewidują karty socjalne Unii. Czy mimo wszystko sądzicie, że zdołacie poderwać go do dalszej, hm… dalszej walki?
– Panie Dumoriez – odezwał się kolejny z prezesów o ogorzałej, twardej twarzy i siwiejących, sumiastych wąsach. Mimo iż zbliżał się już do sześćdziesiątki, zachował atletyczną budowę ciała i wyprostowaną postawę. – Kto wygrywa, ten się nie zatrzymuje. Kto wygrywa, ten przyspiesza. Tym bardziej, im chętniej przeciwnik ustępuje.
– Może pan nam wierzyć. Powtórzymy sierpień jeszcze raz – zapewnił jeszcze jeden z przywódców.
– Tak, ludzie widzą to złodziejstwo, wszystkie te prze-kręty, na jakie pozwalają sobie rządzący – poparł go ten o chłopskiej twarzy. – I zapamiętują to sobie. Dobrze to pamiętają.
– I to, że są takie partie, niby katolickie i polskie, a ubabrane po uszy – zauważył scenicznym szeptem wąsaty – to sobie też zapamiętują.
– Chyba ma pan na myśli tę swoją zakichaną kanapę, co? Tak słyszałem o jakimś moście pod Modlinem…
– A my słyszeliśmy o imporcie nawozów – przypomniał następny.
– Ależ panowie, panowie – mitygował Dumoriez. Odetchnął głęboko i przybrał zatroskany wyraz twarzy. – Będę z wami zupełnie szczery, panowie. Aż do bólu. We Wspólnotach nie ma jednomyślności co do Polski. Są tacy, którzy mówią: do diabła z tą Polską, to wewnętrzny problem Wszechrusi, nasi podatnicy i tak się już buntują i nie wolno ich obciążać dodatkowym ciężarem. Jak wiecie, ja należę do tych, którzy uważają, że Polska jest częścią Zachodu i po prostu nie możemy jej zdradzić. Powiem panom, że sir Camembert prywatnie podziela to zdanie. Ale ma związane ręce, a wy nie dostarczacie mu argumentów. – Pochylił się ku nim, zniżając głos, choć w oplecionym antypodsłuchowym tempestem pomieszczeniu nie było ku temu za grosz powodów. – Musicie, panowie, jeśli mi wolno doradzić, wstrząsnąć sumieniem Europy. Dokładnie tak.
Wiedział doskonale, że te słowa trafiały w samo sedno.
Jego goście przecież niczego lepszego niż wstrząsanie sumieniami dalekich krajów nie potrafili sobie wyobrazić.
– Mogę was zapewnić, panowie – dodał – że z całą pewnością nie zostawimy was osamotnionych.
Читать дальше