Arkady Strugacki - Przenicowany swiat

Здесь есть возможность читать онлайн «Arkady Strugacki - Przenicowany swiat» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1971, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Przenicowany swiat: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Przenicowany swiat»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Tytuł oryginału rosyjskiego: ‘‘Obitajemyj ostrow’’

Przenicowany swiat — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Przenicowany swiat», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Chwileczkę… — poprosił Maksym. — Niech pan przynajmniej powie, kim pan jest?

— Jestem pracownikiem Bezpieczeństwa Galaktycznego — powiedział Wędrowiec z goryczą w głosie. — Siedzimy tu już od pięciu lat. Przygotowujemy ratunek dla tej nieszczęsnej planety. Przygotowujemy starannie, pieczołowicie, z uwzględnieniem wszystkich możliwych następstw. Wszystkich, rozumie pan? A pan kim jest? Kto panu dał prawo wtrącać się w nie swoje sprawy, mieszać nam szyki, wysadzać w powietrze, strzelać?… Kim pan jest, powtarzam?

— Nie wiedziałem… — powiedział Maksym zgaszonym głosem. — Skąd niby miałem wiedzieć?

— Tak, oczywiście, pan niczego nie wiedział. Ale wiedział pan przecież, iż samodzielna interwencja jest zakazana! Wszyscy członkowie GOZ-u to wiedzą… Powinien wiedzieć i pan. Na Ziemi matka szaleje z rozpaczy, jakieś pannice codziennie dzwonią… Co pan zamierzał robić dalej?

— Zastrzelić pana.

— Cooo?

Samochód zarzucił.

— Tak — powiedział pokornie Maksym. — A co mi innego pozostało? Powiedziano mi, że pan jest tu największym złoczyńcą i… — Umilkł zmieszany.

Wędrowiec zerknął na niego z ukosa swym zielonym okiem.

— I w to nietrudno było uwierzyć, tak?

— Tak — odparł Maksym.

— No dobrze. A co dalej?

— Dalej powinna zacząć się rewolucja.

— A to niby dlaczego?

— Przecież Centrum zostało zniszczone, promieniowania już nie ma.

— No i co z tego?

— Teraz oni od razu zrozumieją, że są uciskani, że mają okropne życie i powstaną…

— Kiedy powstaną? — spytał Wędrowiec smutnym głosem. — Kto powstanie? Płomienni Chorążowie żyją i cieszą się doskonałym zdrowiem. Legion jest nie tknięty, armia zmobilizowana, w kraju panuje stan wojenny… Na co pan liczył?

Maksym przygryzł wargi. Można oczywiście wyłożyć temu zasępionemu potworowi swoje plany, perspektywy i tak dalej, ale co to da? Przecież nic nie jest gotowe, przecież wszystko wyszło nie tak, jak trzeba…

— Liczyć będą oni sami. — Wskazał przez ramię na Dzika. — Niech na przykład ten człowiek zajmie się tym. Moim obowiązkiem było dać im tę możliwość.

— Pańskim obowiązkiem… — wymamrotał Wędrowiec. — Pańskim obowiązkiem było siedzieć gdzieś w kąciku i czekać, aż pana dopadnę.

— Pewnie ma pan rację — powiedział Maksym. — Następnym razem wezmę to pod uwagę…

— Dziś pan odleci na Ziemię — powiedział twardo Wędrowiec.

— Ani mi się śni! — zaoponował Maksym.

— Dziś pan wróci na Ziemię! — powtórzył Wędrowiec podniesionym głosem. - — Mam dość kłopotów i bez pana. Proszę zabrać swoją Radę i zmykać.

— Rada jest u pana? — zapytał szybko Maksym.

— Tak. Od dawna. Żywa i zdrowa, proszę się nie martwić.

Samochód wjechał do miasta. Na głównej ulicy huczał, dymił i mrowił się gigantyczny zator. Wędrowiec skręcił w boczną uliczkę i pojechał przez dzielnicę slumsów. Tam wszystko było martwe. Na rogach sterczeli jak słupy funkcjonariusze żandarmerii polowej z rękami założonymi do tyłu i w hełmach na głowach… Tak, tu zareagowano bardzo szybko! Ogólny alarm i wszyscy znaleźli się na swoich miejscach. Zaraz po tym, jak tylko ocknęli się z depresji. Może nie należało od razu wysadzać? Może trzeba było działać zgodnie z planem prokuratora? Nie, massaraksz, nie! Niech wszystko idzie swoim trybem. Niech on na mnie niepotrzebnie nie krzyczy. Niech oni sami zorientują się w sytuacji, a zorientują się na pewno, jak tylko rozjaśni się im w głowach. Wędrowiec znów wyjechał na magistralę. Dzik delikatnie poklepał go po ramieniu lufą pistoletu.

— Proszę mnie z łaski swojej wysadzić. O tutaj. Tam stoi grupka ludzi…

Obok kiosku z gazetami stała piątka mężczyzn z rękami głęboko wbitymi w kieszenie płaszczy. Poza nimi na chodnikach nikogo nie było, najwidoczniej nawała promieniowania depresyjnego wystraszyła ludzi, którzy pochowali się w mieszkaniach.

— A co pan zamierza robić? — zapytał Wędrowiec zwalniając.

— Odetchnąć świeżym powietrzem — odparł Dzik. — Dziś mamy wyjątkowo piękną pogodę.

— To jest nasz człowiek — powiedział Maksym. (Wędrowiec okropnie wyszczerzył zęby.) — Przy nim można mówić wszystko.

