Bohdan Petecki - Operacja Wieczność

Здесь есть возможность читать онлайн «Bohdan Petecki - Operacja Wieczność» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1975, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Operacja Wieczność: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Operacja Wieczność»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Po 3 latach z księżyca Europa wraca na Ziemię kosmonauta Dan. Prowadził tam pomiary pantomatów – urządzeń scalających wiedzę o ludzkiej cywilizacji. Rzucony zostaje w świat, w którym ważniejsze od podrózy międzygwiezdnych stają się eksperymenty z genami oraz z nieśmiertelnością, czyli tzw. aktualizacją zapisu świadomości. Jego brak zgody na „operację wieczność” stanowi meritum historii, w której prawo do decydowania o własnym losie jest, według bohatera, tyleż wartością nadrzędną, co jednak ginącą w opętanym przez chęć istnienia wiecznego świecie

Operacja Wieczność — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Operacja Wieczność», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Wchodziłem w ostatnią fazę lotu. Nie zamykałem już oczu. Nawet na moment. Siedziałem sztywno wyprostowany, uważając, by moje plecy nie dotykały oparcia fotela. Tablica sygnalizacyjna była w porządku. W uszach brzęczał mi monotonny głos „żywego”, przekazującego dane. Oczywiście. Najmniejszy znak, że w próżni zaszła zmiana, że nastąpiło pozornie niedostrzegalne odchylenie w torze korytarza, raz na zawsze położyłby kres wszystkim wizjom, filmom i zjawom, jakie podsuwała mi niezatrudniana wyobraźnia.

Jeszcze trzy minuty i na czołowym ekranie ukazały się zarysy bazy. W dalszym ciągu wytracałem szybkość. Ciasny, zbyt ciasny łuk. Pociemniało mi w oczach. Trudno. Jestem pilotem. Fotonikiem stanę się na powrót dopiero na miejscu. Jeśli zdążę.

Drugi łuk, nie dokończony, przerwany ostrą świecą. Na ułamek sekundy rakieta stanęła w miejscu. Ściany zadygotały. Schodziłem pionowo, rufą w dół. Nie mogłem widzieć, jak otwierają się wrota ładowni, złożone z dwóch półokrągłych skrzydeł. Przez pancerz statku przeniknął odgłos metalicznego zgrzytu, po czym nastąpiło uderzenie amortyzatorów. Źle — przemknęło mi przez myśl. Nie przejąłem się tym. Stałem.

Minęło dziesięć minut, zanim opuściłem kabinę. Nie śpieszyłem się. Nie było do czego.

W nawigacyjnej czekał Mitti. Na mój widok wyszczerzył zęby.

— Dobrze, że jesteś — oświadczył z udaną powagą. — Pantomat ante portas. Zazdroszczą ci. Siedzisz sobie po kilka dni w wygodnym fotelu i nikt nie może do ciebie powiedzieć słowa. Jeszcze trochę i zostaniesz filozofem. Albo wymyślisz nowy sposób przyrządzania pieczarek. A propos grzybów — ciągnął niezmienionym tonem — Grenian chce z tobą mówić. Jest w dyspozytorni.

Była to zaledwie część tego, co miał mi do powiedzenia. Spytałem, czy chce mi wynagrodzić tę przymusową ciszę w kabinie rakiety. Zarechotał. Mówił jeszcze, kiedy przeszedłszy korytarz otworzyłem drzwi dyspozytorni.

Grenian był sam. Siedział za pulpitem komputera i wyglądał, jakby tkwił tak, w niezmienionej pozycji, od dłuższego czasu. Jego plecy wygięły się w łuk. W obszernym, jasno oświetlonym wnętrzu wydał mi się starszy i jakby pomniejszony. Upłynęło kilkanaście sekund, zanim zareagował na moje wejście. Wyprostował się z trudem, posłał mi krótkie spojrzenie, po czym wstał i ruszył w stronę przystawki sumatora. Poszedłem za nim.

Ekran ożył. Ujrzałem wzór, znany mi aż za dobrze. Zbudzony z najgłębszego snu potrafiłbym wyrecytować go jednym tchem, jak również zrelacjonować wszystko, co w ciągu pięciu tygodni nieubłaganie, krok po kroku prowadziło mnie do niego. Teraz zajmował centralne miejsce na świecącej matowo tarczy., Ale tylko przez chwilę. Szereg liczb począł wędrować ku górze. Spod dolnej krawędzi wypłynął nowy, na pierwszy rzut oka identyczny jak pierwszy. Nagle coś mnie w nim uderzyło. Przyjrzałem się uważniej Nie mogło być wątpliwości.

Rząd liczb zatrzymał się pośrodku ekranu, kilka sekund trwał nieruchomo, po czym zafalował gwałtownie i zniknął. Grenian wyłączył aparaturę.

— Co to znaczy? — wykrztusiłem.

Profesor uniósł brwi i utkwił we mnie zmęczone spojrzenie.

— Odchylenie — rzucił krótko.

Oprzytomniałem. Procesy zachodzące w kręgu pantomatu cechuje doskonała stabilność. Szereg lat wszystko było w porządku. Pewnego dnia zauważyłem zmiany. Nie tak dawno. A teraz wielkość odchylenia przesunęła się o cały jeden rząd.

— Z tego wynika… — zacząłem.

Nie pozwolił mi skończyć. Wyprostował się gwałtownie i przejechał dłonią po czole. Znowu zwrócił twarz w moją stronę i wtedy pierwszy raz ujrzałem w jego oczach lęk.

