Stanisław Lem - Człowiek z Marsa

Здесь есть возможность читать онлайн «Stanisław Lem - Człowiek z Marsa» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Człowiek z Marsa: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Człowiek z Marsa»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Człowiek z Marsa — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Człowiek z Marsa», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Na znak profesora Lindsay wyłączył prąd. Zaszumiało mi teraz w głowie od nagłej ciszy. Profesor chciwie chwycił oba wałki, podbiegł do stołu, na którym leżały arkusze papieru, i począł rozkręcać pierwszy cylinder. Miałki metaliczny proszek wysypał się na papier — kilka ruchów wałkiem — ujrzałem na białej płaszczyźnie wyraźną mapę Marsa i obok — Ziemi, połączonych szeroką taśmą. Otworzyłem szeroko usta:

— Ależ, ależ ja to myślałem! — wybuchnąłem wreszcie. Nikt się nie odzywał — pod rysunkiem proszek zgrupował się w kilka małych znaczków podobnych do nut. Profesor otwierał już drugi cylinder, wysypał zawartość na inny arkusz — oczy wychodziły nam po prostu z orbit.

Na białym tle ukazał się trójkąt z trzema wysokościami, równoboczny trójkąt otoczony wiankiem jakichś tajemniczych znaków — wyglądały jak cyfry raczej niż litery — obok zaś widniały niewyraźne kontury. Spojrzałem bystro. Ależ tak, to było nasze laboratorium, naszkicowane bardzo dziwnym sposobem, bez perspektywy przestrzennej, całkiem płasko, jakby w rzucie geometrycznym: w środku — dwa słupy i kule iskiernika, ale delikatny zygzak oznaczający iskrę był przekreślony prostopadłymi przecinkami.

— Czy to ma oznaczać, że on nie życzy sobie, byśmy go łaskotali prądem? — przerwał pierwszy ciszę inżynier, wpatrując się w rysunek.

— Mnie się zdaje, że on żąda zwrotu swojej aparatury do przemiany energii atomowej, i dodam, że jest ogromnie grzeczny, bo ja nie wiem, czy na jego miejscu, po takiej wiwisekcji, zachowałbym się spokojnie… mając jego możliwości. — Profesor po prostu promieniał. Każda zmarszczka jego od trzech dni nie golonej twarzy tryskała zadowoleniem, nawet światełka w okularach zdawały się mrugać wesoło i uśmiechać. Klepał nas po plecach, popychał, ustawił stojak przygotowanego aparatu fotograficznego i zrobił kilka zdjęć rysunków, po czym ostrożnie wsypał proszek do rurek. Oddychaliśmy głęboko, jakby po długim biegu.

— Ja myślę, że na dzisiaj będzie dosyć — powiedział profesor. — Już jest jedenasta, a nie spaliśmy przeszło dwie noce.

— Dobrze, a co z nim zrobimy? To rzecz bardzo ważna, w nawale zdarzeń zapomnieliśmy o tym. Fink twierdził, iż maszyna bez prądu jest nieszkodliwa, a przecież został porażony…

— Rzeczywiście, co zrobimy z Areanthropem? — powiedział profesor. — Paskudna sprawa, to nie jest świnka laboratoryjna.

— Pan myśli, że on się obrazi, jeśli go wsadzimy na noc do kamery stalowej? — spytał sceptycznie doktor.

— Pan by się obraził na pewno — odpowiedział profesor. — No, początek zrobiony, w każdym razie on już wie, że nie jesteśmy zupełnymi dzikusami, więc, w imię Boże, niech siedzi tutaj.

— Ja bym wyjął centralną gruszkę — powiedział doktor, a ostrożny Mr Gedevani poparł silnie ten projekt.

— Aha, żeby pan miał spokojne sny, co? — odparł złośliwie staruszek. — Nic z tego, mój panie, chyba że będzie pan siedział tu całą noc i gapił się do okienka, czy jest normalna pulsacja życiowa, bo w razie zapadu trzeba by zrobić zastrzyk i włożyć do stożka z powrotem.

— Przepraszam — wmieszałem się — ale jeżeli prądu nie ma, to on i tak nie pobiera energii odżywczej, bo jego własną atomową aparaturę energetyczną w całości wymontował inżynier Fink.

— Aha, wymontował, no to jak wymontował, to czemu go tu nie ma, tylko leży na górze wywrócony na podszewkę, co? — spytał ironicznie profesor. — Co pan wie, co on wymontował, a czego nie. Pewne jest, że ten zagadkowy dla nas płyn jest mu ogromnie potrzebny, może niezbędny, więc niech sobie w nim siedzi i nóżki moczy, a my pójdziemy lulać. — To mówiąc, podszedł do marmurowej tablicy rozdzielczej i zaczął po kolei wyłączać lampy łukowe.

— Ależ on może nagle, w nocy… — zajęczał Mr Gedevani.

