• Пожаловаться

Stanisław Lem: Człowiek z Marsa

Здесь есть возможность читать онлайн «Stanisław Lem: Człowiek z Marsa» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию). В некоторых случаях присутствует краткое содержание. категория: Фантастика и фэнтези / на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале. Библиотека «Либ Кат» — LibCat.ru создана для любителей полистать хорошую книжку и предлагает широкий выбор жанров:

любовные романы фантастика и фэнтези приключения детективы и триллеры эротика документальные научные юмористические анекдоты о бизнесе проза детские сказки о религиии новинки православные старинные про компьютеры программирование на английском домоводство поэзия

Выбрав категорию по душе Вы сможете найти действительно стоящие книги и насладиться погружением в мир воображения, прочувствовать переживания героев или узнать для себя что-то новое, совершить внутреннее открытие. Подробная информация для ознакомления по текущему запросу представлена ниже:

libcat.ru: книга без обложки

Człowiek z Marsa: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Człowiek z Marsa»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Stanisław Lem: другие книги автора


Кто написал Człowiek z Marsa? Узнайте фамилию, как зовут автора книги и список всех его произведений по сериям.

Człowiek z Marsa — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Człowiek z Marsa», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема

Шрифт:

Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Żyje! Dzięki Bogu — skoczyłem do tamtych. Serca biły, jak skonstatowałem.

Ale gdzie jest profesor? Nie mogłem go znaleźć. Zapalniczka parzyła mi już ręce, poza tym knot zaczął skwierczeć i dopalać się.

— Panie profesorze! — ryknąłem. Staruszek leżał przy przeciwległym dźwigarze, tam gdzie upadł. Tak, tak, przecież on stał przy ekranie.

Szarpnąłem go za rękaw, przewróciłem na wznak. Zapalniczka zgasła, świeciła jeszcze krótką chwilę czerwoną iskrą w ciemności i zapadły mroki.

Macałem jego szorstką od zarostu twarz — czy oddycha? Zdawało mi się, że nie jest całkiem zimny. Serce? Ach tak, biło. Bardzo słabo i wolno, ale biło.

Pobiegłem, potykając się, do drzwi. Walnąłem głową o jakąś niewidoczną przeszkodę, ujrzałem skaczące iskry — psiakrew! — wypadłem na korytarz.

Wszędzie ciemno. Biegłem na górę. W małej montażowej były akumulatory — latarka — a poza tym: gdzie jest doktor? Może Fink już przyszedł do siebie?

Wpadłem do swego pokoju.

— Mr Fink! — krzyknąłem. Cisza. Macałem po łóżku: było puste. Fink wstał?

Nic już nie rozumiałem. Wybiegłem jak oszalały na korytarz. Ciemno wszędzie — dotykałem dłonią ściany, niemal biegnąc — to były drzwi montażowej. Otworzyłem je i zdrętwiałem. Na środku hali był podest, przy którym stał Areanthrop i dotykał mackami dużej metalowej kuli, lśniącej w blasku reflektorów. Ale nie to mnie przeraziło. Bo koło Marsjanina stał Fink w piżamie, blady, z obandażowaną lewą ręką, i zdawał się pomagać Areanthropowi w umocowaniu stalowej taśmy do czegoś wielkiego i czarnego, co leżało za podestem.

— Mr Fink! — zawołałem, ale głos wyszedł z gardła jako ochrypły dźwięk. — Inżynierze! — Nie odwrócił się. Powoli, z właściwą mu dokładnością przyciągał jakąś śrubę.

Przestraszyłem się. Bałem się go bardziej, niż Marsjanina. Stożek zdawał się na mnie patrzeć, ale to było chyba niemożliwe?

Stożek grzechotał obok, terkotał — nagle jakby mnie zobaczył. Rzecz straszna. Kiedy stożek spostrzegł moją obecność, Fink spostrzegł ją również. Patrzył na mnie, ale twarz była obca. Zupełnie obca i pusta, choć mnie znał. Fink pochylił się i nie zwracając na mnie uwagi, począł dalej przykręcać śrubę.

— Panie inżynierze! — ryknąłem, bo już mi było wszystko jedno. Strach strachem, ale złość mnie brała. — Co pan robi z tym przeklętym żelaznym bęcwałem? Czy pan zwariował?

Fink nie drgnął. Za to stożek zwrócił ku mnie mackę. Wtedy skoczyłem jak błyskawica za drzwi, trzasnąłem nimi i uciekłem na dół.

Czy gonił mnie? Nie wiem. Wpadłem do wielkiej sali na parterze i począłem zbierać kawałki gumy, celuloidu, papieru, potem zapaliłem je zapalniczką i przy ich skąpym świetle znalazłem akumulator. Ten dał mi prąd do pomocniczego reflektora. Nareszcie miałem światło. Zająłem się ludźmi, leżącymi tak bezwładnie, jak ich zostawiłem. Ogarnął mnie strach. Czy i oni oszaleli, jak Fink? Co mu się stało — czyżby zwariował jeszcze od tego uderzenia prądem?

Pierwszy przebudził się Frazer. Jęknął głośno i począł wymiotować. Gedevani leżał nieprzytomny jeszcze długo — tymczasem otworzył oczy Lindsay. Najwięcej martwił mnie profesor. Robiłem mu sztuczne oddychanie ostrożnie, by nie połamać w niedźwiedziej przysłudze żeber, i przeklinałem nieobecność doktora. Z drugiej strony bałem się ich opuścić, bo nie wiedziałem, co ten przeklęty stożek robi na drugim piętrze z inżynierem.

