Bohdan Petecki - Tu Alauda z Planety Trzeciej
Здесь есть возможность читать онлайн «Bohdan Petecki - Tu Alauda z Planety Trzeciej» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Katowice, Год выпуска: 1988, Издательство: Śląsk, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Tu Alauda z Planety Trzeciej
- Автор:
- Издательство:Śląsk
- Жанр:
- Год:1988
- Город:Katowice
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Tu Alauda z Planety Trzeciej: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Tu Alauda z Planety Trzeciej»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Tu Alauda z Planety Trzeciej — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Tu Alauda z Planety Trzeciej», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Brzegiem jeziora szedł w kierunku Górka bardzo wysoki mężczyzna w dżinsach i granatowej marynarce. Marynarka, w taki upał! Naturalnie. Krótkofalówka nie zmieściłaby się w kieszonce sportowej koszuli. Zresztą, ktoś, komu w największy letni skwar nie przeszkadza taka kożuchowata broda, równie dobrze mógłby tu paradować nie tylko w marynarce, lecz i w wełnianej jesionce.
Szpieg? Człowiek w służbie kosmitów? Przebrany kosmita?
Na tego ostatniego dryblas mimo wszystko nie wyglądał. Jego sylwetka i ruchy były zanadto ludzkie. Chyba tym razem pan Klemens się pomylił. Za wcześnie skojarzył sobie obecność brodacza z występami Alaudy. Nie. Jednak szpieg. Prowadził zaszyfrowane pogaduszki ze swoimi kompanami. O „małpach”, o „ptaszkach”, o „ćwierkaniu”. Poczekaj — obiecał mu w duchu Łukasz. — Już ja ci ćwierknę.
Oczywiście, że pójdzie za nim. Na pewno znowu spróbuje przekazać jakieś wiadomości albo odebrać nowe rozkazy. Wyjmie krótkofalówkę i… zostanie schwytany na gorącym uczynku. Wystarczy wrzasnąć. Przybiegnie milicja i będzie po wszystkim. Naturalnie, w domu ani pary z ust. Dzisiaj albo jutro dziadek Klemens znowu włączy telewizor i dopiero wtedy wszyscy nagle usłyszą, że w Górku grasowali nie tylko kosmici. Ten dziennikarz z kamerą zrobi z nim wywiad. Paweł osłupieje. Mira…
A jeśli brodacz akurat śpieszy na jakieś potajemne spotkanie? Tym lepiej. Można by za jednym zamachem nakryć całą bandę tych ptaszków.
Szpieg oddalił się już na tyle, że chłopiec mógł bezpiecznie zejść nad samo jezioro i ruszyć za nim. Na wszelki wypadek szedł kocim chodem miękko stawiając nogi, i tylko kątem oka rejestrował mijane głazy oraz pnie, za którymi mógłby się w razie czego schować. Ale brodacz, jak dotąd, nie obejrzał się ani razu.
Chwilę później na plażyczce pojawiła się brązowo — niebieska postać z dużym ręcznikiem i kostiumem kąpielowym przewieszonym przez ramię. Ale ten ktoś nie przyszedł się kąpać, a nawet jeśli tak, to teraz zmienił zamiar. Kostium i ręcznik spoczęły na piasku, a postać pomaszerowała w ślad za Łukaszem.
Brodacz szedł śmiało, nadal nie oglądał się na boki ani tym bardziej za siebie, a w pewnym momencie zaczął bezczelnie pogwizdywać pod nosem wesołą melodyjkę. Kiedy ujrzał przed sobą przystań, bez wahania skręcił w stronę kawiarenki, pomimo że ta pękała dziś od natłoku gości pod kolorowymi parasolami. Wzgardził wygodnym chodnikiem i brnąc w piachu zmierzał najkrótszą drogą ku pawilonowi handlowemu, którego dach widać było już od dawna na tle drzew otaczających szkołę. Czyżby zamierzał uruchomić swoją krótkofalówkę w tym samym kącie co wtedy? Jakiś niewydarzony szpieg — pomyślał Łukasz z pewnym rozczarowaniem. Wolałby przyskrzynić starego wyjadacza, mistrza w swoim przestępczym fachu. Porządni szpiedzy za każdym razem zmieniają swoje punkty obserwacyjne, miejsca gdzie spotykają się ze sobą i gdzie nadają zaszyfrowane depesze. Naturalnie, lepszy marny szpieg niż żaden, ale mimo wszystko chłopiec trochę zmarkotniał. Taka płotka…
Jednakże mężczyzna w marynarce nie szedł do pawilonu. Dotarł do dużego drzewa, rosnącego u wylotu ślepej uliczki i raptem, w ułamku sekundy, zniknął Łukaszowi z oczu. Dosłownie, jakby zapadł się pod ziemię.
Chłopiec stanął. Iść dalej? A jeśli ten typ jest wbrew pozorom wytrawnym szpiegiem? Jeśli tylko udawał, że go nie zauważył? A teraz zaczaił się i kiedy Łukasz będzie przechodzić obok jego kryjówki, wyskoczy, porwie go za gardło i udusi, zanim ofiara zdoła zipnąć, nie mówiąc już o wezwaniu pomocy? Trzeba pomyśleć…
Do takiego samego wniosku doszła postać skradająca się za detektywem. Była w jeszcze gorszej sytuacji niż Łukasz. W każdej chwili mogła zostać zauważona nie przez jedną, a przez dwie osoby, którym dyskretnie deptała po piętach. W dodatku, gdy brodacz zniknął za drzewem, a sunący za nim cień stanął zdezorientowany, znalazła się na odkrytej przestrzeni, z dala od jakiegokolwiek schowka. Powoli, jak człowiek, który na mnóstwo czasu i który przechadza się bez żadnego celu, ot, tak, dla zabicia czasu, ruszyła w stronę najbliższych zarośli. Najbliższych, co wcale nie znaczy, że te zarośla były blisko. Ale przed ich ścianą rósł wysunięty, pojedynczy krzak tarniny, jakby postawiony na straży. Dostatecznie rozłożysty, by można się za nim ukryć.
