Bohdan Petecki - Bal na pięciu księżycach

Здесь есть возможность читать онлайн «Bohdan Petecki - Bal na pięciu księżycach» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1988, Издательство: Nasza Księgarnia,, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Bal na pięciu księżycach: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Bal na pięciu księżycach»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

„Wtedy to do akcji niespodziewanie wkroczył Din. Błyskawicznie wyciągnął z kieszeni cudem uratowany aparat Irka, przyklęknął na jedno kolano i zawołał:
— Jeszcze krok, a strzelę! Mam miotacz!
Zbir stanął. Ale Din mimo to strzelił. Strzelił i trafił. Zdjęcie, które wtedy powstało, krążyło potem po bazach i osiedlach planetarnych, dostarczając wszystkim niezrównanej uciechy.”

Bal na pięciu księżycach — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Bal na pięciu księżycach», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Jeśli nie miałby pan nic przeciwko temu — bąknął nieśmiało chłopiec. — Ojciec nie wie, co się ze mną stało, i teraz pewnie… — urwał.

Chciał powiedzieć „boi się o mnie”, ale w zestawieniu z tym, co widział przed chwilą, określenie „boi się” zabrzmiałoby jakoś… fałszywie. Ten stary człowiek mówił przed chwilą o strachu. Ale przecież grubas naprawdę nie odczuwał strachu. To było sztuczne… po prostu, bezwiednie, połknął specjalną pigułkę…

— No cóż, idź, idź — szczęśnik machnął ręką. — Ubierz się w śluzie… Zresztą odprowadzę cię.

— A może — dobra wola dziwacznego gospodarza obudziła w chłopcu wyrzuty sumienia — może jednak pomógłbym panu posprzątać? — wskazał oczami rozsypane pudełka.

— O, co to, to nie! — wspaniałomyślna oferta Irka została odrzucona stanowczo i nieodwołalnie, — Narobiłbyś mi tylko bałaganu. Sam posprzątam i będę mieć znowu idealny porządek jak przedtem. No, chodź — podbiegł do wyjścia i otworzył pancerne drzwi. — A tego… — zająknął się — nie mów na razie profesorowi Bodrinowi, że u mnie byłeś. Sam z nim porozmawiam. Ale przedtem wprawię go w dobry humor. Już byłbym to zrobił, gdyby nie ten przeklęty puszkorób. Nie powiesz? — spytał, kiedy chłopiec przechodził obok niego, wkraczając do mrocznej komórki śluzy.

Irek już miał na końcu języka zapewnienie, że nie piśnie słówka nikomu, jednak po namyśle rzekł:

— Może ojcu… Będę mu musiał wyjaśnić, dlaczego mnietak długo nie było.

— Ojcu ewentualnie możesz. A teraz wynocha! No, szybko!

— Przecież się ubieram — mruknął z urazą chłopiec, mocując swój kask, który znalazł w śluzie, do kryzy skafandra.

— Kokosisz się, że aż przykro patrzeć! Poczekaj. Tego… hm… umiesz otworzyć zewnętrzne drzwi śluzy?

— Mieszkam na Marsie.

— A… masz dosyć powietrza?

Chłopiec zerknął na wskaźnik pod okapem hełmu.

— Wystarczy na całą dobę.

— Wszystko działa sprawnie? Klimatyzacja? Łączność?

— Tak, skoro mogę z panem rozmawiać…

— Prawda, prawda. Wiesz, dokąd iść? Nie wiesz — odpowiedział sam sobie, jakby zaraził się tym obyczajem od Mammy. — Gdy opuścisz pracownię, spojrzyj na wschód. Zobaczysz światła bazy. Nie wracaj do „Pięciu Księżyców”, bo zabłądziłbyś w górach. Przez jaskinię da się iść tylko stamtąd do nas. W przeciwną stronę nie. Szyb jest za stromy i za śliski. Idź prosto do bazy. Oni będą wiedzieli, co z tobą zrobić. Zrozumiałeś?

— Tak, proszę pana — odpowiedział grzecznie Irek, myśląc, że z pewnością bardzo by polubił tego dziwnego staruszka, który mógłby być jego dziadkiem, a przynajmniej bratem dziadka. Przecież on tylko udawał zjadliwego zrzędę…

— No, to wynocha! Sio! Sio! — zakończył rozmowę dziwny staruszek.

Obaj mężczyźni stali w milczeniu, ciągle jeszcze spoglądając w niebo, tam gdzie zniknęła im z oczu świetlista smuga przypominająca kometę. Byłaby to jednak przedziwna kometa. Jej osobliwość polegała na tym, że wznosiła się coraz wyżej ku zamglonym gwiazdom i że leciała znacznie szybciej niż jakiekolwiek ciało niebieskie nie wyłączając spadających, rozpędzonych meteorytów.

— Czy… czy to był o n? — spytał wreszcie nieswoim głosem Geo Dutour.

Doktor Skiba zagryzł wargi. Po chwili skinął twierdząco głową.

Ratownik westchnął.

— Nie mówiłeś mi, że on ma taki napęd.

— Sam o tym zapomniałem — ojciec Irka odchrząknął i dodał pozornie od rzeczy: — Jestem konstruktorem rakiet dalekiego zwiadu. Czy twój automat na pewno przesłał prawidłową formułkę wezwania?

