Jacek Komuda - Bohun
Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Komuda - Bohun» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2006, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Bohun
- Автор:
- Жанр:
- Год:2006
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Bohun: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Bohun»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Bohun — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Bohun», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Do diabła, skoro nie był to Jarema, to kto? Przecież nie poczciwy wojewoda bracławski Kisiel ani hetman Kalinowski!
Tylko który magnat polski nosił na szyi złotą kollanę z symbolem baranka? Baranka... Dantez chwycił się za głowę. Oto czuł, że jest o krok od odkrycia wielkiej tajemnicy. Wiedział, że Śmierć popełnił błąd, pozostawiając przy swoim stroju ten strojny łańcuch, bo – Bertrand był tego pewien – tak zacnego i kosztownego klejnotu nie nosiłby na szyi byle posesjonat czy magnat na dorobku, mający w swym ręku zaledwie kilka wsi.
– Wasza miłość! Wasza miłość...
Dantez był pijany, więc nie od razu zorientował się, co się święci. Do namiotu wpadł jego wachmistrz i pozostawieni na straży rajtarzy. Wszyscy z dobytymi pałaszami i pistoletami.
– Wasza miłość, co czynić?! Bunt w obozie!
– Co?!
– Polacy koło ogłosili. Nie chcą słuchać hetmana. Bunt, wasza miłość!
Wachmistrz przypadł do jego ręki, zerwał kapelusz z głowy i skłonił się nisko.
– Łaski, miłościwy panie! – zakrzyknął. – Toż nas Polacy rozsiekają na dzwona! Uchodźmy, pókiśmy żywi!
– Składaliśmy przysięgę Najjaśniejszemu Panu! Sprowadźcie konie! Jedziemy do hetmana! Podsypać panewki, broń w pogotowiu! Ogłosić alarm na kwaterach! Regiment na koń!
Dantez sam pierwszy skoczył ku wyjściu. Szybko podano mu jego dzianeta; rajtarzy w skórzanych koletach otoczyli go ze wszystkich stron.
– W skok! Do hetmana!
Pomknęli jak burza obozową ulicą pomiędzy rzędami wozów i namiotów. W obozie panował zamęt i wrzawa. Słyszeli łoskot werbli, tętent kopyt dochodzący z majdanu. A potem doszedł do nich ryk z tysięcy ludzkich gardzieli. Gdzieś z prawej, między namiotami huknęły strzały.
Dantez osadził konia tuż przed hetmańskim namiotem, budząc popłoch wśród strzegących go hajduków. Czeladź Kalinowskiego miała rusznice na podorędziu, kryła się za ostrokołem, jakby za chwilę miała zwalić się tutaj połowa chorągwi koronnych z całego obozu.
– Gdzie hetman?!
– Jego mość do pułkowników pojechał! Na majdan! Tam bunt!
Dantez już chciał uderzyć konia ostrogami, już chciał popędzić śladem Kalinowskiego, gdy nagle jego wzrok padł na coś, co powiewało przed hetmańskim namiotem.
Francuz zamarł. Zesztywniał w kulbace, a potem zbladł, osunął się wstecz. Byłby spadł, ale wachmistrz pochwycił go za rękę, a potem z obu stron podtrzymali go rajtarzy.
Dantez nie mówił nic. Nie poruszał się nawet, wpatrzony w łopocącą na wietrze chorągiew Rzeczypospolitej, karmazynowo-biało-karmazynową, zwieńczoną trzema ostrymi językami, z godłem przedstawiającym tarczę dzieloną w krzyż z herbami królewskimi Wazów polskich, a na kolejnej tarczy Orła i Pogoń. Złotą koronę klejnotu i samą tarczę herbową podziurawioną otworami po armatnich kulach otaczał złoty łańcuch z barankiem. Skrząca się kollana podtrzymująca skórę baranka była prawie taka sama, jak ozdoba zwieszająca się z szyi pana Śmierci.
Dantez przymknął oczy. Tak... Wiedział już wszystko. Już zdawał sobie sprawę, co takiego zrobił i czyim sługą został. Zwiesił głowę i dał się prowadzić rajtarom. Broń niemal sama wypadła mu z ręki.
– Do hetmana... – warknął. – Prowadźcie, szelmy, psie krwie...
– O Boże – wyszeptał zbielałymi ze strachu wargami. – Com ja uczynił...
* * *
Dopadli do Kalinowskiego w ostatniej chwili. Pułkownicy stali przed hetmanem z dobytą bronią. Milczeli, a ich zacięte, zagniewane twarze mówiły same za siebie.
– Panie Dantez... – jęknął hetman. – Bunt!
Dantez zrozumiał w lot, co się święci.
– Do broni! – huknął.
