Bohdan Petecki - Tu Alauda z Planety Trzeciej

Здесь есть возможность читать онлайн «Bohdan Petecki - Tu Alauda z Planety Trzeciej» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Katowice, Год выпуска: 1988, Издательство: Śląsk, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Tu Alauda z Planety Trzeciej: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Tu Alauda z Planety Trzeciej»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Tu Alauda z Planety Trzeciej — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Tu Alauda z Planety Trzeciej», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Zwierz ponownie stanął słupka. Przez chwilę trwał nieruchomo, po czym machnął przednią nóżką i z desperacją zrzucił z siebie kosmatą głowę ozdobioną rogami. Oczom widzów ukazała się zlana potem i przeraźliwie czerwona twarz dziennikarza, tego samego, któremu wczoraj nie udał się okrutny podstęp, a raczej, który nie zdążył zebrać owoców owego podstępu.

— Auuu! Chodźcie tutaj! Na pomoc!

— Nic mi się nie pomyliło — dziennikarz spojrzał z niesmakiem w stronę, z której dobiegało rozpaczliwe wezwanie, po czym kopnął z rozmachem swój barani czerep i zaczął się mozolnie uwalniać z dolnej części futra. — Zresztą, niech będzie, pomyliło się — przyznał po namyśle. — Zapomniałem chwilowo, że jestem baranem, a nie kozłem. — Pan by się nic pomylił w tej sytuacji? Musiałem jakoś przestrzec tego zwariowanego ufologa, żeby nie wrzeszczał, bo nas zdradzi. Łamaga! Nie umie się utrzymać na czterech nogach, a na dwóch chciałby dopaść kosmitów! Uff… — westchnął z ulgą pozbywszy się wreszcie resztek kożucha. — Myślałem, że się rozpłynę.

Człowiek bez legitymacji, dowiedziawszy się czemu baran przemawiał kozim językiem, zgrabnie zbiegł po zboczu. Przystanął tuż obok zziajanego dziennikarza i uśmiechnął się do niego.

— Ufologa? — podchwycił. — Gdybym był rzeczywiście taki wścibski, za jakiego uchodzę w oczach niektórych spośród tu obecnych — musnął wzrokiem Łukasza i Mirę — rzekłbym, że pożera mnie ciekawość, dlaczego to dziennikarz i ufolog biegają po tej zacisznej łączce w baranich skórach?

— No, niechże mi ktoś w końcu pomoże! Co za ludzie! Auuu! — wzmożona fala trzasków i szamotaniny zagłuszyła kolejny okrzyk bólu.

— Zdaje się, że nic mnie nie uratuje przed nurkowaniem w jeżynach — powiedział dziennikarz. Odłożył na trawę otwarty aparat fotograficzny i skórzaną torbę, które dotąd wisiały mu na piersiach. — On nigdy stamtąd nie wyjdzie o własnych siłach.

Łukasz bezwiednie zaczął iść pod górę. Spomiędzy zarośli nie przeświecał najmniejszy skrawek barana ani człowieka. Jedynie spazmatyczne trzepotanie gałązek wskazywało miejsce, gdzie ofiara wypadku toczyła dramatyczną walkę o życie.

Chłopiec zatrzymał się przed kolczastą zaporą w tym samym momencie, w którym z przeciwnej strony dotarli do niej dziennikarz i towarzyszący mu mężczyzna, umykający przed wymiarem sprawiedliwości. Cała trójka zawahała się. Jeżyny były bardzo gęste.

— Hej tam, w środku! — zawołał szantażysta.

— Nooo… — odpowiedział z głębi przeciągły jęk.

— Niechże się pan przestanie kokosić! Zaraz panu pomożemy! — złożywszy tę obietnicę mężczyzna pozostał jednak tam, gdzie stał i tylko bacznie spoglądał na zielone zasieki.

— Jesteście…? — w głosie więźnia zadźwięczała nuta nadziei. — Prędzej… — ponaglał.

— Co robiliśmy tutaj w baranich skórach? — powtórzył, być może dla zyskania na czasie, dziennikarz. — To proste. Kosmici na razie unikają ludzi, prawda? Ale nie mają powodów, żeby unikać, na przykład baranów. Z naszymi zwierzętami i tak nie próbowaliby się przecież zaprzyjaźnić. Wobec tego postanowiliśmy udawać bezrozumne okazy ziemskiej fauny. Nawiasem mówiąc pomysł wyszedł od tego tam… — wskazał oczami chaszcze. — On zdaje się wypróbował tę metodę już przedtem. Od lat tropi latające spodki. Należy do towarzystwa badaczy UFO… i wierzy, że oni stale odwiedzają Ziemię. Przypadkiem byłem w pobliżu, kiedy pożyczał owczą skórę od miejscowego gospodarza. No i pożyczyłem drugą. Pomyślałem sobie, że spróbować nie zaszkodzi. Gdyby się udało, miałbym zdjęcia na wagę złota. Co ja mówię? Stokroć cenniejsze Nie ma rady — westchnął — Trzeba tam wleźć. Że tez barany nie noszą rękawiczek.

