Bohdan Petecki - Operacja Wieczność

Здесь есть возможность читать онлайн «Bohdan Petecki - Operacja Wieczność» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1975, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Operacja Wieczność: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Operacja Wieczność»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Po 3 latach z księżyca Europa wraca na Ziemię kosmonauta Dan. Prowadził tam pomiary pantomatów – urządzeń scalających wiedzę o ludzkiej cywilizacji. Rzucony zostaje w świat, w którym ważniejsze od podrózy międzygwiezdnych stają się eksperymenty z genami oraz z nieśmiertelnością, czyli tzw. aktualizacją zapisu świadomości. Jego brak zgody na „operację wieczność” stanowi meritum historii, w której prawo do decydowania o własnym losie jest, według bohatera, tyleż wartością nadrzędną, co jednak ginącą w opętanym przez chęć istnienia wiecznego świecie

Operacja Wieczność — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Operacja Wieczność», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Po raz pierwszy od dziewięciu tygodni usiadłem. Łącza aparatury diagnostycznej zafalowały i podążyły za ruchem mojej głowy.

Bez pośpiechu pozbyłem się całego tego balastu. Zrobiło się odrobinę luźniej. Sięgnąłem za siebie i uruchomiłem generator pola magnetycznego. Chwilę przyglądałem się ruchowi kontrolnego wskaźnika stabilizacji. W porządku. Dłuższe przebywanie w bezpośrednim sąsiedztwie gigantycznych konstrukcji pantomatu musiało skończyć się udarem magnetycznym. Teraz przestało mi to grozić. Jak dotąd wszystko jest dziecinnie proste. Zaraz spytam, o co tu chodzi, powiem kilkudziesięciu zespołom informatycznym, z których każdy przewyższał rozmiarami katedrę Notre Damę, żeby były grzeczne i jeszcze uda mi się zdążyć na kolację.

Dobrze. Póki co, skończmy z tą ciszą.

Ekranizacja rakiety albo zrobiła swoje, albo nigdy nie miała sensu. Tak czy owak teraz należało jej się pozbyć. Rzecz była precyzyjnie obmyślona, wystarczały cztery, wielokrotnie przećwiczone ruchy. W rzeczywistości zajęło mi to przeszło godzinę. Uporałem się z tym, po czym uderzyłem w skrajny klawisz pulpitu i czekałem, aż pojawi się nowe światełko na znak, że rakieta rozwinęła pająki anten. Ale zanim to nastąpiło, poraził mnie nagły zgiełk. Jakbym zasnąwszy w górskim rezerwacie, zbudził się raptem pośrodku hali obrabiarek. Trwało dobre kilka minut, zanim z chaosu zmieszanych, ogłuszających trzasków począłem wyławiać jako tako logiczne informacje.

Złożyłem fotel. Mogłem teraz przecisnąć się do pierwszej komory ładunkowej. Nie potrzebowałem więcej. Rozmontowałem „żywego”, po czym przytaszczyłem pulpit łączności i umieściłem go na dawnym miejscu. Kabina odzyskiwała powoli normalny wygląd. Znalazłem się znowu na statku, przystosowanym do pobytu jednego bodaj pasażera.

Miejsce ludzkiego głosu w słuchawkach zajęły automatyczne selektory kodów. Usiadłem, uruchomiłem zapis i zacząłem słuchać. Minuta za minutą, godzina za godziną rejestrowałem płynący nieprzerwanie ciąg meldunków, emitowany z centralnej rozdzielni pantomatu. Wreszcie dałem za wygraną. Aparatura pracowała normalnie. Rozwiązywała problemy zadane przez specjalistów, odpowiadała na pytania napływające nieustannie ze wszystkich zakątków Ziemi. Maszyna robi swoje. Tak to wyglądało. Jeżeli dzieje się tu coś, co powinno pozostać ukryte przed twórcami konstrukcji, w ten sposób nie dowiem się o tym więcej niż wszyscy siedzący teraz przy datorach w domowych papuciach. Pomimo że żaden z nich nie spędził pięciu tygodni sam na sam z wykresami pracy tego niewidocznego giganta, zagradzającego mi tutaj przestrzeń. Mieli nade mną tę przewagę, że ja wiedziałem.

Oparłem łokcie na pulpicie i pomyślałem chwilę. Mogę jeszcze sprawdzić temperaturę, szczelność pancerza, jego powłokę, natężenie promieniowania. Mogę zająć się mnóstwem pożytecznych rzeczy. Na przykład spytać pantomat, po co to robię. Moja obecność dawno przestała być dla niego tajemnicą. Odpowiedź przyjdzie błyskawicznie. „Zero”. Następnej nie będzie. Bo mogłaby brzmieć tylko: „Ze strachu”.

Przejrzałem aparaturę skafandra. Sprawdziłem ładunki energetyczne kalkulatora, pistoletu laserowego i reflektorów. Zablokowałem stery i uruchomiłem zapis. Włączyłem zdalne sterowanie i szybko, jakbym się bał rozmyślić, otworzyłem właz.

Cisza. Wszystkie wędrujące przestrzenią głosy, mowę gwiazd, ludzi i maszyn zostawiłem za sobą, w kabinie.

