Jacek Komuda - Bohun
Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Komuda - Bohun» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2006, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Bohun
- Автор:
- Жанр:
- Год:2006
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Bohun: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Bohun»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Bohun — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Bohun», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– A co potem?
– Martwy pies nie kąsa!
Chmielnicki chwycił świeży gąsiorek z horyłką i zaczął pić. Bohun nie bronił mu. Hetman krztusił się, prychał palanką, oblewał sobie przód żupana. I pił jak smok, co nie może ugasić pragnienia.
A potem wytrzeszczył oczy, opadł na stół. Bohun podsunął mu znowu palankę, ale stary hetman zachrapał. W końcu, po całodziennej pijatyce zmorzył go sen.
Po cichu Bohun otworzył puzdro, wyciągnął zeń pogięty pergamin. A potem wsunął go za pas i wyszedł z namiotu. Szybkim krokiem zmierzał do kancelarii Wyhowskiego.
* * *
– Mości panie hetmanie!
Kalinowski zmrużył krótkowzroczne oczy, pewną ręką poskromił narowistego wierzchowca, który spłoszył się, gdy dopadł doń Czapliński. Porucznik machnął buławą na północ, w stronę traktu wiodącego na Humań.
– Kozacy idą!
– Siła ich?
– Będzie ze cztery tysiące! Idzie cały pułk i wataha czerni – będzie jej z drugie tyle. Przy konnych semenach jest i orda. Ani chybi straż przednia.
– Daleko są?
– Pół mili stąd. Idą na bród, prosto, jakoby z bicza strzelił, na Czetwertynówkę.
– Spodziewają się nas?
– Gdzieżby! Jakoby na weselisko szli!
– Chorągwie na koń!
Rozkaz spełniono szybko i bez zbędnego hałasu. Żołnierze Sobieskiego i rajtarzy Danteza zerwali się na nogi, a rotmistrzowie i pułkownicy poczęli zbierać swych ludzi do kupy.
– Mości panowie – rzekł Kalinowski do pułkowników. – Tak oto doczekaliśmy się rezunów! Zatrzymamy ich przed brodem, a ja ściągnę resztę wojska z dróg i traktów!
– To może być figiel kozacki – zaoponował Odrzywolski – abyśmy uwierzyli, że orda i Zaporożcy chcą forsować rzekę pod Czetwertynówką, a nie pod Ładyżynem.
– Czy ja źle słyszałem, czy to kruk zakrakał?! – wybuchnął Kalinowski. – Waść chcesz mnie uczyć wojowania?! Chwała Panu, jeszcze przy mnie buława i komenda! Ja rozkazy wydaję.
– Ja tylko radzę.
– Jebał pies twoje rady. Chmielnicki ma za mało wojska, aby poważyć się na rozdzielenie sił. Panie Sobieski...
– Słucham, mości panie hetmanie.
– Weźmiesz swój pułk i uderzysz na Kozaków. Musisz zatrzymać ich w polu przed brodem. W tym czasie ja ściągnę resztę jazdy z obozu.
– Tak jest!
– Wyruszaj zaraz. I bij bez litości. Kiedy rezuny powąchają prochu i posmakują naszych szabel, nie będą tacy ochotni do forsowania rzeki!
Sobieski ruszył w skok ku swoim oddziałom. Dopadł do poruczników i rotmistrzów, skupionych wokół wielkiego dębu.
– Do chorągwi! – rozkazał. – Trąbić przez munsztuk. Za pół kwatery ruszamy. Kto chce, waszmościowie, można przed bitwą na harc, byle nie na długo!
Porucznicy i rotmistrzowie rozjechali się do swoich rot. Wszystko było już ustalone, rozkazy wydane; chorągwie husarskie i pancerne poczęły tedy postępować przez las i brzezinę na wschód, ku niewielkim wzgórzom. Konie szły rysią i stępą, parskały dziarsko na dobrą wróżbę.
Sobieski wyprzedził znacznie swoich ludzi. Skoczył przed linie wojska, przebył brzezinę, strumień i jako pierwszy wjechał na wzgórze. Wiedział, że w ten sposób naraża się na odkrycie przez Kozaków, ale i tak bitwa miała rozpocząć się lada chwila, więc nie dbał o pozory. Wjechał galopem na pagór, który był właściwie starą, rozmytą od deszczy mogiłą.
Wstrzymał konia. Tu, na wzniesieniu, czuł się wolny jak ptak, spoglądając na otwarty, płaski step zamknięty na wschodzie linią dalekiego lasu, na południu wzgórzami, a na północy doliną niewielkiego, bagnistego strumienia. Osłonił oczy od słońca i spojrzał na wschód.
