Jacek Komuda - Bohun
Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Komuda - Bohun» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2006, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Bohun
- Автор:
- Жанр:
- Год:2006
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Bohun: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Bohun»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Bohun — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Bohun», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Jego mość pan Przyjemski, marszałek konfederacji prosi, abyś zaniechał, wasza mość, rozlewu krwi – powiedział Bałłaban, zdejmując czapkę przed Kalinowskim. – Nie chcemy, abyś, mości panie hetmanie, składał buławę, jeno abyś z dowodzenia ustąpił.
Kalinowski nie mówił nic, jednak jego ręce trzymające szczerozłotą buławę wysadzaną turkusami i almandytami drżały coraz mocniej.
– Bu... bu... bu... buntownicy zgi... iną! – rzekł chrapliwym głosem. – Złóżcie broń i zdajcie się na moją łaskę... Poddajcie się rajtarom Danteza...
– Toż rajtarów jego mości Danteza nie starczy, aby nas pilnować – mruknął Bałłaban. – Cała jazda narodowego autoramentu weszła do związku...
– Dantez... – Hetman podniósł buławę. Teraz dygotała już nie tylko jego ręka, ale i powieka. – Dantez... gotuj...
– Gotuj broń! – huknął Francuz. Jego ręce również drżały coraz mocniej. O Boże, co miał czynić? Co miał robić? Z kim trzymać? Przecież nie mógł przejść na stronę konfederatów!
Zagrzmiały werble, pierwsze szeregi regimentów piechoty przyklękły na jedno kolano z chrzęstem, drugie pochyliły się, a trzecie przyłożyły kolby muszkietów do ramion.
– Wasza miłość, nie czyń tego! – jęknął Bałłaban. – Nie wydawaj na rzeź żołnierzy, którzy mogą przysłużyć się Rzeczypospolitej.
Kalinowski popatrzył na wiernych mu piechurów. Rajtarzy Danteza stali nieporuszeni, ale muszkieterzy popatrywali na niego z ukosa. Niektórym drżały ręce i ramiona. Nikt nie chciał umierać w bratobójczej walce. Nikt nie chciał stawać na wprost niepokonanej jazdy polskiej.
Kalinowski machnął buławą. Dantez zrozumiał komendę bezbłędnie.
– Feuer!
Błysk przemknął wzdłuż regimentów rozwiniętych do ataku. Ogień trysnął z luf muszkietów i pistoletów, tuż po nim zakłębiła się chmura kwaśnego prochowego dymu. Po stronie polskiej rozległo się straszne rżenie i kwik zabijanych koni, łomot padających ciał, jęki umierających, wrzaski i pospiesznie rzucane komendy.
– Druga liniaaaaa!
Trzy tylne rzędy muszkieterów wystąpiły do przodu, by oddać kolejną morderczą salwę. Pozostali poczęli nabijać broń. Ale czasu już nie było!
Ziemia zadrżała pod końskimi kopytami. W tumanach prochowego dymu zarysowały się sylwetki ludzi i koni. Muszkieterzy złamali szeregi, rozległy się krzyki przerażenia. Uciec już nie zdążyli...
Jak wicher, niszczący i powalający wszystko po drodze, spadła na nich nawała jazdy polskiej. W jednej krótkiej chwili konie wdarły się w szeregi niemieckiej piechoty, obalając i tratując żołnierzy. Pancerna konnica przebiła się przez piechurów, porwała ich ze sobą, obaliła i zmiotła. Opór trwał krótko.
Chorągwie pomknęły ku rajtarii Danteza. Oberstlejtnant cofnął konia ku pierwszej linii jeźdźców i machnął obnażonym rapierem. Znał dobrze niemiecką komendę.
– Riihrt euch!
Rajtarzy ruszyli rysią w stronę pędzących chorągwi pancernych. Tysiąc ramion opadło ku olstrom, tysiąc pufferów podniosło się do strzału.
– Feuer!
Pierwsza i druga linia dały ognia. Stu jeźdźców polskich spadło z koni, kilka wierzchowców runęło na ziemię.
– Alt!
Czarni jeźdźcy przeszli w skok. Porwali za pałasze i wpadli w prochowe dymy po wystrzałach.
Od razu runęła na nich polska jazda. Najpierw rozległ się kwik i rżenie tysiąca koni, potem szczęk broni, huk strzałów i przedśmiertne rzężenie konających. Rajtarzy stawili twardy opór. Poleciał trup, gdy szable zderzyły się z pałaszami, kiedy czarni jeźdźcy i knechci rąbali się z towarzyszami pancernymi i pocztowymi. Chorągwie opadły rajtarów ze wszystkich stron, ci zaś zbili się w kolisko, koń przy koniu, bronili zaciekle, osłaniali...