— RXdwa! Powtórz wysłany kod — rzucił Dutour. Aparat wiszący nieruchomo nad nimi spełnił polecenie. Wezwanie było sformułowane dokładnie tak, jak powinno.

— Nie rozumiem, co się stało — rzekł głucho doktor Skiba.

Znowu zapadła cisza. Przerwał ją w kilka sekund później głos nowego automatu.

— Tu.RXcztery. Ląduję.

— RXcztery, nie wzywałem cię — Dutour zmarszczył brwi.

— Tu RXdwa — usłyszeli w odpowiedzi. — RXcztery jest pilotowany przez człowieka.

Automat osiadł na skalnej półce. Nad otwartą klapą włazu widniała głowa uzbrojona w kask.

— Jestem — zameldował się pilot głosem Ini. — Truszek zniknął. Czy coś się stało? — dziewczyna zeskoczyła z pojazdu i szła w stronę ojca.

— Uważaj!

Ostrzeżenie Dutoura przyszło w samą porę. Inia nie patrzyła pod nogi. Tylko krok dzielił ją od czarnego otworu studni. Stanęła. Doktor Skiba podbiegł i chwycił ją za rękę.

RXcztery, wysadziwszy pasażera, wzbił się w górę i zawisł obok trójki pozostałych automatów. Inia spoglądała w głąb rozpadliny. Wreszcie wyprostowała się i spojrzała na ojca.

— Czy ci dwaj, którzy uciekali, wpadli tutaj?

— Nie oni. Irek. Przynajmniej tak przypuszczamy. Nigdzie go nie ma — Dutour mówił umyślnie zwięźle, spokojnym tonem.

— Irek? Jak to: Irek?! — przeraziła się Inia. — A gdzie ten uczony. Robinson, i jego syn?

— Musieli wrócić do bazy.

— No, a Truszek? Myślałam, że to wy go wezwaliście, i dlatego przyleciałam. Byłam w pokoju, kiedy on nagle wystartował. Zajrzałam jeszcze do dyspozytorni. Chciałam się z wami skontaktować, ale pan Kozula powiedział, że centrala łączności „Pięciu Księżyców” jest chwilowo nieczynna. To znaczy, czynna, tylko nie dla mieszkańców gwiaździńca. Podobno jej nadajniki wspomagają anteny bazy, która nadal usiłuje odzyskać kontakt z zaginioną ekipą.

— Poczekaj… — przerwał jej Dutour. — Poczekaj… powtórzył patrząc pytającym wzrokiem na doktora Skibę. — W takim razie, jak to możliwe…

— …że Truszek odebrał nasze wezwanie — podchwycił konstruktor. — Jeśli centrala przyjmuje tylko sygnały przeznaczone dla bazy?…

— Myślicie — głos Ini drżał lekko — myślicie, że wezwał go ktoś inny?

Dutour potrząsnął z niedowierzaniem głową, ale nic nie powiedział.

— Tak czy owak, tutaj nic nie wystoimy — doktor Skiba starał się, jak mógł, aby jego głos brzmiał spokojnie i pewnie. — Faktem jest, że Truszek zniknął. On jeden potrafiłby odnaleźć Irka, jest przecież jego automatem opiekuńczym specjalnie tak zaprogramowanym, aby zawsze natychmiast reagował na hasło zastrzeżone dla mojego syna. l Truszek zareagował na wezwanie, tylko że zamiast pod ziemię, poleciał w kosmos. Tam Irka nie ma. Nie wierzę, żeby ci, których goniliśmy, byli wysłannikami innej gwiezdnej cywilizacji i żeby odlecieli, zabierając przy okazji także ziemskiego chłopca. Takie rzeczy są dobre w filmach fantastycznych. Jedyne, co teraz możemy zrobić, to udać się natychmiast do bazy. Jeśli oni koordynują łączność na całym globie, to może będą wiedzieli, co zrobić, aby nawiązać kontakt z Irkiem, a przynajmniej, na razie, z Truszkiem.

— Do bazy… — szepnęła cichutko Inia.

— Zgadzam się — Dutour skinął energicznie głową. Nie możemy dłużej stać bezczynnie. — Zadarł głowę do góry. — RXdwa, RXtrzy, RXcztery, do lądowania. Zabierzecie nas. W ten sposób będzie szybciej — zwrócił się do Ini i jej ojca. — W drogę!

Din wszedł na płaski odłamek skały, który osunął się ze stromego zbocza. Jakiś czas obserwował majaczące przed nim białe, jajowate budyneczki, po czym powiedział:

— Tato, tu ja. Tato, mówi Din. Słyszysz mnie? Umyślnie nie używał stereotypowego kodu, wiedząc. że baza czeka na głosy z kosmosu. Nie chciał nikogo wprowadzać w błąd… choćby na ułamek sekundy.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Bal na pięciu księżycach»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Bal na pięciu księżycach» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Prosto w gwiazdy
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - W połowie drogi
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Tylko cisza
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Pierwszy Ziemianin
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Operacja Wieczność
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Messier 13
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Królowa Kosmosu
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Strefy zerowe
Bohdan Petecki
Отзывы о книге «Bal na pięciu księżycach»

Обсуждение, отзывы о книге «Bal na pięciu księżycach» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x