Pięćdziesięciu rajtarów jednocześnie pochyliło się w siodłach. Pięćdziesiąt rąk w rękawicach chwyciło rękojeści pistoletów i pufferów. Pięćdziesiąt kurków opadło z chrzęstem na panewki nakręconych zamków. Pół setki luf spojrzało w twarze polskich rycerzy.
– Ja was... – wycharczał hetman. – Ja was w dyby... Danteeeez!
Stali na wprost siebie na błoniach przed bramą. Z jednej strony Polacy i Rusini, w karmazynowych i żółtych deliach, w giermakach i żupanach, w pysznych kołpakach ozdobionych czaplimi piórami. Z drugiej sześć szeregów czarnej rajtarii. Zagończycy ze stepowych stanic mierzyli się wzrokiem z najemnikami cesarskiej wojny.
A między nimi była śmierć!
– Dantez! Wystrzelaj tych skurwychsynów!
– Feuer! – huknął oberstlejtnant na swoich ludzi. Żaden strzał jednak nie padł. Nikt nie zginął. Ziemia zadrżała pod kopytami. Oczy rajtarów rozszerzały się coraz bardziej. Niektórym zaczęły drżeć ręce trzymające broń, a ociężałe fryzy poczęły chrapać i tulić uszy. Za plecami polskich pułkowników narastał szum piór, łopot proporców. A potem wolno, majestatycznie wyłonił się za nimi las srebrzystych skrzydeł, mur lśniących zbroic i trzy rzędy końskich pysków zdobionych kitami i pióropuszami. To chorągwie husarskie, Sobieskiego i Odrzywolskiego, wyszły z krańców majdanu i szły rysią do swych pułkowników. Rajtarzy rozpierzchli się jak wystraszone kaczki. Kalinowski zawrócił konia i pomknął w stronę redut obsadzonych przez piechotę.
– Precz z hetmanem! – krzyknął Niezabitowski.
– Precz! – podchwyciło kilka gardeł. – Na pohybel!
Rotmistrzowie i pułkownicy rzucali czapki w górę. Krzyczeli i wiwatowali. Przyjemski spiął konia ostrogami, szarpnął za cugle, a jego rumak stanął dęba i zarżał dziko.
– Mości panowie, do koła, do koła! – krzyknął generał.
– Nie czas na gadanie – rzekł Odrzywolski. – Larum grają! Tedy primo: wypowiadamy posłuszeństwo Kalinowskiemu, który nie jest w stanie dowodzić. Secundo: musimy wybrać marszałka. Ja suponuję, aby uczynić nim pana Przyjemskiego, najstarszego i nacnotliwszego żołnierza w naszej kompanii. Regimenta on wodził, kiedyście waszmościowie w pieluchach kwilili!
Wszystkie buławy i buzdygany wyciągnęły się w stronę Przyjemskiego. Nikt nie zaprotestował. Generał przymknął oczy, skłonił się rotmistrzom.
– Za grzechy moje przyjmuję – rzekł. – A teraz za Kalinowskim! Zanim Niemców i Szkotów pobuntuje!
Pułkownicy rozjechali się do swoich oddziałów. Wnet przez majdan ku redutom ruszyły pierwsze oddziały – na czele chorągiew pancerna Mikołaja Kossakowskiego, za nim dobrze okryta Seweryna Kalińskiego, potem husaria Sobieskiego i reszta kozackiej jazdy. Na końcu pstrzył się różnobarwny tłum ciurów i obozowej czeladzi.
Chorągwie wyszły na wolną przestrzeń pomiędzy taborem a redutami. Pod szańcami czerniały już szeregi niemieckiej piechoty. Ramię przy ramieniu stali tam wąsaci, srodzy muszkieterzy z kobyłami. Wiatr szarpał ich płaszczami, łopotał sztandarami z krzyżem świętego Andrzeja. Na czele stał rozwinięty w cynek [6] Cynek – szyk batalionowy, sześcioszeregowy, z pikinierami w środku, a muszkieterami na skrzydłach.
regiment bawarsko-niemiecki Houvaldta, z tyłu kurlandzki Reka i pruski Radziwiłła. Za nimi czekała rajtaria Bogusława Radziwiłła, czerwieniały breacany żołnierzy pułku Butlera, w którym służyli Szkoci i Irlandczycy spoglądający spod przekrzywionych biretów i dzierżący muszkiety niderlandzkie bez forkietów.
Chorągwie polskie stanęły na wprost piechoty niby złocisty mur, przetykany czerwienią i żółcią delii i żupanów, błyskiem kolczug i bechterów, lśnieniem husarskich zbroic. Przyjemski pchnął do hetmana Jerzego Bałłabana. Porucznik skoczył pod białym sztandarem ku rajtarom Radziwiłła. Żołnierze rozstępowali się przed nim, tworząc ulicę prowadzącą tam, gdzie na koniu stał Kalinowski.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Bohun»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Bohun» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Bohun» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.