Dowodzący pancernymi Seweryn Kaliński machnął buzdyganem. Na ten znak zabrzmiały trąbki. Chorągwie polskie odskoczyły, pozostawiając zakrwawiony wał trupów końskich i ludzkich, zwinęły się w bok, nie mogąc złamać szyków wroga. A potem z szumem skrzydeł runęła na rajtarów nawała husarii Sobieskiego i Odrzywolskiego. Odrzuciła ich w tył, zmyła jak morska fala wątłe źdźbła trzciny... Nikt już nie myślał o oporze. Husarze parli przez zwały trupów, cięli rajtarów bez litości i miłosierdzia, napierali na nich końskimi piersiami. Nikt nie prosił o litość. Żaden z ludzi Danteza nie wyciągnął pałasza rękojeścią ku zwycięzcom, nie krzyknął: „Pardon!”. Marli w milczeniu, bronili się do ostatniej kropli krwi – bici, miażdżeni i tratowani, oddając cios za cios, a pchnięcie za pchnięcie. Kalinowski walczył do końca. Wreszcie, gdy husarze i pancerni wyrżnęli rajtarów, dopadli hetmana na środku krwawego pola, chwycili żywcem, otoczyli ze wszystkich stron. Stał i patrzył beznamiętnym wzrokiem na trupy, krew i martwe konie.
– Całego wojska jest wola, abyś waszmość nie żył – rzekł Przyjemski. – Wydaj rozkaz Szkotom, aby skapitulowali! Dość już rozlewu krwi.
Hetman nie poruszył się.
– Zabrać go! – rzucił Przyjemski do dragonów. – Zatrzymać w kwaterze i pilnować!
Kalinowski dał się prowadzić bez protestów. Nie powiedział ani słowa, gdy otoczyli go żołnierze. Sobieski pochylił się do Przyjemskiego.
– Gdzie jest Dantez?
– O, do kroćset! Chwytaj go, łap, póki nie będzie za późno!
– Nie trzeba – rzekł czyjś głos.
Dantez, zakrwawiony, blady i ledwie żywy szedł ku nim przez zwały trupów. Wreszcie przyklęknął na jedno kolano, wbił rapier w ziemię i zdjął kapelusz.
– Parol, mości panowie!
Przyjemski skinął na swoich dragonów.
– Brać go!
* * *
Do Taraszczy przybyli jeszcze tego samego dnia. Zanim wystygły lufy dział i muszkietów, trupy przy redutach, Sobieski łomotał już z Przyjemskim, Odrzywolskim i Czaplińskim do wrót cerkwi. Tym razem jako deputaci konfederacji wojskowej. Bohun i kozaccy pułkownicy czekali na nich tak jak przed dwoma dniami – przed carskimi wrotami. Pokłonili się w milczeniu Kozacy Lachom, a Lachy Kozakom. Pozdejmowali wszyscy kołpaki, czapy i kapuzy – jedne polskie, a drugie... też polskie, jeno zdobyczne. A potem zapadła cisza. Długa, straszna, napięta.
Szlachcice i możni panowie. Pułkownicy i posesjonaci, ostatni rycerze Starego Świata, dziedzice herbów i klejnotów Sarmatów, którzy przybywszy nad Vistulę przed wiekami, uczynili mieszkających tam Słowian swymi poddanymi, mierzyli się wzrokiem z mołojcami ze stepów, którzy zrodziwszy się z bitwy i rzezi, z nieśmiertelnej chwały wojska zaporoskiego, sięgali teraz po najwyższy laur – po herby i przywileje szlacheckie. Po wolności zdobyte krwią i polskim mieczem na wojnach z Krzyżakami, Brandenburami, Moskwą, Turkami i Tatarami, wydarte królom tyranom i własnym władcom w zamian za wierną służbę, za miłość, honor i oddanie, za brak trucizny w kielichu i plecy bezpieczne od skrytobójczego ciosu. Przywileje szlacheckie przeniesione potem na pogańskich Litwinów w ugodach i uniach: krewskiej, horodelskiej i lubelskiej. I oto po wiekach wnukowie i prawnukowie tamtych wielkich rycerzy, panowie polscy przenieść mieli swą wolność jedyną w Europie na Kozaków zaporoskich. Darować swe starodawne herby i klejnoty ludowi prostemu i nieuczonemu, lecz przecież dzielnemu, który w rozlicznych bitwach i przewagach pokazał siłę, moc i męstwo. Od czterech lat panom polskim przyszło wszak srodze zaznajomić się z kozackim orężem pod Żółtymi Wodami, pod Korsuniem, Piławcami, Zbarażem i Zborowem.
Bohun zacharczał. Rozkasłał się, plując krwią. Był blady, słaby, Baran i Groicki podtrzymywali go z dwóch stron, aby nie upadł.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Bohun»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Bohun» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Bohun» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.