Nareszcie powieki w bladej, zapadłej twarzy podniosły się i oczy moje spotkały się z lśniącym ciemnym spojrzeniem starego uczonego. Chwilę krótką patrzył, zamknął oczy, aż się przestraszyłem i potrząsnąłem nim w troskliwości może za silnie.

— Ostrożnie, McMoor, ja jeszcze żyję, wbrew pańskim usiłowaniom — dobiegł mnie słaby szept. I blady cień uśmiechu przemknął po twarzy staruszka. Podniosłem go, posadziłem i przyniosłem wody ze zbiornika. Po chwili mógł już mówić. Pierwsze jego słowa były:

— Czy pan też widział Marsa?

Musiałem zrobić głupią minę, gdyż zniecierpliwiony dodał:

— No, nie udawaj pan głupszego, niż pan jest. Czy nic pan nie widział, jeśli pan woli, nie śnił?

— Ach, to — zawołałem. — Tak, śniłem czy też miałem taką halucynację…

— O tym potem — powiedział profesor. — Zdaje mi się, że mogę wstać. Na opowieści będzie czas inną rażą, jak mówi pan Gedevani. Co on porabia i reszta?

— Żyją wszyscy.

Podszedł do nas Frazer, który dyszał ciężko i twarz miał zielonkawą.

— Profesorze, chwała Bogu, pan żyje…

Lindsay stał oparty o filar i ocierał czoło chusteczką.

— Tak, żyjemy, ale mam straszny zawrót głowy…

— Co się stało z Areanthropem? — spytał profesor. — To najważniejsze, póki jeszcze zipiemy. Przestanę się troszczyć o niego chyba po śmierci — dodał ze słabym uśmiechem.

— Profesorze, to podstępne żelazne bydlę jest w małej montażowej.

— Co! Skąd pan wie!? — Mężczyźni od razu wyzdrowieli. Nawet Gedevani usiłował podnieść się na nogi.

— Byłem tam… proszę mi wierzyć… chociaż takie niesamowite działy się rzeczy, ale, dalibóg, przysięgam, widziałem, bo tam się palą zapasowe światła, Fink pracuje z Marsjaninem.

— Chce pan powiedzieć, że nad nim? Że mu się udało znów go unieszkodliwić? — spytał szybko profesor.

— Nie, chcę powiedzieć to, co mówię: widziałem, że Fink pracuje jakby pod kierownictwem Areanthropa. Wołałem go po nazwisku… pytałem, a on nie odpowiadał.

— Może to nie był Fink? — spytał Gedevani. Nie miałem do niego cierpliwości:

— Nie, to była moja ciocia. Panie profesorze, czy pan mi wierzy?

— Wierzę panu, stary osioł ze mnie… Ale to i wasza wina. Nie pańska — dodał nie podnosząc głowy, gdy zdziwiony spojrzałem na niego. — Pan jedyny z nas był najbardziej praktyczny i nieufny, a my chcieliśmy się zabawić w doświadczenia: ot, spętać baranka i dalejże, na stół operacyjny. Masz tu baranka. — Skończył, uderzając pięścią o dźwigar, przy którym staliśmy. — Teraz zastanówmy się, co robić. Czy są tu jakieś okoliczności do siedzenia?

Było kilka trójnogów. Profesor zaczął się sadowić na jednym, krzywiąc twarz.

— Nie ma co się zastanawiać, to jest koniec. Trzeba poszukać Burke’a, niech da automobil. Ja jadę — powiedział Gedevani, któremu wciąż było niedobrze.

— Odbieram panu głos — profesor już przyszedł do siebie. — Będziemy się naradzać nie nad sposobem ucieczki, ale nad tym, co dalej robić z nim. Aha, jeszcze jedna rzecz: gdzie jest doktor?

— Nie widziałem go dzisiaj, a gdzie był rano?

— Miał zaglądnąć do pana, a potem chciał zrobić jakieś doświadczenie z tym płynem centralnym w laboratorium — odpowiedział Frazer.

— Proszę panów — twarz profesora ściągnęła się — nie ma czasu na ględzenie i koszałki — opałki. Czy są jeszcze pociski gazowe?

— Są na dole, ale nie wiem, czy on ich nie zniszczył — powiedziałem. — Kiedy braliśmy je, zostało jeszcze dobre trzydzieści sztuk. Pójść można, bo zdaje się, że Marsjanin nie opuszcza Finka.

— Panowie — powiedział profesor — chociaż może komuś wskazówki moje mogą wydać się dziwne, zarządzam tak: proszę przynieść pociski gazowe, naładować miotacze i skierować na drzwi. My z maskami będziemy siedzieć tu i każdy opowie, co widział w czasie swojej… nieprzytomności. Może to nam co pomoże. Jeśli idzie o mnie, to wiem na pewno więcej, niż bym chciał wiedzieć. Proszę, czy ktoś jest przeciwny?

Читать дальше
Тёмная тема

Шрифт:

Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Człowiek z Marsa»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Człowiek z Marsa» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё не прочитанные произведения.


Edgar Burroughs: Księżniczka Marsa
Księżniczka Marsa
Edgar Burroughs
libcat.ru: книга без обложки
libcat.ru: книга без обложки
Stanisław Lem
libcat.ru: книга без обложки
libcat.ru: книга без обложки
Stanisław Lem
libcat.ru: книга без обложки
libcat.ru: книга без обложки
Stanisław Lem
Frederik Pohl: Człowiek plus
Człowiek plus
Frederik Pohl
Отзывы о книге «Człowiek z Marsa»

Обсуждение, отзывы о книге «Człowiek z Marsa» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.