Bohdan Petecki - Tu Alauda z Planety Trzeciej
Здесь есть возможность читать онлайн «Bohdan Petecki - Tu Alauda z Planety Trzeciej» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Katowice, Год выпуска: 1988, Издательство: Śląsk, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Tu Alauda z Planety Trzeciej
- Автор:
- Издательство:Śląsk
- Жанр:
- Год:1988
- Город:Katowice
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Tu Alauda z Planety Trzeciej: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Tu Alauda z Planety Trzeciej»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Tu Alauda z Planety Trzeciej — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Tu Alauda z Planety Trzeciej», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
— Turbo? Rozmawiałem.
— Wyniuchał już coś?
— On nie niucha, tylko bada, poznaje, porównuje, jeszcze raz bada, poznaje, porównuje, po czym czeka pięć lat i wysnuwa wnioski.
— To dlaczego poszedłeś do niego dzisiaj, a nie za pięć lat?
— Chodziłem w sprawie czegoś, co badał pięć lat temu.
— Ee… Kosmici się nie pokazali?
— Czekają na lepszych ode mnie. Wybieracie się po południu do Górka?
— Ee… Dziadku, jak oni właściwie mówią?
— Tak: ap — ap — ap — ap — pokazał pan Klemens kłapiąc dolną szczęką.
— Ee…
W tym momencie na stole ukazały się zapowiedziane kurczaki, co chwilowo uniemożliwiło konwersację. Jednak cisza nie trwała długo.
— Ja pytałam, jak oni to robią, że kiedy mówią, to słychać w całym Górku? — przypuściła nowy atak Mira, wymachując przyrumienionym udkiem.
Dziadek przełknął i powiedział: — Opuść rękę, bo się przestraszę, udławię, umrę i będę cię potem straszyć. Nie wiem, jak to robią, ale nam wystarcza do tego celu jeden mikrofon i kilka głośników.
— A właściwie czemu oni przestali się pokazywać? Na początku ludzie wszędzie widywali spodki, ktoś w nich zawsze siedział, potem były kolorowe kule i światła… Teraz nic, tylko mówią.
Dziadek wyprostował się i spoważniał.
— Wiesz — rzekł powoli, z zastanowieniem — to wcale niegłupie. Właśnie, dlaczego zrezygnowali z prezentowania swoich ogni sztucznych, pojazdów i zielonych, skośnookich twarzy?
— No?
— Być może — pan Klemens zmarszczył brwi — ten poprzedni etap był jedynie wstępem. Chcieli zwrócić na siebie uwagę, ściągnąć tutaj jak najwięcej osób, żeby mieć odpowiednią liczbę słuchaczy. Kiedy im się to udało, kokieteryjne światełka przestały być potrzebne. Z tego by wynikało, że w gruncie rzeczy ważne jest dla nich nie to, czego dowiedzą się o ludziach, a to, co sami mają im do powiedzenia.
— Jak to? — nie zrozumiała Mira. — Przecież wyraźnie oświadczyli, że badają ziemię, że wysyłają te swoje aparaty. Ale jak je wysyłają, skoro od dwóch dni nikt nie widział żadnego ognia ani światła? Takie aparaty się wystrzeliwuje, prawda?
— O to powinnaś zapytać Pawła. On jest tutaj ekspertem od wystrzeliwania. Ja tylko próbuję od czasu do czasu trochę pomyśleć. Niekiedy mi się nawet udaje, czego i wam serdecznie życzę.
— Ee… — Mira odruchowo zwróciła się jednak w stronę brata.
Ten wzruszył ramionami, burknął: — albo się wystrzeliwuje, albo się nie wystrzeliwuje — po czym ostentacyjnie włożył do ust ogromny kłąb kapiącej śmietaną sałaty. Mira straciła dobry humor, skrzywiła się z obrzydzeniem, powiedziała: — wstrętne prosię — i ponownie spojrzała na dziadka.
— A może mają inne powody — podjął ten ostatni, gładko przechodząc do porządku nad kwestią sałaty i prosięcia. — Osobiście pewny jestem tylko jednego. Byłbym szczerze zadowolony, gdyby ci kosmici poszukali sobie miejsca gdzie indziej.
— Co takiego? — wykrzyknęli chórem obecni, z wyjątkiem ojca Łukasza, który swoje „co takiego” powiedział szeptem, oraz Pawła, który zrobił minę, jakby w tym jednym jedynym wypadku był skłonny podzielić opinię dziadka.
