Jacek Komuda - Bohun
Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Komuda - Bohun» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2006, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Bohun
- Автор:
- Жанр:
- Год:2006
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Bohun: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Bohun»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Bohun — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Bohun», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Czy ty myślisz, panie Francuz, że każdego szlachcica polskiego można kupić?
– To tylko kwestia stosownej zapłaty.
– Nie mnie, panie Dantez.
– Nie rozumiem, przyznam. Waszmość jesteś żołnierzem. Sprzedajesz swoją szpadę za talary. Jak to jest, że nie pojmujesz prawideł tej gry? Czyżbyś był ostatnim człowiekiem honoru?
Przyjemski roześmiał się głośno i wesoło. A potem osuszył kolejny kielich do dna.
– Więcej nas jest takich w Rzeczypospolitej! – zawołał. – Idź precz, francuski pudlu! Wracaj do swojego hetmana, na dwór Marii Ludwiki. I rzeknij tym galantom w sodomickim rhingrave, tym strachom na francowatych pederastów, że ja, Przyjemski, generał artylerii koronnej, znam moje powinności i jestem nie do kupienia.
Dantez gwałtownie wyrwał lewak z pochwy i wbił go z rozmachem w stół, o cal od ręki Przyjemskiego. Porwał za rapier i podsunął wąskie ostrze pod brodę generała.
– Bij się ze mną, panie Przyjemski! – warknął. – Takiej urazy nie mogę puścić płazem.
– Ty... Jak to... Śmiesz... generała artylerii koronnej... Na pojedynek...?
Dantez uśmiechnął się chłodno. Zdawało mu się, że w oczach przeciwnika błysnął strach. Przyjemski był znużony. Był też pijany. Nie miał szans w walce.
„Nie rób tego – powiedział w głowie Bertranda Jean Charles de Dantez. – Zamotałeś się w straszną intrygę, mój synu. Nie wyzywaj go!”.
– Stawaj waść! Tu i teraz! Na podwórzu!
Przyjemski szarpnął się w tył.
– Sprawa jest prosta jak ostrze mej szpady – mruknął Dantez. – Nie masz tu za wiele czeladzi, mości panie generale. A ja wziąłem ze sobą całą kompanię rajtarów. Moich rajtarów! Jeśli do walki nie staniesz, to daję słowo, nie wyjdziesz stąd żywy.
– Jestem na służbie...
– Pies jebał służbę. Stawaj.
– Dobrze!
Dantez odsunął się, pozwolił, aby Przyjemski wstał z ławy. Cofnął się, robiąc mu miejsce. Generał zakołysał się, nieco zamroczony winem.
„Nie będę go zabijał – pomyślał Francuz. – Starczy, że weźmie w łeb, albo po boku. To da nam trochę czasu na przeprowadzenie wszystkich planów.”.
Wycofał się do głównej izby. Spojrzał na wachmistrza.
– Heinz, zróbcie miejsce na podwórzu.
– Herr Oberstlejtnant, co się stało?
– Mam sprawę z jego mości Przyjemskim. Pilnujcie, aby nikt nam nie przeszkadzał.
– Jawohl, Herr Oberster!
Dantez wyszedł pierwszy. Na zewnątrz zapadał zfnierzch, cienie drzew i starych szop za karczmą wydłużyły się. Gdzieś daleko śpiewał słowik, ale Dantezowi daleko było do rozkoszowania się pełnią wiosny. Szybko zdjął kapelusz, pendent z rapierem i oddał je wachmistrzowi. Potem chwycił znajomą rękojeść i z lekkim sykiem wyciągnął ostrze z pochwy.
– Poczynaj waść.
Przyjemski chwiał się na nogach. Był nieźle podpity, jednak pewnym ruchem wydobył broń, ujął rapier, przekładając palce wskazujący i środkowy przez jelec. Dantez zmierzył go uważnym spojrzeniem, a potem podniósł w górę ostrze, przybierając postawę.
„Pobawię się z nim chwilę – pomyślał szybko. – A kiedy się zmęczy wystarczy jedno, celne pchnięcie...”
Przyjemski skłonił się lekko. Czekał na środku podwórza. Nogi uginały się pod nim nieznacznie, jak gdyby opuszczały go siły. Dantezowi zdało się, że jego dłoń trzymająca rapier chwiała się niepewnie. Uśmiechnął się tryumfalnie, a potem zaatakował.
Starli się na środku podwórca, w pobliżu kupy nawozu i sączącej się zeń, rozlanej szeroko kałuży gnojówki. Rapiery zabrzęczały, gdy Francuz zrobił pierwsze pchnięcie z wykrokiem, Przyjemski zbił je, sam pchnął lekko, z namysłem. Dantez odskoczył, zaszedł go z boku, zakręcił ostrzem, aż świsnęło i wyprowadził podstępne, flamandzkie pchnięcie...