Łukasz również nie zwlekał zbyt długo. Rozejrzał się obojętnie po niebie, po czym niespiesznie ruszył przed siebie. Przyszło mu bowiem do głowy, że przecież brodacz go nie zna, nigdy go nie widział, a jeśli nawet przypadkiem zauważył go w tłumie kłębiącym się pod szkołą, to nie wie, że sam został dostrzeżony i podsłuchany. A w takim razie, dlaczego niby miałby się na niego rzucać i dusić, ryzykując, że ofiara zdąży jednak narobić hałasu?
Drzewo było tuż. Łukasz kroczył powoli, jak najedzona czapla, niedbale rozglądając się w prawo i w lewo. Nagle usłyszał głośny szelest liści i trzask łamanych gałązek, po których nastąpiło zrzędliwe mamrotanie.
Zadarł głowę i zobaczył nad sobą buty spoczywające na grubym konarze.
Nad butami ciągnęły się wzwyż dżinsy, nad nimi granatowa marynarka, a jeszcze wyżej majaczyła wśród zieleni straszliwa broda. Raptem broda zmieniła położenie z pionowego na poziome, a na chłopca spojrzały nieżyczliwie szeroko otwarte oczy, obwiedzione jasną plamą twarzy, a raczej tego kawałeczka twarzy, któremu natura poskąpiła czarnego zarostu.
Pod drzewem i na drzewie zapanował idealny bezruch. Łukasz patrzył prościutko w górę. Z góry szpieg, z brodą częściowo ukrytą w marynarce, patrzył prościutko w dół. Trwało to wieki. Tak przynajmniej zdawało się chłopcu. Wreszcie znowu zaszeleściło, zatrzeszczało, zamamrotało, a następnie z drzewa spłynął gruby, ochrypły głos:
— No…? Czego…?
— Iii… — powiedział Łukasz. Odchrząknął, jeszcze raz odchrząknął i wyjaśnił: — Ni — i–i — c… Przepraszam…
No bo jak tu w takiej sytuacji zawołać:,Ha, mam cię, szpiegu”! Wątpliwe, czy zdobyłby się na to najprawdziwszy detektyw. A jeśli już chodzi o to, kto kogo ma, to sprawa jest co najmniej otwarta. Teraz ten łotr nie musi nawet skakać. Wystarczy, żeby puścił gałąź, której się trzyma…
— Proszę — odburknięto z góry. — A teraz zjeżdżaj, bo rozdepczę cię jak robaka.
No właśnie.
Łukasz wyprostował szyję. Łupnęło mu w karku i zobaczył wszystkie gwiazdy. Ale nie czekał, aż do jego oczu powróci obraz jasnego błękitnego dnia, tylko posłusznie „zjechał”.
Chociaż „zjechał” to mimo wszystko przesada. Opuścił wprawdzie punkt, w który zgodnie z prawem powszechnego ciążenia musiał trafić brodacz, gdyby postanowił w najprostszy sposób powrócić na ziemię, ale uczynił to spokojnie, a nawet z godnością. Skoro szpieg od razu nie spadł na niego jak krwiożerczy sęp, to widać wlazł na drzewo nie po to, żeby się zasadzać na człowieka, który go śledził. Wobec tego, po co?
Łukasz szedł coraz wolniej i myślał. Co może robić szpieg na drzewie? Naturalnie, obserwować coś, czego nie wolno obserwować. Sfotografować to coś albo sporządzić jakiś rysunek czy mapę. Czego w Górku nie wolno obserwować? Szkoły z zamkniętym w niej „sztabem”? Ależ tam są zawsze tłumy i wszyscy wszystko doskonale widzą. Ludzi? Są tacy jak wszędzie. Więc czego? Bo przecież nie Bulgotka z jego napojami firmowymi ani Kapelusznika za pustym stołem.
Z tyłu zaszeleściło gwałtowniej niż przedtem, a następnie coś głucho wyrżnęło w ziemię. Chłopiec odwrócił się błyskawicznie. Brodacz leżał jak długi i wyrzucał z siebie brzydkie słowa. Widać jednak wyszedł z upadku bez uszczerbku, bo szybko stanął na nogach. Zmierzył Łukasza morderczym spojrzeniem, poprawił na sobie marynarkę, otrzepał spodnie i odszedł. Maszerował energicznym krokiem przez puste pole, kierując się w stronę samotnego krzaka, rosnącego kilkanaście metrów przed zbitą ławą zarośli. Były to te same zarośla, przez które przebiegał skrót z domu państwa Piotrowiczów do centrum Górka. Tym skrótem, brzegiem budowlanego zwałowiska, prowadziła wczoraj Łukasza Mira.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Tu Alauda z Planety Trzeciej»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Tu Alauda z Planety Trzeciej» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Tu Alauda z Planety Trzeciej» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.