— Z tego wynika — powiedział cicho — że trzeba się śpieszyć.

Umilkłem. Minutę, może dwie stałem nieruchomo, czując, że kamienieję. Nie minęło trzy tygodnie, odkąd opuściłem Ziemię. Przygotowany dla mnie program szkolenia mieścił się w trzech miesiącach. Teraz…

— Kiedy? — spytałem. Głos był mój. Tylko jego brzmienie stanowiło dla mnie nowość.

— Kiedy? — odpowiedział pytaniem. Jego wzrok błądził po ścianach.

Aparatura jest gotowa — przebiegło mi przez myśl. — Statek?… To najmniejsze. Może być pierwszy lepszy. Ekranizację założą w ciągu dwóch godzin. Pilot?

Wyprostowałem się i głęboko zaczerpnąłem powietrza. Potrzebowałem tego. Zaszumiało mi w głowie, jakbym na moment miał stracić przytomność. I raptem ogarnął mnie chłód. Uspokoiłem się. Rozproszone obrazy zlały się w logiczną całość. Zacząłem rozumować.

— Dzisiaj nie — oświadczyłem. — W tej chwili wracam z lotu. Muszę przyjrzeć się wynikom. I wyspać. Jutro.

Odczekał kilka sekund, po czym powoli skinął głową.

— Jutro — powtórzył.

Stałem jeszcze. Nie po raz pierwszy nasunęło mi się pytanie, czy on wie. Mógł wiedzieć. Był głównym koordynatorem akcji. Do niego trafiały wszystkie meldunki z przestrzeni i z… Ziemi. Musiał wiedzieć, jeśli się chwilę zastanowić.

W korytarzu zabrzmiała stłumiona rozmowa. Za chwilę ktoś może wejść.

— Coś jeszcze, Dan? Głos Greniana brzmiał miękko. Poczułem ucisk w krtani. Odchrząknąłem i otworzyłem usta. Przeczekałem tak moment, w którym mogłem coś powiedzieć. Nagle, nieoczekiwanie dla samego siebie zrobiłem zwrot na pięcie i wypadłem z kabiny.

Grenian stał bez ruchu, lekko przygarbiony, z głową podaną do przodu. Norin nie spuszczał wzroku z czujników. Tylko Cullen patrzył we mnie, jakbym leżał już w odkrytej trumnie. Wysoko przed sobą, jak pochodnię, trzymał dłoń z wyprostowanym kciukiem. Mogłem mu wierzyć, że życzy mi szczęścia.

Ostatni raz omiotłem ich spojrzeniem i nogami naprzód spuściłem się do kabiny. Opadły szklane grodzie, dzieląc komorę na dwie części. Twarze ludzi stały się plamami pozbawionymi konturów. Pode mną narastało ciche brzęczenie, jakby przepalanego przewodu. Pojaśniało. Potężne reflektory biły w kopulaste sklepienie, w którym powiększał się kolisty otwór. W pewnym momencie łagodnie zapadły w głąb. Otoczyła mnie czerń. Wzrok potrzebował kilku sekund, żeby wyłuskać z niej pełgające światełkami czujniki. Łagodna jasność ekranów wydawała się złudzeniem, po słonecznym blasku świateł pola startowego. Czułem się lekki, jakby wszystko, co dotąd robiłem, polegało na nieporozumieniu. Takie kluczenie przed wyjściem na właściwą drogę. Z niejakim żalem rozejrzałem się wokół. Jednoosobowa kabina zmieniła się w bezosobową. Centymetry dzieliły moją głowę i ramiona od końcówek kabli, bloków przekaźnikowych, tablic, celowników, miniaturowych pulpitów pomocniczej aparatury. Aby wykonać najmniejszy ruch stopą, musiałem unieść się w fotelu. Szkoda. Gdyby nie to, zrzuciłbym pasy i wyprostował się na całą długość. Start w próżni zawsze nastrajał mnie pogodnie na cały lot. Dawał złudzenie bezpieczeństwa.

Spojrzałem w miejsce, gdzie zazwyczaj sterczał gruszkowaty pulpit łączności, a następnie przeniosłem wzrok na zegar. Czterdzieści pięć sekund. W tym momencie tuż przy moim uchu zabrzmiał spokojny, zbyt spokojny głos „żywego”. Mój dobry nastrój prysł jak bombka na choinkę, trafiona ciężkim pociskiem. To nie był zwykły start w próżni. Nie ma mowy o nastrojach. Minęło czterdzieści pięć sekund. Jestem już poza ochronną strefą bazy. Wszyscy, ilu ich tam jest, siedzą teraz przed półkolistym pulpitem w dyspozytorni. Cały ich świat to płaska, prostokątna tarcza tachdaru. Dzisiaj, jutro, przez wiele dni i tygodni. Ale nawet gdybym zwariował i zaczął fikać kozły, gdyby ujrzeli nadciągającą z przestrzeni zagładę, nie będą mogli zrobić nic, żeby mi pomóc.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Operacja Wieczność»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Operacja Wieczność» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Prosto w gwiazdy
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - W połowie drogi
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Tylko cisza
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Pierwszy Ziemianin
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Messier 13
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Królowa Kosmosu
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Strefy zerowe
Bohdan Petecki
Отзывы о книге «Operacja Wieczność»

Обсуждение, отзывы о книге «Operacja Wieczność» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x