Jacek Komuda - Bohun
Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Komuda - Bohun» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2006, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Bohun
- Автор:
- Жанр:
- Год:2006
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Bohun: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Bohun»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Bohun — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Bohun», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Sobieski pochylił się nisko ku końskiemu karkowi. Tuż obok świszczała i wyła śmierć. Walili się z siodeł skrzydlaci rycerze, kwiczały ranne i zabijane konie. Gdy podniósł głowę, nie dostrzegł wokół siebie nikogo. Pędziły obok niego same wierzchowce bez jeźdźców. Jak okiem sięgnąć, dostrzegał puste terlice, kulbaki i łęki, zakrwawione rumaki, podjezdki i dzianety.
Sobieski nie był sam. Tuż obok cwałował na argamaku Dantez.
– Uciekaj wasza miłość! – krzyknął. – Orda!
Sobieski obejrzał się. Od strony kozackiego obozu pędziła już za nimi ćma tatarska.
– Wasza miłość! – krzyknął Francuz. – Ja ich zatrzymam! Ty uchodź!
– Stój! – krzyknął Sobieski. – Stój, Dantez...
Francuz wstrzymał konia. Argamak zarżał, rzucił łbem, ale posłusznie zawrócił. Dantez porwał za rapier, a potem skoczył ku nadciągającym Tatarom.
– Vive la Fra... – zdążył tylko krzyknąć.
Wpadł między ordyńców, zniknął, przepadł wśród Tatarów.
Sobieski pędził przed siebie jak na skrzydłach. Szybko odpiął i cisnął precz karmazynową delię, zrzucił kołpak, aby odciążyć wierzchowca.
– Leć Złotogrzywy... Leć ku wolności – wyszeptał do ucha konia.
A potem kula wystrzelona z falkonetu wpadła prawie pod nogi rumaka. Złotogrzywy skoczył w bok. Sobieski wyleciał z kulbaki, padł na ziemię... Złotogrzywy pędził dalej razem z resztą koni. Chwila jeszcze i zbocze jaru rozstąpiło się. Wierzchowce wpadły na wzgórze, przebyły dąbrowę, a potem roztoczył się przed nimi szeroki step zalany blaskiem słońca. Husarskie konie, bojowe rumaki wykarmione na usłanych kwieciem łąkach Wielkiej i Małej Polski, mierzyny i podjezdki z mazowieckich zaścianków, anatolijczyki i dzianety z magnackich stadnin Rusi Czerwonej i Podola, pędziły przez step ze Złotogrzywym na czele. Koń Sobieskiego wyciągnął przed siebie łeb i gnał w cwale poprzez trawy i bodiaki. W biegu rozluźnił mu się popręg i napierśnik, zsunęła się i spadła terlica z czaprakiem, pękł nachrapnik, rozpięło się podgardle tręzli, munsztuk wysunął się z pyska, uwalniając konia od pańskiej ręki. Złotogrzywy wydostał się z pola bitwy, z rzezi i ognia. I biegł, jak wolny duch Polski, dopóki nie roztopił się w oparach i mgłach, póki nie rozwiał się w blaskach zarania...
* * *
Bohdan Zenobi Chmielnicki, hetman wojska zaporoskiego zmrużył skośnawe, przekrwione oczy. Uśmiech wykrzywił jego wąskie wargi.
– Ot, i zwycięstwo przy tobie, Jurku – rzekł do Bohuna. – Zacnieś z Lachami się sprawił. Możesz być pewien nagrody.
Bohun nic nie odpowiedział. Bez słowa cisnął hetmanowi pod nogi szczerozłotą buławę Kalinowskiego. Z tyłu Zaporożcy rzucali na stos chorągwie koronne. Chmielnicki pokiwał głową. Wyjątkowo dziś był trzeźwy. Widać Wyhowski nie pozwolił mu pić od rana.
– Co mam uczynić z jeńcami? – zapytał pułkownik kalnicki.
– I widzisz ty, Jurku – rzekł Chmielnicki cicho. – Na co to było Lachów słuchać, a układać się z nimi? Wżdy wszyscy oni zdradnyki. Pytasz, co z jeńcami uczynić? To ja ci rzeknę: martwy pies nie kąsa. Wyrezaj wszystkich. Nam oni na nic!
– Co ci da wymordowanie Lachów?
– Jak ich wyreżem, odejdą wam z Wyhowskim amory k’ Rzeczypospolitej. Bo nigdy już ona tego nie wybaczy. Nigdy już ty, ani żaden zaporoski hetman nie pomyśli, że można by Ukrainę na powrót z Koroną związać. Bo i ja sam czasem miewam takowe myśli, coby jednak wrócić, pokłonić się królowi, jakem pod Zborowem uczynił. I nie wiem wtedy ja, czy łbem o ścianę walić, czy niewolnika kazać ścinać, czy z rozpaczy się zapić. A tak, kiedy z jeńcami skończysz, nie będziemy się miotać jakoby w apopleksyjej między Rzecząpospolitą a swobodą naszą, albo obcym władcą. Ot i koniec, nie będzie więcej pokoju z Lachami. Tego jednego jestem pewien. Tak więc wszystkim im gardła ureżesz!
