Bohdan Petecki - Tu Alauda z Planety Trzeciej

Здесь есть возможность читать онлайн «Bohdan Petecki - Tu Alauda z Planety Trzeciej» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Katowice, Год выпуска: 1988, Издательство: Śląsk, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Tu Alauda z Planety Trzeciej: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Tu Alauda z Planety Trzeciej»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Tu Alauda z Planety Trzeciej — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Tu Alauda z Planety Trzeciej», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Łukasz okrążył stół i przyjrzał się przedmiotowi, który wzbudził taki entuzjazm pana Klemensa. Rzeczywiście. Był korkociąg, był pędzelek, było to, co zostaje po zbitej żarówce.

— Ee… — burknął ponuro Paweł. Rzucił się do swoich skarbów i szybko pakował je na powrót do worka. — Pędzelek! Pędzelek! — mamrotał. Raptem znieruchomiał. — Czy tego… Czy to tak widać? — spytał zmienionym głosem.

Niejasne podejrzenia Łukasza stały się trochę mniej niejasne.

— Nie. Skądże — zaprzeczył łagodnie dziadek. — To tylko mnie nie dopisuje wyobraźnia. Człowiek mimo woli szuka znanych sobie kształtów nawet tam, gdzie nie może ich znaleźć. Czy mógłbyś nam zdradzić, skąd masz te fenomenalne przedmioty?

— Z lasu — mruknął Paweł, ciągle jakiś nieswój. — A niby skąd? Stamtąd, gdzie lądowały spodki.

— Naturalnie, naturalnie. Czy oni są tak uprzejmi, że sami od razu utrwalają swoje ślady w glinie, żeby nie przysparzać pracy mieszkańcom planety, którą odwiedzili?

— Ee! Znajduje się je, robi odciski, potem te odciski wypala się w piecu, a potem jeszcze raz, bo te pierwsze to są przecież tylko wypukłe formy No i gotowe.

— Zbudowałeś w lesie specjalny piec! Rozumiem teraz, dlaczego będziemy musieli kupić nowy obrus.

— Niczego nie budowałem.

— A zatem masz wspólników. No pewnie. Tak poważne przedsięwzięcie byłoby ponad siły jednego człowieka. Dokąd z tym idziesz?

Paweł z workiem na plecach kierował się ku schodom.

— Do siebie — odburknął. — Pokażę to Mirze. A potem schowam.

— Słusznie — zgodził się dziadek. — Nie brak w Górku przeróżnych niebieskich ptaszków. Za takie cuda niejeden zapłaciłby majątek. W drodze powrotnej zajrzyj do łazienki. Jeśli możesz teraz myśleć o tak przyziemnych sprawach.

— E… — z tą odpowiedzią Paweł zniknął na górze.

W pokoju przez dłuższą chwilę panowała cisza, przerywana jedynie brzękiem naczyń, dochodzącym zza kuchennych drzwi. Dziadek Klemens stał bez ruchu, wpatrzony we wspomnienie po obrusie. W pewnym momencie spytał.

— Kogo to spotkaliście blisko naszego domu pierwszego wieczoru? Wtedy, kiedy rozmowa zeszła na żwir i glinę?

— Kapelusznika — odrzekł machinalnie Łukasz. — To znaczy pana…

— Cielicę. Szwagra gajowego — przypomniał sobie dziadek. — Prawda. Wracali z miejsca, gdzie przedtem coś się pokazało, a syn Cielicy niósł wypchany worek. Wiesz co? Myślę, że możemy unieważnić naszą umowę.

— Umowę? — nie zrozumiał Łukasz.

— Zawarliśmy ją parę minut temu. Propozycja wyszła ode mnie, więc teraz ją wycofuję.

— Jak to? — zdziwił się chłopiec. — Pan nie chce, żebym pomówił z tatą?

— Ależ nie — zaprzeczył dziadek. — Porozmawiaj z ojcem. Oczywiście, że porozmawiaj. Tylko jeśli chodzi o tę tajemnicę, którą ewentualnie miałeś mi powierzyć, to nie musisz się już tak bardzo spieszyć.

Paweł zjadł spóźniony obiad i poszedł okopcić następną koszulę. Mira leczyła głowę w swoim pokoju. Dziadek Klemens zaniósł cichaczem obrus do piwnicy, gdzie znajdowała się domowa pralnia, a następnie wsadził nos w książki. Wcześniej wyprawił na spacer swoją synową. Powiedział, że ma dość nieustannego strzelania garnkami, że czuje się, jakby siedział w składnicy złomu, oraz że nieznośny ruch panujący w domu szybkimi krokami popycha go do grobu. Pani Helena udała, że nie rozumie, o co chodzi, uśmiechnęła się, włożyła kostium kąpielowy i poszła nad jezioro. Łukasz z ojcem dotrzymali jej towarzystwa.

Nad plażą z ogłuszającym łoskotem przeleciał helikopter. Z otwartych drzwi kabiny wychylały się sylwetki dwóch mężczyzn w mundurach, z lotniczymi kaskami. Oni tez szukają spodków — pomyślał Łukasz. Wszyscy ich szukają. Może poza jednym panem Kutynią. Gdzie też ci kosmici siedzą?

