Aleksander Kroger - Ekspedycja Mikro

Здесь есть возможность читать онлайн «Aleksander Kroger - Ekspedycja Mikro» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ekspedycja Mikro: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ekspedycja Mikro»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Ekspedycja Mikro — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ekspedycja Mikro», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Odpoczęli w kryjówce, którą tworzyły dwa, rosnące jeden nad drugim, liście. Ognisko rozpalili tuż przed wejściem.

Od razu po posiłku Gela wpełzła do swojego śpiwora i momentalnie zapadła w sen. Karl sprzątał jeszcze i szykował sobie posłanie.

Nie mógł się zdecydować: czy zostawić tak ognisko, czy też zgasić je. Czasem panującą wokół ciszę zakłócał świst, jeszcze częściej zdawało mu się, że dostrzega przemykające obok cienie. Co jeszcze groziło im w tym okropnym, nieprzyjaznym świecie?

Ognisko rozjaśni przynajmniej ciemności przed wejściem, zwierzę, które chciałoby się podkraść nie zauważone, nie miałoby łatwej sprawy. Może ogień odstraszy intruzów…

Karl dołożył do ognia wilgotnych szczap, potem umieścił w zasięgu ręki obydwa karabiny, swój i Geli, i wczołgał się wreszcie do śpiwora. Wiedział, że nie będzie w stanie czuwać przez całą noc i że pozostaną bez ochrony. Zerknął na Gelę. Obudzić ją za dwie godziny? To by było okrutne i może niepotrzebne. Ona też nie wytrzyma długo bez snu…

Na twarzy Geli, już odprężonej, migotał odblask płomieni. Od czasu do czasu mruczała coś we śnie.

Karl naraz poczuł dla niej dziwną tkliwość. Musimy dojść, pomyślał z zawziętością. Tak, Gela, Elsbeth byłaby teraz w twoim wieku. To tak bardzo upragnione, niezdolne do życia dziecko zabrało ze sobą życie jego żony… I jaka to była pociecha, że inni też przeżywają tragedie. Odkąd zaczęła szaleć ta przeklęta amnezja? Karl potarł sobie czoło.

Gdzieś w górze rozległo się brzęczenie. Karl uniósł z wysiłkiem powieki.

Cisza.

Od strony ogniska dobiegł go trzask.

Musimy sobie dać radę. A teraz czas spać, jutro czeka nas męczący dzień. Obrócił się na bok i raptem drgnął. Znowu rozległo się brzęczenie, tym razem bardziej donośne niż poprzednio i groźne. Przez moment płomienie ogniska zasłoniło jakieś duże, przelatujące ciało.

Karl ostrożnie oswobodził się ze śpiwora. Był już zupełnie przytomny. Chwycił karabin, odbezpieczył go i z bronią gotową do strzału wyszedł spod okrywającego go liścia. Brzęczenie nasiliło się, a w następnej chwili rozległ się nad nim trzask, coś uderzyło o tworzący dach liść i z donośnym pluskiem upadło tuż obok na ziemię głośno chrobocząc.

Teraz, kiedy chwila grozy minęła, Karl wskoczył z powrotem pod liść. Jego pierwszą myślą było: obudzić Gelę. Potem opanował się. Na to miał jeszcze czas!

Na zewnątrz panował hałas. Obydwa liście – dolny i ten spełniający rolę dachu – dygotały pod ciosami ciemnego kolosa, który zmieniał ustawicznie położenie, zasłaniając sobą ognisko.

Karl powoli zbliżył się do wejścia i wtedy oczom jego ukazał się przerażający widok: przed ogniskiem tarzało się jakieś czerwone, nieforemne monstrum, pięciokrotnie wyższe od człowieka.

Upłynęła długa chwila, zanim Karl zorientował się w sytuacji. Potem z trudem powstrzymał się od śmiechu: zwierzę leżało na grzbiecie i najwidoczniej nie było w stanie stanąć na swych niezdarnie poruszających się w górze sześciu owłosionych i zakończonych pazurami odnóżach. Machając ogromnymi czułkami przewalało się z boku na bok i obijało gwałtownie o liść. Wypukły chitynowy grzbiet zwierza sprawiał wrażenie twardego. Karl wywnioskował to z trzasków, zgrzytów i skrobania po podłożu. Skorupa, pokryta dużymi, czarnymi plamami, połyskiwała ciemno-czerwono w świetle ogniska. Głowa i widoczna teraz część brzuszna lśniły gładką czernią. Może to chrząszcz, pomyślał Karl. Powinienem był wtedy lepiej uważać, kiedy w szkole omawiano wymarłe zwierzęta…

Raptem osłupiał: pokrywająca odwłok pierwsza para skrzydeł rozwarła się. Owad wyprężył się i podrzucił do góry, po czym nagle powrócił do pozycji brzusznej i znieruchomiał. Po chwili pokrywy rozwarły się po raz drugi tak nieoczekiwanie, że Karl, jakkolwiek trzymał się przezornie w bezpiecznej odległości, odskoczył przerażony do tyłu. Nie wiedział, co robić. Szczęki i pazury świadczyły o tym, że owad może być niebezpieczny. Karl rzucił przelotne spojrzenie na Gelę. Spała spokojnie i mocno.