Samochód zatrzymał się przy krawężniku. Ludzie w płaszczach ostrożnie cofnęli się za kiosk i stamtąd czujnie ich obserwowali.

— Nasz… — powtórzył Dzik. — To znaczy czyj?

Maksym nie wiedząc co odpowiedzieć popatrzył na Wędrowca. Wędrowiec ani myślał mu pomagać.

— Zresztą dobrze — powiedział Dzik. — Panu wierzę. Teraz zajmiemy się sztabem. Uważam, że trzeba zacząć od sztabu. Wie pan, o czym mówię. Tam są ludzie, których trzeba zlikwidować, zanim przejmą kontrolę nad ruchem.

— Dobra myśl — burknął nagle Wędrowiec. — A propos, zdaje się, że pana poznałem. Tik Fesku, pseudo Dzik. Mam rację?

— Całkowitą — powiedział uprzejmie Dzik. Potem zwrócił się do Maksyma: — A pan zajmie się Chorążymi. To trudne zadanie, ale akurat dla pana. Gdzie pana szukać?

— Niech pan poczeka — powiedział Maksym. — O mało nie zapomniałem. Za kilka godzin cały kraj zwali się z nóg z głodu promienistego. Wszyscy będą całkowicie bezradni…

— Wszyscy? — zapytał Dzik z powątpiewaniem.

— Wszyscy oprócz wyrodków… Ten czas, te kilka dni trzeba wykorzystać.

Dzik chwilę myślał z uniesionymi brwiami.

— No cóż, doskonale — powiedział. — Jeżeli to prawda… Zresztą będziemy się zajmować właśnie wyrodkami. Ale będę o tym pamiętał. Gdzie więc mam pana szukać?

Maksym nie zdążył odpowiedzieć.

— Na dawnym miejscu — powiedział Wędrowiec. — Ten sam numer telefonu. Proszę jeszcze posłuchać. Niech pan tworzy swój komitet. Odbudowujcie organizację, którą mieliście za czasów imperium. Kilku waszych ludzi pracuje u mnie w laboratorium… Massaraksz! — syknął nagle. — Nie ma czasu, potrzebnych ludzi też pod ręką nie ma. Niech cię diabli wezmą, Mak!

— Najważniejsze — powiedział Dzik kładąc Maksymowi rękę na ramieniu — że nie ma już Centrum. Zuch z pana, Mak. Dziękuję… — Uścisnął Maksymowi ramię i niezręcznie wymachując protezą zaczął gramolić się z samochodu. Potem nagle wybuchnął: — Boże! — powiedział stojąc obok samochodu z zamkniętymi oczami. — Czy go już rzeczywiście nie ma? To przecież… To…

— Niech pan zatrzaśnie drzwi — powiedział Wędrowiec.

Samochód gwałtownie skoczył do przodu. Maksym obejrzał się. Dzik stał pośrodku ludzi w szarych płaszczach i coś mówił, wymachując ręką z pistoletem. Ludzie stali nieruchomo. Jeszcze nie zrozumieli. Albo nie uwierzyli.

Ulica była pusta. Tylko z przeciwka toczyły się transportery z legionistami, a daleko w przodzie, przy zakręcie w stronę Departamentu Badań Specjalnych stały już w poprzek jezdni samochody i przebiegały figurki w czarnych mundurach. Nagle w kolumnie opancerzonych transporterów pojawił się do obrzydliwości znajomy kształt jaskrawopomarańczowego wozu patrolowego z teleskopową anteną na dachu.

— Massaraksz… — wymamrotał Maksym. — Zupełnie zapomniałem o tym świństwie!

— O wielu rzeczach zapomniałeś — powiedział Wędrowiec. — Zapomniałeś o ruchomych emiterach, zapomniałeś o Imperium Wyspowym, zapomniałeś o gospodarce… Czy wiesz, że w kraju szaleje inflacja? Czy ty w ogóle wiesz, co to jest inflacja? Czy wiesz, że zbliża się głód, bo ziemia nie rodzi?… Czy wiesz, że nie zdążyliśmy zgromadzić zapasów żywności i lekarstw? Czy wiesz, że twój głód promienisty w jednej piątej przypadków prowadzi do schizofrenii? — Wytarł dłonią potężne, wysokie czoło. — Potrzebujemy lekarzy… Dwunastu tysięcy lekarzy. Potrzebujemy syntetyzatorów białkowych. Musimy zdezaktywować sto milionów hektarów skażonej gleby… Na początek! Musimy zahamować degenerację biosfery… Massaraksz, potrzebujemy chociażby jednego Ziemianina na Wyspach, w admiralicji tego szalonego zbrodniarza. Nikt nie może się tam utrzymać, nikt z naszych nie może stamtąd chociażby wrócić i opowiedzieć, co się tam właściwie dzieje.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Przenicowany swiat»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Przenicowany swiat» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Arkady Strugatsky - The Dead Mountaineer's Inn
Arkady Strugatsky
Arkady Strugatsky - Roadside Picnic
Arkady Strugatsky
Arkady Strugatsky - Definitely Maybe
Arkady Strugatsky
Arkady Strugatsky - Hard to Be a God
Arkady Strugatsky
Arkady Fiedler - Orinoko
Arkady Fiedler
Charles Stross - Halting State
Charles Stross
Arkady Strugatsky - Tale of the Troika
Arkady Strugatsky
Arkadij Strugacki - Przenicowany świat
Arkadij Strugacki
Borys Strugacki - Bezsilni tego swiata
Borys Strugacki
Отзывы о книге «Przenicowany swiat»

Обсуждение, отзывы о книге «Przenicowany swiat» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x