Aleksander Kroger - Ekspedycja Mikro
Здесь есть возможность читать онлайн «Aleksander Kroger - Ekspedycja Mikro» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Ekspedycja Mikro
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Ekspedycja Mikro: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ekspedycja Mikro»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Ekspedycja Mikro — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ekspedycja Mikro», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Wiesz, moglibyśmy tu żyć jako pustelnicy – zauważył Karl. – Ale znaleźć drogę, dojść do celu, to już inna sprawa.
Sposób, w jaki to powiedział, wyostrzył jej uwagę.
– Chyba masz coś na sercu. Jeżeli tak, wykrztuś to wreszcie – zaproponowała.
– To chyba zwariowany pomysł – zaczął wycofywać się Karl.
– Myślę, że nie ma bardziej zwariowanego pomysłu, niż ta piesza wędrówka – powiedziała cicho Gela.
– No, dobrze – Karl usiadł obok niej. – Tego czerwonego olbrzyma widziałem już poprzedniej nocy, zupełnie dziarskiego. Jeżeli nie był to ten sam, to przynajmniej taki sam. On fruwał. Tak, tak, ma skrzydła. To chyba chrząszcz – wyjaśnił, widząc jej zdziwione spojrzenie. – Leciał ciągle do ognia, rozumiesz? Gdyby ognisko było większe, spaliłby się. A jaki był ruchliwy, mówię ci! Żebyś widziała, jak szybko przelatywał z miejsca na miejsce… – Urwał i spojrzał na Gelę z chytrym uśmiechem. – Powinniśmy zastanowić się, czy nie poprosić któreś z tych stworzeń, żeby nas przetransportowało – dodał wreszcie.
– I sądzisz, że wyświadczy nam tę przysługę? – Gela podjęła ten żartobliwy w jej mniemaniu ton.
– Jeżeli bardzo go poprosimy… – Karl wzruszył ramionami. – Obmyśliłem już nawet sposób.
– A jak ugryzie? – zapytała Gela. – Jedno kłapnięcie szczękami i już po tobie.
– No cóż – powiedział przeciągle Karl. – Możemy oczywiście żałować, że jest tak zwinny.
– A więc co proponujesz? – Gela spoważniała.
– Mamy ten specjalny klej – zaczął wyjaśniać Karl. – Przykleimy do pancerza coś w rodzaju siedzenia…
– Człowieku, dlaczego ci to wcześniej nie przyszło do głowy! Wracamy, szybko! Mam nadzieję, że on tam jeszcze siedzi. – Gela zaczęła traktować to wszystko serio.
– Gela, to był raczej żart. – Karla ogarnęły wątpliwości. – W jaki sposób skłonimy go, żeby poleciał w tym, a nie innym kierunku!
– Wymyślimy coś, no, pośpiesz się! – Gela wzięła na ramię swój tłumok. Sprawiała teraz wrażenie, jakby całe jej zmęczenie gdzieś uleciało.
– Gela – upomniał ją Karl.
– Jeżeli nic z tego nie wyjdzie, stracimy dwie godziny. Cóż to jest wobec tych kilkudziesięciu, jakie mamy jeszcze przed sobą.
Karl uśmiechając się potrząsnął głową.
– Tym razem ty zwariowałaś – mruknął. Mimo wszystko wierzył jednak, że jego pomysł nie jest taki zły. To była ostatnia nadzieja.
Po trzech kwadransach dotarli do miejsca swojego ostatniego obozowiska. Gela puściła się pędem po żółtym liściu do jego zawiniętego w rurkę brzegu.
Czerwone zwierzę siedziało tam jeszcze w bezruchu. Gela była pewna, że śpi. A może było martwe?
Ostrożnie zbliżyła się do jego głowy. Czułki poruszały się ledwo dostrzegalnie. Dopiero teraz zauważyła, że pod błyszczącą czernią część pancerza ma dwie ruchome białe płyty.
Karl pozbył się wszelkich wątpliwości. Bacznie zlustrował roztaczający się wokoło gąszcz i wkrótce znalazł to, czego szukał: na ziemi leżało kilka dużych baldachów. Karl wyciął z nich dwie rozwidlone szypułki kwiatowe w kształcie małych trójnogów. Gela mieszała w tym czasie klej.
Kiedy podeszła do czerwonej pokrywy, Karl przekonał się, że do przyklejenia uchwytów nadaje się bardziej przedplecze, które nie bierze udziału w otwieraniu i składaniu skrzydeł. Poza tym pancerz wydawał się tu bardziej masywny.
Trójnogi przykleili jeden za drugim, mniej więcej w odległości ośmiu stóp za głową zwierza. Byli przekonani, że potwór nie zauważy ich obecności ani nie poczuje dodatkowego ciężaru.