Zwierzę działało teraz szybko. W górę wystrzeliły cztery pokaźnej wielkości skrzydła, które nagle zawirowały donośnie i w następnej chwili, pozornie wbrew wszelkim prawom fizyki, ciężkie zwierzę uniosło się w powietrze. Po chwili nadleciało ponownie, ocierając się niemal o płomień i znowu zniżyło lot.

To zastanowiło Karla. Ciągnie w stronę ognia. Bez namysłu przesunął skrawek liścia nad niebieskimi językami płomieni. Momentalnie zapadła głucha ciemność. Brzęczenie zamarło w oddali.

Nie wątpił już teraz, że zwierzę zostało zwabione blaskiem płomieni. Przypomniał sobie dawne wydarzenie, kiedy to wypuścili pierwsze sztuczne słońce. Cały rój skrzydlatych istot wpadłby na nie, gdyby nie górna osłona.

Wreszcie ułożył się do snu. Śnił o turkoczących, skrzydlatych potworach, które okrążały go, potem sam brał udział w jakimś szaleńczym locie, wreszcie zapadł w głęboki sen, z którego zbudziły go dopiero słońce i pełne zachwytu parskanie Geli. Kiedy z trudem otworzył oczy, śmiała się do niego radośnie z wodnej kuli, wiszącej na źdźble tuż przed wejściem.

Przygoda z bajkowym stworzeniem wydała mu się tak nierealna, zwłaszcza teraz, w słoneczny poranek, że postanowił na razie nie mówić o tym. Dopiero kiedy zobaczył liść w miejscu, gdzie w nocy płonęło ognisko, uwierzył, że nie był to sen.

Ranek był chłodny. Gela zeskoczyła ze źdźbła i chcąc się rozgrzać przebiegła kilkaset stóp po żółtym liściu. Podczas trzeciego okrążenia zbliżyła się do podwiniętego brzegu i zatrzymała się nagle.

Karl spojrzał na nią z natężoną uwagą. Podeszła na palcach do wysokiej na około osiemdziesiąt stóp łodygi i skinęła na Karla. Kiedy zbliżył się do niej, zasłoniła usta dłońmi i szepnęła:

– Co za fantastyczne stworzenie! – Karl zrobił ruch, jakby zamierzał pobiec po broń, ale Gela dodała: – Ono śpi, chodź!

Był to ten sam owalny owad. Widocznie wciągnął teraz zupełnie odnóża, bo sprawiał wrażenie, jakby przylegał częścią brzuszną bezpośrednio do podłoża.

– Czy nie jest piękny? – szepnęła Gela. Podeszła jeszcze bliżej i zapukała w czerwony, sterczący jak góra pancerz. – Zachwycający!

Karl zbliżył się również i przesunął otwartą dłonią po skorupie. Pod palcami poczuł faliste, podłużne spoiny. Cała powierzchnia lśniła jak glazurowana ceramika.

– Chodźmy stąd – powiedział. Przypomniał sobie, jak szybko zwierzę manipulowało swymi ciężkimi pokrywami, które mogłyby ich zmiażdżyć. Chwycił Gelę za rękę: była chłodna. Pomyślał, jaki to pełen harmonii kontrast: jej jasne ciało na tle połyskującej czerwieni zwierzęcia, potem powiedział tonem wykluczającym sprzeciw: – Ubieraj się, szybko!

Gela, rozbawiona, oddaliła się szybko. Karl wiedział, że i cna nie ma złudzeń co do sytuacji, w jakiej się znaleźli, tym bardziej więc cieszył go jej spokój i zachwycała odwaga.

Kiedy się ubierała, Karl przyrządzał śniadanie i niespostrzeżenie przepakował jej bagaż. Najcięższe rzeczy przeznaczył dla siebie.

Gdy wyruszyli w drogę, z twarzy dziewczyny zniknęła jednak radość. Wyglądała na wypoczętą, ale myślała o marszu i związanych z nim trudach.

Już po pierwszej godzinie Karl zaproponował przerwę na odpoczynek. Gela była mu za to wdzięczna, ale sprzeciwiła się.

– W ten sposób nigdy nie dojdziemy! – powiedziała z wyrzutem, jednak usiadła na zdjętym bagażu.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ekspedycja Mikro»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ekspedycja Mikro» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Aleksander Filonow
Aleksander Świętochowski - Wesele satyra
Aleksander Świętochowski
Aleksander Świętochowski - Woły
Aleksander Świętochowski
Aleksander Świętochowski - Nad grobem
Aleksander Świętochowski
Aleksander Świętochowski - Na pogrzebie
Aleksander Świętochowski
Aleksander Świętochowski - Starzec i dziecię
Aleksander Świętochowski
Aleksander Świętochowski - Strachy Pentelikonu
Aleksander Świętochowski
Aleksander Świętochowski - Tragikomedya prawdy
Aleksander Świętochowski
Aleksander Świętochowski - Cholera w Neapolu
Aleksander Świętochowski
Aleksander Świętochowski - Dafne
Aleksander Świętochowski
Aleksander Świętochowski - Dwaj filozofowie
Aleksander Świętochowski
Отзывы о книге «Ekspedycja Mikro»

Обсуждение, отзывы о книге «Ekspedycja Mikro» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x