Bohdan Petecki - Bal na pięciu księżycach

Здесь есть возможность читать онлайн «Bohdan Petecki - Bal na pięciu księżycach» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1988, Издательство: Nasza Księgarnia,, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Bal na pięciu księżycach: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Bal na pięciu księżycach»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

„Wtedy to do akcji niespodziewanie wkroczył Din. Błyskawicznie wyciągnął z kieszeni cudem uratowany aparat Irka, przyklęknął na jedno kolano i zawołał:
— Jeszcze krok, a strzelę! Mam miotacz!
Zbir stanął. Ale Din mimo to strzelił. Strzelił i trafił. Zdjęcie, które wtedy powstało, krążyło potem po bazach i osiedlach planetarnych, dostarczając wszystkim niezrównanej uciechy.”

Bal na pięciu księżycach — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Bal na pięciu księżycach», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Irek przeciągnął się, aż mu w kościach zatrzeszczało. Jak to cudownie mieć znowu przed oczami otwarty ląd, a nad głową niebo. Niebo ponure, ciemne, ale mimo wszystko niebo, z zamglonymi gwiazdami i rąbkiem wystającej zza horyzontu tarczy Europy, sąsiedniego księżyca Jowisza.

Minął zasłaniającą wejście skałę i rozejrzał się. Na wprost, nad widnokręgiem, pełgało nikłe światełko w kształcie otwartego parasola. A więc to tam jest ta baza, w której profesor Bodrin i jego rudy, tykowaty asystent usiłują odzyskać utraconą łączność z jakąś ekipą. Niezbyt daleko, ale zawsze z pół godziny dobrego marszu. Natomiast znacznie bliżej, a właściwie zupełnie blisko, znajdowały się nie mniej ciekawe obiekty.

Otwór jaskini leżał mniej więcej w połowie zbocza prowadzącego z równiny do podnóża pionowych skał. U stóp tego zbocza przycupnęły dwa nieduże białe budyneczki podobne z góry do przekrojonych purchawek. Stały tuż obok siebie, zapewne nakryte jedną, wspólną strefą ochronną i na pewno zamieszkane. Świadczyły o tym świecące nad drzwiami lampki.

Irek zauważył wygodną ścieżkę biegnącą zakosami, z miejsca gdzie stał, do pierwszego budyneczku, postanowił jednak skorzystać z krótszej drogi. Zgasił reflektor i zaczął zbiegać po stromym zboczu. Niestety? Zbocze okazało się zbyt strome. Po paru zaledwie krokach nie biegł już, lecz spadał. Kamienie uciekały mu spod nóg, jechał w dół coraz prędzej, prędzej, aż nagle ujrzał oślepiający blask, po którym pod powiekami pozostały mu wirujące złote płatki. Tracąc już przytomność, uświadomił sobie, że ten błysk zajaśniał jedynie wewnątrz jego własnej, biednej głowy, która z całym rozpędem trafiła w niewidoczną, ale twardą jak beton ścianę. Osuwając się powoli, jak na zwolnionym filmie, do stóp zdradzieckiej przeszkody zdołał jeszcze z pretensją i żalem wyszeptać:

— Znowu?… — po czym ogarnął go mrok gęstszy i ciemniejszy od tego, który panował na powierzchni Ganimeda, pod jego rdzawofioletowym niebem skąpo wyszywanym bladymi gwiazdami.

Nieszczęsny wnuk szczęśnika

Potwór wyskoczył z jaskini i rzucił się na Maię. Dziewczyna nie zdążyła nawet krzyknąć. A!e Irek i tak był szybszy. Odbił się od skały, na której stał, wykonał w powietrzu popisowe salto i wylądował przed napastnikiem.

Potwór wyglądał strasznie. Mnóstwo przegubowych nóżek, zakończonych zakrzywionymi hakami, unosiło kadłub w kształcie dysku. Ten kadłub płonął żywym ogniem, a z płomieni wychylała się koszmarna głowa z zębatą paszczą. Na głowie potwora sterczał wysoki, czerwony kaptur.

W dłoni Irka zalśnił miotacz. Chwilę później bestia osunęła się bezwładnie na kamienie. Chłopiec podszedł do powalonej poczwary i trącił ją koniuszkiem buta.

— No, tak — powiedział niedbałym tonem. — To by było to. A teraz zaprowadzę cię do Mammy. Kto wie, czy tu gdzieś nie grasuje jeszcze parę innych, równie zabawnych zwierzątek.

Dziewczyna uniosła głowę i spojrzała na niego tak, jak jeszcze nigdy żadna dziewczyna nie patrzyła na swego wybawcę. Bohater uśmiechnął się.

— Hi, hi, hi! — usłyszał w odpowiedzi.

Chłopiec osłupiał. Teraz dopiero zauważył, że i on, i Maia są bez skafandrów, chociaż oboje stoją u stóp dzikich gór na dzikim Ganimedzie.

— Hi, hi, hi! — powtórzyła dziewczyna i zniknęła.

— Hej! — zawołał bohater. — Co to znaczy?! Kto się śmieje?!

