Jacek Komuda - Bohun
Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Komuda - Bohun» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2006, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Bohun
- Автор:
- Жанр:
- Год:2006
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Bohun: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Bohun»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Bohun — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Bohun», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Baranowski nie siedział już. Krążył wokół stołu, zaglądając w oczy szlachcicom.
– Jeśli tedy za to wszystko wy, szlachta Polski i Rusi, nie pomścicie waszych braci herbowych z Ukrainy, jeśli będziecie tu o pokoju mówić, karki giąć przez chamstwem zbuntowanym, tedy wiedzcie, że nie mam was za szlachetnie urodzonych. Tedy gnój wam na pole wozić. Tedy wam naszyć sobie na szarawary klapki z tyłu, jako sodomici we Francyjej czynią. Tedy wam baby swadźbić, za psiarczyka u Moskala służyć. Tedy wy nie koronni synowie, ale psy i z kurwy synowie... I to wam powiem, że pies was jebał!
Odrzywolski chwycił rotmistrza za rękę, przycisnął do stołu, poderwał się na nogi.
– Dość!
Baranowski zamilkł. Był ostatni czas ku temu. Już panowie bracia zerwali się od stołu, w rękach szlachty zabłysły szable, czekany i obuszki.
– Ja zemsty dokonałem – zakończył pan Baranowski. – Ale to ciągle mało. Ot, dwie niedziele temu, zanim mnie jego mość pan hetman do Glinian wezwał, dopadłem w stepach nad Bohem pięciu Kozaków. Mołojcy z nich byli wielcy, rycerze prawosławni, co zarąbali starego bernardyna, który ukrywał się w opuszczonym dworze. Wierzajcie, kiedy mnie obaczyły one woje zaporoskie, na kolana padli i jęli prosić o litość. Zacnie do snu mi krzyczeli, wielce pociesznie na palikach skakali. A kiedy z nich skórę darłem i oczy świdrami wierciłem, tedy takie krotochwile prawili, żem się łzami ze śmiechu zalewał. Imaginujcie sobie, że jeden z nich przepowiedział, iż koronę królewską trzy czarne orły podziobią, podniesie ją jednak i włoży na głowę rycerz polski, który mieć będzie tarczę na tarczy i tenże rycerz Ukrainę uspokoi. Dalejże, może to któryś z waszmościów. Cóż waszmość na to, panie Przedwojeński? A ty, panie Leszczyński? Nie nosisz czasem dwóch tarcz przed sobą?
– Tarcza na tarczy... Toż to może być herb Janina. A ja jestem Jastrzębiec.
– No widzisz, panie bracie. Słusznie Kozaka na pal wbiłem, bo łgał.
– I co, lżej po tym waszmości?
– Nie, panie bracie. A wiesz czemu? Bo mi prowodyr tych rezunów uszedł. Odłączył się od nich, uniknął kary, a kiedyśmy go przez stepy gonili, do rzeki z koniem skoczył. Młody był i gładki. Do końca życia ja go zapamiętam. A jak już na paliku nożętami fikać zacznie, tedy ja mu na jego bandurze taką dumkę zagram na dwa serca, że z palem w dupie do piekła poleci.
– Panie Baranowski – rzekł pułownik Odrzywolski. – Ostaw nas samych.
– Przez białą brodę waszmości, nie sprzeciwiam się. Mości Świrski! Ja przypominam waszmości, że dzisiaj...
– Nie zapomniałem o tym, waszmość panie bracie.
Baranowski roześmiał się, odwrócił i wyszedł z izby.
Dopiero teraz Dantez odważył się rozejrzeć. Słyszał wszystko, o czym mówili panowie bracia i teraz rozważał sobie ich słowa, zlany zimnym potem. Doprawdy, nie rozumiał o co w tym wszystkim chodziło poza zwykłą, pospolitą zemstą na Kozakach. Do diabła, co obchodziła go Ukraina i przyszłość Rzeczypospolitej? Musiał tylko zabić Świrskiego.
Gdzie podział się Świrski?! Jego miejsce na ławie było puste. Dantez poderwał się i rozejrzał. Nie mógł spuścić tamtego z oczu. Skłonił się Odrzywolskiemu oraz pozostałej starszyźnie i szybko począł przebijać się przez tłum szlachty i pachołków. Nigdzie nie widział towarzysza z chorągwi husarskiej Lubomirskiego. Przepchnął się do sieni, wyjrzał zza głów pijanych pachołków i...
– Waszmość mnie szukasz?
Świrski spoglądał na Francuza wesoło. Podkręcił wąsa i wskazał drzwi wiodące do komory.
– Idę właśnie popróbować przedniego lipca, który pan Odrzywolski w piwniczce zataił. Pozwól waść ze mną, a pokosztujesz specyjałów, jakich i na dworze Ludwika próżno by szukać.