Pytanie na razie musiało pozostać bez odpowiedzi.

Łukasz odpoczywał po długiej kąpieli. Oparł się plecami o przyniesiony przez wodę pniak i obserwował pływackie wyczyny pani Heleny i ojca. Oboje wracali właśnie, po dalekim rajdzie. Niebawem dopłynęli do przybrzeżnej płycizny i stanęli na nogach.

— Bosko! — zawołała mama Miry i Pawła. Była lekko zdyszana, ale uśmiechnięta i szczęśliwa.

— Boo — o–osko! — potwierdził jej towarzysz. Łukasz zdziwił się. Kiedy tata był z czegoś nadzwyczaj zadowolony, mawiał: bardzo przyjemnie. Albo bardzo miło. A dzisiaj nagle „bosko”? Nawet „boo — o–osko!”

— Jeszcze raz? — rzuciła zachęcająco pani Helena.

— Pytanie! — ojciec pochylił się i szybkimi wymachami ramion wygarniał na niespodziewającą się napaści kobietę potężne kaskady wody. Mama Miry i Pawła natychmiast oddała mu pięknym za nadobne.

Jak dzieci — przemknęło chłopcu przez głowę. Nigdy dotąd nie widział ojca w takim nastroju. Jego twarz zrobiła się nagle młoda. Był swobodny i rozbawiony. Ba, wręcz rozbrykany. Łukasz próbował sobie przypomnieć, jak to bywało dawniej, na wakacjach, które spędzali z mamą. Ojciec bawił się z nim, brał go na ciekawe spacery, razem pływali, chodzili na grzyby, palili ogniska Ale nigdy nie zachowywał się tak jak dzisiaj. Ani razu tak się nie śmiał i nie wołał „boo — o–osko!”

— Dosyć tego, próżniaku! — zakrzyknęła pani Helena.

— Płyniemy?

— Płyniemy! — Ale teraz już tylko wzdłuż brzegu, dobrze? Jestem trochę zmęczona. Starość nie radość, a w dodatku brak mi treningu. Moglibyście zostać bez kucharki.

— Przynajmniej naleśniki byłyby lepsze — po tej okrutnej odpowiedzi ojciec Łukasza zatoczył jednak pośpiesznie koło i dołączył do „zgrzybiałej” pływaczki, która w tej chwili wyglądała jak niewiele starsza siostra własnej córki.

Chłopiec znowu został sam. Ciągnęło go do wody, a równocześnie nie chciało mu się ruszać z miejsca. Tak cudownie cicho…

Helikopter zniknął za wzgórzami i stał się niesłyszalny. Jak okiem sięgnąć, ani jednej łódki, ani skrawka żagla. Tak samo jak wczoraj.

Cicho. A jednak coś człowiekowi nie daje spokoju.

Gdzieś tutaj, niedaleko, tkwi rozwiązanie tajemnicy, największej, z jaką kiedykolwiek ludzie mieli do czynienia. Może za tą kępą drzew na prawo, może pod sterczącym nad wodą głazem, za którym zniknęły głowy ojca i pani Heleny. Albo w najbliższym lasku. Kosmici. Pierwszy raz nie tylko pokazali się, ale zechcieli również przemówić. Do wszystkich, nie do jakiegoś jednego wybrańca, mieszkającego na uboczu, o którym potem czytało się w gazetach ironiczne artykuliki i któremu nikt nie wierzył. Przylecieli, żeby zaprzyjaźnić się z ludźmi, jeśli ci im się spodobają. Alauda wyraźnie to powiedział…

Tak. Ta cisza nie jest tak błoga, jak by się chciało.

Łukasz odniósł nagle wrażenie, że słyszy nadąsany głos Pawła i złośliwe przycinki Miry. Tu obok, w tym pięknym domu, zasłoniętym przez zielone zbocze. Nieco dalej rozbrzmiewają inne głosy. Kapelusznika, Plujka, zatroskanego gajowego, rechoczącego obcokrajowca, pana Kutyni, obu dziennikarzy, domniemanego szantażysty, eleganckiego profesora i jego niesfornego asystenta, pomylonego ufologa, energicznego majora, naczelnika gminy. Do tego dochodzi słaby głos męża chorej kobiety, zagłuszany przez nachalne nawoływania sprzedawców ryb, placków, kiełbasy, napojów firmowych, słodkiej waty, pamiątek, rurek z kremem, lodów… czego tam jeszcze. Nagle wszystkie te dźwięki toną w chóralnym krzyku. Tłum pędzi na Wzgórze Spodków. Biegnie do przystani. Napełnia wrzawą ustronną dolinkę. Wraca pod szkołę i domaga się komunikatów. Powietrze nad jeziorem i lasami jest sine od spalin.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Tu Alauda z Planety Trzeciej»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Tu Alauda z Planety Trzeciej» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Prosto w gwiazdy
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - W połowie drogi
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Tylko cisza
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Pierwszy Ziemianin
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Operacja Wieczność
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Messier 13
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Królowa Kosmosu
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Strefy zerowe
Bohdan Petecki
Отзывы о книге «Tu Alauda z Planety Trzeciej»

Обсуждение, отзывы о книге «Tu Alauda z Planety Trzeciej» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x