Bohdan Petecki - Tysiąc i jeden światów
Здесь есть возможность читать онлайн «Bohdan Petecki - Tysiąc i jeden światów» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1983, Издательство: Czytelnik, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Tysiąc i jeden światów
- Автор:
- Издательство:Czytelnik
- Жанр:
- Год:1983
- Город:Warszawa
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Tysiąc i jeden światów: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Tysiąc i jeden światów»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Tysiąc i jeden światów — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Tysiąc i jeden światów», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Chłopiec zastanawiał się przez chwilę.
— Owszem — rzekł po namyśle — ale zawsze chodziło tylko o mnie samego. Tymczasem…
— Każda zmiana, jaką przeprowadzam, może dotyczyć jedynie aktualnego dysponenta. To znaczy osoby, która utrzymuje ze mną kontakt.
— No właśnie. A inni ludzie nic z tego nie mają… Jakbym chciał znaleźć się tam, gdzie byłbym królem całej Ziemi, to wszyscy musieliby mnie słuchać. A przecież co najmniej połowa moich poddanych także chciałaby rządzić. Czy nie da się znaleźć świata, w którym każdy miałby to, o czym marzy?
— Mówisz o mieszkańcach twojej planety? Nie znam ich dostatecznie dobrze.
— Źle się wyraziłem. Powiedz, Jeden-Jeden, czy jest możliwe, żeby każdy miał taką czarną piłeczkę jak ty? Żeby po przeprowadzce do innego świata czuł się w nim naprawdę szczęśliwy?
— Wspomniałem już, że istnieje nieograniczona ilość załamań czasoprzestrzeni. Dotyczy to również wyobrażeń powstających w umysłach istot rozumnych. Natomiast ilość materii w kosmosie jest w każdym momencie ograniczona. Nie da się powielać w nieskończoność automatów mojego typu. Również żadnych innych urządzeń ani produktów.
— No, ale sam widzisz, że w jednym świecie ludzie nie mogą być szczęśliwi.
— Dlaczego?
— No… przecież mówiłem. Prawie każdy chce co innego. A nasze życzenia wykluczają się nawzajem.
— Może istoty zamieszkujące twoją planetę same nie bardzo jeszcze wiedzą, czego naprawdę chcą?
— Mówisz: jeszcze?
— Oczywiście. Na pewnym szczeblu zaawansowania każdej cywilizacji zanika dążenie do wzrostu, to znaczy do zaspokajania potrzeb materialnych, bo są one już zaspokojone w rozsądnym stopniu, rzecz jasna, jeśli dana cywilizacja ma w ogóle istnieć dalej. Pojawia się natomiast program rozwoju, czyli kształtowania aspiracji. A te, choć także różne dla różnych istot myślących, znakomicie dadzą się ze sobą pogodzić.
Bolek zmarszczył brwi:
— A… aspiracji?
— Tak.
— Nie rozumiem.
— Niestety, nie posiadam informacji, które pozwoliłyby mi rozwinąć tę kwestię.
— Ale posiadasz ich dostatecznie dużo, by twierdzić, że ludzie sami nie wiedzą, czego chcą.
— Wyraziłem jedynie przypuszczenie.
W głosie chłopca pojawiła się nuta prośby:
— A czy naprawdę nie mógłbyś odwołać tego świata… no, tego, w którym żyjemy, i zrobić jakiś lepszy?
— Co to znaczy „lepszy”? Proszę o konkretne wskazówki.
— Ba!
Po tym ostatnim okrzyku na małej plażyczce nad zatoką zapanowała cisza. Po długiej chwili rozległo się głębokie westchnienie i zabrzmiał cichutki szept:
— Więc tylko my sami moglibyśmy…
— Chodzi ci o takie urządzenie waszego świata, żeby każdy czuł się szczęśliwy?
— No…
— Tak. Tylko wy sami.
— Hej, ty tam! dobiegł Bolka w tym momencie głos babci Miłej. — Znałam kiedyś pewnego pana, który zwykł mawiać: „najlepiej nie robić nic, nic, nic… a potem sobie odpocząć”. Ten pan oczywiście gdzieś pracował, zanim go nie wylali. Nie wiem, co się z nim teraz dzieje, wiem za to na pewno, że znalazłby w tobie godnego kompana. Chodź tu natychmiast i przynajmniej nakryj stół do kolacji!
— Świecie, świecie! — mruknął z przyzwyczajenia chłopiec. Następnie odwrócił się i zaczął iść w stronę obozowiska. W pewnej chwili przystanął. — Halo, Jeden-Jeden i ileś tam, zrób tak, żeby stół był już na… a właściwie nie! — żachnął się nagle. — Nie! Ile w końcu może być tych światów?!