Pan Klemens skwapliwie zajął się resztkami kurczaka. Skończył, odsunął talerz, po czym rzekł: — Mam do was prośbę. Możecie ją potraktować jako dziwactwo zdziecinniałego staruszka, ale w przyzwoitych rodzinach ustępuje się zdziecinniałym staruszkom, chociażby dla świętego spokoju. Dopóki nie dowiemy się czegoś więcej o naszych kosmitach, trzymajcie się z daleka od wszystkiego, co zalatuje spodkami i ma zielone gęby. Dotyczy to również miejsc, gdzie przeróżnej maści badacze, poszukiwacze, ufolodzy i kombinatorzy… kombinatorzy — powtórzył muskając spojrzeniem czuprynę Pawła — znajdują jakieś ślady. Powiadają, że przestępca wraca na miejsce zbrodni, więc przypadkiem moglibyście się tam natknąć na pobratymca Alaudy, a tego właśnie, tak przynajmniej sądzę w tej chwili, nie życzyłbym nikomu. Dixi. Powiedziałem — postawił kropkę, po czym swoim zwyczajem błyskawicznie przeskoczył do innego tematu, zmieniając ton na lekki, a nawet żartobliwy. — No, dzieci, czas pomyśleć o przyjemnościach. Co do mnie, złożę teraz strudzone ciało na kanapie, a po drzemce pójdę zamoczyć kości w jeziorze. A wy?
Przez chwilę nikt się nie odzywał. Wszyscy byli pod wrażeniem dziwnej prośby pana Klemensa, a zwłaszcza sposobu, w jaki została przedłożona.
Pierwszy ocknął się ojciec Łukasza.
— Powtórzymy wczorajsze popołudnie? — uśmiechnął się do pani domu. — Cudowne jest to wasze jezioro. Naprawdę powinnaś mniej przesiadywać w kuchni, a więcej myśleć o sobie.
— Święte słowa — przytaknął dziadek.
Pani Helena odwzajemniła uśmiech, skinęła głową na znak zgody, a następnie szybko zerknęła w stronę Pawła. Ten nasrożył się, popatrzył na Łukasza, przeniósł wzrok na jego ojca, wydął pogardliwie wargi, po czym wstał i powiedział nosowym głosem: — Ja pójdę popływać. Ale nie będę taplać się w błocie przy samym brzegu. Wezmę ponton.
— Nie masz dzisiaj nic do załatwienia w lesie? — zagadnął życzliwie dziadek.
— Ee… — Paweł wzruszył ramionami i opuścił pokój. Do komórki, w której przechowywano sprzęt wodniacki, wchodziło się z przeciwnej strony domu.
— A ty, kochanie? — mama zwróciła się do Miry.
— Nie wiem. Może później też zdecyduję się na kąpiel. Choć właściwie nie lubię tłoku.
Łukasz pomyślał, że on także nie lubi tłoku, zwłaszcza gdy sam ma być jednym z tych, których jest za dużo. Już chciał oświadczyć, że nigdzie się nie wybiera, gdy nagle przypomniał sobie opowieść syna gajowego o turystach, okupujących najlepsze w okolicy miejsce do kąpieli. Od razu przyszło mu do głowy, żeby odwiedzić mieszkańców nadbrzeżnej jaskini bez dachu, czyli dawnego kamieniołomu. Oni coś kręcą. Pójdzie tam. To będzie ciekawsze, niż siedzieć na piasku i oglądać kwaśne miny Pawła. Przywita się jakby nigdy nic i powie, że chciał im jeszcze raz podziękować. Za to go przecież nie zjedzą…
— Przejdę się trochę, dobrze tato? — spytał. — Potem przyjdę do was na plażę.
Ojciec nie miał zastrzeżeń.
Zbiegał drobnymi kroczkami po zboczu ciesząc się, że jest sam i że czeka go interesujące popołudnie. Oczywiście, dzisiaj nie przedzierał się przez zarośla do pamiętnej tablicy. Postanowił zejść prosto na plażę, a potem skręcić w lewo, to jest nie w kierunku Górka, tylko przeciwnym. Będzie na miejscu za dziesięć minut.
Nie wiedział, że za nim, tą samą ścieżką i w tym samym tempie podąża na palcach drobna postać, która najwyraźniej ma go na oku. Inaczej nie przemykałaby tak cicho od drzewa do drzewa jak leśny, zielony duszek. Co nie znaczy, że ten ktoś był zielony. Wcale nie. Był brązowy i niebieski.
Łukasz mijał właśnie ostatnie zarośla. Pod nimi dróżka spadała raptownie, przecinała kamienisty garb i łagodnie lądowała na wąskiej plaży. Krzaki i młode drzewka zostawały z tyłu. Odsłonił się rozległy widok na jezioro i góry. Tylko sama nadbrzeżna ścieżka była jeszcze zakryta przez wypukłość stoku. Chłopiec przebiegł kilka metrów i nagle zatrzymał się jak wryty. Zaraz potem skoczył do tyłu i w bok, chowając się z powrotem za najniżej rosnącą sosenkę. Następnie ostrożnie rozgarnął gałęzie i jeszcze ostrożniej wysunął głowę. Za sobą usłyszał odgłos, jakby ktoś potknął się o kamień, ale nie spojrzał w tę stronę. Zupełnie go teraz nie obchodziło, co dzieje się za jego plecami.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Tu Alauda z Planety Trzeciej»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Tu Alauda z Planety Trzeciej» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Tu Alauda z Planety Trzeciej» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.