Bohdan Petecki - Tu Alauda z Planety Trzeciej

Здесь есть возможность читать онлайн «Bohdan Petecki - Tu Alauda z Planety Trzeciej» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Katowice, Год выпуска: 1988, Издательство: Śląsk, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Tu Alauda z Planety Trzeciej: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Tu Alauda z Planety Trzeciej»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Tu Alauda z Planety Trzeciej — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Tu Alauda z Planety Trzeciej», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Łukasz sposępniał i zamyślił się. Nie usłyszał nawet, kiedy, dokładnie tak, jak przewidział dziadek, między wiadomościami sportowymi a prognozą pogody, oddano głos reporterowi w Górku. Ocknął się dopiero wówczas, gdy pan Klemens wyłączył telewizor.

— Powiedział, co wiedział — mruknął dziadek wracając na fotel.

— Przecież mówiłam! — prychnęła Mira.

— Dlaczego on nie wierzy, że tu wylądowali kosmici? — spytała z zadumą jej mama. — Tylu ludzi widziało spodki…

— Kto nie wierzy? Dziennikarz? — zdziwił się Łukasz.

— Nie słuchałeś? — ojciec zerknął na niego podejrzliwie. — Zapytano o zdanie wybitnego specjalistę ze stolicy.

— To jeden z tych, którzy,badają sprawę” — wyjaśnił dziadek Klemens. — Proszę się z nich nie śmiać, bo od jutra ja też zaczynam ją badać. Zaraz rano pójdę dyżurować pod szkołą. Dzisiaj zrobiłem sobie wolny dzień, to muszę go odpracować, prawda? Przy okazji postaram się zamienić kilka słów z o ileż uczeńszym ode mnie panem Turbo. Zresztą i lak mam w Górku coś do załatwienia. Ale chcę iść sam, jasne? — rzucił niespodziewanie. — Muszę zrobić użytek z moich szarych komórek, a one mają zwyczaj pierzchać w nieładzie na wasz widok. Dobranoc — zakończył i zamknął za sobą drzwi.

W panieńskim pokoiku na górze zgasło światło. Za oknem, na ciągle bezchmurnym niebie, migotało mrowie gwiazd. Noc, choć tak pogodna, była ciepła.

Łukasz leżał przykryty do pasa cienkim prześcieradłem i patrzył na ojca stojącego przy oknie. W pewnym momencie spytał:

— Tato, czy oni to widzą? To wszystko…

Czarna sylwetka na tle nieba zmieniła położenie.

— Chodzi ci o to, czy kosmici oglądają nasze dzienniki telewizyjne? — ojciec nie pomyślał o nocy ani o gwiazdach, tylko od razu utrafił w sedno.

— Tak. Dzienniki i to, o czym się tam mówi. I w ogóle…

Ojciec westchnął.

— Być może widzą — rzekł ściszonym głosem. — Ale, wiesz, ja myślałem teraz o tym, że my to widzimy…

W pułapce

Od progu dobiegło ciche chrząknięcie. Łukasz szybko zamknął teczkę i odłożył ją na miejsce. Unosząc pod powiekami obraz ślicznej, uśmiechniętej twarzyczki, podszedł do okna i zainteresował się krajobrazem. Wiedział, że za jego plecami ojciec kończy swoją skromną poranną toaletę, ale nie odwracał się. Czuł, że jego oczy powiedziałyby więcej, niż pozwalała na to godność piętnastoletniego mężczyzny.

Ale tego poranka myśli ojca biegły własnymi drogami. Chłopiec poczuł nagle na ramieniu lekki dotyk dłoni i usłyszał słowa, wymówione zaskakująco ciepłym tonem: — Pięknie to jest narysowane, prawda? I tak świetnie zgadza się z osobą artystki. Cała He… pani Helena.

Łukasz przełknął ślinę. Przyszło mu do głowy, że gdyby pani Helena sporządziła swój portret, to kto wie, czy na odmianę on nie zdybałby ojca, przeglądającego ukradkiem wiadomą teczkę. Była to przelotna wizja, która zaledwie musnęła jego wyobraźnię. Rzecz jasna, nie zająknął się na jej temat. Coś jednak powiedzieć musiał.

— Bardzo ładna pogoda — rzekł grubym głosem.

Na dole zastali nie znaną im, tęgą kobietę w jasnoszarej, kretonowej sukience, z włosami zawiązanymi cienką chustą. Przy drzwiach czekał na nią piegowaty syn gajowego, który pierwszego dnia po przyjeździe przyprowadził tu swoją małą siostrzyczkę. Okazało się, że tęga kobieta jest jego matką. Wyszła właśnie z kuchni i odprowadzana przez panią Helenę zmierzała ku werandzie.

— Bardzo dziękuję — mówiła mama Miry i Pawła. — Brakowało nam sera, a zwłaszcza jarzyn. W Górku niczego nie można kupić. Ale na przyszłość to ja będę przychodziła do was. Pani ma teraz tyle spraw na głowie… Przecież mąż jest stale poza domem.

