Bohdan Petecki - Tu Alauda z Planety Trzeciej

Здесь есть возможность читать онлайн «Bohdan Petecki - Tu Alauda z Planety Trzeciej» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Katowice, Год выпуска: 1988, Издательство: Śląsk, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Tu Alauda z Planety Trzeciej: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Tu Alauda z Planety Trzeciej»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Tu Alauda z Planety Trzeciej — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Tu Alauda z Planety Trzeciej», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Chłopiec bez zastanowienia ruszył za nim. Nie próbował już udawać, że tylko przypadkiem idzie w tę samą stronę. Teraz to nie miało znaczenia. Teraz szpieg i tak już go widział i na pewno dobrze go sobie zapamiętał. A poza tym jest tak pewny siebie, że wcale nie będzie się oglądać.

Rzeczywiście. Uszli już spory kawałek drogi, a mężczyzna w marynarce ani razu nie zerknął za siebie.

W pewnym momencie Łukaszowi wydało się, że za pojedynczym krzakiem, ku któremu celował brodacz, coś się poruszyło. Ale miał ważniejsze sprawy na głowie, niż zaglądanie pod krzaczki.

Nagle obaj ludzie, przecinający łagodne, nagie zbocze zatrzymali się i jak na komendę spojrzeli w górę. Skądś, a właściwie zewsząd, chrupnęło, po czym w powietrzu poniósł się znajomy głos: — Tu Alauda z Planety Tsieciej. Pozdrawiam was, ludzie. Wcioraj oglądaliśmy waś dziennik telewizyjny…

Miałem rację — jęknął w duchu Łukasz. — Oni słyszeli…

— …telewizyjny i wysłaliśmy aparaty tam — ciągnął kosmita — gdzie na Ziemi dzieje się coś, co nas zainteresowało. Na psikład sprawa narkotyków i narkomanii. Zorientowaliśmy się, zie sami zwalciacie tę plagę. Zie policje wsiędzie ścigają i zamykają tych, co robią narkotyki i je spsiedają. To rozumiemy. Ale dlaciego w tych samych krajach, w których policje łapią handlazi narkotyków, można robić i spsiedawać broń? Od narkotyków się umiera i od broni się umiera. Tymciasem handlazie narkotyków idą do więzienia, a handlazie broni chodzą na wolności, są bogaci i mają władzę. Jak to mozie być? Ludzie! Waś świat jest gorsi, niż myśleliśmy. Będziemy nadal badać Ziemię, ale boimy się, zie trafiliśmy w niedobre miejsce. Odezwę się znowu. Pozdrawiam was, ludzie.

Łukasz zagryzł wargi do krwi. A to się rozgadał — mruknął niechętnie, ale w duchu poczuł się wstrząśnięty i zawstydzony. Nie zrozumiał do końca tego, co Alauda mówił o broni i narkotykach, jednak w tej chwili wcale nie chciał tego do końca zrozumieć. On nie musi niczego badać. On wie, jak świat wygląda. Wystarczy właśnie włączyć telewizor albo przeczytać gazetę. Starsi bez przerwy mówią o czymś, czego nie powinno być. A teraz to wszystko widzą oni.

Jak ich przekonać, że to nieprawda? Że się mylą? Że ludzie nie są źli…?

Zaraz. Dziadek Klemens mówił coś o nadziei i o tym, że za nadzieją idą czyny. A co wczoraj powiedział ojciec? „Myślałem o tym, że my to widzimy”… No pewnie, że widzimy. Alauda nie odkrył żadnej Ameryki.

Gdyby tylko był stąd, a nie z dalekich gwiazd…

Od strony Górka dobiegł głośny gwar. Oczywiście. Głos kosmity ogarnął całą okolicę. Tysiące ludzi wysłuchało kolejnego przemówienia.

Może znowu dokądś biegną? Tylko właściwie dokąd? I po co?

Ale ten gwar zagłuszył w Łukaszu echo słów kosmity. Chłopiec westchnął i poszukał wzrokiem brodacza. Świata od razu się nie zmieni.

O jednego ciemnego typa mniej, to w każdym razie byłoby już coś.

Typ także wysłuchał przemówienia Alaudy stojąc bez ruchu, ale teraz szedł już znowu w stronę zarośli i ukrytego w nich zwałowiska. Właśnie mijał samotny krzak tarniny.

Łukasz puścił się biegiem, błyskawicznie pokonał odległość dzielącą go od owego krzaka i uskoczył w bok szukając schronienia za kolczastymi gałęziami. Nadepnął na jakiś kamień. Ten natychmiast wyśliznął mu się spod stopy.

— No! — wysyczał ze złością cienki głosik. — Mógłbyś trochę uważać! Ty słoniu!

Chłopca zamurowało. Wybałuszył oczy i patrzył na Mirę, jak człowiek nie wierzący w duchy, który zobaczywszy nagle stuprocentowe widmo powtarza sobie po cichu: „tego tu nie ma. Tego tu nie ma…”

Dziewczyna, schowana dotąd za krzakiem, wstała i odruchowo wygładziła sukienkę. Sukienka była bez rękawów i znowu pięknie harmonizowała ze śniadą cerą swojej właścicielki. Niebieskobrązowa postać okazała się niebieskobrązowa osóbką.

