Na jej tle Darek wydał się sobie surowy i niezgrabny. Ot, dzikus, przywieziony do wspaniałego filmowego atelier wprost z najdalszego zaułka układu planetarnego i od razu postawiony przed kamerami razem z najsłynniejszą gwiazdą. Być może rzeczywiście na jej tle wypadł nieco blado. Rzecz w tym jednak, że zgodnie z koncepcją autorów filmu tak właśnie miał wypaść. Przecież był zagubionym w teoretycznych roztrząsaniach naukowych, zniewieściałym mieszczuchem, który przypadkiem znalazł się w dziwnym świecie planet i satelitów, podczas gdy ona…
Ale Darek po prostu zapomniał o tym, że gra akurat kogoś takiego. Toteż kiedy wreszcie kamery stanęły, kiedy zgasły reflektory, a zapaliły się zwykłe lampy, i kiedy sala zabrzmiała nagle od oklasków, sam — zupełnie bezwiednie — zaczął bić brawo.
— Tego już za wiele — zagrzmiał Lwizwis. — Panie Adamie, niech pan powie temu młodemu artyście, że skromność jest jedną z dróg do wielkości.
Adam zaśmiał się głośno. Darek znieruchomiał. Pobiegł wzrokiem do złocistej i ujrzał jakąś obcą, kwaśną twarz. Piękne usteczka były wykrzywione w podkowę. Z jasnych, błękitnych oczu pozostały wąziutkie szparki jak u śpiącego kota. Tylko że ten kot nie spał.
— Tak ci się podobało? — zasyczał głosik, który jeszcze kilka sekund temu sypał perełkami najszlachetniejszych dzwonków. — On zdaje się uwierzył w siebie — ciągnęła Sonia, w dal szym ciągu nie patrząc na nic ani na nikogo. — To zresztą dobrze. Każdy naprawdę wielki aktor musi wierzyć w siebie…
Brawa umilkły. Ktoś wprawdzie jeszcze klaskał, ale zagłuszył to chóralny śmiech. Darek odczekał, aż w sali zrobi się nieco ciszej, po czym powiedział:
— Nie wiem, jak kto, ale ja biłem brawo tobie. Bardzo mi się podobałaś, nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo. Cały czas się dziwiłem, że gram razem z tobą.
Sonia siedziała jeszcze chwilę bez ruchu, wreszcie podniosła się z fotela i podeszła do Darka. Stanęła przed nim i westchnęła głęboko.
— Wszyscy mówią, że mam wstrętny charakter — oznajmiła bez żadnych wstępów i bez uśmiechu — i obawiam się niekiedy, że mają trochę racji. Naprawdę bywam rozkapryszona i złośliwa, prawda, ciociu? — zwróciła się rzeczowo do Barbary, która patrzyła na swoją pupilkę z wyrazem ostatecznego osłupienia, najwyraźniej nie wierząc własnym uszom. — Trzeba ci wiedzieć, że ja naprawdę chcę zostać aktorką. I nie zwracaj uwagi na to, co mówię. Zobaczysz, że film się uda. Przepraszam.
To „przepraszam” nie wypłynęło, tylko wionęło z różanych usteczek przyszłej gwiazdy. Chłopiec chciał coś odpowiedzieć, ale nie mógł znaleźć słów. Zdołał tylko zareagować nikłym, wodnistym uśmiechem.
Nie przestał się tak uśmiechać nawet wtedy, kiedy Sonia, skończywszy swoje wystąpienie, ponownie przybrała nieobecny wyraz twarzy, opadła na fotel i po dawnemu zmrużyła oczy.
— Dziewczyno — odezwał się zachwycony Lwizwis — dziewczyno, będziesz wielką gwiazdą! Ja ci to mówię!
— Brawo, brawo, brawo! — zapiszczał Werwus, podskakując w miejscu.
Ten ruch spowodował katastrofalne skutki. Jedno z dwojga — albo lśniąca fioletowa kurteczka była zbyt ciasna, jak na to, co w nią wtłoczono, albo też brzuch kierownika produkcji był zbyt pękaty, jak na jego kurteczkę. Dość że po ostatnim „brawo”, któremu towarzyszył dziarski podskok, rozległ się przeraźliwy trzask i fioletowa kurteczką dokładnie rozpołowiona spłynęła na podłogę. Grubas przeszedł natychmiast od entuzjazmu do rozpaczy. Schylił się posapując boleśnie i zgarnął części swej garderoby, próbując z powrotem uzyskać z nich jedną całość. Incydent ten przeszedł jednak nie zauważony.
— A nie mówiłem?! — wykrzyknął pewnym siebie głosem Grath. — Im nie trzeba niczego wyświetlać, wyobrażą sobie wszystko, co tylko zechcą!