Gela dygotała z podniecenia i ze strachu, że zwierzę rnoże się obudzić, zanim skończą przygotowania. Kiedy tylko klej zasechł, powiesili bagaż, następnie Karl wsunął się na tylne siedzenie i pomógł Geli zająć miejsce przed sobą.
Siedzieli tak przez pewien czas, ale kolos nie poruszał się wcale. Karl krzyczał, stukał dosyć bezceremonialnie w pancerz, potem usiłowali obudzić go wspólnie – bez skutku.
– Może jest chory? – rzekła z obawą Gela.
– Jeżeli to jest ten z poprzedniego wieczoru, to wykluczone – odparł Karl.
Ich cierpliwość została jednak wystawiona na ciężką próbę. Nie mieli odwagi też zsiąść na ziemię, bo owad mógłby się nagle obudzić i odlecieć bez nich.
Gela zaczęła już się zastanawiać, czy nie postąpili zbyt pochopnie.
Zwinięty liść był w kilku miejscach popękany. Przez jedną z takich szczelin wśliznął się teraz promień, trafiając Czerwońca, jak Gela ochrzciła zwierzę, prosto w głowę.
– Uwaga! – krzyknęła Gela, dosłownie w ostatniej chwili. Potężne szarpnięcie wywindowało ich w górę o jakieś siedem stóp. Karl stracił równowagę i zawisł, trzymając się żerdzi siedzenia.
Na szczęście zwierzę zatrzymało się na moment, a Karl wykorzystał to, aby usadowić się pewniej.
A potem rozpoczął się ten niesamowity marsz.
Czerwoniec zaczął przeciskać się przez skręcony w rurkę liść. Wędrowcy skryli głowy w ramionach. Pokrywy pancerza szorowały donośnie o liść. Kiedy zwierzę wydostało się już na zewnątrz, zatrzymało się znowu, badając przez chwilę kierunek, a potem popędziło żwawo w stronę dwa razy cieńszego od siebie źdźbła i w tym samym szaleńczym tempie zaczęło się wspinać po nim na górę.
Trójnogi zdały egzamin. Teraz Gela znajdowała się nad Karlem: czuli się jak na diabelskim młynie. Niemal całkowicie stracili już zmysł orientacji.
Czerwoniec wdrapywał się coraz wyżej.
– Jeżeli on nie przestanie, to nigdy nie dojdziemy do naszego pniaka! – zawołała Gela.
– Poczekajmy! – odkrzyknął Karl. A potem podniecony dodał: – Uwaga, trzymaj się!
Źdźbło, kołysząc się już od dłuższego czasu, zaczęło pochylać się najpierw powoli, potem coraz szybciej. Ciężar Czerwońca przeważył. Źdźbło opadło na ziemię.
– No, widzisz! – zawołał Karl. – W ten sposób posunęliśmy się od razu o kilkaset stóp w kierunku naszego pniaka. – Twarz mu promieniała radością.
– Poczekajmy! – zawołała tym razem Gela.
Ich wierzchowiec zaczął tak samo zapalczywie, jak poprzednio, wspinać się na najbliższe, grubsze tym razem źdźbło. Szybko wdrapał się na samą górę, po czym stanął, kiwając się osobliwie.
– Co teraz? – zapytała Gela, odwracając się do Karla. Nagle zamarła z przerażenia. Karl również odwrócił się do tyłu: za nimi rozwierał się czerwony pancerz.
– Szybko na ziemię albo trzymajmy się mocno! – zawołał Karl. – On chce pofrunąć w górę!
– A więc trzymajmy się mocno! – odkrzyknęła Gela. Uczepiła się dwóch przyklejonych do owada nóżek taboreciku, sprawdzając jednocześnie wzrokiem węzeł przy lince bezpieczeństwa.
Teraz nabrała otuchy i odwróciła się. Za pokrywą, która sterczała jak ogromna, wypukła brama, wyłoniły się szybko migotliwe skrzydła. Błyskawiczny start wyniósł ich od razu do góry, potem Czerwoniec zaczął tracić wysokość, jakby miał runąć na ziemię, zakreślił błyskawicznie spiralę i nie zmniejszając szybkości pomknął w kierunku południowo-południowo-wschodnim.
Gela otrząsnęła się ze strachu. Podniebny lot, duża prędkość i bardziej niż niepewny cel lotu przestały ją niepokoić. Była całkowicie pod wrażeniem krajobrazu.
Widok rozciągający się w dole nie różnił się zasadniczo od tego, jaki oglądali poprzedniego dnia z helikoptera. Przelatywali nad przerzedzonym lasem niebotycznych drzew, nad morzem zieleni, wśród której tu i ówdzie jaśniały pniaki. Daremnie wypatrywała ich pniaka. Pamiętała jednak, że tuż obok niego leżał olbrzymi pień dziwacznie rozłupany.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Ekspedycja Mikro»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ekspedycja Mikro» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Ekspedycja Mikro» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.