– Ja tego nie uczynię.
– Nie uczynisz? No widzisz, a oni bandurzystę twojego Tarasa Weresaja na pal nawlekli! Takie to i Lachy. Ty do nich szczerze, a oni kamień za pazuchą.
– Jak to?! – zakrzyknął Bohun. Kolana ugięły się pod nim, a przez poznaczoną bliznami twarz przebiegł skurcz. – Toż ja go prawie usynowił!
– A Lachy go ubili – rzekł Chmielnicki, uśmiechając się złośliwie. – Będzieszli żałował psom lackiej posoki?
Siedzący w kącie namiotu grubawy Nuradyn Sołtan przerwał żucie daktyli i wypluł je na rękę jednemu z niewolników.
– Allach Akbar! – rzucił wściekle. – Czy ja dobrze słyszał? Czy ty, przeklęty, wiarołomny giaurze chcesz dotykać mego jasyru?!
– Zapłacę za każdą głowę. – Chmielnicki nagle zrobił się uczciwy. – Sto tysięcy dukatów za wszystkich Lachów.
– Ja tego nie zrobię – sapnął Nuradyn. – Nie będziemy rzezać bezbronnych.
– Zapłacę nohajcom – mruknął kozacki hetman. – Dam jeszcze dziesięć tysięcy.
– Gotowizną! Zaraz!
– Tylko beczki odbiją.
– A ja – rzekł Bohun – chcę żywcem jednego jeńca. Zapłacę. Zapłacę dobrze.
– Za kogo?
– Za starostę krasnostawskiego, Marka Sobieskiego.
– Jak go poznać?
– Ma na ręku srebrny sygnet z Janiną. To jest z herbem wyobrażającym pole w polu.
– Dobrze, Jurku – rzekł Chmielnicki. – Za wiktorię nagroda ci się słusznie należy. Jedź tedy do nohajców i przekaż im, że czas z Lachami kończyć.
* * *
Wiedli ich przez stepy cały dzień. Ordyńcy popędzali jeńców razami nahajów, dobijali rannych i padających z wycieńczenia. Armia Chmielnickiego szła na Jampol, starym szlakiem biegnącym od Czehrynia do Jass. Daleko z tyłu pozostało wśród mgieł i nadrzecznych łęgów zakrwawione, usłane trupami pole batowskie, na którym panowały teraz wilki i kruki. I bardziej dzicy niż zwierzęta chłopi – rezuny znad Bohu, którzy przekradali się chyłkiem, aby rabować trupy. Tam pod ich łyczakami leżała potęga Rzeczypospolitej; w prochu i pyle poniewierały się husarskie skrzydła i chorągwie, szlacheckie sygnety i pierścienie, buńczuki i szable... Przyjemski, Sobieski, Korycki i Grodzicki szli w tłumie towarzyszy, pocztowych, ciur i żołnierzy z regimentów cudzoziemskiego autoramentu. Poranieni, pokryci zakrzepłą krwią, gnali bez tchu i chwili wytchnienia.
– Aby tylko orda jasyr podzieliła, a już dobrze będzie – jęknął Korycki. – Ja znam Achmeta, Tatara budziackiego, bo to mój pobratymca. On nas uratuje!
– Ciszej – mruknął Cyklop Grodzicki. – Zaraz jasyr podzielą, bo nowe Tatary jadą!
Kozacy i nohajcy zwolnili, pozwolili zatrzymać się strudzonym jeńcom. Do strażników podjeżdżały coraz to nowe grupy ordyńców. Sobieski przypatrywał się, jak rozmawiali, krzycząc i wygrażając. A potem nowo przybyli ruszyli w stronę jeńców.
Czterech Tatarów podjechało bliżej – ich przywódca w szyszaku turbanowym, kolczudze i kożuchu utkwił czarne, skośne oczy w Grodzickim.
– Allach! – zawołał, klepiąc się po tłustym kałdunie. – Mirza Grodzicki! Już on nasz!
Na jego znak ordyńcy skoczyli do przodu, chwycili i wywlekli Cyklopa spomiędzy wynędzniałych więźniów. Szybko poderwali go, wsadzili na konia. Któryś narzucił na grzbiet szlachcica stary, wytarty kożuch, inny zerwał mu z głowy kołpak i nałożył futrzaną, tatarską czapkę. Chwila jeszcze – zanim ktokolwiek zdołał się opamiętać, ordyńcy odjechali galopem od jeńców.
– Co to, do kroćset, ma znaczyć? – zapytał Przyjemski. Nie doczekał się odpowiedzi. Nohajcy popędzili kolumnę do dalszego marszu. Co chwila jednak do jeńców przypadały grupki Tatarów, chwytali po dwóch, po trzech żołnierzy – wybierając zwykle co znaczniejszych ubiorem. Wszystkich wsadzali na konie i... ubierali po tatarsku.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Bohun»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Bohun» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Bohun» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.