Zrobiło się zupełnie ciemno. Irek mocno potarł palcami powieki i… otworzył oczy. Oślepiło go światło, więc przymknął je z powrotem, ale tylko na chwilę. To. co zdążył przez ten ułamek sekundy zobaczyć, było bowiem zbyt frapujące…

Patrzył prosto w górę. Patrzył w górę, a więc widać sam leżał na plecach — jak ten powalony potwór, o ile, oczywiście, potwory miewają plecy. A tuż nad nim zawisło blade, pomarszczone oblicze starego mężczyzny wykrzywione zgryźliwym uśmieszkiem.

— Gdzie jestem? — wyksztusił Irek.

— U mnie. Hi, hi, hi!…

Niezaprzeczalna zwięzłość tej odpowiedzi stanowiła, niestety, jedyną jej zaletę.

— Co to znaczy: u mnie? l dlaczego pan się śmieje? Irek bardzo się starał, aby jego głos zabrzmiał surowo i godnie.

— U mnie to u mnie — wyjaśnił stary. — A śmieję się z twojej miny. Miałeś piękne sny, co? Wyglądałeś jak rozanielone cielę.

Irek milczał przez chwilę, po czym rzekł lodowatym tonem:

— Chciałbym wstać.

— Ależ proszę, proszę! Czuj się jak u siebie w domu… hi, hi, hi!

Twarz zniknęła. Chłopiec ujrzał nad sobą wklęsły strop, pod którym biegły wiązki kolorowych kabli.

„A więc ów potwór i ocalenie Mai to był sen… Oczywiście, że sen. No tak, ale czemu ja właściwie spałem? — zadał sobie w duchu pytanie. — Do tego tutaj?…”

Usiadł. Pierwszą rzeczą, jaką zobaczył, były jego własne nogi tkwiące w białych próżniowych butach. Odruchowo sięgnął ręką do głowy, żeby się przekonać, czy ma na sobie kask. Kasku nie było, za to w odpowiedzi na ten ruch obudził się pod jego czaszką jakiś świerszczyk i zaczął wygrywać natrętną, jednostajną melodię. Robił to jednak tak, żeby nie sprawiać tym graniem bólu.

Irek rozejrzał się. Siedział na rozłożonym fotelu, wewnątrz niewielkiej, okrągłej salki nakrytej kopulastym sufitem. Wzdłuż ścian ciągnął się pierścień połączonych ze sobą stolików zastawionych najrozmaitszymi naczyniami o przedziwnych kształtach. Były tu także dwa czy trzy małe ekrany nad czymś, co od biedy przypominało pulpit komputera. Pośrodku umieszczono owalny stół, na którym leżały sterty arkusików folii, jakieś pudełeczka, narzędzia, skrawki szmatek o spłowiałych barwach wreszcie dwa najzwyklejsze talerzyki i wielki kubek z uszkiem.

W głębi, za stołem, z wąskiej, nie domkniętej szafy wyzierały rękawy i nogawki bezładnie poupychanych kombinezonów.

— Podoba ci się u mnie? Hi, hi, hi!…

Chłopiec odwrócił głowę. Starzec siedział na czymś w rodzaju odwróconego wiadra i uśmiechał się szyderczo. Irek już chciał mu powiedzieć, co myśli o ludziach mieszkających w śmietniku, ale otworzył tylko usta, potrzymał je chwilę otwarte i bez słowa zamknął je na powrót.

Postąpił tak z trzech powodów.

Po pierwsze, zauważył, że jego gospodarz ma na sobie obcisły czarny kostium, a jego głowę zdobi rozwichrzona, biała jak mleko czupryna. Odgadł, kogo ma przed sobą, a to z kolei sprawiło, że w ułamku sekundy przypomniał sobie wszystko, co poprzedziło jego niezwykłe przebudzenie. Po drugie, twarz tego człowieka wydała mu się nagle znajoma. Wreszcie po trzecie, zdał sobie sprawę z tego, że naprawdę mu się tutaj podoba. Wszystko, na co patrzył, sprawiało mu przyjemność.

— A właśnie, że mi się podoba — stwierdził niespodziewanie dla samego siebie.

— No, myślę, hi, hi, hi! — zaśmiał się człowiek, który po kryjomu wtargnął do „Pięciu Księżyców”, ukrywszy przedtem głowę i twarz pod czerwonym kapturem. — Dałem ci pigułkę na zadowolenie. Nic cię nie boli, prawda?

— Nie boli… — mruknął bezwiednie chłopiec. — Pigułkę? ~ zmarszczył brwi. — Jaką pigułkę?

— Na dobry humor. Dlatego miałeś taką zachwyconą minę, zanim się zbudziłeś. Ofiarowałem ci piękne sny. Sny były istotnie piękne, ale Irek już o nich zapomniał.

— Nigdy nie słyszałem o takich pigułkach — powiedział.

— Bo to mój wynalazek — w głosie starego zabrzmiała duma. — Jestem uczonym. Szczęśnikiem.

— Czym? Kim?!

— Szczęśnikiem. Szczęśnik — specjalista od szczęścia. Jak fotonik od fotoniki, elektryk od elektryczności i tak dalej. Rozumiesz?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Bal na pięciu księżycach»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Bal na pięciu księżycach» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Prosto w gwiazdy
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - W połowie drogi
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Tylko cisza
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Pierwszy Ziemianin
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Operacja Wieczność
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Messier 13
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Królowa Kosmosu
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Strefy zerowe
Bohdan Petecki
Отзывы о книге «Bal na pięciu księżycach»

Обсуждение, отзывы о книге «Bal na pięciu księżycach» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x