— To niech mu pan krzyknie do ucha, żeby był grzeczny — powiedział nieubłagany profesor i gasił lampy dalej. Nie pozostało więc nic innego, jak opuścić salę. Kiedyśmy się skupili przy windzie, profesor powiedział:

— Panowie, należy się nam kolacja, prawda?

95

— Prawda — przytaknęliśmy chórem.

— No to zaraz urządzimy lukullusową ucztę, tylko wpadnę na chwilę do biednego Finka. I proszę zawołać Frazera. Burke niech przygotuje wszystko w jadalnym.

Winda stanęła, wyszliśmy na korytarz. W swoim pokoju spał inżynier Fink gorączkowym, niespokojnym snem. Doktor zbadał mu puls, zrobił uspokajający zastrzyk i kazał wszystkim wyjść.

W jadalni paliły się świece — był to pomysł profesora. Ich pomarańczowożółty łagodny migotliwy blask ogromnie uspokajał nerwy.

Do stołu podawał Burke — zresztą wszystkie potrawy były z puszek, przygrzane na kuchni elektrycznej, więc nie odczuliśmy braku kucharza. Po kolacji profesor zaczął toczyć swoje kulki chlebowe po stole i powiedział:

— Panowie, wreszcie posunęliśmy się krok naprzód. Być może, że Marsjanin na nasze rentgenowskie depesze zareagował podobnym promieniowaniem. Wolałem tego nie zapisywać, choć mogłem ustawić w sali parę czułych liczników Geigera z automatycznymi rejestratorami, bo zapis byłby i tak dla nas niezrozumiały: przecież my nie umiemy odczytać treści własnego elektroencefalogramu, więc co dopiero mówić o języku prądowym z Marsa. Próba się udała, będziemy mogli porozumiewać się obrazami, postaramy się nauczyć go jakichś znaków, może alfabetu rysunkowego, albo może on nas czegoś nowego nauczy dla ułatwienia kontaktu. W każdym razie mam nadzieję, że najgorsze tarapaty już się skończyły. Niech się pan nie uśmiecha, panie doktorze, tak chytrze i ironicznie, utinam bonus vates sim. Czy panowie mają może jakieś propozycje?

— Ja myślę — powiedziałem — że jasne jest jedno: jego substancja żywa jest zbliżona, jeżeli chodzi o działanie, a nie o budowę, do naszego mózgu. Widocznie jest on tak zbudowany, że przyjmuje tylko, że tak powiem, treść istotną, źródłową zjawisk, a nie ich uboczne, zewnętrzne oznaki, więc głos, światło nie są dlań tak ważne, jak zmiany energetyczne, jak promieniowanie, różnice natężenia prądów. Z drugiej strony liczba obrazów, jakie można mu w ten sposób przekazać, jest dosyć ograniczona. Można przekazać tylko obrazy, pojęcia konkretne i nie wydaje mi się, żeby te wszystkie dobre, kochane nastroje, o których profesor pisał…

V

Nocy tej spałem snem ołowianym. Pamiętam niewyraźnie, jak rzuciłem się na sofkę, gdyż w łóżku jęczał cicho inżynier Fink, i pogrążyłem się we śnie jak w czarnej otchłani. Zbudził mnie potężny huk. Zeskoczyłem, pijany snem, z kanapy i rzuciłem się do okna. Było cicho — tylko nad stawem unosił się lekki obłok mgły porannej. Czyżby ten huk śnił mi się tylko? Było to możliwe. Ubrałem się szybko i spojrzawszy pobieżnie na śpiącego jeszcze Finka, wybiegłem na korytarz. Był cichy i pusty. Uczułem teraz, że podłoga lekko dygoce — jak to, generatory pracują? Poczułem żal do towarzyszy, którzy nie obudzili mnie w porę, ale sami na własną rękę rozpoczęli pracę. Winda, jak się okazało, nie funkcjonowała: widocznie używano całego napięcia sieci. Zbiegłem tedy dwa piętra na parter, nieco zaniepokojony, słysząc i czując pod stopami potężniejące wibrowanie murów i powietrza. W wielkiej hali montażowej ujrzałem wszystkich zgrupowanych pod ścianą. Naprzeciw nich widniał mały czarny stożek, który teraz poruszał się lekko z boku na bok i wydawał się gawędzić z nimi — było to i straszne, i śmieszne.

Profesor zamachał do mnie ręką:

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Człowiek z Marsa»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Człowiek z Marsa» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Stanisław Lem - Podróż dwudziesta
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Podróż dwunasta
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Podróż jedenasta
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Podróż ósma
Stanisław Lem
libcat.ru: книга без обложки
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Fiasko
Stanisław Lem
Stanisław Lem - K Mrakům Magellanovým
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Planeta Eden
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Příběhy pilota Pirxe
Stanisław Lem
Отзывы о книге «Człowiek z Marsa»

Обсуждение, отзывы о книге «Człowiek z Marsa» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x