Jezus... Mario...
Jednym szybkim ruchem Przyjemski zbił ostrze rapiera na bok, jak dziecinną zabawkę; nie wiedzieć w jaki sposób uniknął ciosu i pchnął, szybko jak błyskawica. Płaskie ostrze jego wojskowego rapiera dźgnęło Danteza wprost w serce! Bertrand szarpnął się rozpaczliwie w bok. Za późno. Stalowe ostrze ukłuło go w pierś, poczuł ból i...
Przyjemski powstrzymał rękę w ostatniej chwili.
Dantez zamarł. Jego rajtarzy krzyknęli. Ostrze broni generała artylerii koronnej kłuło rywala wprost w miejsce, gdzie biło serce. Nie trzeba było wielkiego doświadczenia, aby wiedzieć, że gdyby Przyjemski tylko zechciał, przeszyłby Francuza jak prosię. Dantez wiedział, że tylko żelaznym nerwom przeciwnika zawdzięcza, iż z pleców nie sterczy mu piędź zakrwawionego żelaza i nie zdycha teraz przebity morderczą klingą.
– Kończ waść – wychrypiał i opuścił broń.
Jednym szybkim ruchem Przyjemski odsunął ostrze i przyskoczył bliżej. Nim Dantez zdołał się uchylić, dostał ricassem rapiera prosto między oczy. Przyjemski poprawił kopniakiem, uderzył jeszcze raz, a Francuz zwalił się z jękiem do kałuży błota, przeturlał, zamarł, gdy ostrze wroga dotknęło jego gardła.
– Posłuchaj mnie dobrze, ty dworski kundlu. Ty sodomito w rzyć chędożony! Ty kpie! Ty strachu na stare baby! Jeśli jeszcze raz zobaczę twą parszywą gębę, to klnę się, że zadławisz się własnym rożnem na śmierć, psi synu!
Generał urwał i dyszał ciężko przez chwilę.
– A swemu panu rzeknij, że nie będę się buntował. Jeśli rozkaz wyda, pójdę z nim nie tyle pod Batoh, ale choćby do samego piekła. Ja wiem, co to rozkaz. Jeno, że serca mojego nigdy nie będzie mieć przy sobie! A to – na pamiątkę.
Rapier świsnął w powietrzu, tnąc Bertranda w policzek. Francuz jęknął, a Przyjemski wsadził rapier pod pachę, kopnął Bertranda raz i drugi tak mocno, że Dantezowi świeczki stanęły w oczach. Oberstlejtnant potoczył się prawie pod podkute buty rajtarów, z trudem wstał na kolana, brudny, pokryty błotem i gnojem. Jęczał przez chwilę, próbując złapać oddech.
Generał postał jeszcze chwilę, a potem splunął, wzruszył ramionami. Odwrócił się, wziął od oniemiałego wachmistrza swój kapelusz i ruszył do karczmy. Wkrótce zamknęły się za nim drzwi. A zaraz po tym do uszu Danteza doszły chichoty ladacznic.
Dantez wsparł się na ramieniu wachmistrza i wstał z trudem. Krew ściekała mu obficie z rany na policzku, skapywała na ziemię, plamiła kosztowny, adamaszkowy wams obszyty koronkami.
– Konia! – wycharczał Francuz. – Dajcie konia, kurwe syny!
Rajtarzy unikali jego wzroku.
* * *
– Kim jest Śmierć?
– Kto taki?! – Eugenia wsparła się na łokciu, przywarła policzkiem do piersi Danteza.
– Ten, który przyjmował mnie w Krasiczynie z maską na obliczu.
– Nigdy się tego nie dowiesz.
– A zatem ty wiesz i nie chcesz mi powiedzieć?
Roześmiała się i ugryzła go lekko.
– Wiem tyle co ty, mości kawalerze. To możny pan. W łaskach u Jego Królewskiej Mości.
– Dlaczego Śmierć nie chciał spotkać się ze mną twarzą w twarz?
– Aby brzemię, które dźwigasz, nie okazało się zbyt ciężkie.
– Jakie brzemię?
– Wiem wszystko o celu twej misji.
– Powiedział ci?
– Nie pytaj o to.
– Czy pod maską ukrywa się książę Bogusław Radziwiłł? Wszak dostałem patent oberstlejtnanta w jego regimencie.
– Książę nie ma czasu na wojaczkę. Gdybyś miał indygenat, otrzymałbyś chorągiew kozacką albo nawet husarską. Musisz wszak mieć własnych ludzi, którzy wspomogą cię w tej misji.
– Dlaczego Śmierć wybrał właśnie mnie?
– Bo dobrze rzuciłeś kośćmi – rzekła przekornym tonem.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Bohun»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Bohun» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Bohun» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.