Bohdan Petecki - Operacja Wieczność

Здесь есть возможность читать онлайн «Bohdan Petecki - Operacja Wieczność» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1975, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Operacja Wieczność: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Operacja Wieczność»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Po 3 latach z księżyca Europa wraca na Ziemię kosmonauta Dan. Prowadził tam pomiary pantomatów – urządzeń scalających wiedzę o ludzkiej cywilizacji. Rzucony zostaje w świat, w którym ważniejsze od podrózy międzygwiezdnych stają się eksperymenty z genami oraz z nieśmiertelnością, czyli tzw. aktualizacją zapisu świadomości. Jego brak zgody na „operację wieczność” stanowi meritum historii, w której prawo do decydowania o własnym losie jest, według bohatera, tyleż wartością nadrzędną, co jednak ginącą w opętanym przez chęć istnienia wiecznego świecie

Operacja Wieczność — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Operacja Wieczność», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Poraził mnie potworny błysk. Poczułem uderzenie i zaraz potem ogłuszający grzmot, jakby równocześnie pękało milion napiętych do ostateczności żagli. Drugie uderzenie. Jeszcze jeden grzmot. Zupełna ciemność, w której wirowały nieistniejące światełka. Z dołu dobiegł krzyk. I to także miałem już za sobą.

Nie mogłem czekać. Zerwałem się i po omacku, wyciągając przed siebie ręce, popędziłem ku przeciwległej krawędzi płyty. Stoczyłem się ze zbocza i ujrzałem na chmurach odbłysk reflektorów. Na miejsce katastrofy przybywały ekipy ratownicze.

Przetarłem oczy, otrzepałem ubranie i ruszyłem szybkim, odmierzonym krokiem ku najbliższej przecznicy, gdzie zwykle stały portery. Wsiadłem do pierwszego z brzegu wozu, zgasiłem światła, które włączyły się samoczynnie i ruszyłem.

Trzydzieści minut później, w kompletnym skafandrze, z pełnym wyposażeniem, stałem we włazie rakiety atmosferycznej typu „Georgia”. Była za minutę piąta. Z wysokości siedemnastego piętra spojrzałem w stronę miasta. Dzień. Oczywiście domy pozostawały niewidoczne. W jednym z nich…

Ekipy pogotowia opuściły wzgórze, stwierdziwszy, że nic tam po nich. Przedtem sporządzono protokół, z którego wynikało, że system zabezpieczenia, oparty na matematycznych modelach niezawodności, był odrobinę mniej doskonały, niż się spodziewano. Resztek maszyny nie zabrali. Nie było co zbierać. Nie sądzę też, by szukali ciała.

W domu natomiast inna ekipa ma pełne ręce roboty. Klapa pomieszczenia genoforów stoi otworem. Biało ubrany technik z namaszczeniem unosi walcowaty przedmiot. Drugi taszczy przystawkę z przestrzennym, jak to nazywali, zapisem świadomości. Chyba się nie pomylą i nie „zrehabilitują” drugiej mamy. Czy Lima. Ale to, zdaje się, niemożliwe. Nie tak jak katastrofa lotnicza.

Są zasmuceni. Sprawiłem im ból. Czują się osamotnieni i wspominają chwile, kiedy byłem mały. Pocieszają się, że nie cierpiałem. Ojciec odpowiada półsłówkami. Przecież to stało się na jego oczach. Zastanawiają się, co mogłem mieć na pokładzie. Minie dzień lub kilka, zanim eksperci orzekną, że zniszczenie maszyny musiało nastąpić w wyniku sekundowego zwarcia w wyzwalaczu antymaterii. Ale nawet to nic im nie powie. Przez następne dni będą zaprzątnięci jednym, a mianowicie co dzieje się w pojemnikach, do których ekipa pogotowia przeniosła zabrane z domu skarby. Oczywiście zawiadomią dyżurnego w Zespole. Ten zapyta, czy może w czymś pomóc, po czym naciśnie odpowiedni klawisz w pulpicie głównej kartoteki. O tym, co ostatnio robiłem, nie znajdzie wzmianki. Zatroszczyli się, żeby zapewnić dyskrecję mojej „delikatnej misji”.

Zachciało mi się śmiać. Miałem ochotę zrzucić rękawice i spleść dłonie nad głową. Mogłem zaśpiewać. Teraz zajmę się tym pantomatem. Niechby i dziesięcioma, wszystkimi naraz.

Nad bunkrem zapłonęło ostre światło. W kabinie śluzy jęknął sygnał. Coś stuknęło mi nad uchem, po czy zabrzmiał spokojny głos Rotza:

— Start minus piętnaście…

Obróciłem się na pięcie i z rozmachem zatrzasnąłem klapę włazu. Miałem spóźnienie. Widać nie dbali o to, skoro mnie nie ponaglali. To znaczy nie dbał. Ten jeden, jedyny człowieczek, ukryty przed moim wzrokiem za szerokimi, pancernymi ścianami bunkra dyspozycyjnego. Poza nim nie zostawiałem tu nikogo, kto mógł powiedzieć, że pozostałem żywy.

— Start minus pięć…

Zaparłem się w fotelu. Skafander rozwarstwił się, zawisłem w gazowej papce. Ziemia drgnęła. Zaciążyły mi ręce, bezwolnie leżące na oparciach. Ekrany zakryła burza dymu. Start w atmosferze. Tak to wygląda.

