Jacek Komuda - Bohun
Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Komuda - Bohun» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2006, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Bohun
- Автор:
- Жанр:
- Год:2006
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Bohun: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Bohun»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Bohun — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Bohun», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
* * *
– Z kim ty trzymasz? Z nami czy z Polakami?! Dantez milczał. Drżącą ręką podniósł do ust puchar z winem. Eugenia prychnęła ze złości, uderzyła go w dłoń, wytrącając naczynie. Dantez chwycił ją za rękę i przytrzymał.
– Gdybym wiedział, kim wy jesteście. Gdybym znał oblicze pana Śmierci... Bądź pewna, że wówczas byłbym o wiele wierniejszym sługą.
– A ja zapewniam cię, że lepiej dla twej szyi, że nie widziałeś jego twarzy.
– Kim on jest, Eugenio?! Dlaczego powierzył mi tak straszne brzemię? Po cóż chce dokonać tak potwornej zbrodni?!
– Zapewniam cię, panie Dantez, że jego brzemię nie jest lżejsze od twego. Jak myślisz, co zrobi, gdy dowie się, że nadużyłeś pokładanego w tobie zaufania? Sobieski żyje. A miał zginąć. Lada chwila wybuchnie konfederacja. Lada chwila wszystkie nasze plany obrócą się wniwecz. Czy możesz mi rzec, dlaczego pomogłeś mu wydostać się z taboru?!
Dantez milczał.
– Ile ci zapłacili za zdradę, mości kawalerze? Pięć tysięcy? Dziesięć? Co dali ci Sobieski i Przyjemski, że nagle zacząłeś ich wspierać?!
– Dali mi samego siebie – wykrztusił Dantez. – Polacy pokazali mi... takiego mnie, jakim niegdyś byłem. Nie obawiaj się, nie zdradziłem. To była jeno krótka chwila sentymentu.
– Sentymentu?! Ty oszalałeś, Dantez! Co mam napisać do Śmierci? Że już nie stoisz po naszej stronie?!
– Sobieski nie zaszkodzi naszym planom. Konfederacja jeszcze nie została zawiązana...
Roześmiała się zjadliwie, a potem spojrzała mu prosto w oczy.
– Sobieski i Przyjemski nawiązali rokowania z Kozakami. Jeszcze dzień, dwa, a podpiszą nową ugodę, nie oglądając się na króla, hetmana i szlachtę. A potem ruszą na Warszawę. Jeśli to się stanie, wszystkie nasze starania niewarte będą funta kłaków.
– Ugodę? Z Kozakami? Jak to?! – zakrzyknął Dantez. – Jak to możliwe?
– Wyprowadzili nas w pole, panie bracie. Co teraz? Co mamy robić?
Dantez spuścił wzrok. To było... nie do uwierzenia.
– Skąd wiesz o tym wszystkim?
– Przespałam się ze sługą Przyjemskiego. Miał długi język. Jak wszyscy mężczyźni.
Dantez ukrył twarz w dłoniach.
– To... to niemożliwe. Szlachcice polscy... Z rezunami? To nie mogło się stać!
– Lepiej myśl, co wypada nam uczynić!
– Nie możemy do tego dopuścić. Czy wiesz, gdzie toczą się rokowania?
– W Taraszczy, w starej cerkwi.
– A więc, Eugenio, musimy działać. Weź trzydziestu rajtarów, odnajdź pana Baranowskiego i powiedz mu o wszystkim.
– A co potem?
– Potem? Odnajdźcie kozackich wysłanników. I poślijcie ich na samo dno piekła!
Pokiwała głową.
– Nie nazywam się Eugenia – wyszeptała.
– A więc jak? – porwał ją w ramiona i złożył na wargach kobiety długi, namiętny pocałunek.
– Jestem Justyna Godebska.
– Nie jesteś Francuzką? Myślałem, że należysz do fraucymeru królowej?
– Może. A teraz bywaj, luby...
– Eugenio... to... Justyno... Ty... wrócisz?
– Nie pojedziesz ze mną?
– Jeśli wybuchnie bunt, będę jedynym stronnikiem Kalinowskiego. Nie mogę się stąd ruszyć.
– A więc bywaj.
– Wrócisz do mnie?
– Może.
* * *
Ledwie słońce rozjaśniło tumany mgieł wiszących nad Bohem, ledwie z oparów wyjrzały wzgórza i lasy, przed bramą obozu zaczerniały ludzkie i końskie sylwetki.
Wracali pokonani. Ranni na pokrwawionych, pokrytych pianą koniach wlokących się wolno, utykających, prowadzonych za uzdy przez towarzyszy i pocztowych. Nadciągali żołnierze pokryci błotem i krwią z ran, w porwanych żupicach i rajtrokach, w powyginanych zbrojach, pociętych kolczugach.
– Chmielnicki idzie! – krzyknął do dragonów przy obozowej bramie Stanisław Górski, porucznik chorągwi pancernej, trzymający się za rozrąbany łeb, przewiązany zakrwawionymi szarpiami. – Orda! Pobili nas! Budźcie hetmana!