— Tato wpadł wczoraj wieczorem, włożył czystą koszulę, powiedział sto razy „koniec świata!”, zjadł pół surowego kartofla, który przypadkiem leżał obok chleba i poleciał z powrotem — oznajmił radośnie rudzielec.

— A ty pomagasz mamie, czy chodzisz z ojcem? — spytała z uśmiechem pani Helena.

— Jak mam chodzić z ojcem, skoro wszędzie muszę ze sobą taszczyć tę smarkulę — odpowiedział chłopiec. — Powtarza w kółko: „Tata ma krę—ć–ka” i nadyma się jak ropucha, bo przypadkiem usłyszała, że kosmici latają okrągłymi spodkami. No to udaje, że jest spodkiem. Wciąga powietrze i przestaje oddychać, tylko macha łapami. Już trzy razy o mało się nie udusiła.

— No właśnie — żona gajowego załamała ręce, ale zaraz uspokoiła się i objęła syna ramieniem. — Prawdę mówiąc, pomaga — spojrzała na piegusa zatroskanym wzrokiem. — Opiekuje się siostrą, nosi ojcu jedzenie, pracuje w ogrodzie. Pewnie że ciągnie go do lasu i do tych wszystkich nadzwyczajności. Wczoraj wymiotło go nagle z domu i musiałam sama iść na łąkę po krowy.

— Wcale nie szukałem żadnych nadzwyczajności — odrzekł niestropiony piegus — tylko chciałem popływać w jeziorze. Znam dobre miejsce, tu, niedaleko. Kiedyś wybierali tam kamień, a teraz jest jakby taka jaskinia bez sufitu. Naokoło skały, nad wodą tez skały i można z nich skakać jak z wieży. Tuż przy brzegu głęboko, że dna nie widać. Nikt tam nie chodzi, bo nie ma przejścia. Ale w tym roku, jak na złość, zajęli to miejsce jacyś turyści. Rozbili namioty, mają łódkę, aparaty do nurkowania, w ogóle wszystko. Spytałem grzecznie, czy szukają kosmitów, a oni na to, że kosmici… Nie, tego nie powtórzę Powiedzieli jeszcze, że badają wodę, czy jest czysta i że wobec tego nie wolno tam się kąpać, bo to zepsułoby im badania. Odszedłem, wlazłem do jeziora gdzie indziej, popływałem pięć minut i wróciłem do domu. A mama zaraz, że nie było mnie pół dnia.

„Niebezpieczne miejsce” — odgadł natychmiast Łukasz. Moi trzej znajomi ze skalnej półki. Ale mnie nic nie wspomnieli o tym, że prowadzą jakieś badania. Przeciwnie, sami posłali mnie do wody, żebym spłukał z siebie zupę. Dziwne…

Pani Helena leszcze raz podziękowała sympatycznej żonie gajowego, po czym ta zabrała syna i poszła. Rzeczywiście musiała mieć teraz niełatwe życie.

Po śniadaniu dziadek Klemens, zgodnie z wczorajszą zapowiedzią, wybrał się do Górka. Paweł najpierw burknął, że nigdzie nie pójdzie, następnie przez nikogo nie pytany oświadczył, że ma po dziurki w nosie tych ciągłych, nieznośnych „A dokąd?”, „A kiedy?”, „A z kim?”, „A po co?”. Wreszcie z miną człowieka bezgranicznie zmęczonego życiem opuścił dom, znikając na ścieżce skręcającej do wąwozu. Jego mama odprowadziła go melancholijnym wzrokiem, po czym powiedziała, że zamyka się w kuchni, nareszcie jako tako zaopatrzonej, i że nie życzy sobie widowni ani pomocników. Mira zabrała książkę, litrową butelkę coca — coli, której obfity zapas przyjechał z Krakowa w bagażniku poloneza i tak uzbrojona poszła na leżak. Łukaszowi i jego ojcu nie pozostało nic innego, jak tylko udać się nad jezioro.

Wrócili wcześnie, ale nie byli pierwsi. Po dużym pokoju na dole krążył samotnie Paweł. Chodził z kąta w kąt z rękami założonymi na plecach i wyglądał jak wódz, który najniespodziewaniej dla samego siebie przegrał walną bitwę. Był czysty, ponury i zły. Ale bardziej ponury niż zły.

Wkrótce nadszedł pan Klemens a zaraz potem podano obiad. Przy stole najbardziej ożywiona była Mira. Zgubiła gdzieś wyniosłą obojętność dla marnych spraw tego marnego świata i zasypywała dziadka pytaniami. Zaczęła między owocowym chłodnikiem a kurczakiem z sałatą.

— Rozmawiałeś z tym profesorem… jak mu tam?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Tu Alauda z Planety Trzeciej»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Tu Alauda z Planety Trzeciej» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Prosto w gwiazdy
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - W połowie drogi
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Tylko cisza
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Pierwszy Ziemianin
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Operacja Wieczność
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Messier 13
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Królowa Kosmosu
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Strefy zerowe
Bohdan Petecki
Отзывы о книге «Tu Alauda z Planety Trzeciej»

Обсуждение, отзывы о книге «Tu Alauda z Planety Trzeciej» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x