Jacek Komuda - Bohun
Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Komuda - Bohun» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2006, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Bohun
- Автор:
- Жанр:
- Год:2006
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Bohun: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Bohun»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Bohun — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Bohun», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Ja pójdę!
Bohun zamarł. Ten młody, dźwięczny głos należał do jego bandurzysty.
– Ja pójdę. – Taras skłonił się zebranym. – Jeśli ochoty w was, panowie mołojcy, nie ma, tedy pyśmo wezmę i Lachom się pokłonię.
– Pójdziesz, jeno na arkanie do loszku! – warknął Bohun. – Mości panowie, nie słuchajcie go! To jest mój bandurzysta. Mój sługa! Ja nie pozwolę, coby jechał!
– Mości panowie! – zakrzyknął pisarz generalny. – Mamy ochotnika, który pojedzie do obozu wojsk koronnych zawieźć propozycje rozejmu!
– Nie zgadzam się! – ryknął Bohun. – Ve... – zakrztusił się i zamilkł.
– Wiwat poseł! Wiwat Taras! – krzyknęło kilku pijanych Kozaków. Bohun zmełł pod nosem przekleństwo.
– Ja ci pyśma zaraz przygotuję – rzekł Wyhowski. – Musisz ty hetmanowi list dostarczyć i rzec, że przysyła cię starszyzna kozacka, która chce ugodę zawrzeć. A jeśli konfederację żołnierze zawiążą, tedy do marszałka konfederatów się udaj!
– Pozwólcie z bat’ką się pożegnać – skłonił się Taras.
– Idź.
Bandurzysta pokłonił się, zamiótł brud i mysie łajna kołpakiem, a potem wyszedł. Chwilę później Bohun poderwał się i kopniakiem otwarł drzwi chaty. Rozejrzał się, szukając wzrokiem Tarasa. Bandurzysta klęczał przed swoim ojcem – ślepym didem-lirnikiem Ostapem. Gdy Bohun podszedł bliżej, starzec złożył na czole syna znak krzyża.
– Taras – rzekł pułkownik. – Posłuchaj...
– Tak, bat’ko... – Bandurzysta skłonił się.
– Coś ty najlepszego uczynił?! Lachy cię zabiją! Po coś się zgłaszał?!
Taras ukląkł. Złożył ręce jak do modlitwy.
– Bat’ko, nie sierdźcie się na mene... Ja muszę... Ja widział druha mego, Ołesia, na pal wbitego. I on widzenie miał. Rzekł mi, że wielkie będzie krwi przelanie na Ukrainie, jeśli do pokoju nie dojdzie. On zobaczył mołojców na palach, matki i dzieci przez konie tratowane, mołodycie w tatarską niewolę pędzone, drzewa dziatkami obwieszone. Widział, jak pada na ziemię korona złota, jak zlatują się nad nią czarne orły dwugłowe...
– Hospody pomyłuj! Szczo ty?!
Bandurzysta trząsł się cały. Na piersi i ramionach Bohuna dostrzegł zakrwawione, osmalone rany, z których sączyła się krew. „Zabiją go – pomyślał. – Zamordują bat’kę!”. Zamknął oczy, dygocąc. Tamto powróciło. Znów widział, co miało się zdarzyć. Co miało lada dzień, lada miesiąc stać się prawdą...
– Rzekł mi, że Matka... Boża, która cudownie uchroniła mnie od śmierci, wybrała mnie, abym szedł i pokój zaniósł Lachom i Kozakom. I dumy im grał, bo pieśni moje dusze i umysły uspokoją. Inaczej opustoszeje Ukraina, opustoszeje Polska i Litwa. A was sześć kul rozedrze!
Bohun wyciągnął zdrową dłoń, chcąc chwycić Tarasa za łeb, a może odepchnąć. Ale pohamował się i wsparł dłoń na ramieniu chłopaka.
– Nie bude miru z Lachami – rzekł. – Głupiś ty, Tarasienko, bo na śmierć idziesz. Za co ty mi to robisz...? Toż sam już zostałem na świecie. Mołojców wiernych wojna wygubiła, a Burłaj pod Zbarażem poległ. Tylko tyś się ostał... A teraz ciebie stracę.
– Ja widziałem – rzekł Taras takim głosem, że Bohun zadrżał – jak koronę łycar podniesie, co ma w herbie tarczę na tarczy. I na głowę swą koronę nałoży. I was tam widziałem przy nim. A przy was była hetmańska buława. Ja muszę iść. Tak ja Bogurodzicielce przyrzekłem. Muszę spróbować... Raz maty rodyła!
A potem zagrał i zaśpiewał:
Tam na zboczu doliny, koło dwóch topoli kozackich
Kozak postrzelony, porąbany od ran śmiertelnych omdlewa
Z nieba Sędziego Najświętszego wzywa
Ojca ani matki koło siebie nie ma...
