Aleksander Kroger - Ekspedycja Mikro

Здесь есть возможность читать онлайн «Aleksander Kroger - Ekspedycja Mikro» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ekspedycja Mikro: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ekspedycja Mikro»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Ekspedycja Mikro — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ekspedycja Mikro», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Chris zdawał sobie sprawę, że upadek helikoptera na ziemię podczas burzy, która z pewnością gnała go przed sobą raczej horyzontalnie niż pionowo, nie musi skończyć się tragicznie. Dlatego też nie obawiał się o życie przyjaciół. Troską napełniała go przyszłość.

W jaki sposób mieli się odnaleźć w tym świecie bezdroży i gigantów? Jak unikać nieznanych i jakże licznych niebezpieczeństw? Każde z nich zagrażało życiu!

Na moment wrócił myślą do poprzedniego dnia, do kąpieli z Gelą. Znowu widział jej delikatne ciało. Przypuszczał, że nawet jeżeli tamci uratowali się, helikopter z pewnością nie przetrzymał upadku. A może?

W równym stopniu dręczyła go własna bezsilność. Nie mógł nic zrobić dla ratowania swoich towarzyszy. Poszukiwania nie miałyby sensu. Zresztą wiedział doskonale, że przy tak nikłych szansach powodzenia nie wolno mu wyruszać na poszukiwania. Oparł się wygodniej o ścianę. A więc, pomyślał, krótkie, radosne pożegnanie i jej nieznaczne kiwnięcie dłonią zza okna helikoptera mogły pozostać już na zawsze ostatnim wspomnieniem o Geli… Może już jej nigdy nie zobaczę…

Czuł ogarniające go zwątpienie i wyrzuty sumienia. W gardle coś go dławiło. Zacisnął zęby i po kilku chwilach zdołał się opanować. Wdzięczny był panującym wokół ciemnościom.

Tego tylko brakowało, żeby obok bojaźliwej Carol i zrzędzącego Charles'a w grupie znalazł się jeszcze zrozpaczony kierownik.

Nieoczekiwanie przejaśniało, jednocześnie poczuli chłodny powiew od strony wylotu. Woda na dnie szybu wsiąkła już w podłoże.

Chris otrząsnął się ze swych rozmyślań. Ostrożnie podszedł do szybu i spojrzał w górę. Przez prawie idealnie okrągły otwór dostrzegł skrawek nieco przejaśnionego nieba.

Pomyślał jeszcze, że nie powinien był pozwalać na wymontowanie z helikoptera dużej radiostacji. Nawet gdyby uległa uszkodzeniu w wyniku katastrofy, Karl mógłby ją może naprawić. Chris wiedział, że będzie musiał odpowiadać za swoje niedopatrzenia. Krzyknął do towarzyszy:

– Rozejrzę się trochę – po czym ujął linę i zaczął wspinać się po stromej, ale obfitującej w liczne występy i zagłębienia ścianie.

VI

Karl od razu wiedział, że środki, jakimi dysponowali, były niewystarczające, żeby przygotować maszynę do lotu i naprawić podręczną radiostację. Nie tylko dlatego, że obydwa śmigła, pogięte i wyrwane z łożysk, zwisały po bokach, ale na dodatek helikopter leżał uwięziony w plątaninie najprzeróżniejszych źdźbeł, szczątków liści i grud ziemi. Wokoło wznosiły się olbrzymie łodygi i podłużne, podobne do desek liście gigantycznej trawy. Poprzez szczeliny widać było gałęzie drzew.

Sytuacja, w jakiej się znaleźli, nie odebrała Geli otuchy. Sama nie wiedziała dlaczego. Może zdawała sobie sprawę, że musi podtrzymać na duchu Karla, zazwyczaj tak dziarskiego, a teraz małomównego i jakby przybitego.

Pomyślała o Chrisie, o ich zadaniu i – ku własnemu zdziwieniu – dopiero na końcu o Haroldzie. Harold przypomniał jej się zresztą tylko jako pewnego rodzaju przestroga przed losem, jakiego chciała uniknąć.

Nazajutrz po awarii, z samego rana, Gela wdrapała się na wysokie, wysmukłe źdźbło trawy, znacznie przerastającej sąsiednie rośliny. Wierzchołek, który składał się z niezliczonej liczby skupionych kiosków, chwiał się na wietrze.

Widoczność nie była najlepsza. W pobliżu rosły takie same źdźbła, które kołysząc się na wszystkie strony zasłaniały widok. W oddali Gela dostrzegła olbrzymie drzewa i – tu jej serce zabiło mocniej – pniaki. Czyżby jeden z nich?… A jeżeli tak, to który?

Wiedziała, że marsz choćby do najbliższego – odległość oceniała w przybliżeniu na trzy mile – mógłby potrwać kilka dni, biorąc pod uwagę ukształtowanie terenu. Na wszelki wypadek Gela zapamiętała sobie kierunek, a dopiero potem, nieco rozczarowana, opuściła się na ziemię.

