Tym razem mama Bolka nie wytrzymała. Z udaną obojętnością odeszła w głąb dolinki, gdzie skryła się za namiotami. Po chwili dobiegł stamtąd odgłos, jakby biedna pani Milejowa dostała nagłego ataku czkawki.
— No, ale nie jest aż tak źle, jak mogłoby się zdawać — Bolek postanowił dotrzymać kroku dwójce swoich greckich przyjaciół. — Mamy sprzęt do nurkowania — wskazał pontony oraz aqualungi i sprężarkę. — Czasami różni ludzie wynajmują nas do prac pod wodą i wtedy nasi rodzice są dla nas dobrzy. Zwłaszcza gdy uda nam się zebrać trochę jadalnych wodorostów… A kiedy przypadkiem spotkamy jakiś statek wycieczkowy, to jego pasażerowie zawsze bywają dla nas bardzo mili.
Łysy turysta zaczął szybko grzebać w kieszeni. Chwilę szukał czegoś z zapałem, po czym przybrał smutny wyraz twarzy.
— Zostawiłem portmonetkę na statku — mruknął.
Eli i Pelos spojrzeli po sobie, jakby chcieli powiedzieć: „no tak, jeszcze jedno rozczarowanie. Ale cóż, jesteśmy przyzwyczajeni”. Następnie odwrócili się i powoli, ze spuszczonymi głowami, udali się w ślad za mamą Bolka.
— Przepraszam was. Dłużej nie mogę robić honorów domu — oznajmiła babcia mrugając ukradkiem na krztuszącego się od śmiechu oficera z „Egidy”. — Muszę ugotować kolację. Dzisiaj będą glony…
Bolek został na placu boju sam, oko w oko z pasażerami. luksusowego stateczku, wożącego turystów z luksusowego hotelu w Salonikach do luksusowego hotelu na Krecie i z powrotem. Gorączkowo przygotowywał sobie w myśli nową opowieść o tragicznym życiu młodych rybaków z maleńkich wysp, ale nagle, ku swojemu zaskoczeniu, spostrzegł, że przybysze przestali się interesować obozem i jego mieszkańcami.
— Za nic nie spędziłabym tutaj nocy — pani w kapeluszu z parą wyhaftowanych papużek, niewiele młodsza od kobiety, która przed chwilą doznała tak srogiego wstrząsu usłyszawszy, że zagadnięta przez nią dziewczyna ma ojca pijaka rozbijającego swej córce głowę, rozglądała się z trwogą po wysokiej stromej skale, żlebie prowadzącym do Gniazda i kotlince o nieprzystępnych brzegach, a nawet po niewinnej zacisznej zatoczce.
— Ja natomiast chętnie bym sobie tutaj trochę posiedział, żeby odpocząć od ludzi — jej towarzysz, wysoki i chudy, patrzył porozumiewawczo na łysonia, który zapomniał portmonetki. — Oczywiście, musiałbym mieć prysznic z ciepłą wodą, no i choćby radio…
— Mnie nie byłoby brak nawet radia — odezwała się milcząca dotąd kobieta z okrągłą rumianą twarzą i w okularach w cieniutkiej złotej oprawce, które niczym celownik na lufie wiatrówki osiadły na samiutkim czubku nosa. — Potrzebowałabym tylko przyjaznego ramienia — odwróciła się ostentacyjnie od stojących obok panów, żeby przypadkiem któryś z nich nie pomyślał sobie czegoś niestosownego. — No i paru dobrych książek. Rzecz jasna, nie wybrałabym się tutaj bez mojej wiernej Agnes…
— A czy na naszą wycieczkę nie mogła pani zabrać tej Agnes ze sobą? — spytała słodziutkim tonem dama z papużkami.
— Co? Do Grecji ze służącą? O, nie. Ona wolała pojechać dc swojej rodzinnej wioski. Tak przynajmniej sądzę. Nie pytałam jej o zdanie…
— Chciałbym mieć jacht — rzekł przysadzisty mężczyzna o małych ruchliwych oczkach. — A na jachcie chińskiego kucharza. Wtedy urządziłbym sobie tutaj bazę… i pływał po całej okolicy.
— Kto wie — wtrącił z zadumą łysy. — Ta wyspa jest jednak zupełnie niebrzydka. Gdyby zbudować na niej nowoczesny hotel z lądowiskiem dla helikoptera, kortami i basenami kąpielowymi… myślę, że można by się nieźle obłowić. Oczywiście, trzeba by przedtem sporo wsadzić w reklamę. U nas w Londynie trudno zachęcić ludzi do spędzania wakacji w miejscach nie posiadających odpowiedniej tradycji…
— Jesteśmy po prostu rozsądni — stwierdziła kobieta w złotych okularach. — Przyznam, że przed wyjazdem nawet Saloniki wydały mi się trochę wątpliwe. Moi znajomi, wracając z Grecji, zwykle wspominają tylko o Delfach i Atenach, Akropol… rozumiecie państwo.