Zagrano larum i obóz napełnił się szczękiem broni, końskim rżeniem, łoskotem, gwarem i okrzykami. Od ust do ust, od namiotu do namiotu, od wozu do wozu, szło jedno, wstrząsające słowo:
– Kozacy!
Pospiesznie narzuciwszy wams i rajtrok, Przyjemski skoczył na koniu ku bramie obozowej. Wkrótce pojawił się Sobieski, dojechał Odrzywolski, Korycki, Niezabitowski i cała reszta starszyzny. Za nimi wypadali z obozu towarzysze i pocztowi spod chorągwi i wkrótce cały tłum żołnierzy zgromadził się na błoniach przed nim.
– Co się dzieje?! – wykrzyknął Przyjemski. – Gdzie Chmielnicki? Gdzie Tatarzy?!
– Osaczyli nas! – jęknął Górski. Na jego bandażu pojawiły się nowe plamy krwi. – Orda Karaczy-beja przeszła Boh pod Czetwertynówką!
– Jakże to? Przecież pod Ładyżynem przeprawa zdobyta! Bohun pobit. Cofnął się? Nie może to być!
– Fortel to był! Figiel Bohunowy! Kiedyśmy Kozaków zabawiali, reszta kosza razem z ordą przeszli brody pod Czetwertynówką i Soroką! Gorze nam!
Podnieśli głowy, słysząc łoskot kopyt ciężkich, rajtarskich fryzów, szum końskiej kity na szczycie buńczuka i łopot chorągwi koronnej. To nadciągał Kalinowski w otoczeniu rajtarów z regimentu Bogusława Radziwiłła.
– Mości panie hetmanie – rzekł Przyjemski. – Kozacy przeprawili się przez Boh powyżej obozu!
Kalinowski zbladł. Osadził konia tuż przy rannym Górskim, podtrzymywanym przez zakrwawionych towarzyszy i trącił go buławą w ramię.
– Pójdziesz pod sąd, panie poruczniku, za sianie zamętu! Za podżeganie do buntu! – wycedził przez zęby. – Wracać do chorągwi! Gotujemy się do boju!
– Nie utrzymamy się w obozie – odezwał się Przyjemski. – Mamy za mało wojska, aby obsadzić wały. Umknij z jazdą, mości panie hetmanie! Zachowaj dla Rzeczypospolitej rycerstwo koronne. Ja zostanę w redutach z piechotą i wezmę na siebie impet nieprzyjacielski. W tym czasie zdążysz zebrać resztę chorągwi i przyjść mi z odsieczą.
Pomruk rozszedł się między starszyzną.
– Jego mość pan generał ma rację – rzekł sędziwy Jan Odrzywolski. – Obrona w obozie to klęska. Uchodząc, ocalimy husarię i chorągwie pancerne. A gdy nadejdą posiłki i wojska z Kamieńca, wrócimy popróbować szczęścia z Chmielnickim!
Kalinowski popatrzył na oficerów. Przesuwał wzrok od jednego spalonego słońcem, poznaczonego bliznami oblicza do drugiego. Wyczytał w nich klęskę.
– Zostajemy w obozie i przyjmujemy bitwę! Do chorągwi! – warknął Kalinowski.
Nikt się nie poruszył.
– Danteeeeez! – krzyknął hetman. – Danteeeeez!
– Nie masz go przy nas, miłościwy panie!
– Sprowadzić go! – wykrzyknął Kalinowski. – Natychmiast!
* * *
Kim był pan Śmierć? Jakie oblicze skrywał człowiek, w imię którego Dantez posłać miał na śmierć tysiące ludzi? Dlaczego chciał doprowadzić do tak strasznej nemezis?
Francuz pił w swoim namiocie otoczony strażami. Sam dolewał sobie wina i ciągle myślał nad swym niewesołym losem. Zastanawiał się, czy Śmierć był magnatem, jednym z ukrainnych królewiąt, czy też dworaków z otoczenia Jana Kazimierza? Jeśli pod maską krył się polityczny statysta, to Dantez mógłby od biedy założyć, że był którymś z senatorów Rzeczypospolitej. Chociaż miał wątpliwości. Do diabła, który kasztelan czy wojewoda poważyłby się na taki czyn? Janusz Radziwiłł, hetman polny litewski, który zerwał ostatni sejm? A może jego krewny, krajczy litewski Bogusław, którego regimentem dowodził Dantez? Czyżby któryś z Lanckorońskich? Ba, być może nawet sam podkanclerzy Radziejowski, skazany w styczniu na wieczystą banicję za zajazd na pałac Kazanowskich, dokonany w obecności króla. Gdyby żył stary kanclerz Ossoliński, Francuz podejrzewałby jego. Jednak Ossoliński dawno już oddał ducha Bogu, podobnie jak jego zaprzysięgły wróg, Jeremi Wiśniowiecki.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Bohun»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Bohun» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Bohun» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.