Karl pracował zawzięcie obok helikoptera. Podnosił łodyżki wysokiej trawy i układał je na ziemi przed maszyną. Podłoże było jeszcze rozmiękłe i przy wyskakiwaniu z kabiny przyklejały się za każdym razem do butów grudy i kamienie.

– Karl – zwróciła się do niego Gela, kiedy odpoczęła już trochę po wspinaczce – spróbuj ustalić położenie naszego pniaka, z zapisu albo z pamięci.

A kiedy Karl skinął jedynie głową, nie przerywając swojego zajęcia, dodała bardziej zdecydowanie:

– Proszę cię, zrób to od razu. Karl podniósł się.

– Już biegnę – odparł, wpadając ku radości Geli w swój dawny ton. – Może to coś da – dodał. Z jego miny łatwo było odgadnąć, że wątpi w powodzenie tego przedsięwzięcia.

– Chcesz może do końca swego życia zajmować się tą trawą? – zapytała drwiąco.

Podczas gdy Karl wspinał się do kabiny, Gela ustalała kierunki z położenia słońca. Po chwili usłyszała okrzyk Karla:

– Południowo-południowy zachód w odległości… około dwudziestu mil.

– No widzisz – triumfowała Gela. – To by się zgadzało z moimi obliczeniami. A więc szykujemy się!

– Poważnie?

– Poważnie.

– Ale tak przecież nie można – protestował słabo Karl. – Helikopter.

– Nie ma czegoś takiego jak “nie można” – obruszyła się Gela. – Sądzisz, że uda ci się uruchomić ten wrak?

Karl uśmiechnął się.

– No to pakujmy się – zadecydował.

Już wkrótce jednak stało się jasne, że trudy marszu przerastają ich siły.

Ziemia była tu poprzerzynana rozpadlinami i usiana głazami krzemowymi, pomiędzy nimi rozlewała się kleista masa. Długie korzenie ciągnęły się daleko na kształt grubych lin, gdzieniegdzie zaś sterczały pojedynczo lub w kępach olbrzymie trawy. Wielokrotnie napotykali mrówki, pająki oraz inne nieznane zwierzęta o przerażających rozmiarach. Widywali też mniejsze istoty, równe im samym, a nawet jeszcze mniejsze, o sześciu kończynach, z wyraźnym podziałem na człony, niezgrabne. Przeważnie sprawiały wrażenie bezbarwnych, niemal przezroczystych.

– To chyba kleszcze – zauważył Karl. – Daw? niej widywano je również u nas.

Tylko nieliczne z napotykanych zwierząt przyjmowały postawę agresywną. Większość z nich siedziała nieruchomo w swych norach i na pniach lub poruszała się ociężale, spożywając jakiś pokarm.

Gela czuła, że nie sprosta trudom wyczerpującego marszu. Paczki, które nieśli na plecach, zawierające przede wszystkim prowiant, odzież i drobny sprzęt, jak kocher, aparat fotograficzny, liny, ciążyły coraz bardziej. Karabin ciążył jej, ale nie chcąc się skompromitować nie proponowała odpoczynku. Karl jednak dostrzegł znużenie swojej towarzyszki. Udając, że jest zmęczony, zaproponował odpoczynek. Gela zaprotestowała, jakkolwiek bez przekonania, ale była mu wdzięczna.

Istotnie, przedsięwzięcie było syzyfowe. Często musieli długo obchodzić ogromne, zwalone pnie, bryły splątanych korzeni, skały lub też groźnie wyglądające albo istotnie niebezpieczne stwory. Z trudem wdrapywali się na tarasujące im drogę przeszkody.

W ten sposób przebyli pierwszego dnia marszu zaledwie jedną czwartą drogi, którą w normalnych warunkach mogliby przejść w ciągu jednego dnia.

Wieczorem Gela odczuwała już tylko potrzebę snu. Odpowiadała półsłówkami, a z konserw, które Karl podgrzał nad płomieniem, zjadła tyle co nic.

Po doświadczeniach pierwszego dnia stało się jasne, że muszą teraz nadzwyczaj ostrożnie gospodarować zapasami, jakie wzięli ze sobą. Dotyczyło to również dwóch butelek wysoko sprężonego gazu palnego.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ekspedycja Mikro»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ekspedycja Mikro» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Aleksander Filonow
Aleksander Świętochowski - Wesele satyra
Aleksander Świętochowski
Aleksander Świętochowski - Woły
Aleksander Świętochowski
Aleksander Świętochowski - Nad grobem
Aleksander Świętochowski
Aleksander Świętochowski - Na pogrzebie
Aleksander Świętochowski
Aleksander Świętochowski - Starzec i dziecię
Aleksander Świętochowski
Aleksander Świętochowski - Strachy Pentelikonu
Aleksander Świętochowski
Aleksander Świętochowski - Tragikomedya prawdy
Aleksander Świętochowski
Aleksander Świętochowski - Cholera w Neapolu
Aleksander Świętochowski
Aleksander Świętochowski - Dafne
Aleksander Świętochowski
Aleksander Świętochowski - Dwaj filozofowie
Aleksander Świętochowski
Отзывы о книге «Ekspedycja Mikro»

Обсуждение, отзывы о книге «Ekspedycja Mikro» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x