— Co się tak gapisz? — zagadnęła osóbka.

Ktoś kiedyś napisał, że większą sztuką jest stawianie pytań, niż udzielanie odpowiedzi. To spostrzeżenie potwierdziło się teraz w całej rozciągłości,

Łukasz rzekł:

— Skąd… Skąd… Skąd?

— Wyobraź sobie, że z domu! — prychnęła Mira. — Szłam nad jezioro, żeby się wykąpać i zobaczyłam, jak podglądasz to brodate indywiduum — słowo „indywiduum” zostało wymówione starannie i dobitnie. — Potem ty zacząłeś śledzić jego, a ja was obu. Pomyślałam sobie, że ten typ ma coś wspólnego z Pawłem… i z tymi glinianymi pamiątkami.

Miałeś taką minę, kiedy wychodziłeś na spacer…

Łukasz ochłonął z pierwszego wrażenia i poczuł się dotknięty. Minę?

Co znowu? Napomknął przecież tak sprytnie o niewinnej przechadzce przed pływaniem…

— Nie miałem żadnej miny — powiedział.

— Miałeś, miałeś. Tak samo głupią jak teraz, tylko trochę inną.

— A potem widziałam, jak ten drab włazi na drzewo — ciągnęła gładko Mira. — Nie chciałam, żebyście mnie zobaczyli, więc schowałam się tutaj. Ty stanąłeś tam pod nim i rozmawialiście o czymś. Kiedy uciekłeś, a on i zleciał, nie mogłam już stąd wyjść, bo szedł prosto na mnie. Ty nadbiegłeś za nim, żeby mi zmiażdżyć nogę. Wiesz już teraz „skąd, skąd, skąd”, (czy powtórzyć?

— Nie trzeba — burknął ponuro Łukasz. — Wcale z nim nie rozmawiałem. Wcale nie uciekłem.

— Uciekłeś.

Chłopiec westchnął i nagle zdał sobie sprawę, że stracił tu już tyle bezcennego czasu. Brodacz!

Wychylił się zza krzaka, w samą porę, by ujrzeć granatową marynarkę znikającą w zaroślach.

— Idź do domu! — zawołał cicho, wybiegając na otwarte pole. — Ja muszę pędzić za nim!

— Akurat!

Łukasz zatrzymał się.

— Miro, proszę cię — rzekł zrozpaczony. — To… To nie ma nic wspólnego z Pawłem. Naprawdę! Wytłumaczę ci potem. Ten człowiek jest niebezpieczny. Nie chodź za mną…

— Ee…

Nie było chwili do stracenia. Już biegnąc krzyknął jednak ponownie: — Nie chodź za mną! Proszę cię, nie chodź!

Kiedy z odsłoniętej przestrzeni wpadł w zieloną gęstwinę, wydało mu się, że raptem zapanowała noc. Jednak niebawem zrobiło się trochę jaśniej. Zarośla tworzyły zbitą masę, ale brodacz nie przypadkiem wtargnął w nie właśnie w tym miejscu. Znał widać tutejsze skróty jeszcze lepiej niż Mira. Trafił dokładnie tam, gdzie zaczynała się wąska, ale prosta ścieżka.

Dzięki temu, że była prosta, Łukasz niemal od razu zobaczył przed sobą tego, kogo ścigał. Mężczyzna w marynarce szedł teraz wolniej, a raz nawet na moment przystanął.

Chłopiec też posuwał się bardziej ostrożnie. Odgarniał krzyżujące się nad dróżką gałęzie i wypuszczał je potem tak, jakby były ze szkła.

Czuł się mniej pewnie niż na odkrytym stoku. Tam w razie czego można było odwrócić się na pięcie i pomknąć przed siebie w górę lub w dół.

Wszędzie dokoła znajdowali się ludzie. Teraz widać jedynie plecy szpiega.

Taki dwumetrowy zbir, któremu w największy upał nie przeszkadza gruba marynarka, na pewno biega prędzej niż uczciwy człowiek.

Zbir wyszedł na pełne słońce. Nad jego głową piętrzyły się bryły betonu. Dotarł do zwałowiska. Stanął i nagle, po raz pierwszy, obejrzał się za siebie. Na szczęście przed Łukaszem gałęzie akurat wychylały się na dróżkę z obu stron, jak zaciągnięte firanki. Chłopiec wstrzymał oddech i właśnie wtedy ktoś dotknął jego ramienia.

— Widzisz, jaka jestem grzeczna? — zaszeptało mu jadowicie tuż przy uchu. — Kazałeś mi iść do domu, to poszłam. Nie wspomniałeś, którędy mam iść…

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Tu Alauda z Planety Trzeciej»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Tu Alauda z Planety Trzeciej» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Prosto w gwiazdy
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - W połowie drogi
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Tylko cisza
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Pierwszy Ziemianin
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Operacja Wieczność
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Messier 13
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Królowa Kosmosu
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Strefy zerowe
Bohdan Petecki
Отзывы о книге «Tu Alauda z Planety Trzeciej»

Обсуждение, отзывы о книге «Tu Alauda z Planety Trzeciej» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x