Dantez ruszył za szlachcicem. Nie mógł zabić Świrskiego na oczach wszystkich gości. Być może jednak sposobność taka nadarzyłaby się w piwniczce?
Świrski wszedł do komory, odgarnął dywan leżący na podłodze, odsłaniając klapę prowadzącą do loszku. Rozejrzał się, czy nikt ich nie widzi, po czym podniósł zapadnię i, wziąwszy świecę, począł zstępować w czarną czeluść. Francuz poszedł za nim. Zeszli tak do niewielkiej piwnicy o kamiennych ścianach, pod którymi piętrzyły się pękate stągwie, beczki i baryłki. Świrski osadził świecę na wierzchu starej beczki, a potem odszukał odpowiedni antałek i pochylił się nad szpuntem.
– Szykuj, waszmość, szklenicę! – zawołał wesoło. – Zaraz waścine zdrowie wypijemy.
Szybko i cicho Francuz dobył lewaka zza pasa. Taka okazja mogła już się więcej nie powtórzyć! Zamierzył się do ciosu i...
Nie mógł zadać pchnięcia.
„Zabij go, głupcze!” – krzyknęła w jego głowie Eugenia.
„Taaaak, pchnij go w plecy – zaszeptał mu do ucha głos ojca. – Pokaż ile jesteś wart. Ubij szlachcica, który udzielił ci gościny...”.
Dantez zadrżał. Chciał śmierci tego buntownika. Świrski był tego godzien tak jak każdy najemny zbój, który buntował się przeciw zwierzchności...
A jednak Dantez wahał się. Ręka z morderczym sztyletem dygotała mu coraz mocniej.
Nie mógł się przemóc, jeszcze chwila, dwie, jeszcze jedno okamgnienie...
Świrski odwrócił się!
Francuz obrócił lewak w palcach, chwytając go za ostrze. Podał broń rękojeścią w stronę szlachcica.
– Spróbuj waszmość lewakiem. Może uda się lepiej, jak gołą ręką.
– Co racja, to racja.
Szpunt, podważony ostrzem sztyletu, odskoczył. Świrski nalał miodu do szklenie, wzniósł naczynie w górę.
– Zdrowie waszmości. Abyś cało do domu powrócił!
Wypili. Szlachcic otarł wąsy wierzchem dłoni.
– Nie słuchaj, waszmość, jego mości Baranowskiego – mruknął. – Prawda, że bunt jest krwawy, jednak możemy go zakończyć albo brnąć dalej w morze krwi i bez końca mścić się na Kozakach.
Francuz milczał.
– Ty pewnie tego nie rozumiesz, ale... Jedna tylko droga przed naszym narodem. Albo będziemy wielcy i po chrześcijańsku wybaczymy, albo...
Dantez wytężył słuch.
– Jeden powróz nas czeka na pohańskiej i moskiewskiej szubienicy.
Zapadła cisza.
– Nie rozumiesz tego, pludraku – pokiwał głową Świrski. – Ot, myślisz, że to jakieś nasze domowe sprawy, porachunki i zawiści. Prawda. Kogo w Paryżu, w Wiedniu czy Sewilli obchodzi los Rzeczypospolitej? Kto wie, gdzie leży Ukraina? Kto wie, co to są Kozacy i szlachta polska? Nikt. Jeśli jednak nadejdzie czas, że wy, nic nie wiedząc, spróbujecie nas osądzać i decydować o naszej przyszłości, tedy powiadam ci: górze nam! A teraz pozwól, że cię opuszczę. Muszę pogawędzić z imć Baranowskim. W cztery oczy. Już czeka na mnie przed dworem. I pewnie się niecierpliwi.
Odwrócił się i wyszedł z piwniczki. Dantez został sam. Podniósł swój lewak i długo nie był w stanie dojść do siebie.
– Nie mogłem... – wyszeptał pobladłymi wargami. – Nie w tym dworze. Nie tego szlachcica...
* * *
Kiedy wyszedł ze dworu, było już po wszystkim. Z trudem przepchnął się przez krąg czeladzi i pijanej szlachty. Świrski leżał na ziemi z rozwalonym łbem, w kałuży czerwonej posoki. Baranowski klęczał nad nim, wycierając o połę żupana czarną szablę.
A potem wyszczerzył żółte zęby, podniósł się i powiódł strasznym, martwym wzrokiem po obliczach panów braci.
– A jeśli kto krzyw na mnie, żem racji swych dochodził, tedy proszę zaraz na szabelki, tutaj przed gankiem!
Ruszył w stronę dworu. Zatrzymał się o krok od Danteza.
– Panie Francuz, pozwól waść ze mną – rzekł. – Coś mi się zdaje, że my z jednego gniazda ptaki.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Bohun»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Bohun» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Bohun» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.