Kozacy nadciągali szybko. Wyraźnie widział idącą luźną ławą zaporoską konnicę i posuwającą się tuż obok ordę. Dalej szedł tabor – sześć, a może osiem rzędów wozów osłanianych przez piechotę – mołojcy z rusznicami maszerowali przy skrajnych rzędach kolas, osłaniając przede wszystkim konie. Tabor był już przygotowany do walki. Do wozów nasypano gnoju i ziemi, w przerwach między nimi prowadzono działa. Tyłów warownego obozu strzegła kozacka czerń – wśród traw i zarośli szarzały świty i kożuchy. Szybkim krokiem posuwała się tam zbrojna hałastra – chłopi i ubodzy Kozacy niosący kiścienie, spisy, cepy i kosy osadzone sztorcem na drągach.
Sobieski poczuł, jak serce poczyna bić mu coraz mocniej i mocniej. Wysunął się jeszcze bardziej do przodu – samotny jeździec wśród traw – wsparł się pod boki. Stał na tle nieba jakoby ostatni polski rycerz na stepie, jak wielki pan spoglądający na plebejską armię czeladzi i ciurów, której atak lada chwila miał rozbić się o polskie piersi. Lecz przecież nie były to tchórzliwe ciury i pachołkowie. Przez step szło wojsko, które od lat bijało chorągwie kwarciane Rzeczypospolitej pod Korsuniem, Piławcami i Zborowem.
Wnet dostrzeżono go na tle błękitnego nieba. Kozacy wskazywali go sobie, dwóch z nich zawróciło w stronę taboru. Kilku mołojców dosiadających dobrych, zdobycznych, polskich koni wysunęło się naprzód. Szybko spięli wierzchowce ostrogami i popędzili na spotkanie samotnego Lacha.
Sobieski nawet nie ruszył się z miejsca. Widział, jak kozacki tabor zwolnił i począł zatrzymywać się – formując czworobok. Pułkownik wiedział, że nie można było na to pozwolić. Jednak ustawienie obozu z wozów było nie lada sztuką, a nade wszystko wymagało czasu. A tego Kozacy już nie mieli.
Tętent mołojeckich koni narastał. Sobieski dojrzał przed sobą pyski koni, szare i zielone świty Kozaków, usłyszał potężniejący łomot kopyt.
– Hałła! Hałła! – zawyli Zaporożcy po tatarsku.
Pułkownik nie poruszył się. Kozacy byli blisko. Dwieście kroków jeszcze... Sto pięćdziesiąt. Już, już zdawać by się mogło, że opadną Sobieskiego ze wszystkich stron, pochwycą go, ubiją, stratują kopytami koni!
Byli o pół strzelania z łuku od miejsca, w którym stał pułkownik, gdy ziemia zadrżała, a zza pagórka wypadła w pędzie ława polskich harcowników. Szybko jak błyskawica, niby morska fala omywająca skalny grzbiet, rozstąpiła się, mijając Sobieskiego, a potem wpadła na rozpędzonych Kozaków. W jednej chwili zabrzęczały szable, huknęły pistolety i półhaki, świsnęły strzały, rozległy się krzyki i przedśmiertne rzężenia. Zaskoczeni mołojcy ulegli od razu. Część zwaliła się z koni, padła na ziemię, inni poczęli zawracać, uciekać w stronę taboru. Polacy i rajtarzy rzucili się za nimi. Wnet z obozowiska skoczyło ku nim więcej Kozaków; wśród traw rozpoczęły się utarczki i pojedynki. Strzelano do siebie z pistoletów, szyto z łuków, zajeżdżano z szablami i kiścieniami.
Sobieski nie czekał na wynik harców. Szybko jak wiatr skoczył ku równinie, bo jego chorągwie husarskie i pancerne wyszły wreszcie z grzmotem kopyt zza pagórka i stanęły w dwóch liniach, pod rozwiniętymi chorągwiami.
Wrzawa i okrzyk podniosły się, gdy pułkownik dopadł do swej husarskiej roty, zdjął z głowy kołpak, widząc sztandar, a potem staropolskim obyczajem, jako rotmistrz prowadzący chorągwie do szarży, jednym szybkim ruchem zawinął prawy rękaw żupana wyżej łokcia. Powiódł spojrzeniem wzdłuż skrzydlatych szeregów husarii i poczuł, jak serce podchodzi mu do gardła. Oto stała przed nim najwspanialsza jazda świata, duma i chwała Rzeczypospolitej; ostatnia rycerska jazda Europy, obalająca roty i regimenty pikinierów szwedzkich, zaglądająca śmiało w lufy muszkietów i ziejących ogniem niderlandzkich kobył [5] Kobyła – zwano tak muszkiet niderlandzki kalibru 18-22 mm. Jako jeden z pierwszych był w nie uzbrojony szkocki regiment Butlera w 1621 roku.
, zmiatająca jednym ciosem rajtarskie kompanie i pułki, rozbijająca jak lawina tureckich sipahów i moskiewskich dworian.
Интервал:
Закладка:
Похожие книги на «Bohun»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Bohun» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Bohun» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.