— Rozumiemy, rozumiemy — zabrzmiał zgodny chór.
— Ale skoro moje londyńskie biuro podróży — ciągnęła rozsądna dama — zapewniło mnie, że obejrzymy Olimp i miejsce gdzie wychował się Aleksander Wielki, a także inne ciekawe zabytki, wtedy uwierzyłam.
W tym momencie „Egida”, kołysząca się łagodnie na coraz spokojniejszych falach, zahuczała syreną. Turyści ożywili się.
— O, statek już chyba naprawiony! — wykrzyknęła kobieta w ptasim kapeluszu. — Odpływamy!
— Statek nie był zepsuty, proszę pani — sprostował uprzejmym tonem oficer. — Ale rzeczywiście wzywają nas na pokład. Spójrzcie państwo, nurkowie także już wracają. Uprzejmie proszę o zajęcie miejsc w szalupie.
Gromadka pasażerów, z minami świadczącymi, że jeśli nawet wizyta na bezludnej wyspie nie dostarczyła im spodziewanych atrakcji, to i tak będzie o czym opowiadać znajomym, ochoczo ruszyła w stronę łodzi. Ociągała się tylko jedna osoba. Była nią turystka, która pierwsza podeszła do Eli, a następnie, wstrząśnięta jej straszną opowieścią, zamilkła i popadła w głęboką zadumę.
— No, już po kłopocie! — zawołał wesoło ojciec Bolka wyskakując z szalupy, która przybiła właśnie do brzegu.
— Nie masz pojęcia, jak błyskawicznie się uwinęli — rzekł do swego kolegi z „Egidy” pierwszy oficer odprowadzający nurków. — Nam zajęłoby to ładnych parę godzin.
Panowie Milej i Uranis, uśmiechając się do turystów i marynarzy, zdejmowali powoli kombinezony.
— Nie przesadzajmy — powiedział archeolog. — Trochę zielska i tyle. Taka pływająca hodowla wodorostów. Odholowaliśmy to świństwo kilkadziesiąt metrów, żeby fale nie przygnały tego na powrót pod rufę. Nie ma o czym mówić.
— A właśnie, że jest o czym mówić! — wykrzyknęła nagle dama, która jako jedyna pasażerka statku stała jeszcze na plaży. — Który z was jest ojcem tej dziewczynki? No, który?! — obejrzała się w stronę obozu i wskazała obandażowaną głowę Eli wyzierającą z namiotu.
— Ja — odrzekł nie podejrzewający niczego pan Uranis. — Czemu pani pyta? Czy coś się stało?
Kobieta ujęła się pod boki i obrzuciła uczonego miażdżącym spojrzeniem:
— Czy się stało?! Ja myślę! Biedne dziecko ma rozbitą głowę. Jak panu nie wstyd! Grecy na całym świecie są uważani za naród kulturalny i dobroduszny. A rybacy także uchodzą za łudzi wprawdzie trochę surowych, ale sprawiedliwych i porządnych. Tymczasem pan nie dość, że się upija, to jeszcze bije drągiem po głowie własne dziecko! Grek i rybak! Hańba! Niech pan tego nigdy więcej nie robi. Inaczej natychmiast zawiadomię policję w Salonikach. Już oni sobie z panem poradzą.
Wyrzuciwszy z siebie tę groźbę, dama odwróciła się z godnością i podreptała w stronę szalupy. Natomiast nieszczęsny badacz starożytności, który zdążył już oswobodzić z kombinezonu górną połowę ciała i właśnie uniósł lewą nogę, aby ściągnąć obcisłe spodnie, zastygł w pozycji, w jakiej z pewnością nie udałoby mu się utrzymać równowagi, gdyby nie to, że po prostu skamieniał. Odprowadził wzrokiem napastniczkę i długo stał z oczami utkwionymi w łódź odpływającą ku białemu statkowi. Z odrętwienia wyrwał go dopiero głośny chóralny śmiech. Nawet babcia Miła aż podskakiwała z uciechy, trzymając się oburącz za brzuch. Eli natomiast złapała się za głowę, w obawie, że zgubi bandaż, któremu zawdzięczała pomysł dostarczenia czcigodnej damie z Londynu tak oryginalnych emocji turystycznych.
Читать дальше