Łukasz musiał poprzestać na okazaniu dobrej woli. Obaj mężczyźni mieli znacznie bliżej do niefortunnego tropiciela kosmitów. Zaczął wprawdzie okrążać rozciągniętą kępę krzaków, ale zanim dotarł na miejsce akcji, pokłuty ufolog został wydobyty na wolność. Chłopiec nadszedł akurat w momencie, kiedy zdjęto z niego żałosne pozostałości zwierzęcej powłoki.

— Właściwie dlaczego pan tak wrzeszczał — zainteresował się człowiek bez legitymacji — Przecież miał pan na sobie skórę.

Ufolog jęknął wyciągając kolejny cierń. Jego gole ramiona i nogi przypominały szczotkę.

— Było mi za gorąco, więc rozpiąłem kożuch na brzuchu. A potem ześliznął mi się z rąk i z nóg. Aj! — zasyczał — Piecze!

To ostatnie wyznanie dopełniło miary. Łukasz poczuł, że coś dzieje się z jego twarzą. Nie piekła go ani nie paliła, tylko nagle zaczęła żyć własnym życiem, nie czekając, co postanowi jej właściciel. Zdał sobie sprawę, że widział już kiedyś te nogi, choć wówczas znajdowały się w znacznie lepszym stanie, że zna te krótkie spodenki, aparat i torbę. Oblicza mężczyzny, do którego należały wszystkie te rzeczy nie mógł wtedy zobaczyć, ponieważ odwracało się uparcie w przeciwną stronę. Wąwóz. Pierwszy wieczór. Naturalnie. Ufolog wypatrzył Kapelusznika i śledził go w nadziei, że ten naprowadzi go na ślad kosmitów.

— Wie pan — odezwał się zrzędliwym tonem dziennikarz — żeby z gołymi nogami taranować jeżyny, to trzeba być…

— …baranem — uzupełnił dziewczęcy głosik. Mira opuściła w końcu swój punkt obserwacyjny i podeszła bliżej.

Twarz Łukasza, wciąż działając bez porozumienia z jej posiadaczem rozciągnęła się od ucha do ucha.

— Ha, ha, ha! — gruchnął śmiech, od którego zatrzęsły się gałązki okolicznych sosen.

— Bufh — policzki szantażysty wydęły się jak banie, po czym raptownie wypuściły powietrze Dalej było już mniej więcej normalnie.

— Hu, hu, hu!

— Hi, hi, hi! — wtórował srebrzysty głosik z przeciwnej strony jeżyn.

Dziennikarz wyciągnął szyję, zmarszczył brwi, i nagle, bez najmniejszej oznaki zapowiadającej eksplozję, huknął tak, że od razu zagłuszył tamtą trójkę.

— He, he, he, he!

— Ho, ho, ho! — dołączył do chóru niewidzialny mężczyzna skądś z dołu.

Ale tu nikt nie zwrócił na to uwagi. Nagle nastała cisza.

— Nie ma się z czego śmiać — powiedział grobowym głosem utolog — Aj! — trafił palcem na następny cierń.

Odpowiedzią była wesoła salwa, przy której poprzednie hihy hehy i hahy mogły się wydać szemraniem strumyczka.

— Gdyby teraz wylądował tu jakiś kosmita — udało się w końcu wykrztusić przerywanym głosem niebezpiecznemu przestępcy — miałby o czym opowiadać na wszystkich gwiazdach!

— Nie trzeba kosmity! Ojej — wyjęczał dziennikarz — Sam napiszę reportaż, który przejdzie do historii. Albo nie! Napiszę sztukę! Pod tytułem „Ufolog w jeżynach”! Będą walić tłumy!

Nastąpił nowy przypływ entuzjazmu, jednakże ostatni. Sytuacja stawała się dramatyczna. Dziennikarz rzęził, zbir dostał czkawki. Mira kucnęła i tylko cichutko pochrapywała. Łukasz posiniał i czuł, że się dusi.

Na okrągłej polance zapanował spokój. Nie potrafiło go ponownie zmącić nawet gorzkie wypomnienie doznanych krzywd, które wypłynęło z ust ufologa.

— Głupie dowcipy.

— Ho, ho ho ho! — teraz wszyscy usłyszeli przytłumiony śmiech, dobiegający z dołu, od strony jeziora.

— Ktoś tu jest — wysapał dziennikarz.

Łukasz odwrócił się i ocierając oczy spojrzał tam, gdzie powinien znajdować się świadek, a sądząc z odgłosów także i uczestnik ich wesołego szaleństwa. W pierwszej chwili nie zobaczył nikogo. Jednak wkrótce dalekie „ho, ho, ho” umilkło i wtedy między drzewami na przeciwległym skraju dolinki zamajaczyła męska sylwetka. Nieznajomy już odchodził, ale w pewnym momencie popatrzył za siebie. Zamiast twarzy mignęła w cieniu jakaś czarna plama. Broda? Człowiek z krótkofalówką? Szpieg?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Tu Alauda z Planety Trzeciej»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Tu Alauda z Planety Trzeciej» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Prosto w gwiazdy
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - W połowie drogi
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Tylko cisza
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Pierwszy Ziemianin
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Operacja Wieczność
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Messier 13
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Królowa Kosmosu
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Strefy zerowe
Bohdan Petecki
Отзывы о книге «Tu Alauda z Planety Trzeciej»

Обсуждение, отзывы о книге «Tu Alauda z Planety Trzeciej» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x