* * *
– Taras... Taras...
Ktoś wołał go. Głos był znajomy i bliski, ciepły i uspokajający. To był głos matki... Przykląkł przed nią, schylił głowę nisko. Poczuł dotknięcie jej dłoni na głowie.
– Taras, spiesz się. Wybiła ostatnia godzina. Jeśli teraz ktoś krew przeleje, nigdy pokój nie nastąpi, bo ściągnie na Ukrainę demony wojny, ognia i pożogi. I zginie Boży naród Rusi i Korony.
– Lachy mnie zabiją, matko – jęknął Taras.
– Uderz w struny, myłeńki. Tylko pieśnią powstrzymasz szable krwi chciwe. Zagraj Lachom i Kozakom do snu. Uśpij demony wojny. Spiesz się, Taras...
Otaczały go zakrwawione, niemal porąbane na sztuki trupy chłopów. Większość miała odcięte członki – potrząsali kikutami rąk i nóg, szukali własnych głów, potykali się o wyprute trzewia.
– Matko, ja nie zniosę dłużej tego widzenia... Co dzień... Co noc przyglądam się moim kompanom i szukam na ich ciałach krwawych ran. Co noc budzę się w strachu, że wszyscy, których miłuję, zginą.
– Taras, czy gotów jesteś poświęcić wszystko, aby to się skończyło?
– Jako żywo. Nie chcę oglądać tańca trupów!
– A czy jesteś w stanie poświęcić siebie? Wziąć na swe barki ciężar win Lachów i Kozaków i oddać duszę za... ugodę?
Weresaj zadrżał, a wtedy mać ujęła go za głowę i pogładziła po włosach.
– Jeśli trzeba... tedy wezmę. Ale boję się, matko.
– Jednego miałam syna... Ty drugim będziesz – wyszeptała i przytuliła go do siebie.
Koszmar rozwiał się. Zakrwawione zwłoki jęły odmieniać się, prostować, aż wreszcie zmieniły się w żywych ludzi. Weresaj ujrzał pochylone nad nim rozkudlone, przystrojone w futrzane czapy i słomiane kapelusze łby rezunów.
– Taras, szczo ty?!
– Wielka będzie wojna na Ukrainie. Widzę jak nadciąga. Słyszę, jak śmierć na koniu pędzi. A po co tak pędzi? Po wasze głowy, didki.
– Spasi Chryste – przeżegnał się Czornowoł. – Ja słyszał w Niemirowie, jak didy śpiewali, że koronę złotą czarne orły rozdziobią...
– Nie kracz – zagadał wiekowy Opanas Bulba. – Przyjdzie teper mór na paniw, bo bat’ko Chmiel gotować się do boju kazał. My już spisy wykuli.
Ospowaty Korniejczuk, zasiadający po drugiej stronie ognia, splunął na ostrze postawionej na sztorc kosy, a potem począł z chrzęstem przeciągać po nim osełką.
– Znaszli gdzie Chmiela wyglądać? Na Ukrainie? W Multanach?
– Hetman z wielką potęgą na Mołdawię idzie – odrzekł Taras. – Nie chciał dać hospodar Lupul córki za żonę synowi Chmiela, tedy Tymoszko sam ją weźmie po kozacku i w łożnicy wychędoży.
– A my weźmiem dobra – Bulba wyciągnął przed siebie nogi w porwanych, śmierdzących postołach – jako we dworze w Pomornokach.
– I Laszek dostaniem młodych – zarechotał Czornowoł, szczerząc czarne pieńki po wybitych zębach. – Kiedym jedną w Tarasińcach brał, to taka była, jako panna święta z obrazów w cerkwi. A jak prosiła, jako rączęta składała. A potem to ino jęczała, bo przeca takiego mołojca jak ja, he, he, próżno między lackimi husarami szukać!
– Cicho! – syknął Opanas. – Coś słyszałem.
Siedzieli wokół ognia, tuż przy obozowisku utworzonym z chłopskich wozów i kolas ustawionych w okrąg. Czarne kontury drzew odcinały się od rozgwieżdżonego nieba oświetlonego księżycowym światłem. Bulba postąpił do przodu. Znalazł się w ciemności, poza kręgiem blasku ogniska. Coś poruszyło się w lesie. Pod konarami dębów pojawił się zarys konia z jeźdźcem. Przesunął się powoli nad wykrotem. Ten koń... Nie był to chłopski chmyz ani tatarski bachmat. Miał smukłą szyję, gibki zad, pierś jako u łabędzia. To nie był kozacki rumak!
– Korniejczuuuuuk!
– Szczo za łycho?
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Bohun»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Bohun» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Bohun» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.