5

Fotonowe obiektywy rakiety wyłuskiwały z czerni kształty planet, próżnia zapełniała się, ale przy szybkości nadświetlnej byłem z tym wszystkim samotny jak nigdy. Korytarze wytyczono w miarę bezpieczne, każdy z nich jednak, przynajmniej w jednym punkcie, musiał przeciąć płaszczyznę ekliptyki. Tam nie będę sobie wybierał dróg. Ja, meteoryty pozaukładowe i co tylko wędruje przestrzenią.

Obecny kurs był trzecim z kolei. Za każdym razem zmieniano trajektorię, ale niezręcznie, żeby nie postawić mnie w całkowicie nowej sytuacji. Jakby to mogło mieć znaczenie wobec faktu, że po raz pierwszy, jeśli nie liczyć krótkich lotów znanymi do znudzenia pętlami wokół poligonów, człowiek ruszał w próżnię odcięty od swojego świata. Ekranizowany pancerz statku zamykał drogę środkom łączności, z kadłuba usunięto anteny, wyjścia pokładowej aparatury informatycznej były na głucho zaślepione. Samą aparaturę rozbudowano natomiast tak, że na dobrą sprawę powinienem lecieć nie wewnątrz rakiety, tylko obok niej. Nie mogłem ruszyć nogą, żeby o coś nie zaczepić.

Trzeci lot. Z dwóch poprzednich nie byłem zadowolony. Norin i inni nie mówili nic, ale w ich twarzach czytałem troskę. Oczywiście mieli mnie cały czas na ekranach. W czasie operacji będzie tak samo, przynajmniej jak długo pozostanę w zasięgu tachdaru.

Siedziałem sztywno wyprostowany, ze wzrokiem utkwionym w czołowym ekranie, pod którym zblokowano wszystkie wskaźniki. Nie mogłem sobie pozwolić na rozglądanie się po kątach. Z lewej strony fotela pozostawiono dość miejsca, by ktoś o połowę niższy mógł swobodnie przedostać się do śluzy. W prawe ramię uwierała mnie dodatkowa przystawka komputera, tak zwany „żywy” pilot. Głosem człowieka podawał położenie, parametry korytarza, odległość od celu i dziesiątki innych ciekawych rzeczy. Szybkość przesuwu taśmy była zsynchronizowana z pracą silników.

Kask, w którym tkwiła moja głowa, oplatała sieć przewodów. W każdej chwili mogłem poczuć w ustach słodkawy smak tabletki pobudzającej lub środka uspokajającego. Kiedy będę spragniony, dostanę pić. W miarę spalania się określonych substancji w organizmie, zostanę nakarmiony. Pomyśleli o wszystkim. Ja miałem tylko patrzeć w ekrany, bez przerwy, bez mrugnięcia okiem, od początku do końca, nawet jeśli usłyszę eksplozję lub na wprost mnie wyrośnie pałac Królowej Zimy.

A bywały chwile, w których zaczynałem widzieć dziwne rzeczy. Już teraz. Lot, do którego się przygotowywałem, potrwa dłużej. Tak długo, jak żaden dotychczas. Stałem się pilotem. Przeżywałem to, co pierwsi ludzie, których śmieszne, metalowe cygara niosły w okolice wielkich planet. Ale nawet i oni nie tracili Ziemi, czuli ją za plecami, obecną w głosach kolegów i specjalistów, czuwających nad ich bezpieczeństwem. Ja miałem tylko ekrany, przystawki pamięciowe i kalkulatory.

Ale ja nie potrzebowałem Ziemi. Wyrzekłem się jej. Mniejsza, ile w tym prawdy. Stworzyłem fakty, które przemawiają same za siebie.

Uśmiechnąłem się do biegnących ekranem linii. Dwa czy trzy dni temu w ostatniej fazie lotu zdrzemnąłem się na chwilę. Ułamek sekundy ekran jarzył się jeszcze barwnymi światłami, po czym zapadła ciemność. Stałem przed halą taboru, na poziomie startowym Centrali. W głębi majaczą kontury statku. Automaty uzupełniają zasobniki i sprawdzają wyposażenie. Niewiele tego. Dwie dodatkowe przetwornice, kierunkowe anteny laserowe dalekiego zasięgu, trochę dobrej muzyki, kilka kilogramów paliwa. Całą resztę dostarczą quasarowce, zaopatrujące pantomat w energię i budulec.

Rzecz rozgrywała się przed moimi oczami jak trójwymiarowy film, obejmujący obrazem bezkres przestrzeni.

Programuję komputer. Ten nawiązuje kontakt z pantomatem. Ląduję. Z dostarczonych surowców buduję coś w rodzaju bazy. Jej centralnym punktem jest rakieta, przemieniona w ośrodek dyspozycyjny. Rozbudowuję sieć informatyczną pantomatu, nawiązuję bezpośrednią łączność z Ziemią. W każdym momencie, ba, w ułamkach sekund mogę czerpać z zespołów pamięciowych pantomatu zawierających ni mniej, ni więcej, tyle wiedzy, ile zebrało się w ciągu milionów lat rozwoju ludzkości. Nawet jeśli odetną dopływ informacji, miną lata, zanim postęp nauki na Ziemi zdezaktualizuje bodaj w części to, czym już rozporządzam. O ile spodoba mi się do tego dopuścić. Bo dysponując pełnią wiedzy i łącznością, zrobię z Ziemią, co tylko zechcę. Nikt nie odważy się tu przylecieć.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Operacja Wieczność»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Operacja Wieczność» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Prosto w gwiazdy
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - W połowie drogi
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Tylko cisza
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Pierwszy Ziemianin
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Messier 13
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Królowa Kosmosu
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Strefy zerowe
Bohdan Petecki
Отзывы о книге «Operacja Wieczność»

Обсуждение, отзывы о книге «Operacja Wieczność» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x