Przytrzymując się obrzeża włazu wypłynąłem na zewnątrz. Podeszwy butów przylgnęły płasko do pancerza. Zaczerpnąłem powietrza i zrobiło mi się gorąco. Gwałtownym ruchem, jeśli można mówić o gwałtowności w próżni, gdzie człowiek porusza się jakby wewnątrz ogromnej butli sprężonego gazu, podkręciłem zawór. Tlenu miałem dość. Co najmniej na dwanaście godzin. Nie musiałem sobie żałować.

Zapaliłem reflektor. Na pancerzu rakiety rozbłysły białosrebrzyste smugi. Skierowałem wzrok wyżej. Nie dalej jak cztery metry nade mną czerniała posępna, bezkształtna masa. Światło grzęzło w niej niby w niewiarygodnie gęstej chmurze. Inaczej niż przy statkach, pancerz pantomatu pokrywała jakby gruba warstwa sadzy. Brzegi lekko wypukłej tarczy rozbiegały się w ciemność, tylko zupełny brak gwiazd w zasięgu wzroku świadczył o jej ogromie.

Zrobiłem dwa kroki w kierunku dziobu. Stanąłem. Powierzchnia czarnego pancerza zafalowała i zbliżyła się groźnie do mojego kasku. Jakby sama wieczna noc próżni nachylała się nade mną. Przebiegł mnie dreszcz. Doznałem nagle uczucia, że spoza tej obitej czarnym aksamitem płyty śledzą mnie czyjeś oczy. Ujrzałem twarz. To nie była twarz człowieka. Ale zniekształcał ją grymas uśmiechu, jaki spotyka się czasem na Ziemi… w pewnych miejscach.

Wzdrygnąłem się. I nagle owładnął mną gniew. Co u licha! Przesiedziałem miesiąc w tym pudełku sardynek, żeby tu dotrzeć, a kiedy mam to wreszcie za sobą, zachowuję się, jakbym nigdy w życiu nie widział pola startowego. To tylko maszyna — powiedziałem sobie. Maszyna — powtórzyłem. — Narzędzie. Może odrobinę większe od innych. Powiedzmy, narzędzie do wszystkiego. Coś się stało. Zacięła się jakaś śrubka. Trzeba mu pomóc.

Na moment wyłączyłem magnesy. Ugiąłem nogi w kolanach, po czym wyprostowałem je nagłym ruchem. Niezbyt nagłym. I tak przedobrzyłem. Pośpiesznie włączyłem magnesy i wyrzuciłem w górę ramiona. Chwilę tarłem rękawicami szorstką powłokę, wreszcie podeszwy chwyciły. Zastygłem na czworakach, przyczajony jak przed startem do stumetrówki. Przez kilkadziesiąt sekund nie robiłem nic. Nagle zadźwięczało mi w uszach ulubione powiedzonko Mittiego: „Najlepiej nie robić nic, nic, nic, a potem sobie odpocząć…” Uśmiechnąłem się. Gdyby ktoś mnie teraz zobaczył, mieliby o czym mówić do końca życia. I nie tylko oni.

Do końca życia…

Przestałem się uśmiechać. Szczęki mi nabrzmiały. Podrzutem ramion poprawiłem pasy na plecach i poszukałem wokół siebie światłem reflektora. Nic. Jakby pod tą pokrytą kopciem skorupą kryły się tylko porzucone przed wiekami ruiny. Oderwałem stopę i z całej siły uderzyłem nią w pancerz. Ale do moich uszu nie dobiegł najcichszy dźwięk.

6

Każdy mój kolejny krok wyłuskiwał z czerni nowe skupiska gwiazd. I każdy trwał nieskończenie długo. Tylko te gwiazdy, dołączające do poprzednich sprawiały, że mogłem iść dalej. Gdyby ich brakło, strach, że dotarłem do krawędzi konstrukcji i że moja wzniesiona stopa celuje w pustkę, pozbawiłby mnie zdolności ruchu.

Noc próżni zrównała mikroskopijny okruch ziemskiej cywilizacji z nieskończonością przestrzeni, ale granice tych dwóch światów nie istniały. Byłoby oczywiście inaczej, gdyby pantomat, zgodnie z założeniami konstrukcyjnymi, wirował dokoła własnej osi. Nieruchome teraz gwiazdy pomknęłyby świetlistym pierścieniem, jak lampy lunaparku oglądane z karuzeli. Mogę sobie myśleć o psychozie, chronofobii i innych fanaberiach. Ale w otaczającym mnie bezruchu jest groźba. Równie realna jak to, na czym stoję. Bo przecież pantomat powinien wirować wokół własnej osi.

Z czoła ściekał mi pot. Zatrzymałem się i dotknąłem językiem warg. Były wilgotne i chłodne. Sięgnąłem do karku i ponownie zwiększyłem dopływ tlenu. Biały snop światła, padający z reflektora, opisał przy tym ruchu chybotliwe półkole. Nagle w czerni coś zalśniło. Nie dalej jak trzy metry przede mną, nieco z boku, widniała gruba pokrywa włazu obrzucona ściegiem automatycznych zacisków.

— Jesteśmy w domu… — powiedziałem na głos. Echo tego zdania powróciło do moich uszu w postaci zdławionego buczenia, jakby muchy uwięzionej w drewnianym kubku.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Operacja Wieczność»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Operacja Wieczność» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Prosto w gwiazdy
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - W połowie drogi
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Tylko cisza
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Pierwszy Ziemianin
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Messier 13
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Królowa Kosmosu
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Strefy zerowe
Bohdan Petecki
Отзывы о книге «Operacja Wieczność»

Обсуждение, отзывы о книге «Operacja Wieczność» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x