Te słowa przypomniały Darkowi o Bo. Kamerzysta milczał. Tkwił przy swojej wygaszonej już aparaturze i jakimś dziwnym wzrokiem spoglądał na Joego Gratha. Nie zauważył nawet że tuż obok stanął Mammea i jeszcze ktoś. Ktoś obcy.
Niepozorny — przygarbiony bardziej niż zwykle — zrobił kilka kroków w stronę Darka. Za nim ruszył obcy. Chłopiec zdążył zauważyć, że jest to wysoki, szczupły mężczyzna w dziwnie skrojonej bluzie. Jego ciemne włosy zaczynały się już srebrzyć na skroniach, ale twarz miał młodą, pełną, z mocnym, niemal kwadratowym podbródkiem.
Dalszą obserwację obcego uniemożliwił chłopcu Mammea.
— Słuchaj, Darku — powiedział niepozorny niepozornym tonem — przed rozpoczęciem zdjęć wspomniałeś coś o tych obiektywach. Czy naprawdę wydaje ci się, że je widziałeś?
Po tych słowach Mammei ruchliwe oblicze Gratha stężało, szpakowaty nieznajomy pochylił się do przodu i bacznie czekał na odpowiedź, twarz Bo Ytterby'ego przybrała barwę kredy.
— Panu chodzi o obiektywy fantomatycznę? — zabrzmiał głos Adama i chłopiec aż się zdziwił, ile serdecznego rozbawienia pomieszanego z nie udanym lekceważeniem potrafił reporter zawrzeć w tym swoim głosie. — Gdzież niby miałby je widzieć? Poza tym dam głowę, że Darek nigdy w życiu nie zetknął się z żadną aparaturą fanto-matyczną, więc jakim cudem mógłby ją rozpoznać. A może się mylę, Darku?
W tym momencie chłopiec raz na zawsze darował Adamowi wszystkie dawniejsze i przyszłe ka-wały. Jego serce przepełniło uczucie wdzięczności.
— Nie, stryju — odpowiedział lekko zachrypłym głosem. — Nigdy nie widziałem…
— No, proszę! — triumfował Adam. — A zresztą, odnoszę wrażenie, że pan Joe ma rację. Im niepotrzebna fantomatyka. Nawet nie przypuszczałem, że chowamy w domu prawdziwego aktora. Oczywiście, daleko mu jeszcze do Soni, ale coś niecoś jednak potrafi. To pewnie po mnie — zakończył.
Atmosfera została rozładowana. Mammea rad nierad uśmiechnął się blado i wycofał tyłem za kamery. Szpakowaty także rozjaśnił twarz w uśmiechu. Tylko operator jeszcze przez dłuższą chwilę patrzył obojętnym wzrokiem w sufit, jakby działo się tam akurat coś niebywale frapującego. Wreszcie spuścił głowę i, zapewne przypadkiem, spojrzał w stronę Bo. Jego wzrok spotkał się ze wzrokiem kamerzysty, którego twarz nadal była biała jak świeżo spadły śnieg.
Z korytarza dobiegł szybki tupot nóg. Do sali wpadł Marek, a tuż za nim Anna.
— Brawo! — zawołał zdyszanym głosem chłopiec, Podbiegł do Darka i zaklaskał głośno. — Widzieliśmy was! Tata włączył podgląd… zamiast obserwować planetoidy. Ona grała jak… jak… — zająknął się wbijając zachwycony wzrok w omdlałą złotowłosą.
— Jakby całe życie nie robiła niczego innego — dopowiedziała Anna, zbliżając się do dziewczyny. — To będzie bombowy film!
— Jeśli o mnie chodzi — wycedziła Sonia — zrobię, co będę mogła. Nie wszystko jednak zależy ode mnie.
Nastała chwila ciszy. Anna zmieszała się.
— Chciałam tylko powiedzieć — mruknęła z urazą — że bardzo nam się podobałaś. A mój braciszek po prostu oszalał.
Po tej niefortunnej niedyskrecji Marek — nie wiadomo dlaczego — odwrócił się nagle tyłem do Darka.
— Wszystkim nam się podobali — rzucił pojednawczo Lwizwis. — No, na teraz dosyć. Przejrzymy taśmy, a wy idźcie sobie odpocząć. Po południu dalszy ciąg. Chodź, Knut — zwrócił się do grubasa, który nadal przyciskał do piersi połówki swojej kurteczki, widać medytując, jak by tu do prowadzić ją do pierwotnego stanu — pomyślimy o scenerii startu. Przecież oni lecą dzisiaj w nieznane.
Lwizwis myślał oczywiście o filmie, ale jego słowa okazały się prorocze. Tylko że tego nie mógł przewidzieć ani Darek, ani Anna, ani Adam, ani w ogóle żadna z osób. czy osóbek obecnych w tej sali. Może to i dobrze, bo inaczej oświadczenie Lwizwisa nie zostałoby przyjęte z takim entuzjazmem.
Читать дальше