Noc bogów, łudzi i gwiazd
— Nie uważasz, że powinniśmy jeść troszeczkę mniej — rzekł półgłosem pan Henryk Milej. — Odnoszę wrażenie, że nie tylko spodnie, lecz nawet kąpielówki stają się ciasnawe…
— To dlatego że twoja matka tak znakomicie gotuje — odpowiedział poważnie archeolog. — Ale nie martw się. Nie tak dobrze nie wpływa na linię, jak nurkowanie. Dzisiaj na pewno nie przybrałeś na wadze. Najpierw jaskinia, potem praca pod rufą tego statku. Jutro wyskoczę tylko na kilka godzin, żeby zawiadomić Instytut o naszych odkryciach, a potem już całymi dniami będziemy siedzieć pod wodą. Zanim zbadamy jaskinię i całą okolicę, staniesz się tak samo smukły jak twój syn.
Ojciec Bolka zaśmiał się, po czym powiedział: — Swoją drogą bajeczne są te znaleziska. Ja naturalnie nie jestem w stanie ocenić ich naukowej wartości. Ale nie masz pojęcia, jak bardzo intryguje mnie fakt, że w jednym miejscu, na wysepce nie wymienionej w żadnym źródle historycznym, odkryliśmy przedmioty pochodzące z tak różnych obszarów i kultur. Tabliczki są, jak sam stwierdziłeś, sumeryjskie, wazy w skrzyni chyba egipskie…
— Na pewno egipskie — przerwał zdecydowanie Andreas Uranis.
— Właśnie. Ale już te naczynia, które wygrzebaliśmy z piasku, są zupełnie inne…
— Pochodzą z Krety. Sądzę, że z okresu wczesnominojskiego — przerwał znowu archeolog. — Wskazywałyby na to ich zdobienia. Niegdyś musiały być żółto-białe.
— Z Krety? No widzisz. A z kolei amfory są z całą pewnością późniejsze i greckie, choć wyglądają tak, jakby i one powstały w różnych okresach i różnych warsztatach garncarskich. O czym by to miało świadczyć?
— Odpowiem ci po zakończeniu szczegółowych badań — rzekł z zadumą pan Uranis. — A może nigdy ci nie odpowiem? Może dopiero za kilka, kilkanaście czy kilkadziesiąt lat ktoś inny odkryje i odczyta starożytny tekst kreteński, sumeryjski lub egipski, zawierający opis naszej Klio i historię żeglarzy, których statki walczyły ze sobą u jej brzegów bądź zostały zaskoczone przez burzę. Albo nikt nigdy nie natrafi na taki tekst i pochodzenie skarbów znalezionych przez nas w jaskini powiększy liczbę nie rozwiązanych zagadek, od jakich roi się w archeologii i w ogóle w naukach badających przeszłość człowieka. Kto to może wiedzieć?
Cała rozmowa toczyła się na skraju polanki, za namiotami. Był już wieczór. Na niebie, na którym nie pozostało śladu po niedawnej burzy, lśniły miliony gwiazd tak jasno i blisko, jak nigdy. Właśnie te gwiazdy, świeże powietrze, a także wrażenia minionego dnia nie pozwoliły Bolkowi zasnąć. Dlatego i on wyśliznął się z namiotu. Nie chcąc jednak, aby go zauważono, udał się nie w stronę plaży, lecz ku strumykowi spływającemu w dolinkę. Usiadł na jednym z głazów i tam wysłuchał dialogu, jaki wiedli ze sobą ojciec i pan Uranis. Mógłby tak słuchać przez całą noc. Jednak archeolog westchnął, po czym powiedział:
— No, Enryku, nie wiem jak ty, ale ja powinienem pójść spać. Chciałbym wypłynąć przed świtem, żeby jak najwcześniej wrócić i przed zachodem pobuszować jeszcze trochę pod wodą. Może i ty spróbowałbyś oddać się już w opiekę Morfeuszowi?
— Naturalnie — przystał dziennikarz. — Choć prawdę mówiąc, nie jestem senny. Ale będę liczył barany.
— Możesz spróbować. To powinno ci zresztą zapewnić przyjemne sny. Barany mamy bardzo ładne.
Ojciec odrzekł coś, czego Bolek już nie dosłyszał. Obaj panowie odeszli powoli w stronę namiotów.
Chłopca otoczyła zupełna cisza. Słychać było jedynie szum morza. Ale taki szum także należy do ciszy. Podobnie jak szelest liści na drzewach czy granie pasikoników w upalne popołudnie.
Bolek uniósł głowę i patrzył w gwiazdy. Ileż ich jest! Pomyśleć, że każdy złoty punkcik to ogromne, wybuchające słońce, na ogół znacznie większe od tego, które daje światło i życie Ziemi. Jedna z tych gwiazd… co najmniej jedna, posiada planety i zamieszkany świat sprawiający wrażenie, jakby był cały wtopiony w kryształ. Stamtąd przyleciał statek z czarną piłeczką, dzięki której Bolek mógł najpierw pokonać tego nieznośnego Augusta, potem „wyleczyć” babcię i przenieść się z miasta od razu na Klio, potem rozmawiać z Eli i Pelosem po angielsku lub grecku, jakby znał te języki od urodzenia, potem cudownym sposobem sprowadzić sprzęt do nurkowania… A jeszcze złożyć wizytę olimpijskim bogom.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Tysiąc i jeden światów»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Tysiąc i jeden światów» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Tysiąc i jeden światów» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.